„To nie jest piłkarz klasy światowej” – powiedział przed czterema laty Alan Shearer. „Można marzyć o mistrzostwie z takim napastnikiem? Nie sądzę” – wtórował Thierry Henry. Czy ich krytyka wymierzona w Oliviera Giroud była wówczas przesadzona? I tak, i nie. Z jednej strony Henry miał rację, bo jego rodak jak dotąd ani razu nie zatriumfował w Premier League i niewiele wskazuje na to, by miał to jeszcze kiedykolwiek uczynić. Jednak to wcale nie oznacza, że Giroud na Wyspach nie pokazał wielkiej klasy. Dzisiaj Francuz staje przed szansą na zdobycie piątego w karierze Pucharu Anglii.
Niezawodny po lockdownie
Trzy z dotychczasowych czterech triumfów Giroud zanotował naturalnie w barwach Arsenalu, z którym dzisiaj przyjdzie mu się zmierzyć na stadionie Wembley, ale teraz to kibice Chelsea mają prawo oczekiwać, że zwalisty napastnik poprowadzi ich klub do sukcesu. W ostatnich tygodniach Francuz naprawdę imponuje strzelecką dyspozycją. A właściwie to w ostatnich miesiącach, ponieważ uaktywnił się jeszcze przed przerwą w rozgrywkach. W najmniej spodziewanym momencie.
Gwałtowna zwyżka formy snajpera The Blues była o tyle zaskakująca, że jesienią 2019 roku Frank Lampard bardzo rzadko stawiał na niego w wyjściowej jedenastce na poziomie Premier League. Zresztą w pozostałych rozgrywkach Giroud również od święta meldował się na murawie. Nowy manager Chelsea odważnie zaufał wychowankom i generalnie piłkarzom młodym, pomału odsuwając weteranów na dalszy plan. Zbliżający się do 34 urodzin Giroud znalazł się zatem w gronie graczy ewidentnie przeznaczonych do odpalenia wraz z końcem sezonu. Zresztą – kiedy już pojawiał się na boisku, to do siatki nie trafiał, więc nie dał Lampardowi argumentów do wprowadzenia korekt w składzie.
W obawie przed utratą miejsca w kadrze narodowej na Euro 2020, Giroud poprosił managera o zgodę na odejście w zimowym oknie transferowym. Był zdesperowany, by jak najszybciej wyrwać się ze Stamford Bridge i odbudować dyspozycję.
„Byłem już jedną nogą poza Chelsea, ale Bóg chciał, żebym tu został”
Olivier Giroud
Lampard nie pozwolił Giroud na zmianę barw klubowych. Anglik stwierdził, że nie znajdzie zimą równie wartościowego konkurenta dla Tammy’ego Abrahama i Michy’ego Batshuayia. Na domiar złego Abraham w lutym nabawił się urazu. Niepocieszony brakiem zgody na transfer Giroud dostał więc szansę, by przypomnieć wszystkim o swojej klasie. Z managerem na czele. No i zrobił to w wielkim stylu. 22 lutego trafił do siatki w bardzo ważnym, zwycięskim starciu z Tottenhamem, otwierając wynik na 1:0. Przed zawieszeniem rozgrywek Francuz dołożył również cegiełkę do rozbicia 4:0 Evertonu. Były to dla niego pierwsze gole w lidze w sezonie 2019/20.
Jak się okazało – nie ostatnie. Choć na początku roku taki scenariusz wydawał się wręcz niemożliwy, po lockdownie Giroud wskoczył do wyjściowej jedenastki The Blues. I odpłacił się Lampardowi za zaufanie kluczowymi trafieniami.
Najpierw zdobył zwycięskiego gola z Aston Villą. Potem otworzył wynik z Watfordem. Zdobył również otwierającego gola w starciu z Crystal Palace. Trafienie w wygranym 1:0 spotkaniu z Norwich również jest sprawką Francuza. Na dokładkę Giroud dorzucił też gole w konfrontacjach z Liverpoolem i Wolverhamptonem. W sumie – sześć goli po restarcie rozgrywek. Zwykle były to kluczowe trafienia, dzięki którym The Blues wystąpią w kolejnej edycji Champions League.
Olivier Giroud w sezonie 2019/20.
Teraz to Abraham musi się pogodzić z rolą zmiennika, a Batshuayi przestał już nawet grywać ogony. W tej chwili sfrustrowany Belg chce opuścić klub, a Giroud przedłużył umowę do czerwca 2021 roku.
– Zimą Lampard porozmawiał ze mną prywatnie. Obiecał mi, że dostanę więcej minut. Dotrzymał słowa. W takim razie jedyne co było dla mnie ważne, to udowodnić, że słusznie mi zaufał – przyznał Giroud. Który do gry Chelsea wnosi nie tylko gole, ale i skuteczność w pojedynkach powietrznych oraz smykałkę do gry kombinacyjnej. Pod wieloma względami Francuz wciąż przewyższa Abrahama. Frank Lampard przyznał ostatnio: – Koledzy uwielbiają z nim grać. Jest punktem odniesienia dla partnerów również na treningach. Zawsze doceniałem jego talent, ale jesienią mieliśmy inne okoliczności. Oli grał znacznie rzadziej. Tym bardziej zasługuje na wszelkie pochwały za to, jak fantastycznie spisuje się od lutego.
Wzloty i upadki
Kariera Giroud generalnie jest dość poplątana.
Francuz swój największy sukces na arenie klubowej odniósł w gruncie rzeczy aż osiem lat temu, jeszcze w Ligue 1. Sięgnął wtedy po mistrzostwo kraju w barwach Montpellier i został królem strzelców rozgrywek, odraczając o rok panowanie bogaczy z Paris Saint-Germain. Potem przeprowadził się do Arsenalu, gdzie spędził w sumie pięć i pół sezonu. Poniżej pewnego poziomu nie schodził, był gwarantem co najmniej dziesięciu trafień w sezonie ligowym. Kilka razy popisał się golami tak efektownymi, że wspomina się je w Anglii do dzisiaj. Potężne bomby z dystansu, soczyste strzały woleja, gol zdobyty skorpionem. Było na co popatrzeć. Ale zdarzało mu się również zbierać srogie medialne bęcki za swoje występy. Nie raz i nie dwa robiono z niego kozła ofiarnego wobec rozczarowującej postawy „Kanonierów”.
Giroud udowodnił jednak, że jest odporny na głosy krytyki, choćby wyjątkowo zajadłej. Nawet gdy Arsene Wenger sadzał rodaka na ławce rezerwowych, ten prędzej czy później zawsze wyszarpywał sobie z powrotem miejsce w podstawowym składzie. Trochę jak ostatnio w Chelsea.
Nie zdobył jednak z „Kanonierami” upragnionego mistrzostwa Anglii. Najbliżej było w sezonie 2015/16. Arsenal jeszcze w styczniu liderował tabeli Premier League, ale potem londyńczycy wpadli w dołek formy i umożliwili ekipie Leicester City dokonanie jednej z największych sensacji w dziejach brytyjskiego futbolu. Niemniej, jako się rzekło, swoje Giroud z „Kanonierami” ugrał. Trzy Puchary Anglii to nie w kij dmuchał. Choć tylko w jednym z finałów FA Cup Francuz wpisał się na listę strzelców.
Finał Pucharu Anglii 2014/15.
Tak czy owak, Giroud występując w Arsenalu stał się niejako symbolem przegrywu i niespełnionych nadziei. Dwa Sławy nagrały nawet o tym kawałek. Inaczej to wygląda w reprezentacji Francji. Rosły napastnik jest niewątpliwie jednym z ulubieńców Didiera Deschampsa, dlatego zbliża się już pomału do setnego występu w narodowych barwach. Dla „Trójkolorowych” zdobył jak dotąd 39 goli. Znajduje się więc na trzeciej lokacie wśród najlepszych strzelców wszech czasów we francuskiej kadrze. Wspomnianego już Henry’ego (51 goli) niełatwo będzie dogonić, ale Michel Platini (41) znajduje się już na wyciągnięcie ręki.
Paradoks jest taki, że gdy Giroud wygrywał w 2018 roku mistrzostwo świata, to przez cały mundial nie tylko nie zdobył gola, ale nie oddał nawet jednego celnego strzału na bramkę. Cóż – jest to najwyraźniej piłkarz skazany na szyderę. Kpiące uwagi nie ominęły go nawet wówczas, kiedy zdobywał najcenniejsze trofeum w świecie futbolu. Taki urok Francuza.
W pogoni za rekordem
Co nie oznacza, że można Giroud lekceważyć. W poprzednim sezonie zdobył on tylko dwie bramki w Premier League. Z pozoru – katastrofalny rezultat. Ale on z nawiązką powetował to sobie w Lidze Europy, gdzie trafił do siatki aż jedenaście razy, w tym w finale z… Arsenalem. The Blues zwyciężyli wówczas z „Kanonierami” aż 4:1. Piłkarzem meczu oficjalnie wybrano Edena Hazarda, który triumfem w LE pożegnał się z Chelsea, lecz Giroud również zapracował na status bohatera meczu. Może nawet bardziej od Belga. Pokazał wszystkie swoje atuty – nie tylko zdobył gola, ale wiele sytuacji bramkowych udało mu się również wykreować.
– Arsenal to klub, który zmienił moje życie – mówił napastnik po końcowym gwizdku. – Pozostawiłem tu wielu przyjaciół. Arsenal dał mi szansę, by spełniać marzenia. Bardzo się tam rozwinąłem i nigdy tego nie zapomnę, dlatego nie okazywałem radości z bramek.
Finał Ligi Europy 2018/2019.
Teraz Giroud ma szansę na zdobycie trzeciego trofeum podczas swojego pobytu na Stamford Bridge.
Znów decydować będzie finałowe starcie z Arsenalem. Jako się rzekło, francuski napastnik ma już w dorobku cztery Puchary Anglii. To jeden z najlepszych wyników w historii. Rekordzistę trudno będzie jednak doścignąć. Ashley Cole – skądinąd również łączący Arsenal i Chelsea – wygrał te rozgrywki aż siedmiokrotnie. Z drugiej jednak strony, Giroud już tak wiele razy udowodniał, że nigdy nie wypada go definitywnie skreślać, że być może także i w tej kwestii postanowi jeszcze wszystkich zaskoczyć.
fot. NewsPix.pl