Znamy takie kluby, które na zakazie wstępu kibiców wręcz zarobią, bo zazwyczaj i tak chodzi tam garstka mieszcząca się w dwóch Polonezach (Trako, bo jeszcze bęben). Borussia Moenchengladbach do nich nie należy. 54022 miejsca na Borussia-Park, średnia frekwencja: 50927. Sztos. Atmosfera święta na każdym meczu. Teraz tej atmosfery nie będzie.
Ale w Gladbach kibice udowodnili, że głowę mają nie od parady.
Ich pomysł, by kupić bilety na mecze, a widownię… wyciąć z kartonu, to klasyczny przykład idei, która na pierwszy rzut oka wydaje się pomieszaniem szaleństwa z komizmem, a po zastanowieniu jest po prostu genialna.
Bilet kosztuje dziewiętnaście euro. Sprzedano – około – siedemnastu tysięcy miejsc. A przecież niewykluczone, że dzisiejszy mecz nakręci koniunkturę, bo miejscówkę może kupić każdy z dowolnego miejsca na świecie. Przyznajcie, to może skusić jako bajer, szczególnie, jak znajdziesz siebie na trybunie. Nawet jeśli to nie Gladbach pierwsze wpadło na ten pomysł, a tylko go z pompą podchwyciło, wiele to nie ujmuje – kluczem jest realizacja, a ta postępuje wzorowo.
Już miejscówki sprzedają się tak dobrze, że Thomas Weinmann, przedstawiciel kibiców Gladbach, mówił:
– Reakcja przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Jesteśmy zasypywani “zamówieniami”. Nie nadążamy z montażem.
I nie da się ukryć: najfajniejsze w tym jest to, że na pomysł wpadli sami kibice, a potem wzięli się za realizację pomysłu. To wydatna pomoc dla klubu i świetna inicjatywa, takie trybuny – jesteśmy pewni – będą wyglądać przyjemniej, jest ta faktyczna… nawet nie namiastka zainteresowania, ale duży dowód wsparcia.
Na dzisiejszym meczu będą nawet wyjazdowicze. Powiedzcie, że nie ma w tym uroku, czegoś sympatycznego, ponad podziałami.
Czy pójdą w Gladbach krok dalej, na przykład puszczając z trybun doping? Nie, i jest ku temu szczególny powód. Markus Aretz, szef departamentu komunikacji, mówił magazynowi Time:
– To symbol kibiców mówiących: jesteśmy razem z drużyną. To symbol od nas: kibice, jesteście częścią gry. Ale doping z głośników to byłoby za daleko. Nie zrobimy niczego, co mogłoby wysłać sygnał: kibicu, nie jesteś potrzebny, a to mogłoby tak zostać odebrane.
Na pandemii straciła cała piłka, wiele klubów. Natomiast jedno, co można zrobić, to w trudnym czasie pokazać się od dobrej strony wizerunkowo. Mieliśmy fajne przykłady z Czech, gdzie Slavia zamawiała sprzęt z Chin, przeszywała stroje na maseczki czy zobowiązała się oddać część pieniędzy z tych, które zarobi podczas najbliższej kampanii pucharowej. Gladbach może na kartonowych widzach nie zarobi – wiadomo, że bilet to koszt wydruku i montażu, w praktyce kasa idzie na fundację, a zamówienie jest realizowane w miejscowych drukarniach, które bez tego by splajtowały – ale już dzięki tej akcji robi się o nich głośno na świecie, a dobry wizerunek jest wymierny. Co więcej, to kolejny element układanki pod hasłem: Borussii wszystkie ręce na pokład. Piłkarze, trenerzy i działacze solidarnie w swoim czasie zeszli z pensji, żeby tylko utrzymać płynność finansową klubu, a co za tym idzie – etaty dla tych, którzy są w klubie, ale na mniej eksponowanych rolach. Porównajmy to choćby do sytuacji Liverpoolu…
Swoją drogą, czy widzielibyśmy podobne rozwiązanie w Ekstraklasie? Z przyjemnością. I z tego co słyszymy, ŁKS i Lechia próbują robić taką akcję – kibicujemy.
Fot. Twitter Borussii Moenchengladbach