Juventus zwycięski. Cristiano Ronaldo z golem i dwiema asystami. A jednak ani „Stara Dama” jako całość dzisiaj nie oczarowała, ani Portugalczyk indywidualnie nie zaprezentował takiego poziomu, do jakiego przyzwyczaił przed pandemią koronawirusa. Cóż, oczekiwania wobec turyńczyków i jej największej gwiazdy muszą być przecież duże. Zwłaszcza gdy ich rywalem jest ekipa ze strefy spadkowej Serie A, przez większą część meczu grająca w osłabieniu.
Ambicja Lecce
Trzeba pochwalić zawodników Lecce za ambicję. Bo wyszli dzisiaj na stadion w Turynie z otwartą przyłbicą. Nie oddali pola, nie postawili na zmasowaną defensywę. Wręcz przeciwnie – w pierwszych fragmentach spotkania można było odnieść wrażenie, że delikatna przewaga jest właśnie przy podopiecznych Fabio Liveraniego, znanego miłośnika ofensywnego futbolu. Oczywiście Lecce nie rozstawiało zawodników „Starej Damy” po kątach, ale dość skutecznie odpychało zagrożenie z własnej połowy i szukało swoich szans w kombinacyjnych akcjach. Jednak cały ambitny plan taktyczny na to spotkanie szlag trafił w 32 minucie. Obrońca Fabio Lucioni popełnił prost błąd techniczny, który natychmiast wykorzystał Rodrigo Bentancur. Urugwajski pomocnik przechwycił piłkę i byłby pognał w kierunku bramki rywala, gdyby Lucioni nie powstrzymał go faulem.
Arbiter nie miał wyjścia – wlepił defensorowi Lecce czerwony kartonik. I od tego momentu stało się jasne, że goście muszą powściągnąć swoje ofensywne zapędy i zmobilizować wszystkie siły do obrony bezbramkowego rezultatu.
Na przerwę udało się jeszcze ekipie Lecce zejść bez straconego gola na koncie, lecz była to raczej kwestia nieskuteczności gospodarzy. Stuprocentowe sytuacje marnowali bowiem Cristiano Ronaldo i Federico Bernardeschi. W drugiej połowie gości puchli natomiast z każdą kolejną minutą. Właściwie to spotkanie zaczęło się w całości toczyć na połowie Lecce, w okolicach pola karnego. Gdyby Wojciech Szczęsny musiał akurat pójść do toalety, to pewnie nikt by nawet nie zauważył jego zniknięcia.
Piorunujący finisz Juve
Przełamać opór przyjezdnych udało się jednak nie po żadnej składnej akcji, ale po kolejnym błędzie technicznym jednego z piłkarzy Lecce. To trochę podobna historia jak z ŁKS-em w polskiej Ekstraklasie. Liverani zaordynował swoim graczom bardzo ambitny, wymagający styl gry, któremu niektórzy z jego podopiecznych nie są po prostu w stanie sprostać ze względu na ograniczone możliwości. Klops w wyprowadzeniu piłki sprawił, że futbolówka trafiła do Cristiano Ronaldo, a ten przytomnie wystawił ją Paulo Dybali. Argentyńczyk przepięknym strzałem pokonał Gabriela, golkipera Lecce. No i zrobiło się już definitywnie po meczu.
Dziesięć minut później swojego upragnionego gola doczekał się także CR7. Do siatki trafił z rzutu karnego, który sam wywalczył. Potem Juve spuściło dość mocno z tonu, choć nie można powiedzieć, by „Stara Dama” wrzuciła jałowy bieg. Końcówka spotkania w wykonaniu gospodarzy była wręcz piorunująca. W 83 minucie gry wprowadzony po przerwie Gonzalo Higuain wykończył efektowny rajd Ronaldo, a chwilę później krańcowo zmęczonych gości dobił Matthijs de Ligt.
Statystyki po przerwie? Miazga:
- strzały (celne): Juventus 17 (11) / Lecce 2 (1)
- posiadanie piłki: 72% / 28%
- podania (% celnych): 329 (92%) / 130 (72%)
A zatem 4:0 na Allianz Stadium. Planowe, pewne zwycięstwo Juve, choć dyspozycja podopiecznych Maurizio Sarriego wciąż daleko od idealnej. Zauważalne kłopoty ze skutecznością ma Ronaldo. Portugalczyk wpakował wprawdzie gola, dodał do niego też dwie asysty. Na papierze – znakomity mecz. Wystarczyło jednak spojrzeć na jego minę, gdy wymieniał się z rywalem koszulką po końcowym gwizdku. Tak nie wygląda piłkarz usatysfakcjonowany swoją postawą. Cristiano na pewno ma świadomość, że druga tak dogodna okazja do podreperowania strzeleckiego dorobku może się już w tym sezonie nie powtórzyć. Rywal ze strefy spadkowej, na dodatek grający w dziesiątkę. CR7 w optymalnej formie skończyłby to spotkanie minimum z hat-trickiem na koncie.
Ma nad czym myśleć trener Sarri. Atak pozycyjny Juventusu wciąż nie nawiązuje do filozofii sarrismo. Co wystarczyło na osłabione Lecce, niekoniecznie musi wystarczyć na starcia z czołówką Serie A, o Lidze Mistrzów nie wspominając.
Juventus FC 4:0 US Lecce
(P. Dybala 53, C. Ronaldo 62′, G. Higuain 83′, M. de Ligt 85′)
fot. NewsPix.pl