– Powiem, które kluby dawały konkretne pełnomocnictwa, bo jakieś tam gadanie o zwykłym zainteresowaniu to specjalnie mnie nie interesuje, bo takich potencjalnie chętnych to przez te wszystkie lata może i miliony było. Do brzegu. Gorący był temat Montpellier i Bordeaux, ale wystrzelił koronawirus i wszystko upadło. W zimie pytał West Ham, kiedy Łukasz Fabiański złapał kontuzję. Z Hiszpanii jeden klub z bardzo małego miasta, który w tym roku bije się o utrzymanie i odrzuciłem tę opcję, bo bardzo prawdopodobne, że w przyszłym roku będą w drugiej lidze, a to kompletnie mnie nie interesowało. A z Włoch dostałem telefon, że jeden z większych klubów, na pewno nie Juventus, Roma czy Lazio, szuka dwójki, która będzie deptała po piętach jedynkę. Odrzuciłem – mówił Rafał Gikiewicz w Hejt Parku na Kanale Sportowym. Spisaliśmy najciekawsze fragmenty. Zapraszamy.
O czystych kontach w minionym sezonie 1. Bundesligi
Do Neuera nie zamierzam się nawet porównywać, ale taki Roman Burki z Borussii Dortmund miał tylko dziesięć czystych kont, a ja grając w Unionie, miałem ich osiem. Fajna sprawa. Mam też satysfakcję, że znalazłem się na dziewiętnastym miejscu w rankingu not „Kickera”. Wcześniej w 2. Bundeslidze byłem w pierwszej dziesiątce, chyba siódmy, przed tym sezonem zakładałem w głowie, że będę czterdziesty, ale nie podejrzewałem, że znajdę się w pierwszej dwudziestce. Teraz będzie coraz bardziej wiało, coraz ciaśniej będzie na górze i trzeba będzie udowadniać, że nie przez przypadek znalazłem się na górze.
O karteczce z celami
Osiem czystych kont – udało się. Utrzymać Union w lidze – udało się. Kadra – przesunęli Euro. Tylko te karne. Obroniłem jednego, ale strzelili mi Marco Reus i Robert Lewandowski, więc chyba żaden wstyd. Generalnie ciężko jest wyjąć jedenastkę. Tym bardziej na poziomie Bundesligi. Ale do odważnych świat należy. Karteczki z celami wrzucam sobie od czterech lat. Słynne stały się po ostatnim sezonie, jak awansowaliśmy, bo na osiem celów spełniłem wszystkie osiem i dostałem wymarzone powołanie do kadry Jerzego Brzęczka. Trzeba wizualizować swoje cele. Nie ma rzeczy nie do zrobienia. Wyjeżdżałem z Polski z trzecioligowych rezerw Śląska Wrocław, nikt mnie nie chciał, biegałem dookoła boiska, a moja sytuacja w ciągu sześciu lat zmieniła się diametralnie, bo mocno w to wierzyłem. Nikt nie dał mi niczego na tacy. Wiem, nad czym mam pracować. Mam świadomość, że nie pozjadałem wszystkich migdałów i jeszcze nie jestem guru bronienia.
Sprawia mi to radość. Chciałem zostać w Niemczech. Kolejne dwa-trzy lata spędzę w Augsburgu i będzie to przyjemne być w niemieckim futbolu przez dziewięć lat.
O karnych Roberta Lewandowskiego
Dwa razy strzelił w aluminium, a poza tym trafia wszystko i wszystkim. Jego strzały są nie do obrony. Chyba, że przepisy by się zmieniły i nie byłby w stanie zrobić tego naskoku. Trenowaliśmy to, analizowaliśmy jego karne, bramkarz jest w stanie wyczekać do końca, ale on w ostatniej chwili zerka na bramkarza, przeniesiesz lekko ciężar ciała na prawo lub lewo, i on ci wali w przeciwną stronę. Piłka z jedenastu metrów, nawet lekko uderzona, leci tak precyzyjnie, że nie jesteś się w stanie zgiąć i to wybronić. Lewandowski jest w rzutach karny najlepszy na świecie. Opanował tę sztukę do perfekcji.
O Augsburgu
Na dzień dzisiejszy nie dostałem z Augsburga nawet informacji o tym, kiedy kończy mi się urlop. Ciężko mi powiedzieć, kto jeszcze dojdzie, jak będziemy prezentować się kadrowo w przyszłym sezonie. Będę celował w jeszcze wyższą liczbę czystych kont, w jeszcze wyższe miejsce niż teraz zdobyłem z Unionem. Uważam, że Augsburg miał teraz może i trochę mniej punktów niż Union, ale piłkarzy ma i będzie miał bardzo mocnych, więc liczę na walkę o fajne cele. Augsburg będzie grał jedenasty sezon w Bundeslidze. Wiadomo, to nieobliczalna liga, ale sądzę, że nie czeka nas walka o utrzymanie.
O reprezentacji
Trener Brzęczek nie ma obowiązku wisieć na telefonie. Nie jest na pewno tak, że szkoleniowiec dzwoni do mnie co tydzień czy co miesiąc, bo ja nie jestem Robertem Lewandowskim, żeby ze mną tak często się komunikować. Jedyna droga do kadry dla mnie, to dobrze prezentować się na boisku i liczyć, że ktoś z kadry przyjedzie do Augsburga. Stamtąd też blisko jest do Monachium, więc wysłannicy trenera Brzęczka będą mieli rzut beretem do Lewego. Zamierzam pokazać, że zasługuję na szansę w kadrze poprzez dobrą grę w Bundeslidze. Inna sprawa, że tych młodych zdolnych bramkarzy jest bardzo dużo, że ten Gikiewicz, stary dziadek, może okazać się zbędny dla tej kadry. Ale, pamiętacie, rok temu dostałem powołanie, a nikt na mnie nie liczył. Nie obrażam się, każdy ma prawo do własnego zdania, ale niech nikt mi też nie zabrania marzyć.
O oglądaniu zawodników ofensywnych
Nie oglądam za wiele meczów, ale jeśli przykładowo w kolejnym tygodniu gramy z Schalke, to lubię sobie spojrzeć na mecz Schalke z minionego tygodnia. Podglądam innych bramkarzy, patrzę, co robią lepiej ode mnie, ale przede wszystkim zwracam uwagę na zawodników ofensywnych. Dostaję na pendrivie ich wnikliwą analizę. Jak uderzają, jak grają, jak wykonują stałe fragmenty gry. Przykładam się do tego. To moja solidność, moja praca domowa, którą muszę odrobić.
O bramkarzach Augsburga
Bramkarz Augsburga poszedł do Dortmundu, tam jest numerem dwa i od tego momenty Augsburg ma spory problem z obsadą bramki. Postawili na mnie. Postaram się ich nie zawieść. Moją rywalizację znam. Tomas Koubek i Andreas Luthe. Ale umiem wygrywać rywalizację. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że w Unionie nie miałem rywalizacji. Ściągali mi reprezentanta Niemiec U-21, Mortiza Nicolasa, a stary Gikiewicz dał mu tylko jeden mecz zagrać w tym sezonie. Konkurencja w niemieckiej piłce zawsze jest. Zresztą przed sezonem trener Unionu wziął mnie na bok i powiedział, że to, co było w drugiej lidze, to przeszłość, teraz mam białą kartkę i muszę zapracować na pozycję w bramce.
W Augsburgu jest pięciu bramkarzy, ale dla mnie to niewiele znaczy. Jestem Polakiem, jestem z tego dumny. Wejdę do szatni, jak po swoje. Kiedyś mi trener mentalny powiedział, że zawsze muszę prezentować swoje skrzydła, jak orzeł, bo tylko tak jestem w stanie zaistnieć w szatni. Od pierwszego dnia dam z siebie wszystko. Nie mam obaw. Szanuję każdego z tych bramkarzy i szanuję samego siebie. Odpoczywam. Ładują akumulatory, a potem zamierza walczyć o to, żeby stać w bramce od pierwszej kolejki.
O ofertach z lig top 5
Powiem, które kluby dawały konkretne pełnomocnictwa, bo jakieś tam gadanie o zwykłym zainteresowaniu to specjalnie mnie nie interesuje, bo takich potencjalnie chętnych to przez te wszystkie lata może i miliony było. Do brzegu. Gorący był temat Montpellier i Bordeaux, ale wystrzelił koronawirus i wszystko upadło. W zimie pytał West Ham, kiedy Łukasz Fabiański złapał kontuzję. Z Hiszpanii jeden klub z bardzo małego miasta, który w tym roku bije się o utrzymanie i odrzuciłem tę opcję, bo bardzo prawdopodobne, że w przyszłym roku będą w drugiej lidze, a to kompletnie mnie nie interesowało.
A z Włoch dostałem telefon, że jeden z większych klubów, na pewno nie Juventus, Roma czy Lazio, szuka dwójki, która będzie deptała po piętach jedynkę. Odrzuciłem. Dlaczego? Bo w każdym klubie musisz rywalizować, nikt nie da ci placu za darmo, ale jak idziesz gdzieś, gdzie bramkarzem jest legenda klubu, która broni tam pięć-sześć lat, to wiesz, że na starcie jesteś na straconej pozycji. Podziękowałem. Nie interesuje mnie to.
O swojej roli w Unionie
Zapaliłem światełko w tunelu w 2. Bundeslidze. Wiele osób dzięki mnie uwierzyło, że możemy awansować. Trener Fischer za to mnie szanował. Nawet teraz po restarcie wziął mnie do siebie, jak przegraliśmy z Herthą i z Borussią Monchengladbach, i powiedział:
– Kurde, Giki, potrzebuję ciebie sprzed pandemii. Głośnego w szatni. Głośnego na boisku. I najlepszego na murawie.
Unionowi ciężko grało się bez kibiców. Schlebia mi to. Pewnie trzech-czterech w szatni to byłoby za dużo, ale jeden jest zawsze przydatny. Drużynę też dobierasz charakterologicznie.
O egzaminowaniu w Augsburgu
W Augsburgu też doskonale wiedzą, na co mnie stać w bramce, ale też to, jakim jestem człowiekiem. W klubie byłem trzy razy przed podpisaniem kontraktu. Od marca byliśmy w kontakcie. Nie jest tak, że biorą mnie tylko przez wzgląd na moje wyczyny boiskowe. Pojechałem tam w maseczce, okularach, czapeczce. Spotkaliśmy się po kryjomu w loży VIP. Heiko Herrlich mnie tak maglował, że po pierwszych dwudziestu minutach byłem cały czerwony i spocony pod koszulą. Myślałem:
– Kurde, co ten facet ode mnie chce? Przyjechałem, a oni mnie nie chcą!
Padały prywatne i sportowe pytania. Minęło czterdzieści minut, Herrlich wstał i powiedział głośno:
– Dobra, mój człowiek. Możecie z nim rozmawiać, chcę, żeby grał u nas.
Nie było łatwo. Najciekawsze pytanie, które padło było o mój ulubiony zespół. Siedzę, zastanawiam się i mówię:
– Nie mam, tam, gdzie gram, to zostawiam serducho.
Widać to było zresztą po pożegnaniu z Unionem. Obiecałem sobie, że nie będę beczał, ale nie wyszło, nie wstydzę się tego. Zadeklarowałem mu, że dostanie ode mnie masę wsparcia i mojego zdrowia, jeśli będę grał w Augsburgu. Co zrobił? Wstał, przytulił mi i krzyknął:
– Takiego bramkarza potrzebuję, takiego bramkarza chcę. Możesz od następnego meczu u mnie grać! Szkoda, że to niemożliwe…
O ofertach z Polski
Żadnego zapytania z Ekstraklasy nie miałem. Jakieś bardzo wstępne rozmowy odbywały się za to, kiedy odchodziłem z Freiburga. Dzwoniła do mnie Aga Syczewska z Jagiellonii z pytaniem, czy może dać mój numer prezesowi Kuleszy. Pogadaliśmy parę minut. Powiedział, że wynagrodzenie jeszcze by przełknął, ale jak powiedziałem mu, ile za punkty zarabiam w Bundeslidze, to kompletnie się zszokował i mówi:
– Wyślij mi skan tego kontraktu, bo kompletnie w to nie wierzę!
Przełykał ślinę i przekonywał, że już jak takie kwoty padają, to nie jest w stanie mi kontraktu zaoferować. Żaden klub w Polsce nie jest w stanie zapłacić tyle, ile klubów w Bundeslidze, więc nawet nie brałem tego pod uwagę. Chcę zostać w Bundeslidze za wszelką cenę, choć do ostatnich dni pandemii kluby tureckie były niesamowicie napalone, żeby mnie podpisać. Kilku dyrektorów sportowych chciało stamtąd przylecieć czarterami do Berlina i podpisywać ze mną kontrakt. Moja żona nie była jednak chętna do wyjazdu i ja też byłem przekonany, żeby zostać, więc padło na Augsburg.
O Arturze Wichniarku
Król Artur jest oburzony, że Król Giki przejął piłkarski Berlin! Ale poważnie, to Artur pomagał mi przy transferze do Augsburga. Znał Stefana Reutera i uczestniczył w rozmowach. Negocjowaliśmy razem kontrakt. Wszystko na poziomie kolega-kolega. Nie, że menadżer, a zawodnik nie ma nic do powiedzenia. Podziwiam go za to, że potrafił się ugiąć, potrafił zejść ze strony finansowej, bardzo się do tego wszystkiego przyczynił. Jest bardzo szanowany w Niemczech, bardzo ceniony przez Stefana Reutera, więc na pewno pomógł mi złożyć podpis pod umową. Mam z nim super kontakt. Mega pozytywny człowiek. Bardzo możliwe, że to jeszcze nieostatni nasz wspólny podpis pod jakimś kontraktem. Mało jest takich osób, które nie patrzą na prowizje, a na dobro zawodnika.
O Łukaszu Gikiewiczu
Kto jest większym showmenem? Ja czy Łukasz? Łukasz! Nie mam z tym problemu. Tacy jesteśmy. Nie ma co się zmieniać. Czy zagrałbym z nim w jakiejś egzotycznej lidze? Nigdy nie mów nigdy. Może kiedyś zgramy razem, ale nie wiem, czy w jakiejś egzotycznej, raczej w polskiej na zakończenie. Ale nie mówię za nas dwóch. Nie wiem, co on planuje, trzymam za niego kciuki.
Fot. Newspix