8 lipca 2014 roku. Po pierwszej połowie półfinałowego meczu mistrzostw świata Niemcy prowadzą z Brazylią w Belo Horizonte 5:0. Nie ma wątpliwości, że spotkanie jest już rozstrzygnięte, a totalnie upokorzeni Canarinhos mogą już tylko uratować honor jednym czy dwiema bramkami. Niemcy nie szarżują, oszczędzając siły na finałowe starcie. Jednak wprowadzony na boisko w 58 minucie gry Andre Schuerrle aż kipi od roznoszącej go energii. Widać, że ma wielką ochotę, by jego nazwisko znalazło się w protokole meczowym. Wsadza Brazylijczykom jeszcze dwa gole, dopełniając niejako dzieła zniszczenia. Doprawdy aż trudno uwierzyć, że ten sam Schuerrle – dziś niespełna 30-letni – właśnie obwieścił światu zakończenie piłkarskiej kariery.
Wypalenie
Co się stało? Czyżby Niemiec doznał jakiejś paskudnej kontuzji, która przekreśla możliwość dalszej gry w piłkę na zawodowym poziomie? Otóż nie. Przed dwoma tygodniami gruchnęła nowina, że Schuerrle rozwiązał kontrakt z Borussią Dortmund, skąd był ostatnio wypożyczony do Spartaka Moskwa, a jeszcze wcześniej do londyńskiego Fulham. W związku z przedwczesnym zakończeniem umowy piłkarz stał się wolnym zawodnikiem, a przy okazji zgarnął pokaźną sumkę w ramach odprawy. Niemieckie media podają, że około 2,5 miliona euro Roczne zarobki piłkarza wynosiły około 7,5 bańki, więc BVB się ten interes również opłacał. Oczywiście dziennikarze natychmiast zaczęli łączyć Schuerrle z rozmaitymi klubami.
Gianluca Di Marzio oznajmił, że Niemiec stał się obiektem zainteresowania Benevento Calcio, przyszłego beniaminka włoskiej ekstraklasy, który zbroi się na potęgę przed powrotem do Serie A. Okazało się jednak, ze to wszystko bujdy na resorach. Schuerrle po prostu zawiesiły buty na kołku. Powiedział „pas”.
Wygląda na to, że wypalił się jako sportowiec. – Ta decyzja dojrzewała we mnie od dawna – powiedział na łamach niemieckiej gazety Der Spiegel. – Nie potrzebuję już aplauzu. Coraz rzadziej mnie on cieszy, a coraz częściej dołuje. W piłkarskim świecie coraz częściej trzeba odgrywać konkretną rolę, inaczej można stracić pracę i nie otrzymać kolejnej. Trzeba przyznać, że wszystko to brzmi jak na razie bardzo tajemniczo. Niemiec przyznaje jednak, że o rzuceniu futbolu w cholerę myślał już w 2016 roku, gdy reprezentował barwy Wolfsburga. A zatem niechęć do kontynuowania kariery rzeczywiście narastała w sercu Niemca od bardzo długiego czasu.
Asysta na wagę złota
Czy Schuerrle wycisnął maksa ze swojej piłkarskiej przygody? Chyba nie. Nigdy nie był w Niemczech postrzegany jako naturalny super-talent pokroju Mario Goetze, ale w swoim czasie mógł uchodzić za jednego z najlepszych ofensywnych zawodników zza naszej zachodniej granicy i obiecywano sobie po nim wiele. Jego talent eksplodował z całą mocą w sezonie 2010/11. 21-letni wówczas Schuerrle – grający jako cofnięty napastnik bądź lewoskrzydłowy – zdobył aż 15 bramek w Bundeslidze w barwach FSV Mainz. Dorzucił też do tego kilka asyst. Imponował dobrze ułożoną prawą stopą, znakomitą szybkością i świetnym dryblingiem. Takie wyczyny nie mogły przejść niezauważone, tym bardziej że podopieczni Thomasa Tuchela zajęli znakomite, piąte miejsce w niemieckiej ekstraklasie.
– Kiedy miałem siedemnaście lat, Tuchel został moim trenerem w akademii – opowiadał Andre. – Potem przeniósł mnie do pierwszego zespołu. Pamiętam mecz przeciwko Borussii Dortmund, gdzie występował Mario Goetze, mój dobry przyjaciel. Tuchel przed spotkaniem wręczył mi kartkę papieru, która przedstawiała charakterystykę Raula Gonzaleza. Stwierdził, że mam wiele wspólnych cech z Raulem, bo on poświęca się dla drużyny i zawsze walczy na boisku. To było dla mnie bardzo ważne. Moja mama zachowała tę karteczkę, trzyma ją do dzisiaj w swojej sypialni.
Lewis Holtby i Andre Schuerrle
Tuchel doskonale trafił do swojego młodego podopiecznego i uczynił z niego element sprawnie funkcjonującej, ofensywnej maszynki. Schuerrle szybko zyskał zresztą w Niemczech wielu fanów. Nie tylko z uwagi na skuteczną grę, ale i pogodne usposobienie. Piłkarz Mainz zasłynął dużą kreatywnością, jeżeli chodzi o wymyślanie cieszynek.
– Odbiór naszej drużyny był wyjątkowy – wspominał Lewis Holtby, partner Schuerrle. Mainz w przedostatniej kolejce rozgrywek pokonało 3:1 Schalke 04 i zapewniło sobie udział w europejskich pucharach. – Kibice cieszyli się, jakbyśmy zdobyli tytuł, a nie zakwalifikowali się do Ligi Europy. Niektórzy nawet wsiedli do naszego autobusu. Trener Tuchel też dał się porwać radości i wieczorem wspiął się na płot stadionu, by śpiewać z fanami. Piękny finał świetnego sezonu, który zaczęliśmy od siedmiu zwycięstw z rzędu, co było rekordem Bundesligi. Niekiedy nasza gra przerastała nasze możliwości. Pokonaliśmy Bayern na wyjeździe, a z Wolfsburgiem wygraliśmy 4:3, choć przegrywaliśmy w tamtym spotkaniu już 0:3.
Wobec takich sukcesów Schuerrle naturalnie musiał zmienić klub na większy. Najpierw trafił do Bayeru Leverkusen, potem do Chelsea, która zabiegała o niego przez dwa okienka transferowe. Londyńczycy ostatecznie zapłacili za Niemca około 20 milionów euro. Brytyjska prasa dziwiła się wówczas, że działacze The Blues nie starali się zbić tej sumy, oferując na wymianę Marko Marina bądź… Kevina De Bruyne.
Jednak to co najważniejsze w karierze Schuerrle działo się nie na arenie klubowej, lecz reprezentacyjnej. Joachim Loew już w 2010 roku dał skrzydłowemu szansę debiutu w narodowych barwach, a potem powołał go na Euro 2012 i wykorzystał jako zmiennika w dwóch meczach fazy pucharowej. Także w roli jokera Schuerrle wybrał się na mundial do Brazylii. I sprawdził się w tej funkcji doskonale. To on otworzył wynik w piekielnie trudnym starciu z Algierią. To on dobił gospodarzy. Wreszcie – to on zanotował asystę w finale. Jego podanie na gola zamienił inny zmiennik, Mario Goetze, a reprezentacja Niemiec wygrała najważniejsze rozgrywki w świecie futbolu.
Niemcy 1:0 Argentyna (finał MŚ 2014)
To właściwie niezwykłe, że ledwie sześć lat po triumfie w finale mundialu 24-letni wówczas Schuerrle postanowił skończyć z futbolem, a 22-letni wtedy Goetze przestał się już definitywnie liczyć jako zawodnik z europejskiego topu.
Zjazd
Kiedy to się zaczęło psuć w przypadku Schuerrle? Na pewno przykrym doświadczeniem był dla niego drugi sezon w barwach Chelsea. Niemiec wiele sobie obiecywał po współpracy z Jose Mourinho i wydawało się, że w debiutanckim sezonie dał Portugalczykowi sporo argumentów, by obdarzyć go większym zaufaniem. Zdobył aż osiem ligowych goli, choć w sumie rzadko miał okazję do wystąpienia w pierwszej jedenastce. Trafił też do siatki w Champions League przeciwko Paris Saint-Germain, gdy londyńczycy w pięknym stylu odrobili straty z pierwszego starcia i pokonali paryżan 2:0 w ćwierćfinale turnieju. Dołożył do tego oczywiście złoto na mundialu. W kolejnych rozgrywkach angielskiej ekstraklasy było jednak znacznie gorzej niż dotychczas. Mourinho nie potrafił się przekonać do skrzydłowego i już po rundzie jesiennej Schuerrle został sprzedany do Wolfsburga.
– Tygodnie spędzone w Brazylii były najgorętszym okresem w moim życiu. Wszystko było w porządku. Hotel, atmosfera w zespole, organizacja. Wiele elementów musi do siebie pasować, by odnieść sukces na boisku – wspomina Schuerrle, cytowany przez Transfermarkt. – Ale potem wpadłem do najgłębszej dziury, jaka tylko istnieje. Z jednej strony – to maksymalna kara, gdy trener traci w ciebie wiarę i odsuwa cię od składu. Z drugiej jednak… Bierzesz głęboki oddech, bo nie ma już obaw, że znów coś spartolisz.
The Blues sięgnęli po mistrzostwo w sezonie 2014/15. Mourinho wysłał potem do Schuerrle SMS-a z gratulacjami i podziękowaniem za wkład w ten sukces, włożony przez Niemca jeszcze jesienią. Ale chyba portugalski manager nie udobruchał tym gestem swojego byłego podopiecznego. – Mourinho zniszczył moje marzenia – żalił się Andre. – Przez kilka tygodni nie mogłem grać z powodu infekcji i przestał brać mnie pod uwagę. Pokazał mi, jak okrutne jest życie piłkarza. Jeden gorszy moment i tracisz wszystko.
Chelsea 2:0 Paris Saint-Germain (Liga Mistrzów 2013/14)
Trzeba jednak zaznaczyć, że transfer do Wolfsburga w połowie sezonu 2014/15 nie oznaczał żadnej tragedii. W Bundeslidze niepodzielnie rządził wówczas Bayern, lecz „Wilki” wyrosły na drugą siłę rozgrywek. Podopieczni Dietera Heckinga grali spektakularny, miły dla oka futbol. Wydawać by się mogło – idealny, by Schuerrle odżył i przypomniał o swoich atutach. U swego boku Niemiec miał takich zawodników jak wspomniany De Bruyne, Ivan Perisić czy Bas Dost. Całkiem przyjemna paczka. – Chciałem znów regularnie grać. Selekcjoner Loew powiedział mi, że Wolfsburg to dla mnie właściwy wybór i krok do przodu. Mamy świetną drużynę i możemy walczyć o trofea nie tylko w kraju, ale i w Europie – mówił Schuerrle.
Walka o trofea zakończyła się jednak na Pucharze i Superpucharze Niemiec. W obu finałach Schuerrle pełnił jedynie rolę jokera. W sezonie 2015/16 nieco się rozkręcił – zdobył dziewięć goli w lidze pomimo dręczących go kłopotów z kontuzjami. „Wilki” jednak wypadły już ze ścisłej ligowej czołówki. Dość powszechnie uznano, że 32 miliony euro wydane na Schuerrle to nie był złoty interes.
Andre mocno odczuł te nieprzychylne komentarze: – Chciałem pokazać, że jestem wart tych pieniędzy. Brałem sobie do serca nagłówki w gazetach. Tam albo jesteś nieudacznikiem, albo bohaterem. Nie ma niczego pomiędzy.
Kruse, Schuerrle i Goetze
Nie da się ukryć, że gdzieś zniknął ten wesoły, eksplozywny chłopak, który oczarował Moguncję jako dwudziestolatek.
W 2016 roku rękę do swojego pupila wyciągnął Thomas Tuchel. Borussia Dortmund wykupiła Niemca za około 30 milionów. Już w debiucie Schuerrle zanotował dwie asysty, na dodatek w konfrontacji z FSV Mainz. Ale to były tylko miłe złego początki. W Borussii nie tylko się nie odbudował, lecz jeszcze bardziej pogrążył w kryzysie formy. Po nieudanych występach bał się nawet pokazać na mieście, a przez kolejne urazy tracił tygodnie u lekarzy i na salkach rehabilitacyjnych. A potem – jako się rzekło – wypożyczenia. Najpierw do Londynu, potem do Moskwy. W wielu miejscach Schuerrle szukał zagubionej formy i zapodzianego gdzieś entuzjazmu do futbolu, lecz nigdzie go nie znalazł. Więc postanowił definitywnie odpuścić.
Cóż – może i to nawet uczciwe. Schuerrle mógłby przecież naciągnąć jeszcze paru pracodawców na swoje słynne nazwisko i skosić trochę szmalu, grając kompletny piach. Czymkolwiek się teraz Niemiec zajmie, wypada życzyć, aby sprawiło mu to co najmniej tyle samo frajdy co kopanie futbolówki na pierwszym etapie kariery.
fot. NewsPix.pl