Niezależnie od tego, jak zakończy się trwający sezon La Liga – dzisiejszy mecz z Deportivo Alaves będzie jeszcze przywoływany przez ekspertów zajmujących się ligą hiszpańską. Katalończycy będą rozpamiętywać, co by się stało, gdyby Joselu był odrobinę dokładniejszy, gdyby Varane miał odrobinę słabszą koordynację. Kastylia będzie z kolei wskazywać – tutaj Real pokazał, że da się i bez Ramosa. Może niekoniecznie, że da się bez rzutów karnych, ale da się bez Ramosa.
Zacznijmy może od tej katalońskiej perspektywy. Fani Barcelony śledzą z wyjątkową uwagą mecze Realu, bo w obecnej sytuacji muszą liczyć na aż dwie wywrotki bezpośredniego rywala w walce o tytuł. Dziś, w pierwszych minutach meczu, musieli już wyskakiwać w górę z foteli, już sprawdzać, czy szykowany miesiącami szampan nadal jest w lodówce. Alaves wyszło na stadionie im. Alfredo Di Stefano tak nakręcone, że po kilku minutach gry mogło i powinno prowadzić. Najpierw w poprzeczkę przykurzył Joselu, chwilę później Real od utraty gola uratował Varane, wybijając piłkę z linii po strzale Pereza. Ale to tylko jedna akcja, a Alaves w pierwszych minutach ogółem wyglądało lepiej.
Potem jednak Mendy wbiegł w pole karne, Navarro zupełnie bez sensu wpadł w jego nogę i Katalończycy mogli wyłączyć telewizory.
Okej, była jeszcze chwila niepewności, gdy kamery wychwyciły siedzącego na trybunie Sergio Ramosa. Jak to, to on nie podejdzie do karnego? Nie może na ten krótki moment wejść na boisko? Do piłki podszedł drugi architekt niemal wszystkich sukcesów Królewskich w tym sezonie. Karim Benzema pewnie wykorzystał jedenastkę i od tej pory było właściwie jasne – będzie bardzo trudno skrzywdzić w tym meczu Real.
Zwłaszcza, że od tej pory Alaves atakowało już zdecydowanie mniej intensywnie, mniej odważnie. Z każdą minutą werwy nabierali za to gospodarze. Szalenie aktywny był Mendy, w nieoczywisty sposób próbowali pokonać bramkarza Kroos i Modrić. Na koniec pierwszej połowy Real dobił do ponad 75% posiadania piłki. To właściwie w pełni oddaje obraz meczu. Jeśli nominalny obrońca robi tyle szumu pod bramką rywala, to sygnał, że mecze jest dość jednostronny. Nawet jeśli ten obrońca to Mendy.
DOBRY PROGNOSTYK RÓWNIEŻ PRZED LIGĄ MISTRZÓW
Dla tych, którzy jeszcze łudzili się, że może trener gości w przerwie natchnie swoich zawodników do gry takiej, jak w pierwszych dziesięciu minutach meczu, strzał nadszedł już pięć minut po wznowieniu gry. Świetna dwójkowa akcja, Benzema podaje do Asensio idealnie w tempo, ten pakuje piłkę do siatki. Kto grał w Fifę, pewnie pod nosem się uśmiechnął, klasyczne rozwiązanie. 2:0 w 50. minucie, pełna kontrola nad meczem, pozostało już tylko dograć do końca bez większego przemęczenia. Obie strony miały jeszcze swoje okazje – by wspomnieć choćby o strzale Joselu wyjętym przez Courtoisa czy uderzeniach Benzemy oraz Rodrygo. Sęk w tym, że i Real, i Alaves, i obaj trenerzy, i nawet widzowie wiedzieli już doskonale, że to koniec.
Tym dziwniejsze zresztą, że goście grali tak agresywnie – ostre, wręcz brutalne wejścia, byliśmy zdziwieni, że arbiter jest tak oszczędny w kartki.
Reasumując: Real poradził sobie bez Ramosa, znów swoją robotę bezbłędnie wykonał Benzema, ale nie da się też przejść obojętnie wobec występu Mendy’ego czy Courtois. To o tyle ważne, że przecież dzisiaj tematem dnia było losowanie Ligi Mistrzów. Real w tej formie mistrzostwo ma już właściwie w kieszeni, teraz musi patrzeć dalej, na sierpniowy turniej najlepszych spośród najlepszych. A tam, jeśli ich przygoda ma potrwać dłużej niż jeden mecz, Courtois w formie czy choć trochę bardziej wypoczęty Ramos będą na wagę złota.
Real Madryt – Alaves 2:0 (1:0)
Benzema 11′, Asensio 50′
Fot.Newspix