Reklama

Jako liga cierpimy na niedostatek piłkarzy rozumiejących grę

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

03 maja 2020, 15:30 • 10 min czytania 4 komentarze

Po niektórych zespołach widać rękę trenera. Nie ma przypadku w tym, że najczęściej widać to po zespołach, w których trenerzy pracują najdłużej w danym klubie. Uważam ze Ekstraklasa ma wiele barw taktycznych, można znaleźć sporo różnych pomysłów na grę, zespoły dostosowują rozwiązania swojego modelu gry do sposobu gry rywala. Wiele daje też praca indywidualna z zawodnikami, by zbudować w nich inteligencję taktyczną – mówi Maciej Kędziorek, były asystent m.in w Rakowie Częstochowa, a obecnie ekspert “Ligi PL”.

Jako liga cierpimy na niedostatek piłkarzy rozumiejących grę

***

Jak często tekst „piłkarskie szachy” oddaje to, że mecz faktycznie był taktycznym kunsztem, a jak często to po prostu eufemizm od słabego spotkania?

– Czasami pewnie trenerzy uciekają w takie sformułowania, bo głupio powiedzieć wprost, że tego nie dało się oglądać. Natomiast moim zdaniem na wysokim poziomie wielokrotnie można zaobserwować to, że oba zespoły taktycznie starają się wzajemnie zneutralizować. Dzisiaj analiza rywala jest na tak zaawansowanym poziomie, że trudno coś ukryć i trenerzy kładą na to tak duży nacisk, że momentami wygląda to jak szachy.

Ale w Ekstraklasie wynika to raczej z tego, że oba zespoły nie mają pomysłu na rozgryzienie rywala. I stawiają na piłkę reaktywną.

Reklama

– I tak, i nie. Siłą rzeczy przygotowujesz się pod konkretnego rywala, więc starasz się wyłączyć  jego atuty. Natomiast – to mogę mówić z własnego doświadczenia w Rakowie – cały szkopuł tkwi w tym, by jak najbardziej wyeksponować swoje zalety.

W waszym przypadku – organizacja obrony i stałe fragmenty gry.

–  Czy to grzech? Musimy mieć świadomość tego, że szkoleniowcy w lidze działają na takim, a nie innym materiale ludzkim. Każdy chciałby grać pięknie, jak Barcelona za Guardioli. Albo jak teraz Liverpool za Kloppa. Ale u nas nie gra Messi, Salah czy Van Dijk. Warto dostosować system do zawodników, a nie na odwrót. My w Rakowie próbowaliśmy ściągać piłkarzy wpasowujących się pod ten specyficzny system, natomiast często oni wybierali oferty z lepszych krajów, mocniejszych klubów czy po prostu stawiali na atrakcyjniejsze finansowo propozycje. Myślę, że gdybyś zrobił ankietę wśród szesnastu trenerów Ekstraklasy, to każdy ma swój model gry, ale on jest często trudny do wprowadzenia.

Bo nie ma wykonawców na odpowiednim poziomie?

– Między innymi dlatego. Ale to też wynika z tego, że w wielu przypadkach ze strony prezesów brakuje cierpliwości wobec trenerów. My w Rakowie mieliśmy ten komfort, że pracowaliśmy z bardzo cierpliwym właścicielem klubu. Michał Świerczewski potrafił przyjść po serii kilku słabszych meczów i zapytać „czego wam potrzeba, jak wam pomóc?”. Mam wrażenie, że to rzadkość w skali całej ligi. To nie jest tak, że w ciągu miesiąca przemodelujesz całe granie i wszyscy będą cmokali, jak cudownie odmieniłeś zespół.

Problemem jest też drenaż indywidualności. Co roku tracimy jako liga najlepszych strzelców, dryblerów, rozgrywających. 

Reklama

– Weźmy na tapet Piasta Gliwice. Wygrali mistrzostwo Polski i latem stracili cały kręgosłup drużyny – Sedlara, Dziczka i Valencię. Zachwianie się po takich stratach było czymś naturalnym, pokazał to sam początek sezonu, gdy Piast musiał na nowo poukładać sobie klocki w swojej układance. Ale jako trenerzy w Polsce nie mamy tego komfortu, że możemy zbudować sobie zespół i przez osiemnaście miesięcy z nim pracować bez zmian. Co okienko pewnie kogoś będziemy tracić. Dlatego ciężko porównać pracę trenerów Ekstraklasy z trenerami pracującymi w innych ligach, bardzo możliwe, że jest trochę jak w Formule 1 – że to bolidy robią różnicę, a nie kierowcy.

Niemniej czasami miałem wrażenie, że gdyby założyć piłkarzom Ekstraklasy takie czarne i białe koszulki, to na podstawie stylu gry odróżnić poszczególne zespoły byłoby bardzo trudno.

– Myślę, że to się powoli zmienia i po niektórych zespołach widać rękę trenera. Nie ma przypadku w tym, że najczęściej widać to po zespołach, w których trenerzy pracują najdłużej w danym klubie. Uważam, że Ekstraklasa ma wiele barw taktycznych, można znaleźć sporo różnych pomysłów na grę, zespoły dostosowują rozwiązania swojego modelu gry do sposobu gry rywala. Wiele daje też praca indywidualna z zawodnikami, by zbudować w nich inteligencję taktyczną.

Czyli to sławne rozumienie gry?

– Zgadza się. Musimy pamiętać o tym, że trener może mówić sobie piękne rzeczy o założeniach taktycznych, o planie na mecz, o analizie rywala, ale później trzeba to wcielić w życie. Podczas mojej pracy w Rakowe bardzo dużo pracowaliśmy z zawodnikami indywidualnie nad decyzyjnością. By piłkarz miał pomysł na rozegranie akcji, by przed przyjęciem piłki wiedział, co chce z nią zrobić. Mogę wymienić na szybko Szczepańskiego, Figla, Domańskiego, Listowskiego, Musiolika czy chociażby Malinowskiego, gdzie widzieliśmy jak trening indywidualny zmienił ich zachowanie na boisku. Skanowanie boiska wzrokiem, pozycja otwarta, jakość podania. Wydaje mi się, że jako liga trochę cierpimy na tym, że piłkarzy rozumiejących grę wciąż mamy niedostatek.

Bartłomiej Pawłowski świetnie o tym opowiadał: w Hiszpanii nie biegał mniej, techniką często też nie odstawał, ale nie rozumiał gry, nie miał czucia boiska.

– W Hiszpanii czy we Włoszech kładziony jest na to ogromny nacisk. To widać po ich piłce młodzieżowej, ale i po klubach. Zresztą zwróć uwagę na takich piłkarzy jak Felix czy Angulo, na ich poruszanie się po boisku. Widać gołym okiem, że oni są ulepieni z innej piłkarskiej gliny, zwłaszcza w kontekście operowania przestrzenią. A to są zawodnicy jednak z niższych poziomów gry w Hiszpanii. W tym mamy sporo do nadrobienia.

Można to zrekompensować analizami?

– W pewnym sensie tak. Znów odwołam się do przykładu z Rakowa – analizy mieliśmy właściwie codziennie. Zespołowe, formacyjne, indywidualne, stałych fragmentów gry, przeciwnika… Oczywiście boisko jest kluczem, natomiast samymi analizami można podnieść poziom zrozumienia gry. Dzisiaj też to młode pokolenie piłkarzy jest bardzo ciekawe myślenia o piłce – nie wystarczy im rzucić czegoś na rzutnik, pokazać, powiedzieć i tyle. Dopytują dlaczego tak, dlaczego nie inaczej, dlaczego powinniśmy to rozegrać w taki sposób. To cenne, bo widzisz, że zawodnik też myśli o graniu, a nie chodzi mu tylko o kopnięcie piłki w miarę prosto.

Ważna jest też forma pokazania tego, czego od nich wymagacie. Tak, by te uwagi były zrozumiałe i czytelne. Sztab kadry U21 robi to świetnie, obudowują wszystko na bardzo wysokim poziomie graficznym.

– Trener Michniewicz i jego asystent Kamil Potrykus potrafią fantastycznie zanalizować mecz zarówno na poziomie treści jak i formy. Ważne jest to, żeby było to zrozumiałe i atrakcyjne,  żeby piłkarzy to nie nużyło. Mówi się, że człowiek może utrzymać koncentrację przez dwanaście do piętnastu minut, ale też chodzi o to, by raz pokazać analizę na papierze, raz na tablicy, raz multimedialnie, by szukać tych nowych bodźców. Zawodnicy musieli też robić raporty po meczach z analizą i samooceną.

Weryfikowaliście w jakiś sposób to, czy zawodnicy brali na poważnie te analizy?

– Weryfikacją jest zawsze mecz i to widać gołym okiem, czy ktoś wyciągnął wnioski z analiz. Fajną rzecz ostatnio powiedział nam w „Lidze PL” Mateusz Klich o treningach u Marcelo Bielsy. Że one nie są przyjemne, czasami są nużące, czasami męczące i on nigdy nie czuję się dobrze po zajęciach. Ale wszystko wynagradza mu satysfakcja po meczu, gdy widzi, że te treningi Bielsy miały swoje uzasadnienie. Bo tak naprawdę pracujesz na to, by w weekend zrealizować swój cel.

Klich zwracał też uwagę na intensywność grania. W tym też chyba jako liga ustępujemy innym.

– Dzisiaj futbol idzie w tym kierunku, że przestrzeni na boisku jest coraz mniej. Gramy bardzo kompaktowo, zwłaszcza w środku pola zawodnicy nie mają miejsca na to, by zastanowić się, pomyśleć. Dlatego musimy wypracować z nimi na treningach też pewne automatyzmy i właśnie tę inteligencję. Tu tak ważne jest to skanowanie przestrzeni. Zawodnicy na wysokim poziomie robią to doskonale – zwróć uwagę jak na poziomie Lidze Mistrzów piłkarze zawsze mają wysoko podniesiony wzrok, co chwilę obracają się za siebie. W Rakowie mieliśmy m.in. dostęp do sprzętu, którego użyczył nam dyrektor akademii Marek Śledź, dzięki czemu mogliśmy poświęcać dużo czasu na ten element.

Na ostatnim mundialu średnia odległość napastnika od ostatniego obrońcy w formacji drużyny z piłką wynosiła zaledwie 26 metrów.

– I to pokazuje, że tak się gra na świecie i w tę stronę idziemy. Jeśli nie potrafisz odnaleźć się w tłoku, to zginiesz. Dlatego moim zdaniem… Właściwie nie tylko moim, to jest naturalny trend – musimy poprawiać u zawodników tę indywidualne zaawansowanie taktyczne.

Rozmowa z Maciejem Kędziorkiem bez wspomnienia o stałych fragmentach to nie rozmowa…

– Wiedziałem, dawaj.

Stałe fragmenty gry to forma rekompensowania tego, że kiepsko gramy w piłkę?

– Nie zgadzam się. Czy stałe fragmenty są zakazane albo są jakąś zbrodnią?

Nie, ale można je wytrenować na schemacie. Inteligencji na boisku nie da się często wyćwiczyć w ciągu kilku tygodni.

– Okej, ale musisz mieć właściwych wykonawców. W Rakowie mieliśmy Rafała Figla, Maćka Domańskiego, Petra Schwarza, który też dzięki treningowi indywidualnemu świetnie potrafił bić rzuty wolne czy rożne. Byli Petrasek, Niewulis, Musiolik, Kościelny, którzy albo sami wygrywali te wrzutki, albo odciągali uwagę rywali na tyle, że inni mieli więcej miejsca. Wisła Płock, również bardzo skuteczna w tym fragmencie, ma Dominika Furmana, który potrafi zagrać w punkt. Cracovia ma Sergiu Hancę. Więc to nie jest tak, że jak nic nie umiesz, to postaw na dośrodkowania z rogów. Musi być wykonawca i strzelec. Natomiast ja wychodzę z założenia, że jeśli możesz z jakiegoś elementu gry coś wycisnąć, to zrób to. Potrafiliśmy zrobić z tego nasz znak firmowy, strzelać dużo goli w ten sposób  Nie widzę w tym nic złego. To tak, gdybyś zakazał piłkarzowi z dobrze ułożoną nogą strzałów z dystansu. Nie pozbawiasz się sam silnej broni.

Furorę robi Thomas Gronnemark, trener od wrzutów z autów, który współpracuje z Liverpoolem, Lipskiem czy Ajaxem.

– A pamiętasz pewnie, że trochę śmiano się, że Liverpool ma trenera od autów, kto to w ogóle widział. Dzisiaj każda z tych drużyn ma namacalne efekty z tego, że otworzyła się na nowe rozwiązania, to pokazuje sama statystyka. Jeśli ma się otwartą głowę, to można naprawdę sporo zyskać na takich niuansach. Wydaje mi się, że to jest kierunek, w jakim będziemy szli też i w Ekstraklasie – te sztaby będą coraz bardziej rozbudowane, pierwszy trener coraz bardziej będzie menadżerem całego zespołu trenerskiego, pojawią się specjaliści od poszczególnych zagadnień. Tak się dzieje na całym świecie, widać to nawet po zdjęciach drużynowych, gdzie trenerów jest prawie tylu, ilu zawodników. Widziałem to też z bliska podczas stażów.

Byłeś m.in. u Bielsy w Leeds, u Hollowaya w Queens Park Rangers, u Guli w Żylinie. Co przywiozłeś z takiego wyjazdu?

– Zasadniczo ja z tych staży wracam tak naładowany energią, że można ode mnie telefon ładować. Wiem, że podobnie ma wielu trenerów, bo to zawsze okazja do podpatrzenia czegoś, zainspirowania się, trener zmienia na jakiś czas swoje otoczenie. U Bielsy na kosmicznym poziomie jest przygotowanie zajęć. Czasami robi po 25 ćwiczeń na treningu, jedno trwa 3-4 minuty i jedziemy dalej. Potrafi organizować zajęcia na pięciu boiskach, wszystko jest rozplanowane, asystenci przygotowują plac kilka godzin wcześniej. Niesamowicie zaawansowane podejście do analizy rywala. Tam właściwie każdy element treningu przygotowuje cię do najbliższego meczu. Nie dziwię się, że Klichowi nie trenuje się przyjemnie, ale tak jak Mateusz powiedział – cały tydzień pracujesz na to, by w weekend świętować po zwycięstwie.

U Guli coś przykuło twoją uwagę? Był przecież temat, że będzie trenerem Ekstraklasy.

– Dbałość o szczegóły. Treningi bez wydziwiania, ale niezwykłą uwagę przykładał do precyzji. Wszystko musi być dokładne, podanie na właściwą nogę, z odpowiednią mocą. Czasami warto cofnąć się do takich podstaw i na tym oprzeć grę. Jeśli fundamenty są solidne, to można budować coś dalej.

Masz aspirację, by być pierwszym trenerem?

– Dobrze się czułem w roli asystenta i dopóki nie mam licencji UEFA Pro, to nie skupiam się na pracy jako pierwszy trener. Kiedyś? Być może, pewnie każdy trener w taki lub inny sposób do tego dąży. Natomiast nie ukrywam, że chciałbym popracować jeszcze przy boku innego trenera, by poznać inny warsztat. Pracowałem z kilkoma szkoleniowcami , wiele się nauczyłem, mogłem pomóc w aspektach, w których czuję się mocny. Odbyłem sporo staży. Staram się rozwijać, szukać nowych inspiracji, a czas pokaże, co dalej ze mną będzie.

rozmawiał DAMIAN SMYK

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
15
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

4 komentarze

Loading...