Rok temu Krzysztof Piątek bił się o tytuł króla strzelców Serie A między innymi z wielkim Cristiano Ronaldo czy nieśmiertelnym Fabio Quagliarellą. Sezon kończył w klasyfikacji strzelców ponad CR7, każde dziecko w Polsce znało cieszynkę ze skrzyżowanych pistoletów, a kolejne weekendy okraszone golami podsycały tylko ekscytację wybuchem talentu polskiego napastnika. Dziś „Piona” przegrywa rywalizację z 35-letnim Vedadem Ibiseviciem. Jego wartość nie przestaje spadać. Nie tłucze się z najlepszymi napastnikami w czołowej lidze. Nasłuchał się słów krytyki z ust wielu autorytetów, z własnymi szkoleniowcami włącznie. Kiedy to wszystko zaczęło się chrzanić i co od tamtej pory szło nie tak?
Wejście do Milanu Piątek miał przecież niewiele mniej imponujące niż wejście do Genui. Pamiętamy, jak w pucharze Włoch sprawiał, że Kalidou Koulibaly wychodził na głupka. Jak strzelał Juventusowi. Jak pakował sztukę Atalancie ekwilibrystycznym uderzeniem piętą. To wszystko wspomnienia żywe, bo przecież nie tak odległe.
Piątkowi miejsce zwalniał w Milanie nie byle kto, bo Gonzalo Higuain, człowiek z tytułem króla strzelców Serie A na koncie. Argentyńczyk był niewypałem, Piątek szybko dał skok jakościowy. Rossoneri znaleźli się na wnoszącej – od 10 lutego do 9 marca wygrali aż pięć meczów w lidze, Piątek strzelił w tym czasie pięć goli. Liga Mistrzów zdawała się być na wyciągnięcie ręki dla nowego klubu Polaka, a strzeleckie rekordy legend Serie A – osiągalne.
Sometimes maybe good…
Potem jednak coś zaczęło się psuć. Pierwsza rysa pojawiła się w derbach z Interem. Wiele sobie po Piątku w starciu z lokalnym przeciwnikiem obiecywano, ten jednak – choć spotkanie było naprawdę otwarte – nie istniał. Miał zaledwie osiem kontaktów z piłką, nie doszedł do żadnej czystej sytuacji. W relacji „La Gazzetta dello Sport” nikt nie dostał niższej noty niż 5 Polaka.
Łatwo mu jednak wybaczono słabszy mecz, bo we wcześniejszych sześciu trafiał do siatki sześciokrotnie. Zresztą w trzech kolejnych spotkaniach niezwykle nieskuteczny Milan mógł polegać tylko na Polaku. Dwa gole w starciach z Sampdorią, Udinese i Juventusem to dwie bramki zdobyte przez Piątka. Potem jednak przyszło starcie z Lazio. I pierwsza sytuacja, gdy otwarcie skrytykował naszego napastnika Gennaro Gattuso. Broniono bowiem Piątka kwestiami taktycznymi, które miały być nie do przeskoczenia.
– Problemem nie jest taktyka – odparował atak Gattuso. – Napastnik musi budować przestrzeń na boisku. To nieprawda, że Piątek nie dostaje piłek. Z Lazio mieliśmy dużo dośrodkowań, do żadnego z nich nie doszedł. Jeśli wszystko jest wykonywane dobrze, to zawsze jesteśmy w stanie coś stworzyć w okolicach dwudziestego metra. Napastnik musi pracować dla zespołu i dopasowywać się do naszego stylu. Musi być użyteczny.
Na potwierdzenie jego słów dwie kolejki później Piątek po raz pierwszy od debiutu ligowego z Napoli usiadł na ławce. Milan przegrał jednak z zespołem z Turynu 0:2, wypadł z czołowej czwórki. I nie wrócił do niej już do końca sezonu, mimo że wygrał wszystkie cztery mecze. Piątek zagrał wszystkie w podstawowym składzie, w przedostatniej kolejce z Frosinone przełamał trwającą pięć meczów strzelecką niemoc, dzięki czemu znalazł się…
…na równi z Montellą
Ronaldo – 25 goli
Andrij Szewczenko, Diego Milito – 24 gole
Vincenzo Montella, Krzysztof Piątek – 22 gole
No nie powiemy, lista piłkarzy najlepszych pod względem zdobytych bramek w debiutanckim sezonie w Serie A działała na wyobraźnię. Wiadomo, jak potoczyły się ich kariery i jak wielkie rzeczy osiągnęli Ronaldo, Szewczenko, Milito i Montella. Stąd można było wierzyć, że snajper o którego wyższości (lub nie) nad Jarosławem Niezgodą debatowano latem 2018 roku, latem 2019 będzie się przygotowywać do potwierdzenia wielkiej klasy na włoskich boiskach.
„Biało-czerwony” trener
Piątkowi miało być o tyle łatwiej to zrobić, że Milan w przerwie między sezonami zatrudnił nowego trenera. I jeśli mówimy o Polakach we Włoszech, to lepiej niż na Marco Giampaolo trafić się nie da. To on zbudował w Empoli Piotra Zielińskiego, on zdecydowanie postawił na Łukasza Skorupskiego, pod jego wodzą w Sampdorii rozwinęli się niesamowicie Bartosz Bereszyński czy Karol Linetty.
– To taktyczny fanatyk i chyba każdy to o nim powie. Dużo czasu poświęca na analizę naszej gry, na analizę gry przeciwników, dużo mamy zajęć pod tym względem, umiejętnie wprowadza też młodych zawodników. Gdy był trenerem w Empoli, to z Łukaszem Skorupskim i Piotrem Zielińskim osiągnęli 11. miejsce, co było dla nich fajnym wynikiem, tym bardziej że sezon później spadli. Gdy trener przyszedł do Sampdorii, zrobił 10. lokatę, a więc też dobry wynik, lecz teraz jesteśmy jeszcze wyżej – komplementował swojego szefa w rozmowie z Weszło w 2018 roku “Bereś”.
– Lubię Polaków, bo nie zadają zbędnych pytań i kiedy każę im coś zrobić, po prostu to robią – powiedział swego czasu Giampaolo. Szkoleniowiec niezwykle chwalony za warsztat taktyczny, u którego w tym aspekcie nasi reprezentanci rozwinęli się niesamowicie.
Na to też liczono w przypadku Krzysztofa Piątka.
Czerwona lampka
Drugi sezon to zawsze weryfikacja. Że ten wciąż niezakończony może dla Polaka nie być tak owocny jak poprzedni, że nie rzuci Cristiano Ronaldo rękawicy po raz drugi, tego można było się obawiać już po letnich sparingach. Milan nie strzelił ani jednego gola w trzech z nich, wygrał zaledwie 1 z 6, z Feronikeli z Kosowa. Żadne z pięciu trafień w przedsezonowych starciach nie należało do Polaka. Rozmawialiśmy wtedy z Marcinem Długoszem, wieloletnim kibicem Milanu i naczelnym ACMilan.com.pl.
Mówił nam: – Wiele osób mówi, że nie miał wystarczającego wsparcia wśród kolegów, że nie dostawał dobrych podań i to jest prawda. Z drugiej strony Piątek wie doskonale, że stać go na więcej. Nawet jak miał sytuacje, to piłka mu odskakiwała lub nie odnajdywał się w polu karnym tak jak zwykle. Nie pokazał stu procent dyspozycji, nie pokazał tego, co w lutym i marcu. Opinie o nim są bardzo odmienne, ale z drugiej strony też dzisiaj Luca Toni powiedział, że Piątek to killer, myśliwy, który musi mieć warunki do wykonywania swojej pracy, a problem Milanu tkwi w całej formacji ofensywnej.
Twierdził też równocześnie, że Piątek jest na tamten moment nie do ruszenia. – Nie ma żadnego piłkarza, który byłby w stanie zastąpić go na szpicy. Andre Silva jest na wylocie, miał iść do Monaco, transfer upadł, ale Milan chce go za wszelką cenę sprzedać (…). Piątek jest jednym z tych, od których Giampaolo zaczyna ustalanie składu, ale musi też z tego skorzystać. Jeśli nie będzie strzelał to będzie się szukać innych rozwiązań.
Kryzys bombardiera
Niepokojące mogło być to, o czym wspomniał Marco Giampaolo. Że podczas przygotowań Piątek miał jeden z najwyższych wskaźników zmęczeniowych w zespole Milanu. Za Polakiem było intensywnych dwanaście miesięcy. Dwa odmieniające życie transfery, dźwiganie ciężaru wielkich oczekiwań, debiut w reprezentacji, więcej meczów w Serie A niż można było się spodziewać po wytransferowanym z Polski napastniku w jego premierowym sezonie.
Może to dlatego, a może chcąc przekonać Piątka, że mimo sprzedaży Patricka Cutrone wcale nie oznacza to miejsca w jedenastce danego na stałe, Giampaolo już w drugiej kolejce usadził Polaka na ławce, a jego kosztem na szpicy wystawił Andre Silvę. Portugalczyka niedługo później w klubie już nie było, odszedł do Eintrachtu w ramach wymiany za Ante Rebicia.
Okienko transferowe się zamknęło, stan posiadania Milanu w linii ataku był następujący: Rafael Leao ściągnięty z Lille, Ante Rebić sprowadzony z Eintrachtu i „Piona”.
Więcej gwizdów niż goli
Najwięcej zaufania dostał Polak. Albo grał sam, a Leao siadał na ławce, albo występował z Portugalczykiem w duecie. Rebić grywał ogony, Giampaolo pewnie obyłby się i bez Chorwata.
Rzecz w tym, że Piątek nie umiał już tak dobrze wejść w sezon, jak zrobił to w Genui. Tam długo oszukiwał współczynnik xG, strzelał więcej bramek niż wskazywałaby na to liczba i jakość sytuacji strzeleckich. Podobnie zresztą było w pierwszym półroczu w Milanie.
Po pięciu seriach gier miał Polak na koncie dwa gole, więc można powiedzieć, że start to przyzwoity. Ale obie bramki to efekt skutecznie wykonanych jedenastek. Z gry Piątek przestał zaś strzelać bramki w sytuacjach wybitnie trudnych (patrz: choćby wspomniany gol z Atalantą), mało tego – zaczął zaprzepaszczać okazje stuprocentowe. Już na starcie rozgrywek kilka razy sprawił, że fani rwali sobie włosy z głowy. Z tamtego okresu najmocniej zapisał się im z pewnością w pamięci mecz z Torino, kiedy „Piona” mógł zejść z hat-trickiem wiodąc swój zespół do wygranej, zamiast tego jednak jego zdobycz ograniczyła się do dobrej egzekucji jedenastki i zaprzepaszczonych dwóch wielkich szans.
Luca Taidelli z La Gazzetta dello Sport pisał wtedy: – Zdaniem Giampaolo, Piątek nie potrafi się dostosować do nowego systemu. Gra na własną rękę. Ma w tej chwili trudności taktyczne i fizyczne, bo wygląda też na zawodnika zmęczonego bardziej od pozostałych.
Już po meczu następnej kolejki – tym, który przesądził o szybkim zwolnieniu Giampaolo w przerwie na kadrę – Piątka po raz pierwszy na San Siro wygwizdano. Milan zebrał bęcki od Fiorentiny, Polak znów zaprezentował się bardzo, bardzo słabo. „La Gazzetta” tamten występ oceniła najniżej w sezonie 19/20, na notę 4 (w skali 1-10). Równie źle Piątek zaprezentował się tylko w pierwszej kolejce z Udinese i w listopadowym 1:1 z Napoli.
Co gorsza, gdy zdobył bramkę z jedenastki w starciu z Hellasem, skwitował ją przyłożonym do ust palcem na znak uciszania jego krytyków. Cóż, w kolejnych tygodniach, z każdą zmarnowaną setką, ci coraz chętniej mu ten gest przypominali.
“Oko w oko” solą w oku
Marco Giampaolo stracił pracę po wrześniowej przerwie na kadrę, Piątek z tejże wracał w nietęgim nastroju, bo reprezentacja wynikami dostosowała się raczej do Milanu. Przegrała ze Słowenią, zremisowała z Austrią. Wylądował na ławce, jego miejsce na szpicy zajął zaś sprowadzony latem z Lille Rafael Leao. Stefano Pioli miał inne zdanie w kwestii gry tej dwójki razem niż Marco Giampaolo, wypowiadał się wtedy, że za wcześnie na wyjście duetem. Nie było tajemnicą, że tak jak Giampaolo wolał formację 4-3-1-2, tak Pioli preferuje 4-3-3.
Piątek dokonał jednak od razu po powrocie z kadry czegoś, czego po dziś dzień w rozgrywkach ligowych nie udało mu się powtórzyć. Zdobył gola z gry. Jedynego w tym sezonie, nie licząc spotkań pucharowych (dołożył w styczniu gola w ten sposób w starciu ze SPAL w Coppa Italia i w lutym z Schalke w DFB Pokal).
Był to jednak jeden z maleńkiej garstki miłych przerywników. Raczej bowiem z Włoch dochodziły głosy, że Piątek po obiecującym początku okazał się być podobnym niewypałem do Gonzalo Higuaina.
Po meczu z Napoli „La Gazzetta dello Sport” poświęciła Polakowi obszerny artykuł o wymownym tytule „Niekończący się koszmar”, gdzie dziennikarze włoskiego dziennika szacowali spadek wartości Piątka o 10 milionów euro względem zapłaconej przez Milan zimą 2019 roku ceny.
Wiedząc, jak dalej potoczyły się jego losy, całkiem nieźle Włochom te szacunki wyszły.
Piątek też nie pomógł sobie udzielając bardzo szeroko komentowanego we Włoszech wywiadu dla TVP Sport, w którym powiedział: – W piłce nożnej chodzi o to, żeby stawiać sobie nowe cele. Teraz kosztowałem 38 milionów euro i chcę zrobić wszystko, żeby przy następnej zmianie klubów było to 60-70 milionów. Trzeba mieć ambicję i będę do tego dążył.
Zostało to źle odebrane we Włoszech, tym bardziej, że wywiad w magazynie „Oko w oko” ukazał się w połowie listopada, kiedy Polaka mocno krytykowano za brak skuteczności. Zarzucono mu brak logiki i umiejętności chłodnej oceny swojej sytuacji.
Pieczątka od Ibry
Jesienią zaczęły się też pierwsze przymiarki Zlatana Ibrahimovicia do powrotu do Milanu. Wtedy jeszcze można było bagatelizować, no bo pokażcie nam lepiej ligę, do której „Ibry” wtedy nie przymierzano. Ale ruch zmaterializował się zaraz na początku 2020 roku i niejako przypieczętował los Polaka. Jasnym stało się, że w pierwszej linii Milanu będzie bardzo ciasno. Za ciasno.
Dzień po ogłoszeniu przez Milan podpisania umowy ze Szwedem „La Gazzetta dello Sport” umieściła na swojej stronie internetowej ankietę, pytając o idealnego partnera dla Ibrahimovicia, dając do wyboru opcje: Leao, Piątek, żaden. Wynik głosowania? Ponad 50% za Leao, za Piątkiem – 29%.
Wiara kibiców w Polak stopniała na przestrzeni kilku miesięcy niesamowicie. Dość powiedzieć, że Rafael Leao to nie był gość, który Polaka zjadał statystykami. W starciu konkretów na linii Polak-Portugalczyk wyglądało to tak:
Piątek – 1134 minuty, 4 gole (3 z karnych), 0 asyst
Leao – 648 minut, 1 gol, 1 asysta
To jednak nie Leao został największym beneficjentem zimowych ruchów kadrowych, a wyciągnięty z szafy Ante Rebić. Jego historia na początku roku to wypisz-wymaluj Piątek z początku 2019. Rebić także zanotował serię sześciu meczów z sześcioma strzelonymi bramkami, która pozwoliła Milanowi wspiąć się do górnej połówki tabeli i myśleć o europejskich pucharach, a nie tylko o uniknięciu kompromitującej walki o pozostanie w lidze.
Polak został skasowany na dobre, a błysk Rebicia przypadający na końcówkę okna transferowego przekonał władze Milanu, że Piątka można puszczać i próbować odzyskać nieco zainwestowanych w Polaka pieniędzy.
„La Gazzetta” na odchodne napisała: „Z Krzysztofem Piątkiem nic już nie dało się zrobić. Od hitu do wpadki minęła chwila, a kiedy Pistolero wsiadł do samolotu do Berlina, nikt za nim nie zapłakał. Przypadek Polaka zakupionego za 35 milionów euro z Genui jest symbolem huśtawki dwóch pierwszych lat rządów Elliotta w Mediolanie”.
Nowy początek
Mimo słabego półrocza, nazwy wymieniane w kontekście Piątka… nie chcemy powiedzieć, że były oderwane od rzeczywistości, bo pisaliśmy o tym, jak od kuchni wyglądało zainteresowanie Tottenhamu czy Barcelony. Zresztą jeśli Barca sięgnęła niedługo później w trybie awaryjnym po Martina Braithwaite’a, no to czy w tym świetle dziwiłby kogoś jakoś znacznie bardziej transfer Krzysztofa Piątka na Camp Nou?
Samo to pokazało, że pozycja negocjacyjna Piątka wciąż jest niezła i nie zgubił renomy, jaką na kontynencie miał po niesamowitym otwarciu w Genui i świetnym wejściu do Milanu. Jednocześnie w kilku miejscach apelowaliśmy, by Polak zawijał się z Mediolanu, bo w stolicy mody (sorry Kielce) nic go już nie czeka.
Piątek stał się więc transferem-oświadczeniem Herthy Berlin. Rok wcześniej nikt nie postawiłby złamanego eurocenta na transfer Polaka właśnie do klubu ze stolicy Niemiec, ale ten zaczął coraz głośniej wspominać o mocarstwowych ambicjach. Firma Tennor należąca do Larsa Windhorsta przejęła przed sezonem 19/20 37,5% akcji klubu z intencją dokupienia kolejnych 12,4% i zasilenia berlińczyków kwotą 250 milionów euro na przestrzeni dwóch lat. Ściągnięcie Polaka miało dać sygnał, że oto Hertha może liczyć się w grze o duże nazwiska.
Dla Piątka miało to być zaś nowe otwarcie. Wspominał że chce walczyć z Herthą o Ligę Mistrzów.
Krok w tył
Ondrej Duda znający sytuację w klubie z Olympiastadion od podszewki śmiał się jednak tylko pod nosem z tej deklaracji, o czym mówił w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim, Dominikiem Ebegenge i Michałem Żewłakowem w „Hejt Parku”. Przypomnijmy:
– Myślę, że Krzysztof Piątek nie wiedział dokładnie, jaka jest sytuacja w Hercie. Wiem, że ma bardzo dobrze zapłacone, miejsce też super, nie ma na co narzekać, ale tam wcale nie jest tak kolorowo. Idzie to w dobrym kierunku, bez dwóch zdań, niemiecka mentalność nie pozwala nikomu stać w miejscu, ale nie wiem, czy Piątek pokaże cały swój potencjał w kolejnych latach w tym klubie. I czy to w ogóle jest dobre miejsce dla niego. Przejście z Milanu do Herthy to krok w tył, tu też nie ma co się oszukiwać. Śmiałem się, kiedy Piątek na konferencji prasowej powiedział, że chciałby z tym klubem zagrać w Lidze Mistrzów. Nie wiem, co mu powiedzieli, ale naprawdę Hertha jest bliżej gry o utrzymanie niż gry o europejskie puchary – mówił Słowak pod koniec kwietnia.
No i faktycznie – Hercie stabilizacji brak, a bez niej trudno mówić o spełnianiu wielkich ambicji. W tym sezonie klub prowadziło już czterech trenerów, ostatnim jest Bruno Labaddia, który zastąpił Alexandra Nouriego. Ten zaś wskoczył za Juergena Klinsmanna, za którego kadencji w Berlinie zameldował się Piątek.
Na pewno takie skakanie z kwiatka na kwiatek Polakowi nie pomogło, ale i on sam sobie nie pomógł. W Genui zaczynał świetnie, w Milanie podobnie, w Hercie nikogo nie porwał od samego początku. Na gola z gry czeka od debiutu w podstawowej jedenastce w starciu z Schalke w pucharze Niemiec, w lidze po siedmiu spotkaniach ma zaledwie jedno trafienie – na 3:3 z Fortuną Duesseldorf, oczywiście z karnego. Nie jest to wejście do ligi na miarę Erlinga Brauta Haalanda.
I to też nie tak, że Piątek wykonuje na szpicy masę roboty dla zespołu i tylko trafień brak. Potwierdzają to noty “Kickera” (skala 1-6, 1 – klasa światowa, 6 – poniżej krytyki):
Nadzieja była w Labaddii, bo szkoleniowiec ten miał Herthę odmienić. Przede wszystkim ordynując podopiecznym bardziej atrakcyjną dla oka grę, a więc i więcej sytuacji dla wysuniętego napastnika. Rzecz w tym, że gdy Labaddia wreszcie doczekał się debiutu – przez zawieszenie rozgrywek trwało to dłużej niż się spodziewał – nie postawił na Piątka, tylko na Vedada Ibisevicia. 35-letniego Bośniaka, który ostatnio w podstawie zagrał w połowie grudnia, a później albo kończył mecz jak i zaczynał – w pozycji siedzącej – albo wchodził na ogony bez jakiejkolwiek korzyści dla zespołu.
I jest to wiadomość niepokojąca, co podkreślał też we wczorajszym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Artur Wichniarek.
– Pojawia się wiele spekulacji, że powodem może być ich znajomość jeszcze z czasów wspólnej pracy w VfB Stuttgart. To jednak było tak dawno temu, że nie sądzę, by miało jakiekolwiek znaczenie. Żaden trener nie posadzi na ławce lepszego zawodnika. Obecna sytuacja to problem dla Krzyśka, bo nie dość, że rozpoczął w rezerwie, to jego drużyna wygrała, a zawodnik, który zagrał za niego, strzelił gola. Niestety w najbliższym czasie Polak zapewne będzie drugim wyborem Labbadii. W następnej kolejce derby Berlina, sądzę, że wiele się w tej zwycięskiej jedenastce Herthy na mecz z Unionem nie zmieni – mówił były napastnik Herthy Izie Koprowiak.
TĘSKNIĘZASTARYMPIĄTKIEM
Jeśli więc kogoś z reprezentantów Polski fakt przełożenia Euro 2020 na kolejny rok może cieszyć, to trzeba w tej grupie wymienić i podkreślić nazwisko Piątek. Snajper, który rzucił wyzwanie Arkadiuszowi Milikowi i zdawał się nawet przez kilka miesięcy być w hierarchii polskich napastników ponad snajperem Napoli, dziś jest w opałach. Po niespodziewanej hossie przyszła nadspodziewanie ostra bessa. Model xG potwierdza, że tak jak Piątek w poprzednim sezonie strzelił o cztery gole więcej niż powinien, tak w tym – o pięć mniej.
2018/19 – Genoa (Serie A) – xG: 8,96; gole: 13 (+4,04)
2018/19 – Milan (Serie A) – xG: 8,81; gole: 9 (+0,19)
2019/20 – Milan (Serie A) – xG: 7,52; gole: 4 (-3,52)
2019/20 – Hertha (Bundesliga) – xG: 3,28; gole: 1 (-2,28)
Nie mamy jednak wątpliwości, że strzelca 22 bramek w debiutanckim sezonie Serie A stać na to, by jeszcze swoją pozycję odbudować i wygryźć ze składu starego Bośniaka, któremu wraz z końcem tego sezonu kończy się i kontrakt. Bo co tu dużo mówić, tak jak Quebo tęskni za starym Kanye, tak my tęsknimy za starym Piątkiem.
SZYMON PODSTUFKA
fot. NewsPix.pl