– Zostałem zapytany o kwestię izolacji i wyraziłem swoje zdanie. Odniosłem się do kilku wywiadów chłopaków z Ekstraklasy, którzy udzielali odpowiedzi, że mają obawy, że zakupy robi im tata, że nie wychodzą z domu i jest im bardzo trudno. Podsumowałem to, że nie dziwię się, że potem ludzie mają o piłkarzach takie, a nie inne myślenie. Jeśli pytasz mnie, czy powinienem upubliczniać swoje zdanie, to powiem ci, że ja miałem wątpliwości, czy oni powinni upubliczniać swoje zdanie. Że dwudziestoparoletni mężczyźni w sile wieku udzielają wywiadu, który czytają ludzie, którzy pracują w sklepach, na stacjach benzynowych, w szpitalach o tym, że piłkarz ma obawy, czy pójść do Żabki po papier toaletowy. A w tym czasie czytelnicy tych wywiadów normalnie chodzą do pracy, a ich pracodawca nie pyta o ich obawy, tylko każe im przyjść. Uważałem, że ich wypowiedzi są nie na miejscu – mówił Adam Marciniak w rozmowie z prowadzącymi programu Liga PL na Kanale Sportowym. Zapraszamy na zapis tekstowy.
***
Złapaliście już głębszy oddech po turbulencjach z poprzednim właścicielem? Chyba pojawiło się światełko w tunelu.
Kamień spadł nam z serca. Dwa-trzy tygodnie temu wisiało nad nami realne widmo bankructwo. Takie informacje dostawaliśmy od prezesa, że jeżeli nie pojawi się nowy inwestor i nie przejmie tego klubu, to gasimy światło i kończymy zabawę. W takim układzie klub najprawdopodobniej musiałby odbudowywać się od IV ligi. Wtedy nie mielibyśmy nie tylko szans na sportową walkę o utrzymanie, ale też na odzyskanie jakichkolwiek pieniędzy. Dobry duch powrócił wraz z nowym właścicielem. Przyszedł nowy trener, zaczynamy pracować. Oczywiście, dalej nasza sytuacja jest ciężka, ale póki jest nadzieja, nikt nie składa broni. Skupiamy się na nowym celu już z czystymi głowami. Póki będzie to możliwe, to będziemy walczyć o utrzymanie.
Krzysztof Sobieraj wybrał na kapitana Marko Vejinović. To zostało czy wracacie do poprzedniego układu i ciebie w tej roli?
Z Krzyśkiem prywatnie jesteśmy kolegami i w momencie, kiedy objął funkcję pierwszego trenera powiedziałem mu, że chciałbym, żeby to oddzielił i nie miał żadnych sentymentów. Że między nami nic się nie zmienia, po sezonie dalej będziemy kumplami, ale tutaj nawet ja się będę wygodniej czuł, jeśli będzie mnie traktował, jak zwykłego podopiecznego. Krzysiek wziął mnie na rozmowę i użył takich argumentów, że chciałby tą opaską wyzwolić maksimum potencjału Marko Vejinovicia. Wiedział, że mnie ta opaska nie jest o tyle potrzebna, żebym dawał z siebie wszystko, a uważał, że większa dawka odpowiedzialności na barkach spowoduje, że Marko wróci do swojego optymalnego poziomu. Mimo to nie ukrywałem, że lekko mnie to ukłuło. Nawet, jeśli sytuacja jest jasno określona, to zawsze człowiek to odbiera jako delikatny znak zapytania: dlaczego? Adam Danch w szatni śmiał się:
– Nie przejmuj się, że straciłeś okręt. Załoga jest z tobą.
Nie było problemu. Co do obecnej sytuacji, to jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat. Decyzję podejmie trener Mamrot, czy to przez głosowanie, czy swoją suwerenną decyzję. Na pewno wszyscy się dostosują, bo nie jest przecież tak, że każdy o tę opaskę się zabija. W pierwszej kolejności liczy się dobro drużyny.
Kapitanem zespołu jest człowiek, który ma cechy przywódcze, ale przede wszystkim potrafi poświęcić się dla drużyny. Patrząc na ciebie zawsze byłeś osobą oddaną, szczerą, naturalną i nawet ta twoja reakcja doskonale to pokazuje. Cel nadrzędny, czyli utrzymanie Ekstraklasy w Gdyni, jest najważniejszy.
Ale komplementy! Normalnie urosłem dobre kilka centymetrów po tych słowach. Każdy trener ma prawo wybrać swojego kapitana. Nawet, jak nie miałem opaski, to czynnie uczestniczyłem w negocjacjach odnośnie redukcji kontraktów. Byłem pomostem między zarządem a zawodnikami. Wszystko zależy od wizji szkoleniowca, jeśli uzna inaczej, to nie będziemy się nad tym rozwodzić. Miałem swoją małą satysfakcję, że zostałem wybrany przez kolegów z drużyny, a nie z nadania trenera. Zawsze byłem zwolennikiem tej formy. Znaczy to, że koledzy z zespołu mi ufają. Sama oficjalna funkcja niewiele zmieniała. Dalej czuję odpowiedzialność za zespół. Również przez wzgląd na swój staż w zespole poczuwam się do takiego obowiązku do ostatnich moich dni w Arce.
Mecz z Lechią Gdańsk jako ten pierwszy po powrocie, to dla was dobra okazja do premierowego występu pod wodzą nowego szkoleniowca czy jest trochę obawa, że przy porażce plan może się zawalić?
Wiecie co, zawsze będziemy mądrzejsi po fakcie. Lechia Gdańsk na poziomie Ekstraklasy nigdy nie przegrała z Arką Gdynia. Zawsze przed każdym meczem derbowym próbujemy się mobilizować, że to właśnie my możemy być tymi pierwszymi w historii klubu, którzy pokonają Lechię na najwyższym poziomie. Ale odpowiadając na pytanie, to uważam, że to dobry mecz. Jeśli uda nam się wygrać, to na pewno dostaniemy niesamowitego mentalnego kopa. Pozwoli nam to w pełni uwierzyć w nową wizję trenera Mamrota, że wszystko jest możliwe i może zmienić wiele. Oczywiście, Lechia to zespół, który ma wielki potencjał ludzki, bardzo dobry zespół, ale myślę, że to dobry przeciwnik na początek. Nie czujemy obaw. Nie było między nami takich rozmów, że szkoda, że akurat na pierwszy ogień idzie Lechia, a nie na przykład ŁKS.
Lechia też wcale nie spełnia w tym sezonie oczekiwań, wcale nie jest aż tak mocna, a dojdzie jeszcze dodatkowo fakt, że na stadionie nie będzie kibiców, a to w meczach derbowych ma znaczenie.
Atut własnego boiska zostanie Lechii odebrany. Wiadomo, jak się gra przed własną publicznością – każda udana akcja jest nagradzana i napędza zespół gospodarzy. Tutaj mały plusik dla nas. Ale mały plusik. Derby mają swój ciężar gatunkowy i to niezależnie, czy z kibicami, czy bez nich. Każdy da z siebie wszystko i sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało. Jeśli brak kibiców obniży temperaturę spotkania, to naprawdę delikatnie.
Jesteście w sytuacji, kiedy potrzebujecie jedenastu kapitanów na boisku. Z Lechią musicie wygrać, choć będzie bardzo ciężko. Na początku maja udzieliłeś wywiadu Wirtualnej Polsce, kiedy dość mocno uderzyłeś w swoich kolegów w kwestii stosowania się do kwarantanny. Autoryzowałeś tę wypowiedź?
Nie autoryzowałem. To była wypowiedź pod wpływem emocji, ale absolutnie się z niej nie wycofuję i szczerze mówiąc nie zmieniłbym w niej nic.
Zalecenie wobec piłkarzy były takie, żeby stosowali się do kwarantanny. Teoretycznie piłkarze powinni siedzieć w domach i z nich nie wychodzić.
Wiem, do czego zmierzacie, ale w realiach Arki i wielu innych klubach jest to niemożliwe. Może poza Legią czy Lechem, tak jest wszędzie, że nikt za nas zakupów nie zrobi. Moja żona pracuje, nikt jej nie przetrzyma w domu, bo pracodawca o nic się nie pyta. Cała ta izolacja była delikatną fikcją.
Mamy absolutnie takie samo zdanie, jak ty, w pierwszej kolejności jesteś ojcem rodziny, a nie piłkarzem, ale mam duże obawy, czy nawet, jeśli tak uważasz, to czy jest sens głośno o tym mówić?
Zostałem o to zapytany i wyraziłem swoje zdanie. Odniosłem się do kilku wywiadów chłopaków z Ekstraklasy, którzy udzielali odpowiedzi, że mają obawy, że zakupy robi im tata, że nie wychodzą z domu i jest im bardzo trudno. Podsumowałem to, że nie dziwię się, że potem ludzie mają o piłkarzach takie, a nie inne myślenie. Jeśli pytasz mnie, czy powinienem upubliczniać swoje zdanie, to powiem ci, że ja miałem wątpliwości, czy oni powinni upubliczniać swoje zdanie. Że dwudziestoparoletni mężczyźni w sile wieku udzielają wywiadu, który czytają ludzie, którzy pracują w sklepach, na stacjach benzynowych, w szpitalach o tym, że piłkarz ma obawy, czy pójść do Żabki po papier toaletowy. A w tym czasie czytelnicy tych wywiadów normalnie chodzą do pracy, a ich pracodawca nie pyta o ich obawy, tylko każe im przyjść. Uważałem, że ich wypowiedzi są nie na miejscu.
Fot. Fotopyk