Temat maseczek, które Polacy masowo zarzucili na swoje twarze w trakcie pandemii, ciągle budzi kontrowersje. Jedni traktują je jako niezbędny środek do tego, by wyjść z całego zamieszania w miarę suchą stopą, inni podważają sens ich noszenia, kolejni… no dobra, w politykę wchodzić nie będziemy. Ale znajdują się i tacy, dla których maseczka to najwyraźniej coś więcej niż środek higieniczny. Jak widzicie na załączonym powyżej obrazku, dla Grzegorza Kuświka to chyba nowy element wizerunku.
Co przyszło mu do głowy? Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jak swego rodzaju hołd dla Anthony’ego Hopkinsa i jego roli w „Milczeniu owiec”. Tu pełna zgoda – wybitna kreacja.
Jeśli jednak mamy być szczerzy, to Kuświka raczej nie postrzegamy jako wielkiego miłośnika światowej kinematografii. Tak więc wydaje się, że chłop po prostu wziął do ręki nożyczki i zrobił to, co mu w duszy gra. Widać zresztą, że nie jest z pierwszej łapanki, bo otwór wykonany jest sprawnie i równo, nie naruszając przy tym klubowego herbu. Nie wiemy, czy to się przyjmie, ale zauważamy też odważną próbę połączenia pewnej estetyki ze stroną praktyczną. Czy Kuświk jest dzięki temu zabiegowi lepiej słyszalny? Oczywiście, że tak. Czy podczas wyczerpującego siedzenia na ławce i jeszcze bardziej wyczerpującego śledzenia popisów Wisły Płock oddycha mu się łatwiej? Jasna sprawa. Czy musi kombinować, gdy chce pociągnąć łyk wody z bidonu? Odpowiedź znacie.
Oczywiście trochę szkoda, że tym samym maska nie spełnia swoich podstawowych funkcji, a ludzie z PZPN-u i Ekstraklasy przecież trochę się napracowali, by przekonać władze państwowe do przyjęcia protokołu powrotu ligi, a co za tym idzie – konkretnych wytycznych, ale coż… Są rzeczy ważne i ważniejsze.
