Ivan Obradović, co to miało być za wzmocnienie! Przedstawiany jako lewy obrońca z wyższej półki niż Filip Mladenović. Doświadczenie? No kurczę, nieliche. 47 meczów w La Liga, 86 w lidze belgijskiej, większość dla bardzo mocnego Anderlechtu. Fazy grupowe Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Jak się kończy? A no tak, że udanym transferem to chłopa mógłby nazwać tylko Cezary Kulesza.
Jeśli nie pamiętacie, prezes Jagiellonii błysnął jakiś czas temu wypowiedzią, że ściągnięcie Ognjena Mudrinskiego było pewnego rodzaju sukcesem. Gość o posturze bramkarza z klubu nocnego okazał się być marnym piłkarzem, ale dzięki temu więcej szans dostał Patryk Klimala. Polak wylądował w Celtiku, kilkanaście milionów wylądowało na koncie Jagiellonii, gitarka.
Ivanowi Obradoviciowi można zarzucić wiele. Władze ligi hiszpańskiej nawet oskarżyły go o ustawienie meczu w 2011 roku. Ale na pewno nie to, że nie dał Legii tego, co Mudrinski Jagiellonii.
Jako że Obradović najpierw okazał się być kontuzjowany, potem nie wykazał chęci podjęcia walki o miejsce w Legii, a gołym okiem było widać niedostatki Luisa Rochy, Aleksandar Vuković wstawił na tę pozycję Michała Karbownika. Co było dalej – wszyscy wiemy. „Karbo” wziął ekstraklasę szturmem, dał zupełnie nowy wymiar grze Legii. Zachowując oczywiście wszelkie proporcje, przeszedł podobną drogę, co Trent Alexander-Arnold. Ze środka pomocy na bok obrony. Gdzie z zupełnie innym wachlarzem umiejętności niż klasyczny boczny defensor, okazał się być prawdziwym objawieniem.
No a nie byłoby dziś Karbownika idącego po rekord transferowy ekstraklasy, gdyby Obradović nie oszukał Dariusza Mioduskiego. Bo tak właśnie stwierdził prezes Legii w rozmowie ze Sport.pl:
— Ja, trener i dyrektor sportowy zostaliśmy oszukani przez Obradovicia. Sprawiał inne wrażenie. Był przez nas sprawdzony i wszędzie gdzie grał, nie było takich sytuacji. Deklarował o wiele większą walkę niż pokazywał później na boisku. Wielu naszych kibiców było zachwyconych i parło byśmy sfinalizowali i… niestety.
Obradovicia skreślono już po pół roku, zimą Aleksandar Vuković swojego rodaka nie zabrał nawet na obóz. Cóż, o nim chyba nie powiedziałby jak o Jose Kante, że zostawia serce na boisku tak, jakby urodził się na Grochowie czy Ursynowie. Zresztą w listopadowej „Lidze+Extra” dość wyraźnie zaznaczył swoją frustrację.
— Dwumiesięczna praca nad piłkarzem to nie problem. Kłopot rodzi się wtedy, gdy pracuje się nad nim cztery i pół miesiąca, a on wciąż nie jest gotowy.
Serb miał się zawijać już w styczniu czy lutym, ale kolejki chętnych po niego nie było. Kontrakt rozwiązano więc dziś, za porozumieniem stron.
Ivan Obradović stał się wolnym zawodnikiem. Kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron.
Ivanowi życzymy powodzenia na dalszym etapie kariery.https://t.co/hgloAHMVq7
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) June 26, 2020
Wymowne, że news okraszony nie jest zdjęciem meczowym, tylko treningowym.
Swoją drogą, patrząc na historię meczów opuszczonych w ostatnich latach przez Obradovicia z powodu kontuzji, można było mieć odnośnie Serba jakieś tam obawy. Ale naprawdę nie przypuszczalibyśmy, że ten gość żegnając się z Legią będzie mieć więcej wizyt w Muzeum Powstania Warszawskiego niż minut na ekstraklasowych boiskach.
Tak czy siak, dobrze dla Legii, że udało się rozwiązać kontrakt. Dalsze trzymanie Obradovicia nie miało żadnego sensu. A skoro odchodzi, to należy założyć, że doszło do jakiegoś kompromisu i obciąży budżet mniej, niż gdyby miał tu siedzieć do końca umowy. Bilans i tak ujemny, ale – by tak rzec – mógł być ujemniejszy.
fot. FotoPyK