Ekstraklasa. Raj starych Słowaków. Dobra przystań dla siwowłosych napastników, którzy wciąż umieją grać w piłkę, ale nie chce im się już tak biegać. Niechybnie i tak strzelą swoje.
Wyzłośliwiać się, owszem, mogę. Wskazywać ligowców, którzy są ligowcami dlatego, że mają dużo rozegranych w Ekstraklasie meczów. Choć nie zdają weryfikacji:
– A ile dobrych?
I grają głównie dlatego, że już tu grali.
Mógłbym wskazać cały aktualny stan zagranicznego szrotu. Piłkarzy znalezionych na AliExpress. Chorwatów z jednym występem w kadrze U19 B, którzy kiedyś byli na dwudniowych testach w trampkarzach Dinama Zagrzeb. Latynosów, którzy mają w telefonie numer do piłkarza Manchesteru City. Kiedyś z nim grali w juniorach. I byli u niego na osiemnastce. Ale już nie grają. A ten numer to w sumie jest nieaktualny.
Mógłbym, ale chciałbym dla odmiany pokłócić się o coś innego: że drużyna złożona wyłącznie z młodzieżowców wyglądałaby w tym sezonie Ekstraklasy nader godnie.
Chętnie by się ją oglądało. I miałaby szansę coś ugrać. Jest to trochę pospolite ruszenie, ale wciąż chętnie pobroniłbym tezy, że jeśli chodzi o młodzież w lidze, coś, zwyczajnie, ordynarnie, drgnęło.
Skład 1. FC 1998 Młodzieżowiec wybieralibyśmy, mniej więcej, z poniższej puli. O kimś zapomniałem. O kimś zapomnieć chciałem. To nie jest podsumowanie statystyczne. To nie jest wyciąg z InStata. I tak z nazwiskami raczej przesadziłem, niż zbytnio je przerzedziłem.
Bierzcie i ustalajcie swoje drużyny:
Atak: Buksa, Białek, Tomczyk, Rosołek, Turski.
Pomoc: Bida, Ratajczyk, Slisz, Kocyła, Marchwiński, Kamiński, Moder, Jóźwiak, Mystkowski, Poręba, Szczepański, Młyński, Żurawski, Listkowski, Milewski, Płacheta, Makowski, Pyrdoł, Kowalczyk, Wedrychowski, Ambrosiewicz, Adamczyk, Kwietniewski, Szysz, Lusiusz, Ściślak, Klupś, Praszelik, Skóraś, Letniowski, Wojtkowski, Kozłowski.
Obrona: Michalski, Karbownik, Spychała, Fila, Pestka, Piątkowski, Puchacz, Gumny, Wiśniewski, Szymusik, Mikołajewski, Hołownia.
Bramka: Majecki.
Na bramce, poza Majeckim, mocno średnio, to prawda. Jest paru rezerwistów. Są ci, którzy zawiedli mimo szansy, jak Sokół czy Żynel. Są talenty jak Mleczko czy Muzyk, ale niesprawdzone. Ale ten Majecki jeszcze się łapie. Korzystam z niego jak z dzikiej karty.
Odnotujmy, że wyjechał w trakcie sezonu choćby Klimala, a Dziczek został sprzedany pod koniec sierpnia, po rozegraniu trzech meczów w ESA.
Ja, zasadniczo, postawiłbym na taką wyjściową jedenastkę:
Majecki – Karbownik, Piątkowski, Wiśniewski, Gumny/Fila – Slisz, Moder – Płacheta, Szczepański, Jóźwiak – Białek.
Ławkę miałbym ciekawą, szczególnie z przodu, bo przecież pozycja Płachety czy Szczepańskiego to nie pozycja Maradony w Napoli, a raczej Kamila Kieresia w GKS-ie Bełchatów. Czyli: szanse na powrót do składu zawsze są. Sentyment również. Ale może też nagle wylecieć po jednym słabszym meczu.
Tak, rządziłbym jako połączenie kombinacji Oresta Lenczyka z twardą ręką Wiesława Wojno. Mogę dać więcej minut Marchwińskiemu, sprawdzając ile faktycznie potrafiłby na kierownicy. Wpuścić Porębę, żeby ciut odjąć fantazji, ale zbalansować grę. Mogę dodać tejże fantazji Bidą. Jest Żurawski z ewidentnym potencjałem na pierwszy skład. Jest wreszcie dżoker Buksa o niemierzalnym potencjale.
Mogę wiele.
Mam kim grać.
Ręce palą się do ustalania składu.
Choć 1. FC 1998 Młodzieżowiec mistrzostwa Polski by, naturalnie, nie zdobył. Ale myślę, zupełnie serio, że o puchary by powalczył. Górna ósemka murowana.
Oczywiście możemy spojrzeć, taki Jóźwiak. W lidze od lat. W tej drużynie, weteran. Na pewno kapitan. Na sztandar żadnego przebudzenia młodzieży w tym sezonie nie może być wyciągany. Łapie się tak naprawdę tylko rocznikiem. Ale sęk w tym, że bez trudu możemy wskazać cały szereg piłkarzy, którzy wypłynęli w tym sezonie na szerokie wody. Karbownik, Moder, Białek, Bida, Piątkowski – rok temu o tej porze nie znaczyli w lidze nic. A to tylko najbardziej jaskrawe przykłady. Historii rozwoju, obiecujących, nienaciąganych przebłysków, było więcej. Nawet z tych, którzy wypłynęli stricte w tym roku, dałoby się złożyć ciekawy skład. Choć gramy bez bramkarza.
Wylaniem dziecka z kąpielą byłoby mówienie, że to wielki sukces polskiego szkolenia. Szkolenie, jak najbardziej, też idzie do przodu. Widać to wszędzie. Tak infrastrukturalnie, jak i merytorycznie. Ale wciąż kuleje. W stosunku do innych krajów, jesteśmy zapóźnieni. Chwalenie polskiego szkolenia w tym momencie byłoby zrobieniem mu wślizgu od tyłu w nogi. No i jest jeszcze to powiedzenie o jaskółkach, co wiosny nie czynią.
Mogę natomiast sypnąć głowę popiołem co do zasady obowiązkowego młodzieżowca w Ekstraklasie.
Byłem bardzo sceptyczny. Myślałem: młodzieżowcu, wyjdź, pokaż, bądź lepszy. A wtedy zagrasz. Normalne, uczciwe zasady. Gwarantowany plac to kula u nogi, bo za chwilę tego skrótu mieć nie będziesz. I co wtedy? Powstanie kolejnego progu – obok przechodzenia z juniora do seniora, także próg statusu młodzieżowca a zwykłego piłkarza. Do tego potencjalny granat w szatni – mówił o nim nawet Sebastian Milewski w jednym z ostatnich odcinków Weszłopolskich. Coś jest więc na rzeczy. Ale summa summarum, dość częsty schemat to danie szansy młodemu, po czym okazuje się, że ten młody w niczym gorszy nie jest. I w sumie stawialibyśmy na niego i bez reguły o obowiązkowym młodzieżowcu. Często najtrudniej jest wyważyć te pierwsze drzwi, nie tylko w ESA. Zasada młodzieżowca je uchyliła. Nie wyważyła.
Nie będę mówił, że reprezentacja Polski jest stara. Że już podczas mundialu 2018 mieliśmy jedną z najbardziej leciwych drużyn. Że kluczowe ogniwa coraz częściej zerkają poza boisko. Bo muszą to robić. Bo PESEL.
Nie będę mówił, że naszą kadrę czeka wymiana pokoleniowa. A już na pewno nie będę mówił, że aktualny rzut niesprawdzonych szerzej młodych ligowców jest panaceum na te problemy.
Nie jest.
To duże problemy.
I duże wyzwania.
Dalece większe niż dobra dyspozycja przeciw Koronie Kielce.
Dobra dyspozycja w trzydziestej lidze Europy wciąż niewiele może znaczyć w skali europejskiej.
Nie kroi nam się żadne złote pokolenie.
Dobra dyspozycja w trzydziestej lidze Europy wciąż może niewiele znaczyć nawet w lidze polskiej.
Historia polskiej piłki usłana jest efektownymi kometami prawie tak jak honorowymi porażkami.
Ale nieustanne dęcie w trąbę “JEST ŹLE” też pozbawia wiarygodności. Przejechałem się na optymizmie niejednokrotnie. Szczególnie w polskiej piłce optymizm jest cechą, która może cię szybko narazić na śmieszność. Wolę być cynicznym sceptykiem. Tego mnie nauczył nasz futbol.
Ale nie potrafię deprecjonować faktu, że nieustanne, dyżurne pohukiwania “NIECH GRAJĄ MŁODZI POLACY”, w stosunku do wielu drużyn już nie mają racji bytu.
Rozumiem finansowe uwarunkowania. To naturalny zwrot, pewnie byłby obecny i bez zasady młodzieżowca, choć w mniejszym wymiarze. Skoro nic nie opłaca się w Ekstraklasie bardziej, niż sprzedaż młodych polskich piłkarzy, to dlaczego nie grać młodymi polskimi piłkarzami.
Ale rzecz w tym, że ja rzadko widzę sztuczne holowanie. Pompowanie kogoś tak, by nabił trochę minut i ważył więcej na Transfermarkcie. Żeby złapał doświadczenie, a dobrze zagrał za pięć meczów.
Znacznie częściej ten gość wchodzi i daje coś świeżego. Coś ciekawego. Coś ponadligowego.
Leszek Milewski