Kolejny dzień, więc i kolejny trening sportowców w Rocket League za nami. Wczoraj prezentowali się nam Anita Włodarczyk i Mateusz Rudyk, a dziś znów oglądaliśmy duet kolarsko-lekkoatletyczny. W ekipie dowodzonej przez Jakuba Olszewskiego, esportowca z krwi i kości, zameldowali się Remigiusz Olszewski (zbieżność nazwisk przypadkowa) i Rafał Sarnecki. Gdybyśmy mieli opisać ten trening jednym słowem, byłoby to słowo „wesoły”. Bo śmiechu było dziś naprawdę sporo.
Zacznijmy jednak od przedstawienia ekipy. Remek Olszewski to sprinter. Były medalista młodzieżowych mistrzostw Europy, mocny punkt sztafety 4×100 metrów mężczyzn. Na arenie międzynarodowej raczej bez większych sukcesów, ale – jak sam mówi – wierzy, że najlepsze wciąż przed nim. Choć tak naprawdę wcale nie chciał biegać, wciągnął go do tego ojciec. – Tata do dziś jest moim trenerem, mieliśmy jedynie przerwę przez studia. Całkiem nieźle nam to wychodzi. Ale tak naprawdę zawsze chciałem kopać piłkę, jednak moje predyspozycje poszły w inną stronę.
Kopać piłkę chciał też drugi gość o tym nazwisku – Kuba Olszewski, czyli Olszew. Kapitan zespołu, gość, który wielkie sukcesy osiągał w FIFIE, a teraz pyka sobie w Rocketa i to z całkiem niezłymi efektami. A to mimo tego, że – jak sam mówi – „traktuje to jak hobby”. Pytany o to, co chce osiągnąć w turnieju, odpowiedział: – Oczywiście, że wygrać. Wszystkich pokonamy trash talkiem. I ten trash talk faktycznie się dziś pojawiał. Przykład? Gdy Kuba wspomniał potem, że zależy mu na pokonaniu Petricka – którego oglądać mogliście wczoraj – padł taki dialog:
– Z kim Petrick jest w drużynie?
– Z Mateuszem Rudykiem i z panią Anitą.
– Noooo, to będą bici!
Będą bici, bo stwierdził to ostatni z uczestników dzisiejszego treningu – Rafał Sarnecki, kolarz torowy, srebrny medalista mistrzostw Europy, który dał dziś prawdziwe show. Choć nie tyle w kwestii popisów na boisku, co krasomówstwa. Z Rudykiem chętnie się zmierzy, bo to jego kolega z ekipy. Ale mówił, że w sumie to w grze akurat może odpuścić i jemu, i Patrykowi Rajkowskiemu, innemu torowcowi, który bierze udział w turnieju Stay&Play. – Ja mam tyle lat, że nie muszę się już sprawdzać. Wystarczy, że skopię im tyłki na zawodach czy treningu. W grze to sobie mogą wygrywać – mówił.
I w sumie… stawiamy, że faktycznie wygrać mogą. Bo akurat Rafał miał dziś spore problemy. Choć, bądźmy uczciwi, po części wynikały one z tego, że nawalał mu internet, z którym wyraźnie się męczył. Inna sprawa, że jego umiejętności na razie nie stoją na najwyższym poziomie. Zapowiadał jednak, że dziś nie pójdzie spać, a zamiast tego przesiedzi nockę przy konsoli, żeby wkrótce prezentować się lepiej. Zobaczymy, jak będzie, bo na treningu – nawet w rywalizacji z botami – wypadł średnio. Na tyle, że dziwił się niesamowitym umiejętnościom Remka Olszewskiego. Znaczy – niesamowitym dla niego.
– Ty bramę strzeliłeś?! Gadasz i strzeliłeś? Trzeba cię częściej zagadywać! – krzyczał. A Olszewski potem jeszcze tych bramek trochę dorzucił. Rafał raczej starał się po prostu trafiać w piłkę, o ile akurat nie wywalało go z meczu. Kilka razy mu się udało, więc i tak nie było źle – wczoraj zagrali ponoć dwa mecze i nie dokonał tej sztuki ani razu, do czego przyznał się ze śmiechem. Zresztą śmiał się z siebie dziś wyjątkowo często, choćby kwitując swoje problemy techniczne hasłem: „Jak widać jaki talent, taki sprzęt do gry”. Ten dystans jednak nie dziwi, skoro swoją filozofię życiową tłumaczył tak:
– Od jakiegoś czasu żyję zasadą carpe diem. Wiem, że to nieodpowiedzialne, ale nic nie planowałem, gdyby nie wyszło w sporcie. […] Ważne, żeby przy uprawianiu sportu się nie spinać, żeby nie było tak, że ciężko zaakceptować nam porażkę. Porażka to przecież nieodzowny element sportu. W karierze więcej się przegrywa, niż wygrywa. Ważne, żeby sport to była zabawa.
Zabawą mają też być te treningi i charytatywny turniej, którym się zakończą. Ewidentnie było więc widać, że chłopaki tak to traktowali. Choć momentami – głównie wtedy, gdy wspominano ich kolegów po fachu – dało się u nich zauważyć nutkę ambicji i chęci, by udowodnić swoją wyższość. Dziś nie przegrali meczu, czym teoretycznie mogli postraszyć, ale w praktyce grali przeciwko komputerowym botom. Trudno więc zweryfikować ich rzeczywisty poziom. Ale może to właśnie część planu? Podbudować sobie morale zwycięstwami, udoskonalić taktykę, a przy okazji zdeprymować nieco rywali strzelanymi seryjnie bramkami? Jeśli tak – gratulujemy pomysłu, na taki jeszcze nikt nie wpadł.
Inna sprawa, że lepiej wypadłoby to pewnie bez mikrofonów, bo nie byłoby słychać wypowiadanych – głównie przez Rafała – zdań w trakcie gry. Zrobiliśmy wam zresztą krótki ranking naszych ulubionych:
- „Dla mnie to za dużo czynności naraz. Mogę albo jechać do góry, albo dawać boost”.
- „- Może jakąś taktykę byśmy obmyślili?
– Taktyka jest taka, żeby strzelać gole. Wystarczy, że jeździsz i Olszew strzela. A my asystujemy i nie przeszkadzamy”. - „Nie mam takiej podzielności uwagi, jak się coś psuje, to muszę się skupić na tym”.
- „No i się oblałem, pięknie”.
- „O, nie w tę stronę gram”.
Chyba już kumacie, o co nam chodzi, co? Ale może to też jakiś pomysł – udawać, że nie rozumie się gry, by potem zaskoczyć rywali świetną dyspozycją. Czy taka strategia okaże się skuteczna, przekonamy się 29 i 31 maja. To wtedy rozegrany zostanie turniej finałowy, a ekipa dwóch Olszewskich i Sarneckiego powalczy o triumf. Cenny, bo zwycięzcy będą mogli wybrać instytucję, której PKN ORLEN sypnie kasą. Jest więc o co grać.
Fot. Twitch