Reklama

Geneza spadku formy Manchesteru City

redakcja

Autor:redakcja

06 kwietnia 2020, 14:30 • 9 min czytania 1 komentarz

Bycie kibicem Manchesteru City w roku 2019 było sielanką. W Anglii zebrali bardzo obfite żniwa, wygrali wszystko, co tylko mogli, włączając mistrzostwo po historycznej walce z Liverpoolem. Nawet nie można było specjalnie przyczepić się do odpadnięcia w Lidze Mistrzów, albowiem przegrany dwumecz z Tottenhamem okraszony został licznymi kontrowersjami. Jedynie Vincent Kompany, z zawodników tych bardziej istotnych, opuścił Etihad, a dodatkowo Guardiola zażyczył sobie Rodriego i Joao Cancelo. Do tego ważną informacją był powrót do najwyższej dyspozycji Kevina De Bruyne. Zapowiadało się, że oprócz ponownej walki o wygranie Premier League, Guardiola zaplanuje poważną ofensywę na Ligę Mistrzów.  

Geneza spadku formy Manchesteru City

Niespełna rok później sytuacja ma się inaczej. Oczywiście, City wygrało EFL Cup, pewnie to samo będzie się tyczyć FA Cup, ale gołym okiem widać, że ta drużyna zwyczajnie zgasła. Jakie są tego przyczyny? 

  1. Słaba dyspozycja w meczach z top6

Ta rzecz w kontekście błękitnego Manchesteru mocno razi. Podopieczni Pepa rozegrali w tym sezonie siedem meczów z tą teoretyczną czołówką. Łącznie zdobyli w nich siedem punktów. Trzy z totalnie rozsypanym Arsenalem, trzy z Chelsea pełną młodych zawodników i jeden w 180 minut przeciwko Tottenhamowi. Nawet biorąc pod uwagę, ze wygraliby wszystkie pozostałe mecze z czołówką, ten wynik wyniósłby maksymalnie 16 punktów. Tak prezentowało się to w poprzednich latach:

2018/19 – 25 punktów (mistrzostwo Anglii)

Reklama

2017/18 – 24 punkty (mistrzostwo Anglii)

2016/17 – 10 punktów (3. miejsce)

2015/16 – 8 punktów (4. miejsce)

Wniosek nasuwa się sam. City, jeżeli nie wygrywa z zespołami z top6, po prostu nie może liczyć na sukces. W tym sezonie dostali dwa razy w czapkę od Manchesteru United, raz, ale konkretnie od Liverpoolu i ten jedyny punkt w dwumeczu z Tottenhamem. Mistrzowi nie wypada tyle przegrywać, więc też nie może dziwić słabsza dyspozycja ekipy Guardioli.

  1. Zbyt szybkie całkowite odstawienie Fernandinho od pozycji defensywnego pomocnika

 Katalizator. Wiele mówi o piętnie, które Brazylijczyk odciska na drużynę, prosta statystyka. W zeszłym sezonie City przegrało w Premier League cztery spotkania. W dwóch z nich zabrakło Fernandinho. On jest kluczowym elementem układanki Pepa Guardioli w City. Hiszpan w ataku ma bardzo dużo możliwości, wybiera z zawodników o niejednakowym, ale bardzo zbliżonym poziomie. Może rzucić Bernardo i Sterlinga, bądź Mahreza z Sane (jeśli Niemiec jest tylko zdrowy), i tak zrobią wiatr, i tak będą widoczne efekty ich gry.

Reklama

Po bliższym zapoznaniu się z etyką pracy i sposobem myślenia Guardioli, szybko można zauważyć jedną rzecz: Pep bardzo dużą wagę przykłada do pozycji defensywnego pomocnika. Zawsze jednego, do tego był przyzwyczajony jako zawodnik. Grając w systemie 1-2, pivot ma dużo miejsca dla siebie, dzięki czemu dystrybucja piłki jest o niebo łatwiejsza. Oczywiście, w grze wiele razy można zauważyć, jak inny środkowy obrońca wchodzi w tę samą linię, operuje jako drugi defensywny pomocnik, ale najczęściej wtedy, gdy rywale cofają się nisko, bronią się kompaktowo. W obronie City przechodzi na 4-1-4-1 i Brazylijczyk jest tą „pierwszą” jedynką. Przecinać linie, odebrać piłkę, przekazać dalej – proste.

Po bardzo udanym sezonie 18/19, Pep Guardiola i Txiki Beguiristain doszli do wniosku, że trzeba zacząć rozglądać się za spadkobiercą Fernandinho. 34 lata na karku, coraz bardziej liczne kontuzje, trzeba było działać. Decyzja wydawała się z pozoru łatwa, o tym romansie mówiło się już zresztą od dłuższego czasu – Guardiola ruszył po Rodriego, zabierając go Diego Simeone.

Decyzja może się okazać znakomita w perspektywie następnych sezonów, może nawet tego, który teoretycznie zaczyna się za kilka miesięcy, absolutnie nie negujemy. Na początek trochę suchych liczb:

Fernandinho w sezonie 18/19:

Skuteczność na połowie przeciwnika – 84%

Interwencje na mecz – 2,4

Przechwyty na mecz – 1,4

Wygrane pojedynki na mecz – 3,4 (56%)

Rodri w sezonie 19/20:

Skuteczność na połowie – 90%

Interwencje na mecz – 0,9

Przechwyty na mecz – 0,8

Wygrane pojedynki na mecz – 3,3 (51%)

Oczywiście, powyższe różnice są po prostu spowodowane różnymi stylami prezentowanymi przez obu defensywnych pomocników. Hiszpan to bardziej artysta środka pola, który uwielbia mieć piłkę przy nodze, dobrze ją rozprowadza, więc procent celnych podań na połowie przeciwnika nie bierze się znikąd. Rodri z defensywnego Atletico przeszedł do zespołu Pepa Guardioli. Fernandinho to inny typ zawodnika, być może swoim profilem bardziej pasujący do angielskiego futbolu i do profilu zawodnika na pozycji „pivota”. Znacznie młodszy konkurent cały czas się uczy stylu Guardioli.

  1. Kontuzje stoperów

 Zdecydowanie największe przekleństwo Guardioli w bieżącym sezonie. Z czego one wynikają? Być może zawiódł okres presezonowy i ręka dobrego znajomego Pepa, Lorenzo Buenaventury, trenera od przygotowania fizycznego, który z hiszpańskim szkoleniowcem współpracował w Bayernie oraz w Barcelonie. Lista kontuzjowanych jest koszmarna, tym gorzej, że zwykle w gabinetach lądowali kluczowi zawodnicy.

Nie kupiono nikogo, kto mógłby zastąpić odchodzącego Kompany’ego. Fernandinho z konieczności po pewnym czasie musiał zostać przesunięty na środek obrony. Aymeric Laporte, którego też bez dwóch zdań nazywamy jednym z głównych architektów sukcesów City w ostatnich dwóch latach, wypadł na 30 meczów we wszystkich rozgrywkach, jego partner ze środka defensywy John Stones na prawie 20 z powodu nieobecności wywołanych kontuzje i powikłania. City musiało radzić sobie bez podstawowych stoperów przez większość sezonu. Laporte uznawany był jako punkt przełomowy kariery Pepa w Manchesterze, wybrany do najlepszej jedenastki zeszłego sezonu Premier League. Pojawiają się pierwsze schody.

O ile faktycznie Stones nie jest na tyle fundamentalną postacią, więc zastąpienie go czy to Otamendim, który zdrowy jest zawsze, czy wspomnianym Fernandinho nie stanowi problemu, tyle z Francuzem było gorzej. Bez niego City w 21 meczach Premier League straciło 28 goli. W 35 kolejkach poprzednich rozgrywek z Aymericiem na środku obrony mistrz stracił 22 bramki.

Nie ma sensu nawet porównywać.

Stonesa można rotować nawet z młodziutkim Ericiem Garcią, ale Laporte jest nietykalny.

  1. Zerwane więzadła Leroya Sane

Leroy Sane ma ciężkie ostatnie miesiące, ale żeby zbadać genezę jego… hm, no właśnie, czego? Regresem tego nazwać nie można, w końcu Leroy w sezonie 18/19 znów odegrał pierwszoplanową rolę u Guardioli, ale widać, że między obiema jednostkami ewidentnie brakuje chemii. Wszystko zaczęło się jeszcze w 2018 roku, gdy Joachim Low nie wziął mistrza Anglii na mundial, co wydawało się olbrzymim błędem i ostatecznie wszystkie spekulacje się sprawdziły. Niemcy nie wyszli z grupy, Sane ten festiwal niemocy oglądał z kanapy i cóż, może jego obecność nie sprawiłaby, że nasi zachodni sąsiedzi trzasnęliby wszystkich po kolei, a Francuzów nakryli czapką, ale pomoc skrzydłowego mogłaby im znacznie pomóc.

Tak się złożyło, że właśnie bezpośrednio po odpaleniu przez selekcjonera kadry, Sane zaczął się opierniczać na treningach. Łatwo było się domyśleć, że dla takiego perfekcjonisty jak Guardiola jest to po prostu niewytłumaczalne. Wówczas ta ich relacja uległa ochłodzeniu, co widać w liczbach. Skrzydłowy w pierwszych czterech kolejkach Premier League zagrał łącznie 30 minut. A cały czas mówimy o autorze ligowego double-double, jednej z większych rewelacji ligi. Guardioli chwilę zajęło, zanim przekonał się, że bez tego ancymona na lewym skrzydle będzie mu znacznie trudniej.

Leroy powtórzył double-double, znów dodawał nieocenionej jakości, znów był kluczowy. Coś zaczęło się sypać pod koniec:

– w czternastu ostatnich kolejkach uzbierał łącznie 480 minut na 1260 możliwych, czyli jakieś 38%

– Liga Mistrzów też nie była dla niego, więc argument, że hiszpański trener oszczędzał go na kluczowe starcia też można włożyć między bajki, w zasadzie w tylko jednym starciu wybiegł od pierwszej minuty, strzelił gola i zanotował trzy asysty, a w trzech pozostałych spędził na boisku 19 minut

– w finale FA Cup wszedł na boisko na ostatnie 17 minut, a City wygrało 6:0

Mniejszy wymiar czasowy zbiegł się z po pierwsze lepszą formą Riyada Mahreza, ale też przede wszystkim z powrotem Kevina De Bruyne, który zaklepał pozycję w środku pola, wypychając jednocześnie Bernardo Silvę na skrzydło, a Sterlinga przesuwając na lewą flankę. Te wszystkie czynniki plus coraz większa niechęć Guardioli do niemieckiego zawodnika spowodowały, że ten nie mógł liczyć na regularną grę. Mówiło się o transferze do Bayernu. I na 99,9% mówilibyśmy właśnie o zawodniku Bawarczyków, gdyby nie to, że Sane musiał wystąpić w meczu o Tarczę Wspólnoty w zastępstwie za, o ironio, Mahreza, który wykruszył się na pięć minut przed dzwonkiem. 13 minut meczu, Leroy schodzi z zerwanymi więzadłami, z transferu nici.

Niemniej jednak, jak widać po konkretach Sane, to mogłaby być bardzo ważna postać w tym sezonie, gdyby nie tak długa kontuzja. Wyobraźmy sobie scenariusz, że Niemiec nie zrywa ACL, a na przykład naciąga jedynie mięsień. Leroy zostaje w Manchesterze, wraca do gry w październiku, gdy można jeszcze wygrać wszystko.

Parafrazując, liga byłaby ciekawsza.

  1. Złe okienko transferowe

 Pep Guardiola w dwóch pierwszych sezonach na stanowisku pierwszego trenera Manchesteru City nie patrzył się na ceny. To, na co miał ochotę, wrzucał do koszyka, zarząd i szejk Mansour akceptowali te kwoty, znając plany i wizję Hiszpana. W ten sposób na Etihad trafili Leroy Sane, John Stones, Aymeric Laporte, Bernardo Silva, Benjamin Mendy, Kyle Walker, Ederson, w zasadzie duża część obecnego składu. Większość z nich okazała się trafiona. Jednak od sezonu 18/19 zauważyliśmy, iż Guardiola swoją paczkę zebrał i teraz wystarczyły mu jakieś drobne uzupełnienia. Dlatego w czterech następnych okienkach wydał łącznie o kilkadziesiąt milionów mniej niż w sezonie 17/18. Przed drugim mistrzostwem w błękitnej części Manchesteru wylądował Riyad Mahrez i to okazało się słuszne.

Jednak do końca niezrozumiałe jest okienko transferowe przed rozpoczęciem bieżących rozgrywek. Do ekipy Pepa trafili (bierzemy pod uwagę ruchy za ponad dziesięć baniek):

Rodri za 70 milionów euro

Joao Cancelo za 65 milionów euro

Pedro Porro za 12 milionów euro

Angelino za 12 milionów euro

Rozumiemy sprowadzenie Rodriego, Pedro Porro także, w końcu to duży talent, do tego pochodzący z klubu satelickiego i w perspektywie może okazać się złotym strzałem. Jednak powracający do Manchesteru Angelino to nie jest zbyt rozsądny transfer, biorąc pod uwagę, że Guardiola miał do dyspozycji zarówno Mendy’ego (choć dobrze znamy jego historię zdrowotną), jak i Zinczenkę, a i od biedy nawet Laporte.

To samo tyczy się Joao Cancelo. Sam pomysł sprowadzenia kogoś, kto od czasu do czasu może zluzować Kyle’a Walkera jest zrozumiały, ale dlaczego kupiono zawodnika, który w  top5 lig europejskich miał może udane półtora sezonu, wywalając na niego z klubowej kasy 65 milionów euro?

Za tę samą kwotę klub jest w stanie kupić środkowego obrońcę, który powinien być priorytetem, patrząc na liczbę błędów popełnianych przez dotychczasowy back-up, czyli Nicolasa Otamendiego, czy nawet, choć zdecydowanie mniej, Johna Stonesa. Pech chciał, że efekty złego okienka widzieliśmy już w pierwszych tygodniach sezonu.

*

Oczywiście, wspomniane problemy są jedynie szczytem góry lodowej, która niewykluczone, że wkrótce nabierze na masie. Ten sezon był sporym – jak widać – wyzwaniem dla Guardioli, ale musimy pamiętać o jednej rzeczy. Lada moment, bo 30 czerwca, David Silva odejdzie z City i trzeba znaleźć dla niego zastępstwo. Hiszpan jest mózgiem całej operacji, kolejną osobą, w którą Guardiola tchnął drugie życie. Oczywiście, wiek robi swoje, David nie jest tak dynamiczny jak wcześniej, po drodze zgubił pewną ilość swojej magii, ale i tak wydaje się, że zastąpienie go będzie arcytrudne.

Problemy się piętrzą, kryzys czy nie, przed jeszcze aktualnym mistrzem Anglii kilka trudnych wyzwań i ważnych ruchów na rynku, który prawdopodobnie ulegnie olbrzymim zmianom.

Nie da się ścigać z Liverpoolem, mając takie braki w kadrze.

Dominik Klekowski

Fot. NewsPix

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
2
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

1 komentarz

Loading...