Mistrz świata Ron-Robert Zieler, zdobywca Pucharu Konfederacji Jonas Hector, wicemistrz olimpijski Timo Horn, mistrzowie Europy U-21 Yannick Gerhardt i Mitchell Weiser. Co oni wszyscy mają ze sobą wspólnego? Każdy z nich przeszedł przez kilka – albo i wszystkie – szczeble juniorskiej i młodzieżowej kariery w Kolonii. W akademii FC Köln, jednej z najbardziej niedocenianych w Niemczech. Portal Bundesliga Fanatic umieścił ją nawet w piątce najlepszych w kraju. Skoro więc byłem w pobliżu, sprawdziłem, co wyróżnia pracę z młodzieżą na tle konkurencji. W końcu slogan całego klubu brzmi spürbar anders. Zauważalnie inni.
Nie tak dawno odwiedziłem akademię Manchesteru City, Etihad Campus. Wejście na jej teren dla nieakredytowanego dziennikarza, który wcześniej nie wypełnił stosu papierków, graniczyło z cudem. Zamknięta brama, cała masa obostrzeń, przed którymi ostrzegał mnie Kuba Bokiej, skaut młodzieżowy The Citizens. Tu nie wolno, tam tylko ze specjalną przepustką, tutaj zamek szyfrowy, tam kamery, co kilka kroków karteczka „zakaz wstępu”. Zresztą, daleko szukać nie trzeba, sparingi za zamkniętymi drzwiami to nasz chleb powszedni.
Powiedzieć, że w Kolonii robią to inaczej, to nic nie powiedzieć.
Szkolenie w lesie
Akademia FC Köln znajduje się w środku lasu. Pomiędzy boiskami biegną ścieżki, którymi codziennie spacerują setki mieszkańców Kolonii. Nikt niczego nie chowa, nikt niczego nie ukrywa.
Chcesz wpaść podpatrzyć pracę trenerów wszystkich grup, od U-8, aż po U-21? Śmiało, będzie nam miło.
– Nie odgradzamy się murem, płotem, nasz obiekt nie jest zamknięty. Możesz przyjść popatrzyć w każdej chwili, to miejsce publiczne. Niedaleko jest jezioro, bardzo ładny park. Możesz pospacerować wśród naszych obiektów, zjeść coś w restauracji z widokiem. Chcemy przez cały czas być blisko naszych kibiców – tłumaczy Markus Halfmann, nasz i wasz przewodnik po miejscu, w którym 1. FC Köln szkoli kandydatów na piłkarzy.
Trudne otoczenie
Można sobie wyobrazić znalezienie się w łatwiejszym położeniu niż klub z Kolonii, jeśli chodzi o przechwytywanie największych talentów z regionu. Gdy Dortmund umieści się w środku okręgu o średnicy 100 kilometrów, wewnątrz oprócz 1. FC Köln znajdą się:
- Borussia Dortmund
- Schalke 04 Gelsenkirchen
- Fortuna Düsseldorf
- Bayer Leverkusen
- Borussia Mönchengladbach
Łącznie sześć bundesligowych klubów, 1/3 ligowej stawki. Siódmym od kolejnego sezonu może być liderująca ze sporą przewagą na zapleczu Arminia Bielefeld. W 2. Bundeslidze jest także VfL Bochum czy VfL Osnabrück.
Szczególny ścisk panuje na południe od Dortmundu. I to właśnie z klubami z tego regionu Kolonia o lokalne talenty rywalizuje najmocniej.
– W mieście nie mamy rywali, jeśli chodzi o dostęp do najlepszych graczy. Naszymi przeciwnikami są Borussia Mönchengladbach, Bayer Leverkusen, również nieco bardziej oddalone Schalke czy Borussia Dortmund. Jeśli zawodnik jest stąd, prawdopodobnie tutaj zostanie. Ale są piłkarze z innych klubów z regionu, którzy często mają 3-4 opcje. Patrzą na klub, na bazę i wtedy wybierają. Rywalizacja na tym polu jest dla nas bardzo trudna – mówi Halfmann.
Nie obiektami walka…
Tym trudniejsza, że Kolonia nie może iść w konkury choćby z największym ze swoich rywali, Borussią Mönchengladbach, jeśli chodzi o infrastrukturę.
– Inne kluby Bundesligi mają znacznie lepsze obiekty. Tutaj dysponujemy trzema boiskami trawiastymi, stadionem akademii, jednym boiskiem ze sztuczną nawierzchnią, jednym mniejszym. Gdy porównać nas z Gladbach, oni mają trzy razy więcej obiektów. Nasze szatnie są niewielkie. Musimy się rozbudowywać, by móc walczyć o największe talenty. Znajdujemy się bowiem w niesamowicie konkurencyjnym otoczeniu – tłumaczy Halfmann.
Rozbudowa obecnych obiektów jest o tyle problematyczna, że są one ulokowane w lesie. Z jednej strony przenosiny w inne miejsce byłyby jakimś rozwiązaniem, z drugiej – 1. FC Köln właśnie dzięki takiej a nie innej lokalizacji obiektów jest blisko mieszkańców Kolonii. No i dochodzi aspekt historyczny.
– Klub został założony tutaj, stąd od jakiegoś czasu trwają debaty, czy powinniśmy poszukać nowego miejsca, czy jesteśmy w stanie rozbudować obiekty na tyle, by stawać w szranki z tymi, którzy mają znacznie lepszą infrastrukturę. Chcemy nowych boisk, nowych budynków, a to trudne w tym miejscu, bo jesteśmy w rezerwacie przyrody – mówi. Ale dodaje: – Mamy dobry plan, bez konieczności wycinania drzew. Powstał on już kilka lat temu, ale wciąż nie został zrealizowany.
…a dawanymi szansami
Jeśli więc nie obiektami, to czym Kolonia może stawać w szranki?
Spójrzmy na skład 1. FC Köln z ostatniego meczu ligowego:
- pierwszy bramkarz, Timo Horn – wychowanek
- drugi bramkarz, Thomas Kessler – wychowanek
- kapitan, Jonas Hector – wychowanek
- podstawowy lewy obrońca, Noah Katterbach – wychowanek
- prawoskrzydłowy, Jan Thielmann – wychowanek
- cofnięty napastnik Mark Uth – wychowanek, choć akurat jego droga do pierwszej drużyny Kolonii była dość długa i kręta, poprzez Heerenveen, Hoffenheim i Schalke 04
- rezerwowy stoper Robert Voloder – wychowanek
W kadrze meczowej zabrakło kontuzjowanego Ismaila Jakobsa, on także uzbierał już jednak 14 występów w trwającym sezonie Bundesligi. Nie wszyscy przeszli każdy szczebel swojego piłkarskiego wychowania w Kolonii. Ale każdy z nich co najmniej przez kilka lat terminował w akademii nim znalazł się w pierwszej drużynie.
To, ale także kariery wspomnianych na wstępie Zielera, Gerhardta, Weisera, a wcześniej choćby Lukasa Podolskiego pokazują, że może i w Kolonii nie ma futurystycznej akademii ze sprzętem rodem ze stacji kosmicznych. Może najwięksi regionalni rywale starcia takie jak choćby to na liczbę boisk wygrywają w cuglach. Ale za to ludzie, którzy to miejsce tworzą, mają receptę na szlifowanie piłkarskich diamentów.
Piłkarze wielozadaniowi
Jaka to recepta? Stwierdzenie: brak recepty byłoby nadużyciem. Ale coś w nim mimo wszystko jest. W Kolonii nie próbują bowiem szkolić konkretnego typu zawodników, ba – nawet taktyka nie jest zunifikowana. Zawodnik grający w U-16 może po roku znaleźć się w grającej zupełnie innym systemem drużyny U-17.
Halfmann tłumaczy to podejście następująco: – Nie celujemy w stworzenie jak najmocniejszego zespołu w danym roczniku. Nie za to nam płacą. Płacą nam za rozwój pojedynczego gracza. Chcemy szkolić zawodników zdolnych do gry na wielu pozycjach. Którzy grali w akademii w różnych systemach taktycznych, nabywali doświadczenie u różnych trenerów. Dlatego nie mamy jednej taktyki, którą grają wszystkie nasze zespołu młodzieżowe. Bo wierzymy, że zawodnik musi poznać odmienne sposoby gry. Stąd wychowankowie naszej akademii mogą się od siebie bardzo różnić.
No i czy o takim Jonasie Hectorze nie można powiedzieć z pełnym przekonaniem, że jest piłkarzem uniwersalnym? W reprezentacji debiutował na środku obrony, kolejny występ zaliczył na lewej stronie pomocy, trzeci – na lewej obronie. W Kolonii zaś w trwającym sezonie 16-krotnie zagrał na defensywnym pomocniku, 8 razy na lewej obronie, po razie zaprezentował się zaś jako lewoskrzydłowy i ofensywny pomocnik.
Hector, ale i Timo Horn są też przykładem przywiązania do barw. Gdy Kolonia dwa lata temu spadała do 2. Bundesligi, obaj bez najmniejszego trudu byliby sobie w stanie znaleźć pracodawcę na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Obaj zdecydowali się w 1. FC Köln pozostać i pomóc klubowi wrócić do 1. Bundesligi.
Przestawienie wajchy
Na zapleczu podejście Kolonii do stawiania na nowy piłkarski narybek nieco się zmieniło. Trudno było doszukać się w składzie wielu młodych piłkarzy wyprodukowanych przez klubowych trenerów młodzieży. Halfmann wyjaśnia: – Tradycja tego klubu jest ogromna. Sukcesy lat 70., 80. sprawiają, że tak ciężko jest tutaj być trenerem pierwszego zespołu. Oczekiwania są zawsze wielkie, wszyscy liczą na powrót tamtych czasów. Stąd też w 2. Bundeslidze młodzi piłkarze z akademii nie dostawali tak wielu szans – nie było czasu na eksperymenty, celem numer jeden był powrót do 1. Bundesligi.
Po wywalczeniu awansu wszystko wróciło jednak do normy, czego najlepszym dowodem jest skład ze wspomnianego już wcześniej, zremisowanego 2:2 meczu z FSV Mainz.
Światła wielkiego miasta
Czy gdyby Kolonia nie była Kolonią, Hectorowi i Hornowi tak łatwo przyszłoby pozostanie w klubie po spadku? Nie oszukujmy się, dużo trudniej o podobne poświęcenie, gdy gra się na jakimś wygwizdowie, a nie milionowym mieście. W dodatku słynącym z karnawału i tego, że tam naprawdę jest co robić i za dnia, i nocą. Wydawałoby się, że klub piłkarski powinien swoich zawodników od pokus wielkiego miasta odgrodzić. Ale nie Kolonia.
– Akademik dla naszych piłkarzy znajduje się dziesięć minut od centrum miasta. Milionowego miasta. Tego nie może zaoferować Gladbach, Leverkusen – mówi Halfmann. I, jakby czytając mi w myślach, od razu dopowiada: – Nasi gracze wiedzą, że jeśli mają odnieść sukces, nie mogą się dać miastu wciągnąć.
Jednocześnie to miasto, jego kulturę, charakterystykę, mają chłonąć. W FC Köln chcą szkolić dobrych piłkarzy, ale i otwartych ludzi. – Kolonia jest wielokulturowym, otwartym i tolerancyjnym miastem słynącym z karnawału. Takich też chcemy zawodników – ekstrawertycznych, otwartych. To są wartości FC Köln.
Wartości, które chyba najlepiej uosabia Lukas Podolski – uśmiechnięty, otwarty, daleki od wywyższania się w związku z osiągniętym sukcesem i statusem społecznym. Nie utożsamia się go z izolacją od kibiców, raczej ze zdjęciami, jak z rogalem na ustach grilluje przed domem czy sprzedaje mieszkańcom Kolonii kebaby w należącej do niego knajpce.
W akademii FC Köln nie ukrywają jednak, że wyszkolenie Lukasa Podolskiego to historia. odległa. Tak odległa, że swoim wychowankom za przykłady wskazują raczej tych, z którymi ich ścieżki mogą się przeciąć każdego dnia. Horna. Hectora. I kolejnych, od których po powrocie do 1. Bunesligi zaczęło się w składzie roić.
Obiekty może i na wyobraźnię nie działają. Nie tak, jak te klubów z upakowanej klasowymi rywalami okolicy. Ale fakt, że 1/3 kadry meczowej to ci, którzy jakiś czas temu wyróżniali się w kolońskich zespołach młodzieżowych – już zdecydowanie.
SZYMON PODSTUFKA
fot. własne/FC Köln