Pierwszy mecz polskiego zespołu w europejskich pucharach i już można mieć dość. Przyjechały ogórki, od pierwszych minut było widać, że w piłkę grać nie potrafią, a cztery celne podania z rzędu widziały jedyny raz na obiedzie – jak podawali sztućce – natomiast Legia i tak nie mogła się po nich przejechać. Trzeba był męczyć bułę. Inaczej nie można, to jest pewne jak amen w pacierzu.
Zobaczcie tylko na inne wyniki z tamtego dnia.
- Karabach – Sileks 4:0
- Dynamo – Astana 6:3
- Celtic – Reykjavik 6:0
- Crvena – Europa 5:0
Każdy zespół, który grał u siebie i zobaczył, że naprzeciwko stoi rywal do złojenia, to po prostu go łoił. Nie było gadki o początku sezonu, o braku zgrania, o braku czucia gry, o defensywnym nastawieniu przeciwnika. Nie. Mieli frajera, to go lali, aż tamten prosił o litość. Tylko Polska jak zwykle musi być niezwykle gościnna i to jest fajne, gdy mówimy o turystyce, ale to jest już mniej fajne, gdy mówimy o piłce nożnej.
Słyszałem argumenty, że Irlandczycy z Północy nastawili się bardzo defensywnie. Ale to co, ktoś sądzi, że Europa FC pojechała do Serbii i zagrała 2-5-3, pressowała na całym boisku, chcąc grać piękny dla oka futbol? Ktoś wierzy, że Sileks wszystkie bramki stracił z kontry? No z całą pewnością tak nie było, stali w szesnastce, tak jak stało Linfield w Warszawie. Tyle że u nas trzeba piłkę siedemnaście razy dotknąć, zanim się poda, więc nic dziwnego: trudno było strzelić więcej niż jedną bramkę.
Gadki o tym, że sezon się dopiero zaczął, też nie kupuję. Dla mnie sezon zaczął się w momencie, gdy restartowaliśmy ligę po pandemii. Przerwa była króciutka, granie zaczęliśmy bardzo szybko, a zacząć mieliśmy jeszcze szybciej, gdyby spotkanie Legii z Cracovią doszło do skutku. Ludzie, przerwę to mieliście, jak siedzieliście na dupie w domach, bo była ogólnokrajowa kwarantanna. Teraz chwilka przerwy i powrót do gry. Zapomnieliście przez dwa-trzy tygodnie, jak się kopie piłkę?
Prędzej nigdy nie pamiętaliście.
Nie wiem, co z Legią będzie dalej w tych pucharach, ale wiem, co mówiło się w podobnej sytuacji rok temu. Tam też Gibraltarczycy mieli być tylko chwilowym problemem, Finowie jeszcze krótszym, a Grecy już próbą generalną. No przecież wychodziło, Legia przechodziła dalej, nic nie stało na przeszkodzie, żeby Rangersów ograć. A jednak! Pierwsza lepsza poważna drużyna zmierzyła się z Legią i wyrzuciła ją za burtę.
Trudno więc ten wynik lekceważyć, jeśli kojarzy się tak niedaleką historię. Natomiast jeśli Legia powtórzy swoje ostatnie wyniki z eliminacji do pucharów – bo nie z pucharów – wstyd będzie jeszcze większy. Ten zespół ma komfort, bo nie było wyprzedaży, a ściągnięto – wydaje się – niezłych zawodników. Oni się znają, nie muszą się uczyć swoich imion na minuty przed meczem. Tymczasem, i tak czy siak, grają gówno.
Przestańcie się bać nazwy, bo to chyba też jest problem – zawodnik z Ekstraklasy słyszy Liga Mistrzów/Liga Europy i już ma miękkie nogi. Ogarnijcie się. Jeśli nie potraficie, to zdajcie sprzęt.
WOJCIECH KOWALCZYK