Son Heung-Min, rekrut numer 139, zakończył służbę wojskową. Po trzech tygodniach szkolenia piłkarz wraca do Anglii, żeby przygotować się do wznowienia Premier League. O tym, że Koreańczyk musiał założyć mundur i nauczyć się obsługi granatu, wszyscy dobrze wiemy. Ale jak w ogóle wyglądała przyśpieszona służba w jego wykonaniu? Co Son robił w wojsku? Dlaczego to nie koniec jego przygody z koreańską armia? Na te pytania postaraliśmy się wam odpowiedzieć po niżej.
W Korei Południowej nie ma przebacz. Nieważne, czy jesteś gwiazdą Premier League, czy zwykłym obywatelem – służba wojskowa to obowiązek każdego mężczyzny i już. Pamiętacie słynną aferę związaną z koreańskimi gwiazdami k-popu? Tak, oni też zostaną wysłani w kamasze. Zasada jest prosta: kończysz 18-stkę i zostajesz „ochotnikiem”. Rok lub maksymalnie dwa lata później musisz już przejść badania klasyfikacyjne. Możesz zostać przypisany do jednej z siedmiu grup. Najwięcej osób jest kierowanych do dalszej służby w normalnym trybie. Niektórzy mogą też otrzymać skierowanie do dalszej armii obywatelskiej, czyli swego rodzaju „złagodzenie” służby. Tak, jest też opcja całkowitego zwolnienia, ale dotyczy ona praktycznie tylko poważnie chorych osób. W każdym innym przypadku państwo znajdzie jakąś opcję, żeby daną osobę w wojsku wykorzystać. Nikt przecież nie jest wysyłany do Libanu, nawet siedząc za biurkiem możesz odbębnić swoją rolę.
Wyjątki? Tylko dla orłów
Służba obywatelska, o której wspomnieliśmy, to właśnie ta, którą odbywa Son Heung-Min. Piłkarz Tottenhamu został zakwalifikowany do czwartej kategorii. W praktyce trafiają tam ludzie, którym zdrowie nie pozwala na terminowanie w normalnym wojsku, jednak określa się ich jako „przydatnych dla ludności cywilnej”. Jest to też grupa adresowana dla wybitnych sportowców oraz artystów. Mówiliśmy, że k-pop się pod to nie łapie? Tak, to prawda. Koreańczycy za artystów uznają pianistów czy baletmistrzów i w przypadku takich osób są gotowi na ustępstwa. Jeśli chodzi o sportowców tyczy się to natomiast wszystkich medalistów Igrzysk Olimpijskich oraz Igrzysk Azjatyckich. Czasami – jak np. podczas mundialu w Korei – ulgi oferowano też „zwykłym” sportowcom, w zamian za osiągnięcie wyniku, niekoniecznie strefy medalowe. Pogromcy ekipy Engela np. mogli wywalczyć sobie czwartą kategorię dzięki wyjściu z grupy.
https://twitter.com/Lewanjoski/status/1258641839265112075
Aha – ciekawostka. Choć wybitni sportowcy mogą liczyć na ulgi, w przypadku e-sportów nie ma na to szans. Przynajmniej na dziś Korea ich nie honoruje, więc mamy tu do czynienia z takim samym podziałem, jak w przypadku pianistów i k-popu. W oczach władzy nie jest to ta sama profesja, choć przecież obie grupy społeczne zajmują się tworzeniem muzyki.
A Son Heung-Min? Tę historię dobrze znamy. W 2018 roku Tottenham jako jedyny klub na świecie puścił piłkarza na zgrupowanie reprezentacji z pocałowaniem ręki. Mało tego – wszyscy trzymali kciuki, żeby brak Sona jak najdłużej osłabiał Koguty. Rywale, co oczywiste, mogli na tym skorzystać, więc w to im graj. A jaki interes mieli w tym Spurs? Ano taki, że reprezentacja Korei brała udział w Igrzyskach Azjatyckich. Dla 26-letniego wówczas Sona była to ostatnia szansa, żeby uniknąć pójścia w kamasze. Wóz albo przewóz. Brak medalu oznaczałby, że czeka go 21 miesięcy ćwiczeń z karabinem.
Szczęście w nieszczęściu
Dalszą część historii już znamy. Było trochę nerwów, zwłaszcza w ćwierćfinale z Uzbekistanem, który udało się rozstrzygnąć dopiero po rzucie karnym w dogrywce. Koniec końców jednak Son i spółka medal zdobyli i to nie byle jaki, bo złoty. Ale nie był to koniec kłopotów piłkarza Tottenhamu. Ok, zwolnienie z pełnej służby udało się załatwić, jednak wciąż przecież musiał odrobić trzy lub cztery tygodnie. Dobrze wiemy, że terminarz piłkarski jest obecnie napięty jak plandeka na Żuku. Zwłaszcza w Anglii, gdzie oprócz ligi i europejskich pucharów, są jeszcze dwa puchary krajowe. Wyjazd na miesiąc do Azji? Jasne, na tournee przed nowym sezonem. Czasu na naukę czyszczenia broni i szycie chust gdy dowódca nie widzi tutaj nie ma.
Dlatego też pandemia koronawirusa spadła Sonowi z nieba. Oczywiście – brzmi to kuriozalnie, być może nawet niesmacznie. Fakty są jednak takie, że jeśli ktokolwiek ewidentnie potrzebował miesiąca czy dwóch luzu w najbliższym czasie, to był to właśnie piłkarz Tottenhamu. Pięknie się więc złożyło, że Korea szybciutko uporała się z wirusem i można było bezpiecznie wrócić do kraju. Piłkarz już na początku kwietnia oznajmił, że ma plan urwać się na miesiąc, skoro i tak nie można ani grać ani trenować. Jak powiedział, tak zrobił i kilkanaście dni później był już w drodze do domu, gdzie czekał na niego wojskowy mundur.
Zagrożenie nuklearne
Son Heung-Min rozpoczął swoją służbę 20 kwietnia. Tego dnia przestał też być Sonem – został „rekrutem numer 139”. Zawodnik Tottenhamu trafił do piechoty morskiej, która stacjonuje na wyspie Jeju. Jeśli ta nazwa wam coś mówi, to być może pamiętacie ją z koreańskiego mundialu. W głównym mieście wyspy (Soegwipo) rozegrano bowiem trzy spotkania mistrzostw świata z 2002 roku.
A co robił tam pomocnik Spurs? Uczył się podstaw, co wcale nie było łatwe. Strzelanie? Luz. Używanie bagnetu? Nie brzmi źle. Walka wręcz? Da się przeżyć. Wyobrażamy sobie jednak, że blisko 30 kilometrów marszu z pełnym ekwipunkiem na plecach było już nieco cięższe. A podobno i to zawierało się w przyśpieszonym kursie pt. jak zostać żołnierzem. Najtrudniejszym wyzwaniem był jednak „CBRN Training”. Koreańczycy, którzy go przeszli uważają to za najgorsze przeżycie na służbie.
Powyższy film to oczywiście wersja light, która co nieco objaśnia, jednak głównie pod względem teorii. Widzimy, jak przebiega przygotowanie do takiego testu, ale warto posłuchać narratora, który opowiada o tym, co dzieje się potem. Wizyta w komorze gazowej, bliskie obcowanie radioaktywnymi substancjami… Nic godnego pozazdroszczenia. W zagranicznych mediach znaleźliśmy informacje, że w Korei taki trening odbywa się w zamkniętym, ciemnym pomieszczeniu, które ma oddać warunki ataku chemicznego z najmniejszą dokładnością.
Strzelec wyborowy
W końcu, po kilku tygodniach intensywnego szkolenia, służbę Sona można uznać za zaliczoną. Koreańskie media informują, że z uwagi na obostrzenia związane z epidemią, ceremonia zakończenia odbyła się za zamkniętymi drzwiami. Ale na niewiele się to zdało, bo na piłkarza przed koszarami czekało… kilka tysięcy fanów. Zawodnik Tottenhamu miał się czym pochwalić – według „The Korean Herald” ukończył szkolenie w czołowej piątce spośród 157 żołnierzy. Szczególnie dobrze poradził sobie na strzelnicy – nie spudłował ani razu.
Czy w takim razie Son ma już wojsko z głowy? Nie do końca. Przyśpieszone szkolenie ma swoje oczywiste plusy, jednak w zamian za skróconą służbę, trzeba pozostawać w dalszej dyspozycji. Pomocnik ma teraz 42 tygodnie luzu, ale po tym czasie znów będzie musiał być do dyspozycji armii. Wówczas jednak nie zniknie na miesiąc, a jedynie na kilka dni. I tak co roku, przez sześć kolejnych lat, w trakcie których Koreańczycy mają nakaz odbywania dodatkowych treningów wojskowych, żeby nie zapomnieli żołnierskiego rzemiosła.
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix