– Sędziowie to taka grupa zawodowa, że w nas najłatwiej jest uderzyć. Do tej pory nikt o nas nie mówił, a zacznie się liga i jeśli trzeba będzie szukać usprawiedliwień, to łatwo będzie zrzucać wszystko na sędziów. Dlatego też mam nadzieję, że będzie VAR i nikt nie powie, że tu ktoś gwizdnął tak, tu ktoś gwizdnął tak, a tu tak. Wracamy do korzeni, sędzia ma gwizdek i ostateczna decyzja zawsze należy do niego. Kiedyś, bez tego systemu, człowiek stał za plecami zawodnika, miał dziewięćdziesiąt procent pewności, że była ręka, ale pozostawało te kilka procent na zgaduj zgadula. Decydował feeling, doświadczenie, intuicja. Teraz masz inaczej – mając system pomocniczy, po co masz zgadywać, jak zaraz może zawołać cię kolega z wozu VAR, żebyś obejrzał sytuację jeszcze raz, popatrzysz, zmieniasz decyzję, jeśli popełniłeś błąd. Teraz możemy wrócić do feelingu, do czucia, do intuicji, a w tym czuje się najlepiej – mówił Szymon Marciniak w rozmowie z prowadzącymi Misję Futbol na Kanale Sportowym. Zapraszamy do przeczytania zapisu tekstowego tej rozmowy.
Jeśli chodzi o trening sędziów, to macie stosunkowo najłatwiej, bo wy zawsze ćwiczycie w małych grupach i nie jest to pewnie dla was żaden problem.
Pod tym kątem nic się nie zmieniło. Całe życie trenujemy sami, co dwa-trzy tygodnie spotykamy się w Spale całą grupą i wtedy mamy fun – wszyscy wiedzą, jak się ćwiczy z innymi, zawsze jest wesoło, śmiesznie, można wyluzować, pożartować, a tutaj niezależnie od warunków pogodowych zawsze trzeba wyjść i potrenować. I nieważne, czy deszcz, czy wiatr, czy śnieg, i tak trzeba zrobić swoje. Ale nie narzekamy, to tylko kształtuje sędziowski charakter. Nie ma, że ból, nie ma, że się nie chce. Wiesz, że jak czegoś nie zrobisz, to zabraknie na boisku, ciężko siebie oszukać. Jeśli człowiek jest uczciwy wobec swojego ciała, to potem tylko na tym korzysta, na pewno nic nie traci.
Nie odczuwam tego wszystkiego. Mieszkam bardzo blisko lasu. Prawie w sąsiedztwie. Mam do dyspozycji trochę hektarów, mogę między drzewami lawirować sobie, jakbym biegał między zawodnikami. Oczywiście ćwicząc bezpieczną odległość. Mam mini-siłownię, działkę, schudłem, wyglądam lepiej niż wyglądałem. Jestem gotowy na powrót na boisko!
Po powrocie będziemy grali bez systemu VAR. Wiadomo, że wychodzisz na boisko w pełni skoncentrowany, nie zdajesz się tylko na pomoc VAR, ale wydaje się, że jest to jakaś zmiana. Będziemy poruszać się w dwóch regulacjach sędziowskich w obrębie jednego sezonu.
Tutaj byłbym spokojny. W czwartek mamy konferencję medyczną – wszyscy sędziowie Ekstraklasy, I ligi, II ligi, czyli cały szczebel centralny i asystenci, to będzie bardzo duża grupa. I będziemy rozmawiali również w tym temacie. Nie jest jeszcze powiedziane, że systemu VAR całkowicie nie będzie.
Dostaliśmy taką informację, że nie będzie systemu VAR.
To ja mam troszeczkę inną. Jeszcze dyskutujemy, jeszcze dywagujemy, jak to przeprowadzić i czy damy radę to zrobić. Jeżeli, oczywiście, nie dalibyśmy rady – chociaż wierzę i wczoraj słyszałem, że jest duża szansa, żeby to dograć – to wracamy do korzeni. I zobaczcie: na samą myśl od razu się uśmiecham.
W grę wchodzi jakieś studio poza stadionem, z którym mielibyście kontakt?
Rozmawiamy o wozie. I jest szansa to zrobić. W wozie VAR jest dwóch sędziów i jeden operator – można byłoby oddzielić operatora, jakkolwiek, nawet jakąś pleksą. Nawet przecież nie trzeba pokazać zdjęcia sędziów z VAR przed meczem. Czy my będziemy w zbrojach, czy w przyłbicach, czy w maskach, to nikomu z nas nie będzie to przeszkadzało, bo nie musimy pokazywać się światu, jak wyglądamy. I oczywiście zaraz będzie na nas wylewany hejt o to, jak wyglądamy (śmiech).
Sędziowie: w maseczkach czy bez maseczek, z gwizdkiem czy z sygnalizatorem?
Masek na sto procent nie będzie. Zresztą czytałem też prezesa Bońka na Twitterze i to jest abstrakcja. Albo wszyscy w maskach, albo nikt, inaczej to nie ma sensu. Po pierwsze, jesteśmy paręnaście metrów od zawodników, nigdy nie wchodzimy w bezpośredni kontakt. Nawet, jeżeli jeden zawodnik dobiegł do mojego kolegi sędziego z głową, to szybko wyleciał z boiska. I to są naprawdę pojedyncze sytuacje, pojedyncze incydenty, niczemu to nie służy. Najlepsze decyzje podejmujemy z dziesięciu-piętnastu metrów – to dla nas najlepsza odległość. Jeśli rozmawiamy z piłkarzami, to są dwa-trzy metry. Będziemy sobie to wszystko przypominać. Zresztą też teraz straszą zawodników, żeby nie podbiegali zbyt blisko, nie dyskutowali, że posypią się żółte kartki. Ale myślę, że nie będzie aż tak radykalnie, każdy może się trochę zapomnieć, wystarczy przypomnieć wymownym gestem. Myślę zresztą, że charakterystyczny ruch dłoni, pokazujący, żeby piłkarz się nie zbliżał, wejdzie na dobre w przepisy grę w piłkę nożną na kolejne miesiące, a może nawet lata.
Uważam, że trzeba wrócić do życia. Nie dajmy się zwariować, bo zaraz może okazać się, że będziemy mieli większe kłopoty niż to, że ktoś zachorował i zaraz wyzdrowiał.
Przy pomyśle z maseczkami sędziowie zostali potraktowani jako alibi. Ma być bezpiecznie, ktoś musi na stadionie bez w maseczkach, więc o, proszę bardzo, najlepiej niech będą to arbitrzy. Tak samo z maseczkami w szatniach. Nie wydaje się to najbardziej przemyślanym pomysłem.
Czytałem o metrażu, który ma być zachowany dla określonej liczby zawodników. Myślę, że kluby są w stanie zorganizować dwie-trzy szatnie dla zawodników – nas zawsze jest czterech, ale myślę, że będziemy bardzo zdyscyplinowani. Po to też mamy konferencję medyczną w czwartek. Bogiem a prawdą pomyślałem sobie, że tak wiele osób wypowiada się o nas, o maskach, o sędziach, ale to wszystko bez nas, a z drugiej strony po co było kontaktować się z arbitrami na miesiąc przed decyzjami, kiedy nie wiadomo było nawet, czy ruszy liga. Teraz wiemy, zapraszano nas do stołu, zapraszano nas do rozmów. W czwartek spotkamy się wszyscy. Nie tylko grupa reprezentacyjna. Wszyscy. I bardzo możliwe, że któryś z sędziów wstanie i powie, że się boi, że ten sezon odpuszcza. Wielu ma inną pracę, rodziny – wiadomo, że nam, sędziom zawodowym, łatwiej jest podjąć decyzję, bo trening codzienny i praca to nasza codzienność.
Porozmawiamy, rzucimy kilka pomysłów, spytamy doktora Jaroszewskiego, jak to wygląda z medycznego punktu widzenia i dalej będziemy szukać rozwiązań. VAR? Jestem otwarty.
Dostajecie postojowe?
Sędziowie zawodowi mają podstawę, żeby było na ZUS, na opłaty, na podatki. Arbitrzy zarabiają meczami. Im więcej sędziujesz, tym więcej zarabiasz. Nie sędziujesz, nie zarabiasz. Kiedy padło tylko hasło, że symbolicznie, ale obcinamy pensje, to wszyscy zgodnie podnieśli ręce. Byliśmy solidarni w kwestii obniżek wynagrodzeń.
Kiedy została ogłoszona tarcza antykryzysowa PZPN, to jako grupa zawodowa zostaliście pominięci w tych planach.
Panowie, zdążyliśmy już się do tego przyzwyczaić. To taka grupa zawodowa, że w nas najłatwiej jest uderzyć. Do tej pory nikt o nas nie mówił, a zacznie się liga i jeśli trzeba będzie szukać usprawiedliwień, to łatwo będzie zrzucać wszystko na sędziów. Dlatego też mam nadzieję, że będzie VAR i nikt nie powie, że tu ktoś gwizdnął tak, tu ktoś gwizdnął tak, a tu tak. Wracamy do korzeni, sędzia ma gwizdek i ostateczna decyzja zawsze należy do niego. Kiedyś, bez tego systemu, człowiek stał za plecami zawodnika, miał dziewięćdziesiąt procent pewności, że była ręka, ale pozostawało te kilka procent na zgaduj zgadula. Decydował feeling, doświadczenie, intuicja. Teraz masz inaczej – mając system pomocniczy, po co masz zgadywać, jak zaraz może zawołać cię kolega z wozu VAR, żebyś obejrzał sytuację jeszcze raz? Popatrzysz, zmieniasz decyzję, jeśli popełniłeś błąd. Teraz możemy wrócić do feelingu, do czucia, do intuicji, a w tym czuję się najlepiej.
Każdy sędzia ma swój styl. Widzę sędziów, którzy potrafią podbiec do zawodnika i stanąć face to face. Na boisku też są takie sytuacje, że piłkarze kryją się ciało w ciało, blisko siebie, a tutaj będziemy robić jakieś regulaminowe odległości między zawodnikiem a sędzią?
Tego się nie da zrobić. Nie oszukujmy się. Przyznajmy to uczciwie. Każdy ma inny styl. Przykładowo Tomek Musiał ma bardzo kontaktowy styl, ma świetne relacje z zawodnikami, kapitalnie się w tym czuje i na tym polega jego sędziowanie – tego opierdzieli z bliska, tamtego trochę mniej, ale to działa. Jeszcze teraz nie będzie kibiców – każda uwaga będzie słyszana i łapana przez mikrofony. Dosyć nieprzyjemnie sędziuje się przy pustych krzesełkach. Pamiętam taki mecz w 2014 roku. Wisła z Legią. Nasz klasyk. Kiedy sędziowałem na Łazienkowskiej bez publiczności, to każde pozdrowienie, nawet z daleka, jest nieprzyjemne. Jako dorosły facet nie będziesz tłumaczył dorosłym facetom, żeby nie przeklinali. Nie da się tak.
Motyla noga!
Brzmi ładnie, ale nikt tego nie używa. Szybko się dostosowujemy. Też znamy swoje miejsce w szeregu. To nie my jesteśmy najważniejsi. Zawodnicy są na pierwszym miejscu. Dobry sędzia przygotowuje się do meczu. Wie, jak grają zespoły i wie, że sytuacja może diametralnie zmieniać się na boisku. Ta sytuacja nas nie zaskoczy. Dopasujemy się.
***
PRZYPOMINAMY, ŻE W NAJBLIŻSZĄ ŚRODĘ O 21:00 SZYMON MARCINIAK BĘDZIE GOŚCIEM KRZYSZTOFA STANOWSKIEGO W HETJ PARKU NA ANTENIE KANAŁU SPORTOWEGO I WESZŁO FM.