No nie zachwyciło poziomem dzisiejsze starcie Fortuny Dusseldorf z Borussią Dortmund. Goście teoretycznie wciąż mają szanse na mistrzostwo Niemiec, ale jakoś nie widać w nich już wiary w sukces. Z kolei w ekipie Fortuny wiara w możliwość utrzymania wciąż jest zauważalna, ale niekonieczne poparta odpowiednimi umiejętnościami. Choć trzeba gospodarzom dzisiejszego spotkania oddać, że całkiem nieźle spisywali się w w defensywie. I naprawdę niewiele brakowało, by zgarnąć dziś punkt, albo i nawet komplet punktów. No ale Erling Braut Haaland postanowił dorzucić swoje trzy grosze i utrzymać swój zespół w boju o tytuł.
Lucien Favre oddelegował dziś na boisko jedenastkę bez klasycznego napastnika. W rolę fałszywej dziewiątki wcielali się na zmianę członkowie ofensywnego tercetu BVB – Julian Brandt, Jadon Sancho i Thorgan Hazard. Początkowo wydawało się, że to całkiem niezła idea. Szybkie kombinacje gości wyraźnie przerastały defensywę Fortuny. Obrońcy zwyczajnie nie nadążali za kreatywnością rywali, zwłaszcza szukającego niekonwencjonalnych rozwiązań Brandta. Ale prawda jest taka, że niewiele z tego wynikało. A nawet jeśli już Borussia miała stuprocentową sytuację do zdobycia gola, to brakowało człowieka, który po prostu z chirurgiczną precyzją by taką szansę zamienił na gola i otworzył wynik. Pewnie wówczas worek z bramki zostałby rozsupłany. A tak? Z każdą kolejną minutą, gdy na stadionowym zegarze widniał bezbramkowy remis, gospodarze nabierali pewności siebie i zacieśniali defensywne szyki.
Dwa strzały Borussii przed przerwą, ani jednego po stronie Fortuny. To tylko statystyka, ale dość dobrze obrazująca przebieg gry. Goście mieli pełną kontrolę nad przebiegiem boiskowych zdarzeń, lecz wyraźnie brakowało im człowieka, wokół którego kręciłaby się cała ofensywa. Pech zrządził, że w najlepszej z bramkowych sytuacji znalazł się niespodziewanie Achraf Hakimi, który w popisowy sposób spartaczył pojedynek z bramkarzem Fortuny. Trochę przypomniał w swoim zachowaniu Joana Romana z wczorajszego starcia Miedzi Legnica z Podbeskidziem Bielsko-Biała i niech to będzie recenzja jego strzału. Choć trzeba Hakimiemu oddać, że się potem zrehabilitował doskonałym podaniem do Brandta, ale Niemiec też chyba lekko spanikował przed bramkarzem i poplątał się z piłką.
Better call Haaland
W 61 minucie gry na boisku zameldował się Erling Braut Haaland. I już po paru chwilach było 1:0 dla gości. Strzał Norwega został wprawdzie zablokowany, ale do futbolówki dopadł Raphael Guerreiro i wpakował ją do sieci. Gol został jednak odwołany przez VAR. Powód – absurdalny. Piłkarza oskarżono o przyjęcie piłki ręką, choć w istocie trącił ją tylko lekko barkiem. Trudno zrozumieć, dlaczego wideoweryfikatorzy w ogóle zaangażowali się w tę sytuację.
Tak czy owak – nieuznany gol trochę chyba podciął skrzydła gościom, bo to Fortuna zaczęła przejmować kontrolę nad spotkaniem, czego efektem było kilka niezłych okazji strzeleckich. I gdy już się wydawało, że po przerwie również nie padną bramki, Haaland znów o sobie przypomniał. W piątej minucie doliczonego czasu uwolnił się spod krycia i głową strącił futbolówkę do siatki, zapewniając swojej drużynie bardzo cenne trzy punkty. Był to jedyny celny strzał BVB w drugiej odsłonie spotkania. Żal mogło się zrobić zawodników Fortuny, którzy zalegli na murawie kompletnie załamani. W pewnym momencie przybliżyli się do trzech punktów z wysoko notowanym rywalem, a ostatecznie skończyli z niczym. Na razie zajmują miejsce spychające ich do barażu o pozostanie w Bundeslidze, ale Werder Brema już zrównał się z nimi punktami. Borussia natomiast umocniła się na drugim miejscu i ma cztery oczka przewagi nad Lipskiem.
Polacy? Piszczek zagrał przyzwoite spotkanie, zresztą jubileuszowe – po raz 250. wystąpił na boiskach Bundesligi w barwach zespołu z Dortmundu. Dawid Kownacki całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych. Adam Bodzek pauzował za kartki.
FORTUNA DUSSELDORF 0:1 BORUSSIA DORTMUND
(E. Haaland 90+5′)
fot. NewsPix.pl