Podczas gdy wielu sportowców pomaga w trakcie pandemii koronawirusa – czy to bezpośrednio wsparciem finansowym lub rzeczowym, czy pośrednio mobilizując do zachowania dystansu społecznego – Luka Jović, delikatnie mówiąc, idzie swoją drogą. Narobić sobie tyle problemów, gdy JEDYNYM zadaniem jakie miał Serb, to siedzieć w domu i dbać o formę fizyczną, czyli po prostu swoje zdrowie… Duża sztuka.
Dziś gruchnęła informacja, którą Marca wyciągnęła nawet na okładkę. Przyznamy, nie dziwimy się. Sezon ogórkowy swoją drogą, ale ZŁAMANIE STOPY W DOMU jest rzeczą absolutnie wyjątkową.
Napastnik trenował w domu, co się chwali. Ale jak trzeba trenować, żeby złamać – będąc precyzyjnym – kość piętową w prawej stopie? Dodajmy, że to nie są jajca, jakiś komiczny uraz, który go wyłączy na moment, bo jakoś się Jovicia poskłada. Nie, to dd miesiąca do dwóch miesięcy z głowy. La Liga, na ten moment, planuje wznowienie rozgrywek w połowie czerwca – z rezerwowym terminem 26 czerwca – a zespoły przechodzą podobne procedury co u nas: poddają się testom, za moment będą wracać do treningów.
Nawet więc przesunięcie sezonu Jovicia nieszczególnie ratuje, bo przecież jeszcze trzeba brać pod uwagę dochodzenie do formy, a przerwa wywołana koronawirusem zrobiła swoje.
Na RealMadryt.pl możemy przeczytać, że – według ojca Jovicia – doszło do nieszczęśliwego wypadku podczas zajęć, które Joviciowi zlecił klub. Mogło dojść do wyjątkowo pechowej sytuacji? Ano mogło. Wypadki chodzą po ludziach. Marca i AS, po wypowiedziach ojca Jovicia, zaczęły utrzymywać nawet, że do urazu mogło dojść jednak w Madrycie. Pewny jest więc tylko uraz, okoliczności pozostają zagadką.
Ale problem polega na tym, że Jović podczas przerwy wywołanej koronawirusem jest chodzącym magnesem na problemy.
Przypomnijmy, że napastnik, który kwarantannę spędzał w Serbii (już wokół jego wylotu do ojczyzny krążyły spore kontrowersje), złamał tamtejsze surowe obostrzenia, według których musiał przebywać w bezwzględnej kwarantannie 28 dni. Wersje są różne dlaczego złamał: media pisały, że wyszedł na imprezę urodzinową swojej dziewczyny, gdzie indziej pisano, że po prostu został złapany poza apartamentem na zwykłych zakupach. Tak czy siak, skoro musi składać wyjaśnienia w prokuraturze, to sprawa nie jest błaha (sprawa zapewne skończy się na grzywnie).
On sam tłumaczył się w sposób dramatycznie nieprzekonujący, mówiąc, że… nie został dostatecznie wyczerpująco poinformowany o zasadach, według których ma przebiegać jego kwarantanna. Koncertowa spychologia, uwaga, cytat z oświadczenia Jovicia: „Bardzo mi przykro, że niektórzy ludzie wykonali swoją pracę nieprofesjonalnie i nie dali mi prawidłowych instrukcji, jak zachowywać się podczas izolacji”.
Tu jednak miał wsparcie klubu, który sugerował, że rozdmuchano aferę wokół zwykłego wyjścia do sklepu.
Tak czy siak, moment był fatalny – nic się w piłce nie dzieje, więc o sprawie zrobiło się głośno. Sprawę komentował przecież… nawet prezydent Serbii, jadąc po Joviciu, chcąc z niego zrobić przykład, że nie ma równych i równiejszych. Dragoslav Stepanović, były kadrowicz Serbii, powiedział (za RealMadryt.pl): – Jović jest jedyną osobą, która daje z siebie 100%, aby zniszczyć swoją karierę. On pracuje i działa na swoją niekorzyść. Czytam serbską prasę i wiem, jak wyglądało jego życie. Będąc dzieckiem często razem z ojcem przesypiał całą noc w samochodzie, aby na drugi dzień zdążyć rano na trening. To były wielkie poświęcenia… A teraz to wszystko. Nie wiem, Luka ewidentnie nie myśli o sobie. Gdy ktoś ci czegoś zakazuje, to nie tłumaczysz się później, że tego nie zrozumiałeś! Lepiej, żeby zamilkł, niech nic nie mówi. Nie mogę uwierzyć w to, co robi.
Jović zdołał jeszcze wplątać się w kontrowersję, gdy powiedział: „Moim zdaniem ci, którzy najbardziej troszczą się o innych, to nie ci, którzy pomagają w świetle fleszy”. Słowa padły tego samego dnia, w którym Dejan Stanković kupił respiratory i inne akcesoria do jednego z serbskich szpitali. Jović to odkręcał, mówił, że nie o to mu chodziło – o cokolwiek mu chodziło, mistrzem słowa nie jest.
Już jakiś czas temu prasa pisała, że Jović jest na wylocie z klubu – a konkretnie na czarnej liście Florentino Pereza. Jasne, pisał o tym kataloński „Sport”, a znane są animozje stołeczno-katalońskie, ale jednak, kibiców Królewskich to szczególnie nie zdziwiło.
Sporo tych dziwnych przypadków jak na zwykłego pechowca. Gdyby chociaż broniło go boisko, ale niestety dla Serba – poza pewnymi małymi przebłyskami, był jednak olbrzymim rozczarowaniem i media – również te pro-madryckie – z lubością wyliczały mu serie meczów bez zdobytej bramki. Na razie sprawdza się przesąd, według którego Serbom w Realu jest pod górkę.
Fot. NewsPix