Czwarty odcinek naszego minicyklu na temat sytuacji niższych lig w obliczu koronawirusa. Dziś na tapet bierzemy drugą ligę, która – jak się okazało w trakcie pisania poniższego materiału – też ma wystartować za parę tygodni.
Paweł Guminiak, prezes Olimpii Elbląg (II Liga) i Stowarzyszenia Druga Liga Piłkarska
– Obecna sytuacja jest utrudnieniem. Samorządy patrzą na dotacje i rozpoczynają się rozmowy o zmniejszeniu tego wsparcia zaplanowanego na rok 2020. Sponsorzy, tak jak i kluby, mają ciężki okres. Wielu z nich rezygnuje, zawiesza albo zmniejsza wsparcie.
– Jak to jest w Olimpii ze sponsorami?
– Trwają rozmowy. My rozumiemy te firmy. Jeżeli ktoś jest z nami przez 10 lat i dotyka go taka sytuacja, to trzeba go zrozumieć. Na pewno by nie przyszedł, że chce zmniejszyć czy zawiesić wsparcie, gdyby nie musiał. Każdy tnie koszty, a dla firm najprościej jest uciąć na sponsoringu czy pomocy dla innych.
– Co z cięciami u piłkarzy?
– Też trwają rozmowy, większość rozumie sytuację i zmniejsza swoje uposażenie. Jesteśmy bardzo wdzięczni takim piłkarzom. Oni myślą o swojej przyszłości, bo też będą mieli łatwiej w rozmowach dotyczących przyszłego sezonu. Ci, którzy się nie zgadzają, napotkają trudności, bo jeśli liga ostatecznie nie ruszy czy ruszy opóźniona, to oni będą musieli negocjować z klubem.
– Czy ten sezon może być dokończony?
– Na pewno będzie to trudne. Przedsięwzięcia, jakie są podejmowane w Ekstraklasie, by rozegrać mecze, pokazują, że trudno nam sobie wyobrazić to samo w drugiej lidze. Jeżeli kluby będą musiały płacić za kwarantanny i testy, jakie są w tym planie, to będzie dla większości ciężkie – czy to w pierwszej lidze, czy w drugiej. Chyba że będzie wsparcie PZPN-u i państwa w tej kwestii.
– Jest też postulat, że nie stać was na to, by grać po 30 czerwca?
– Nie chodzi o to, że nie stać. Tylko że przesuwanie ligi to jest kolejny miesiąc kontraktów. Nie buduje się zespołu na nowy sezon, tylko przedłuża to, co w tym momencie jest. Piłkarze nie grają, a jednak mają płacone, potem znowu mieliby mieć płacone w stu procentach, w międzyczasie trzeba mieć w głowie, kogo się chce na następny sezon. To jest trudne. Wiele klubów przechodzi trudności finansowe, bo brakuje dotacji z miasta i wpływów od sponsorów. Każdy spogląda na swoją sytuację ekonomiczną. Kluby są w różnej sytuacji. Na przykład Widzewowi zależy na graniu, bo sprzedał 16 tysięcy karnetów i albo będzie trzeba to zwrócić, albo przełożyć na kolejną rundę. To są ogromne straty. A co będzie, zobaczymy.
– Dokładnie teraz pojawiła się informacja, że rozgrywki zostaną wznowione między 30 maja a 6 czerwca.
– To będziemy teraz dyskutować tak naprawdę nad tym wszystkim. Zobaczymy, jak to wygląda, będzie analiza, będzie konferencja wszystkich klubów drugiej ligi i się ustosunkujemy.
Zygmunt Krzysztof Dyks, prezes Bytovii (II liga)
– Ogłoszono terminy wznowienia pierwszej i drugiej ligi. Damy radę?
– Pytanie, jak PZPN chce to zrobić, czy będą badania dla zawodników? W Ekstraklasie badania są i inne takie pierdółki też, ale kto za to koszty poniesie, jeśli my też mamy zacząć grać?
– Łukasz Wachowski mówi, że piłkarze będą badani.
-Okej. Tylko kto pieniądze wyłoży?
– Może PZPN.
– Wtedy możemy gadać. Tylko niech będzie informacja. My będziemy pisać zapytanie, żeby PZPN nam przedstawił plan. Dzisiaj padła tylko deklaracja, że dogrywamy, ale szczegółowych informacji nie ma. Ja się martwię tym, że kontrakty są do końca czerwca. Nie wszyscy piłkarze będą chcieli zostać, niektórzy nie będą dawać z siebie stu procent – bo kontuzje, kartki. Ktoś będzie miał umowę gdzie indziej i będzie się oszczędzał. To będzie dodatkowy smaczek. Poza tym gramy bez kibiców… Ja uważam, że to jest troszkę bez sensu. Jakbyśmy zaczęli rozgrywki na początku maja i skończyli w czerwcu to okej. A tu nas do końca lipca przeciągną. Pytanie, jak z hotelami. Podejrzewam, że na przykład do Pruszkowa pojedziemy, wysiądziemy, zagramy i wrócimy. Trzeba dobrze poustawiać te mecze, nie wieczorami, żeby ominąć hotele, żeby się nie narażać. Pomysłów jest dużo. Ale jest więcej pytań niż odpowiedzi.
– Pan nie chce grać?
– Do końca czerwca – tak. Do końca lipca – niekoniecznie. Zostaniemy sami z kontraktami i to nie tylko ja mam ten problem. To jest dla mnie rwane. Nie wiadomo co i jak.
– Jeżeli ostatecznie nie będziemy grać, to przecież Bytovia jest na miejscu barażowym. I co wtedy?
– Baraże trzeba najpierw wygrać. Utrzymanie mamy z kolei pewne, więc nie kalkuluję. Przecież my mamy fajny zespół, zaczęliśmy od zwycięstwa i remisu, Górnik Łęczna miał dwie wtopy, więc zbliżyliśmy się do drugiego miejsca.
– Z drugiej strony – Skra ma do was tylko osiem punktów, a jest w strefie spadkowej.
– Ale my nie stanęliśmy. Wygraliśmy z Resovią, co pokazuje, że możemy grać dobrze. Ponadto my mamy drużyny za nami u siebie w terminarzu, a w domu mamy bardzo dobry bilans. Nie walczylibyśmy o utrzymanie. Wystarczyłyby nam do niego trzy wygrane.
– A jak finansowo ucierpiała Bytovia?
– Każdy cierpi i tego się boję. Dzisiaj nawet jak ktoś będzie chciał się zatrzymać w hotelu, to żadna faktura, tylko od razu kasa. Odczuwamy kłopoty u sponsorów, ale inne kluby mają jeszcze gorzej. My jesteśmy do tyłu za luty, ale to będziemy zamykać. Nie jest więc aż tak źle. Bardziej martwię się co dalej. Trzeba patrzyć, czy firmy ruszą. Jeżeli ekonomia się podniesie, to możemy liczyć na sponsorów, których możemy pozyskać. Choć prawda jest taka, że dzisiaj pozyskiwanie sponsorów jest ciężkie. Mało kto myśli teraz o sporcie i trudno się dziwić.
Artur Szymczyk, prezes Skry Częstochowa (II liga)
– Organizacja klubu jest ograniczona do minimum. Zawodnicy pierwszej drużyny trenują indywidualnie, trener koordynuje te zajęcia. Pracujemy tylko trzy godziny w sekretariacie. Poza tym każdy stara się być zdalnie ze swoimi drużynami. Ale wiemy, że to jest dziwne. Wszyscy mówią, że pracują zdalnie, że zawodnicy są monitorowani, pracują nad kondycją, ale wiadomo, że nie wszyscy rzetelnie do tego podchodzą. To wszystko wyjdzie, gdy zawodnicy wrócą do zajęć, wówczas zobaczymy, jak rzeczywistość wygląda.
– Mówi pan o zawodnikach Skry, czy o środowisku?
– O środowisku. Mam nadzieję, że nasi zawodnicy wiedzą, iż powinni prowadzić się dobrze. Natomiast na pewno będą pojedyncze przypadki, gdzie tusza i brak kondycji wyjdzie w praniu nie tylko w Skrze, ale i w innych klubach. Zawodowstwo zawodowstwem, ale jeżeli nie ma kontroli bieżącej, tylko wszystko jest zdalnie, to tak musi się stać. Słowa to jedno, a rzeczywistość to drugie. Ja jestem pełny obaw, co będzie, gdy zawodnicy wrócą do zajęć na świeżym powietrzu. Dużo z nich może mieć nadwagę i będzie pewnie jeszcze więcej pracy potrzebne, by doprowadzić ich do formy sprzed pandemii.
– A jak to wygląda finansowo? Były cięcia?
– Tak. Uznaliśmy wspólnie, że robimy tak jak większość drużyn i mamy redukcję zarobków. To się waha do 50%, ale są różne widełki.
– Co z całym klubem, to znaczy wsparciem od sponsorów i miasta?
– Ucierpieliśmy jak wiele klubów. Większość sponsorów poprosiła o zawieszenia wspomagania klubu na czas epidemii. Nie było rezygnacji, ale po prostu nie wystawiamy faktur. A jeżeli chodzi o miasto, to ono też wstrzymało wszelkie finansowania. W sferze finansów jest więc totalne zamrożenie.
– Jednak te 50% z czegoś trzeba wypłacić.
– Mamy nadzieję, że wystarczy nam oszczędności, które mamy i stąd możemy wypłacać zobowiązania.
– Ile miesięcy może potrwać taki pat bez bankructwa?
– Myślę, że Skra do końca roku powinna sobie poradzić.
– Jesteście na pierwszym spadkowym miejscu. Wyobrażałby pan sobie sytuację, że możecie spaść z ligi bez gry?
– To byłby najgorszy scenariusz, ale nie na wszystko mamy wpływ. To byłaby smutna wiadomość, miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Jako prezes klubu wierzę, że to o czym się mówi w PZPN-ie i nie tylko, czyli o grze fair play, zostanie wyjaśnione. Czekamy na decyzję w sprawie dopingu zawodników Pogoni Siedlce. Jeżeli wynik byłby zweryfikowany na walkower, bylibyśmy w korzystnej sytuacji. Wyszlibyśmy ze strefy spadkowej. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza, jeśli wiemy, że siedmiu zawodników jest zawieszonych na pół roku. Jak miałoby nie być konsekwencji w stosunku do meczów? Nie rozumiem, dlaczego PZPN tak długo zwleka.
– Sądzi pan, że sezon drugiej ligi może być dokończony?
– Będzie to ciężkie do zrealizowania. Duża część klubów drugiej ligi nie jest w stanie podołać obostrzeniom, tak, aby skończyć sezon. Chodzi tu o testy na koronawirusa. To wydaje mi się niemożliwe w przypadku trzeciego poziomu. To jest szczebel centralny, ale nie czarujmy się, jeśli odcinane są środki, to kto miałby to sfinansować? Chyba że PZPN. Natomiast same zespoły w większości nie byłyby w stanie podołać temu wyzwaniu. Ekstraklasa może sobie na to pozwolić, ale czy druga liga? Wątpię.
– Tarcza PZPN-u była pomocna?
– Fajnie, że w ogóle jest. Są różne opinie na jej temat, ale równie dobrze nic mogło nie być zrobione. Ujmę to tak: gdyby rząd tak szybko pomagał firmom, jak PZPN, to byłoby dobrze. Pierwsza pomoc na koncie Skry w kwocie stu tysięcy już jest. Prowadząc własną firmę i zatrudniając 200 osób, nie dostałem jeszcze żadnej pomocy ze strony rządu. Tarcza PZPN-u jest więc szybka i skuteczna.
PAWEŁ PACZUL