O ile ostatnie mecze Barcelony najczęściej nie porywały, o tyle mecz z Valladolid chwilami nas żenował. “Blaugrana” sprawdzała dziś, jak wielką padakę może zagrać i mimo to wygrać. Poprzeczkę w tej kwestii zawiesiła bardzo wysoko, trudno będzie to pobić.
Naprawdę, chwilami oczy nam krwawiły. Nie wiemy, czy chodziło o zmęczenie (gospodarze mieli dzień odpoczynku więcej), czy skrajne kunktatorstwo, czy po prostu Blanquivioletas okazali się tak wymagającym przeciwnikiem, ale długimi fragmentami to spotkanie nudziło. Strasznie nudziło.
Pierwsza połowa to jeszcze od biedy było jakieś minimum przyzwoitości.
Przynajmniej nie mieliśmy wątpliwości, kto tutaj jest faworytem, a kto tylko stara się przeszkadzać. Lewa obrona Valladolid notorycznie przeciekała i “Barca” skwapliwie z tego korzystała, atakując głównie w tym sektorze. Szybko też uzyskała prowadzenie. Joaquin Fernandez głupio stracił, Messi rozegrał z Vidalem, a Chilijczyk efektownym strzałem od słupka posłał piłkę do siatki.
Potem goście mieli kolejne okazje. Aktywny Semedo trafił prosto w bramkarza, natomiast Griezman… Cóż, skompromitował się. Dostał od Semedo płaskie podanie, był niepilnowany i okropnie skiksował. Nie ma usprawiedliwienia dla Francuza, miał obowiązek podwyższyć.
Valladolid bardzo rzadko próbował się odgryzać, groźniej zrobiło się raz. Akcja typowa raczej dla najbardziej topornych ekip z Wysp Brytyjskich. Dalekie wybicie bramkarza, błąd obrońcy rywala (tu akurat Lengleta) i Kike Perez wychodził sam na sam. Na koniec jednak zarył w murawę, przewrócił się i ledwo dziubnął piłkę.
Mieliśmy wrażenie, że trwa selekcja na testy do ŁKS-u.
Po przerwie Barcelona przestała grać. Gospodarze przycisnęli, uzyskali przewagę, piłkarze Setiena chwilami nie potrafili przekroczyć połowy boiska. A przypomnijmy, biało-fioletowi to jeden z najbardziej siermiężnych zespołów La Liga. Mniej goli strzelają jedynie zamykające stawkę Espanyol i Leganes.
Nie to, żeby ter Stegen uwijał się jak w ukropie, ale z kolei Masip nudził się jak mops i gdyby zaszła taka konieczność, mógłby jednocześnie robić z tego meczu relację live dla klubowej strony. Ożywczą zmianę w Valladolid dał Enes Unal i to on najczęściej próbował szczęścia. Po jego strzale głową ter Stegen musiał się wysilić. Kolejny poważny sprawdzian dla Niemca nadszedł dopiero w doliczonym czasie – Sandro Ramirez chytrze uderzał w bliższy róg, bramkarz Katalończyków zachował czujność.
Chcielibyśmy napisać o jakichś sytuacjach “Barcy”, ale ich nie było.
Setien nie pomógł roszadami w składzie. Jak już wspominaliśmy, Griezmannowi zdarzyło się kopnąć się w czoło, przynajmniej jednak szukał gry, był aktywny. Suarez ruszał się jak w pierwszym dniu po wakacyjnej przerwie, podczas której zapomniał wziąć rozpiski treningowe. Szybko zszedł także waleczny Puig, wprowadzony za niego Rakitić nic szczególnego nie pokazał.
Trzy punkty mimo to są, na Camp Nou mogą się dalej łudzić, że jeszcze mają szanse na mistrzostwo. Valladolid w praktyce ma już luz. Musiałoby dojść do totalnej katastrofy, żeby klub Ronaldo zleciał do drugiej ligi.
Valladolid – Barcelona 0:1 (0:1)
0:1 – Vidal 15′
Fot. Newspix