Reklama

„Problemem jest brak racjonalności, wydawanie całego budżetu na pensje piłkarzy”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

04 kwietnia 2020, 13:27 • 14 min czytania 2 komentarze

Tomasz Tułacz to trener z najdłuższym stażem w Polsce na szczeblu centralnym. W Puszczy Niepołomice pracuje od ponad 4 lat i zdążył już nauczyć się funkcjonowania w małym klubie, który konkuruje z bogatszymi. W rozmowie z nami szkoleniowiec zdradza, o ile kluby z trzeciej ligi potrafiły przebić w negocjacjach Puszczę, a także dlaczego wyszło to im na dobre, bo w obliczu kryzysu nie trzeba martwić się o przetrwanie. Jakie są jego zdaniem problemy polskiej piłki? Dlaczego przepis o młodzieżowcu jest właściwy? Czy Puszcza gra archaiczny futbol, skoro bramki zdobywa głównie po stałych fragmentach gry? Który piłkarz oszukał ich tłumacząc, że chce wrócić do kraju z powodów rodzinnych, po czym wylądował u ligowego rywala? Konkrety i szczegóły tego, jak żyje się w pierwszej lidze. Zapraszamy!

„Problemem jest brak racjonalności, wydawanie całego budżetu na pensje piłkarzy”
***

Jak się panu żyje bez futbolu? 

Bardzo ciężko, dawno nie było tak długiej przerwy. Właściwie najgorsze jest to, że nie wiadomo, do kiedy do potrwa. Ale nie narzekam, nie szukam negatywów, bo wiele osób w naszym kraju jest w takiej sytuacji, że brak możliwości wykonywania naszego zawodu nie jest najważniejszy. Słowa uznania dla służby zdrowia, bycie w domu to najmniejsza kara.

Pytam również dlatego, że wielu pana kolegów po fachu co jakiś czas ma okazję od piłkarskiej codzienności odpocząć, a pan od czterech i pół roku nie.

Reklama

Mam ten przywilej jako nieliczny z trenerów. To, że tak niewielu z nas ma taki staż pokazuje, że coś w tej sytuacji jest nienormalnego…

Jak pan sobie organizuje czas w domu?

Mam plan dnia, w którym jest praca wspólna ze sztabem, mamy zdalne konferencje. Omawiamy pewne rzeczy, nad którymi możemy popracować w zamrożeniu, przygotowujemy plany treningowe, innowacje, które chcemy wprowadzić do funkcjonowania zespołu. To taki czas, żeby znaleźć kilka nowych rozwiązań.

Puszcza Niepołomice zniesie kryzys lepiej niż niektóre kluby? Zespołom z mniejszym budżetem będzie łatwiej czy ciężej odnaleźć się w tej sytuacji?

Cały czas podkreślamy – my funkcjonowaliśmy w warunkach realnych. Na co nas było stać, to mieliśmy. Teraz jesteśmy dzięki temu w lepszej sytuacji, ale kiedyś z tego tytułu cierpieliśmy na rynku transferowym. Oferowaliśmy pieniądze, na które było nas stać, a zespoły z tego samego poziomu potrafiły dać więcej i zawodnicy przechodzili tam. Nawet jeśli to nie było wiarygodne jeśli chodzi o realizację. Dużo klubów ma z tym problem, nie mówię tylko o pierwszej lidze, jak ktoś chciał mieć jak najlepszy zespół, nie patrząc na koszty, to w czasach tego kryzysu cierpi podwójnie.

Nie da się ukryć, że niektórzy żyli trochę na kredyt.

Reklama

Dokładnie, a robiąc coś w taki sposób, dużo się ryzykuje.

Czyli w Niepołomicach o budżet można być spokojnym?

Mnie też ciężko się wypowiadać, bo nie jestem o wszystkich sprawach budżetowych informowany, ale po rozmowach z prezesami myślę, że możemy być spokojniejsi niż inni. Chociaż czasy są trudne, to uderzy w całą gospodarkę, więc niewykluczone, że my też będziemy musieli zacisnąć pasa. Póki co rozmów o cięciach nie było.

Nie chcę źle zabrzmieć, ale Puszcza bardziej skorzystałaby chyba na zakończeniu sezonu teraz, niż na wznowieniu rozgrywek….

Nie zgodzę się.

Wyjaśnię jednak dlaczego. Jesienią wypadliście sporo słabiej niż w poprzednich latach, nie mieliście już bezpiecznej przewagi nad strefą spadkową. Sytuacja była cięższa.

Wiąże się to z ogromnym problemem z grą u siebie. Nie udało nam się go rozwiązać mimo analiz, próby zmiany scenariusza domowych meczów. To była nasza silna strona, którą zupełnie zatraciliśmy, wpadliśmy w huśtawkę emocji. Jeśli ktoś powie, że to kryzys, to się nie zgodzę, bo najlepiej w lidze punktujemy na wyjeździe, więc nie może być mowy o kryzysie. Mieliśmy po prostu problem ze zdobywaniem punktów u siebie, z tego wynika nasza pozycja po rundzie jesiennej. Do tej pory było odwrotnie, nasz stadion był naszą twierdzą. Przestaliśmy być jednak anonimowi dla przeciwników, którzy przyzwyczaili się już do naszego specyficznego boiska.

Gdybyście byli na miejscu Chojniczanki, która jesienią częściej grała w domu, mogłoby to się źle skończyć.

(śmiech) Można tak powiedzieć, ale w naszej dyscyplinie wszystko można zmienić z meczu na mecz. Spójrzmy na Wisłę Kraków, która w ogóle nie punktowała i nagle złapała serię pięciu spotkań, która postawiła ją w zupełnie innej sytuacji. Liczyliśmy, że wiosną w meczach z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie będziemy punktować. Z drugiej strony mecz z Chrobrym też pokazał, że to nie będzie takie łatwe, wszystko rozbiło się o skuteczność.

Mówił pan, że nie zgodzi się z moim stwierdzeniem, że Puszcza więcej zyskałaby na zakończeniu rozgrywek. Dlaczego?

Bo wszystko było otwarte. Najbardziej sprawiedliwym rozstrzygnięciem zawsze jest boisko, nie jestem w takiej opinii osamotniony. Na tę chwilę nie potrzebujemy niczego, żeby się w tej lidze utrzymać, jesteśmy ponad kreską. Powiem więcej, nie wiem czy pan to zauważył, ale Puszcza ani razu w tym sezonie nie była w strefie spadkowej. Mam takie wrażenie, że nasza praca zawsze się obroni. Mieliśmy trudniejszy moment, ale mimo że nie jesteśmy potentatem tej ligi, potrafimy sobie poradzić.

Skoro nawiązaliśmy do nieskuteczności, liczył pan słupki i poprzeczki? Puszcza miała ich chyba najwięcej w lidze.

Dokładnie! (śmiech) Nie liczyłem, ale wie pan, poprzeczka czy słupek to dalej niecelny strzał. Mamy z tym problem, nie potrafimy finalizować akcji. Myślę, że przez to, że przegraliśmy jeden, drugi mecz u siebie, pojawiła się nerwowość u zawodników. Taki przymus strzelenia nie zawsze przekłada się na spokój, który jest ważnym elementem skuteczności. Nie posiadamy też na tyle doświadczonych zawodników, żeby sobie z tą narastającą presją poradzić. Mecz z Chrobrym pokazał, że gdybyśmy przy stanie 1:2 wykorzystali jedną, drugą czy trzecią sytuację, nie przegralibyśmy.

Może i tak, ale z drugiej strony gdybyście nie popełnili kardynalnych błędów w obronie, w ogóle byście nie z Chrobrym przegrywali.

Z tego też zdajemy sobie sprawę. Jakość naszej gry w defensywie, współpraca zawodników, pozostawia trochę do życzenia. Zwracamy uwagę na popełnianie „wielbłądów” indywidualnych. Co ciekawe nie popełniamy ich wielu na wyjazdach, raczej w domu. Próbowaliśmy odciążyć zespół od obowiązków, próbowaliśmy zgrupowań, ale o ile z GKS-em Tychy przyniosło to efekt, tak potem nie bardzo. Dużo kosztowała nas przebudowa zespołu w lecie, musieliśmy poradzić sobie ze sporymi ubytkami i trudno było nam dobrze zafunkcjonować. Potrzebny jest nam bodziec, żeby lepiej i skuteczniej grać w defensywie.

Taki bodźcem miał być transfer Erika Cikosa?

Taki był plan. W obronie nie mamy wielu zawodników, ale mieliśmy taką filozofię, że zawodnicy mogli grać na kilku pozycjach. Dzięki temu przy skromniejszym budżecie mogliśmy zabezpieczyć funkcjonowanie zespołu. Bartków, Stępień czy Stefanik mogą grać na kilku pozycjach w defensywie, dlatego nie musieliśmy mieć ośmiu obrońców w kadrze. Ale też funkcjonowanie na kilku pozycjach nie poprawia stabilizacji formy. Ale tak, ma pan rację, liczba i sposób straconych bramek sugerują, że jest sporo do zrobienia.

Jeszcze jedno rzuciło mi się w oczy – 12 goli straconych w ostatnim kwadransie gry. To efekt braków mentalnych czy przygotowania fizycznego?

Mówi pan przede wszystkim o meczach u siebie, gdzie otwieraliśmy się i dostawaliśmy kolejnego gola. Nie mieliśmy nic do stracenia, przegrywaliśmy i podejmowaliśmy ryzyko, czasami wręcz w sposób nieodpowiedzialny. Z tego wzięły się te bramki.

Puszcza od dawna praktykuje stawianie na młodzieżowca w bramce. Może łatwiej byłoby wam bronić, gdyby był tam doświadczony zawodnik?

Zawsze byliśmy chwaleni za stawianie na młodych bramkarzy. Od początku mojej pracy w Niepołomicach tak było. Marcin Staniszewski przez występy w drugiej lidze, awans do pierwszej, zaliczył występy w reprezentacji młodzieżowej i poszedł do Ekstraklasy. Łatwiej było nam też pozyskać takiego zawodnika, oni widzieli, że tu nikt nie pęka i stawia na młodzieżowca w bramce. Bardzo dobrą pracę wykonuje też trener Bartłomiej Dydo. Staniszewski, Niemczycki czy Górski – każdy robi u niego postępy. W tej filozofii trzeba jednak założyć, że bramkarze będą się mylić. Młodzieżowcy robią to częściej niż doświadczeni golkiperzy. Problemem Karola jest to, że gro z tych błędów popełnia w meczach domowych. Oczywiście w niektórych spotkaniach wybronił nam też punkty, ale to wpływa na jego rozwój. Przed nami decyzja o tym, co zrobimy, nie ukrywam, że też analizujemy to, co pan zawarł w pytaniu – zespół z seniorem w bramce potencjalnie zagra stabilniej z tyłu.

Żeby było jasne – nie krytykuję stawiania na młodego bramkarza, ale tak jak pan mówi, tacy muszą gdzieś nabrać doświadczenia, więc gdzieś się mylą. Padło na to, że mylą się akurat u was.

(śmiech) Tak, ale jesteśmy ewenementem w pierwszej lidze, jeśli chodzi o stawianiu na młodzieżowca w bramce. Nie chcę mówić, jak to powinno wyglądać niżej czy wyżej, ale mam ogromny niedosyt, kiedy patrzę na to, w jakim kierunku idzie nasz futbol, jeśli chodzi o stawianie na młodych Polaków. Wiem, że zawodnicy są teraz szybko wyciągani przez menedżerów do zagranicznych szkółek, ale powinniśmy coś z tym zrobić, dawać szansę zawodnikom z akademii na różnym poziomie. Tak krytykowany był pomysł przepisu o młodzieżowcu, a gdyby nie on, w niektórych meczach nie zagrałby żaden Polak.

No tak, ale można pana skontrować, że zimą Puszcza szukała wzmocnień na Słowacji czy w osobie Jewhena Radionowa.

Radionow jest w Polsce tak długo, że mówi po polsku lepiej niż niektórzy Polacy! Żenia nam zresztą odpowiada charakterologicznie, pasuje do zespołu tak specyficznego – w pozytywnym znaczeniu – jak nasz. Sięgnęliśmy po takich piłkarzy, bo nasze środki są takie, jakie są. W ostatniej chwili Michał Czarny nabawił się kontuzji, żeby nie zostać w pięciu w obronie, musieliśmy kogoś ściągnąć, a transferem na szybko mógł być tylko piłkarz zagraniczny. Nie mam nic przeciwko takim piłkarzom, tylko niech to będzie zbilansowane. Może oceniam to w ten sposób, bo funkcjonuję gdzie indziej, ale jest to niezrozumiałe.

Patrzy pan na zespół z dziesięcioma zagranicznymi piłkarzami w pierwszym składzie i co pan myśli?

Nie chcę krytykować, bo punkt myślenia zależy od punktu siedzenia, ale… I tak nas nie ma w rozgrywkach europejskich, efekt jest więc ten sam. Może faktycznie zagraniczni piłkarze są dużo tańsi od polskich, może ten rynek zwariował, ale mam nadzieję, że te czasy spowodują to, że ktoś się otrząśnie. Że zespoły, zawodnicy, menedżerowie, będą funkcjonowali w lepszych realiach, nie będzie już życia na kredycie. Chociaż mam wątpliwości, bo to środowisko jest… bardzo ciekawe.

Dobrze, wróćmy do futbolu, poszukajmy pozytywów w grze Puszczy. Kiedy ostatnio pański zespół strzelił pięć goli, tak jak w meczu z Zagłębiem Sosnowiec?

Bardzo dawno temu! (śmiech) W moim debiutanckim sezonie wygraliśmy 5:4 z Polonią Bytom na wyjeździe. Dlatego cały czas postrzegam nasze niepowodzenia w skuteczności, bo żaden trener nie ma chyba pomysłu na wyeliminowanie błędów indywidualnych. Ciężko wyeliminować podanie do przeciwnika w jednostce treningowej. Ale skoro o pozytywach, bardzo mnie to cieszy, także patrząc na aspekt mentalny. Sosnowiec mógł mieć w tym przewagę, bo odrabiał straty, ale pokazaliśmy przy stanie 3:3, że nie przyjechaliśmy po punkt.  Ruszyliśmy do ataku i zostaliśmy za to nagrodzeni.

To cieszy chyba podwójnie, biorąc pod uwagę, że zimą stracił pan najlepszego strzelca. Jose Embalo.

Dziwna sytuacja, Jose wprowadził dyrektora sportowego w błąd. Mówił o sprawach rodzinnych, chciał wrócić do Portugalii, a okazało się, że ta Portugalia nie jest tak daleko, tylko trochę na północ w Polsce…

Bardzo ciepło musi być w takim razie w Grudziądzu!

(śmiech) Poważnie mówiąc – nie chciał zostać, więc na siłę go nie trzymaliśmy. Uważam, że piłkarsko nie straciliśmy, choć decyzja była trudna. Strzelał wiele bramek, z Radionowem tworzyliby groźny duet napastników.

Embalo pasował do Puszczy, bo miał dobre warunki fizyczne, które chętnie wykorzystujecie.

Opieramy grę na silnej dziewiątce, ale stosujemy styl gry adekwatny do tego, co posiadamy. Najlepiej grająca Puszcza to taka, która ma dwóch napastników w składzie, do tego dążymy. To Puszcza, która świetnie radziła sobie w Pucharze Polski, strzelała dużo bramek w lidze.

Czy to prawda, że potrafi pan przez kilka dni w tygodniu ćwiczyć stałe fragmenty gry?

Nieprawda, to jest fama. Oczywiście jeśli chodzi o stałe fragmenty gry to nie mamy się czego wstydzić, mamy bardzo dużo rozwiązań. Guru w tej kwestii, trener Marcin Kędziorek, może to potwierdzić, bo mocno nad tym pracowaliśmy, szczególnie kiedy przejmowaliśmy zespół. Do klubu przyszedłem w trakcie sezonu, więc najszybciej mogłem wprowadzić właśnie to. Bardzo dużo bramek strzelamy po stałych fragmentach, ale więcej pracujemy nad innymi rzeczami, choćby nad przejściem z ofensywy do defensywy, bo z tym mamy problem w domowych meczach. Często nie potrafimy się zorganizować po stracie piłki. Mamy ciekawe rozwiązanie jeśli chodzi o pracę nad stałymi fragmentami gry, przynosi to efekt, ale wcale się na tym najbardziej nie skupiamy. Prędzej czy później inne elementy, nad którymi pracujemy, pojawią się w naszej grze.

Ale na pewno znajdą się osoby, które powiedzą, że zespół, który zdobywa 60% goli po stałych fragmentach gry, gra archaiczny futbol.

Nie wiem, czy ktoś, kto oglądał nasz mecz z Sosnowcem powie, że to był archaiczny futbol. Moim celem jest skuteczność, realizacja zakładanych celów. Skupiamy się nad tym, żeby oprócz tego zawodnicy mieli przyjemność z tego co robią i tak jest. Jeżeli komuś się to nie podoba, to trudno. Nie jestem trenerem, który opowiada dziennikarzom jak wspaniale pracuje, a w momentach próby wymyśla gruszki na wierzbie. Solidnie pracuję na to, żeby osiągać cele i wprowadzać swój plan w życie. Podkreślę jeszcze jedno – wprowadzać plan w realiach funkcjonowania klubu, bo ja nie mam nieograniczonych możliwości.

Spróbuję zobrazować archaiczny futbol: Puszcza miała najmniej ataków pozycyjnych w lidze, wymieniała najmniej podań w ataku bramkowym. Góruje za to w pojedynkach, odbiorach czy dalekich podaniach. 

Możemy się tutaj sprzeczać, ale z pewnych względów wprowadziliśmy ograniczenia. Nie chcę tutaj oceniać zawodników, ale dobieramy sposób gry do naszego potencjału. Nie mamy topornych piłkarzy, jednak na niektórych pozycjach ich atutami jest taka, a nie inna jakość. Jeśli pan zobaczy bramki z Sosnowca czy Płocka, to będzie pan widział, że nie bazujemy tylko na ladze do przodu. Oczywiście, jeśli przeciwnik mocno skraca pole gry, to stosujemy atak bezpośredni. Powiem tak, granie młodym bramkarzem – choć nie jest to zarzut do Karola czy Mateusza, po prostu trzeba się pewnych rzeczy, ryzyka nauczyć – też wymusza upraszczanie gry.

Pewnie łatwiej byłoby też grać ładnie, gdyby z zespołu co chwilę nie odchodzili kluczowi piłkarze.

O tym właśnie mówię, co pół roku odchodzą zawodnicy, którzy mieli ogromny wpływ na rozwój zespołu. Staniszewski, Abramowicz, Domański, Drzazga – oni stanowili o sile, kiedy odeszli, trzeba było budować od nowa. Jeśli pan pyta o to, jak tak niewielki klub jest w stanie funkcjonować na takim poziomie, to odpowiem – symbioza. My z prezesami się rozumiemy, cieszymy się z tego, że jesteśmy w pierwszej lidze. Oczywiście pokazaliśmy wcześniej, że możemy być wyżej w lidze, pucharach i będziemy do tego dążyć. A opiniami się nie przejmuję.

Jak wygląda w takim razie ta symbioza, np. w temacie poszukiwaniu zastępców dla wspomnianych zawodników? Zakładam, że piłkarzy z góry listy życzeń pozyskać się nie da.

Chcieliśmy zastąpić Maćka Domańskiego czy Krzyśka Drzazgę, ale konkurencja w pierwszej, drugiej, a nawet w trzeciej lidze, potrafiła zapłacić dwukrotnie czy trzykrotnie więcej. Spotykaliśmy ze ścianą, funkcjonowanie naszego klubu jest jasne i nie podejmowaliśmy się takich kroków, choć pewnie te transfery dałyby nam jakość. Ale grupa ludzi, z którymi pracuję, ma ogromną świadomość, dzięki której jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Z drugiej strony chyba ma pan satysfakcję, kiedy zespoły, które was przebijały finansowo, potem muszą uznać waszą wyższość.

Tak, ale taki jest rynek. Całe środowisko wie, czemu dany piłkarz wybrał drugą czy trzecią ligę, mogąc grać w pierwszej lidze. Największym problemem naszej piłki jest brak racjonalności funkcjonowania, przeznaczanie całych budżetów na płace dla piłkarzy, zjadanie się od ogona. Za chwilę będziemy grać w ogóle bez Polaków. Zastanawiało mnie to, że przepis o młodzieżowcu jeszcze nie wszedł, a już był krytykowany. Jestem za tym, żeby żaden zawodnik nie miał handicapu, ale z drugiej strony, jak przypomnę sobie czasy, kiedy zaczynałem, mieliśmy łatwiej. Nie było takiego rynku transferowego, Słowaków, Bułgarów i innych nacji. Proszę sobie przypomnieć sukces reprezentacji trenera Wójcika, w której miałem przyjemność w mniejszej czy większej roli, ale funkcjonować. Wszyscy graliśmy na poziomie Ekstraklasy, graliśmy od pierwszej do ostatniej minuty. Dzisiaj, z mojego punktu widzenia, jest to pomysł trafiony. Musimy coś zmienić, ale nie jestem działaczem czy prezesem.

No dobrze, to zapytam w takim razie czego panu życzyć? Może żeby Puszcza nie musiała latem szukać zastępców dla kolejnych kluczowych piłkarzy?

(śmiech) Nie, nie, mam pełną satysfakcję pracy w tym klubie, ciągle czuję, że się rozwijam. Myślę, że życzyć można nie mnie, a nam wszystkim, żeby to wszystko wróciło jak najszybciej do normalności. Żebyśmy sobie poradzili jako społeczeństwo z tym wirusem i wrócili do normalnego życia. Zdrowia dla wszystkich!

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

Fot. Łukasz Grochała/Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Weszło

1 liga

Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”

Jakub Radomski
32
Trenował w Legii, teraz jest wielką nadzieją Lecha. „Rozumie grę lepiej od Linettego”
Polecane

Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”

Jakub Radomski
2
Świetny sportowiec może być kruchy psychicznie. „Szedł na zagrywkę blady jak ściana”
Piłka nożna

Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Szymon Janczyk
31
Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Komentarze

2 komentarze

Loading...