Reklama

10 rzeczy, których będziemy żałować, jeśli Serie A skończy się teraz

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

18 marca 2020, 18:50 • 9 min czytania 8 komentarzy

UEFA ustaliła już co prawda scenariusz, który pozwoli dokończyć sezon w najlepszych ligach, ale co, jeśli plan nie wypali? Zastanowiliśmy się, czego najbardziej będzie nam brakowało, jeśli piłkarze Serie A nie wrócą już na boiska. Nasz ranking jest zupełnie subiektywny, jest też trochę żartobliwy, z przymrużeniem oka, ale no, taka jest piłka. Jaki efekt? Znalazły się w nim i Lazio, które nigdy nie dogoni Juventusu i Buffon, który nigdy nie prześcignie Maldiniego i Atalanta, która nigdy nie dobije do 100 goli. Co jeszcze? Dryblingi Bogi, gole z 40 metrów Pandeva i znany nam dobrze dyrygent – Piotr Zieliński. 

10 rzeczy, których będziemy żałować, jeśli Serie A skończy się teraz

***

10. Eugenio Corini nie wróci do Brescii. I nikt go z niej nie zwolni

Pracować przez ponad rok w Brescii to wyczyn pokroju wyprzedzenia Ferrari, jadąc Seatem Cordobą. Od czasu Alessandro Caloriego, który wytrzymał tam ponad 500 dni (do czerwca 2013) do zatrudnienia Coriniego (od wrzesień 2018) przez klub przewinęło się 17 trenerów. Sympatyczny łysy trener wprowadził zespół do Serie A, więc w nagrodę dostał kredyt zaufania od prezydenta Massimo Cellino. Ale – jak to we Włoszech – nie trwał on długo. Corini wyleciał z pracy już na początku listopada, a potem zaczął się typowy dla Italii cyrk.

Fabio Grosso nie wytrzymał w Brescii nawet miesiąca, więc miesiąc po spakowaniu manatków wrócił na stanowisko. Byłoby jednak zbyt pięknie, gdyby Corini stanowisko utrzymał, dlatego po ośmiu meczach został wykopany ponownie. A że jego następca, Diego Lopez, punktuje obecnie ze średnią 0,25 „oczek” na mecz, to pewnie Corini wróciłby na stołek niczym tygrys szablo-zębny z czołówki „Flinstonów”. I – tak jak bohater kreskówki – ponownie by z niego zleciał.

9. Lecce nie zatrzyma już faworytów

Widok Antonio Conte, który z niedowierzaniem patrzył przed siebie po tym, jak Lecce, jego były klub, urwało dwa punkty jego Interowi, to jeden z klasyków tego sezonu. Internetowe śmieszki nie musiały nawet podkładać „Hello darkness my old friend” pod wideo, w którym kamera przybliża twarz trenera Nerazzurich, wszyscy z automatu słyszeli tę melodię w głowie. Nie powiemy, że beniaminka z Lecce byłoby nam jakoś wybitnie szkoda. To byłaby stanowcza przesada, aż tak empatyczni nie jesteśmy, na takie uznanie ta ekipa nie zasługuje, ale jednak w ich spadku byłby pewien absurd.

Reklama

Trzy punkty z Napoli, „oczko” z Interem, Juventusem czy Milanem i spadek? Bolesne, a przecież Lecce ograło też Fiorentinę. Zresztą w tym punkcie chodzi też o to, że przed jednym z niewielu reprezentantów południa w Serie A, był jeszcze rewanż z Lazio. A skoro Salentini urywają punkty faworytom, to i w walce o mistrzostwo mogliby jeszcze namieszać.

8. Gattuso nikogo nie udusi Piotr Zieliński nie zaprowadzi Napoli do pucharów

Kontrowersyjnie? Tylko dla tych, którzy nie oglądali ostatnio Napoli i zatrzymali czas jakoś na przełomie grudnia i stycznia. Gennaro Gattuso nie tylko odrestaurował Partenopei, ale też podbudował Piotra Zielińskiego. Oczywiście Napoli nie gra jak za Sarriego – zamiast ofensywnej maszyny mamy coś, co Włosi nazywają gattenacio, czyli twardą obronę połączoną z efektowną grą w piłkę. Nie przesadzimy, gdy powiemy, że Zieliński odgrywał w tej taktyce kluczową rolę, a świadczą o tym ostatnie mecze neapolitańczyków przed zawieszeniem rozgrywek. Włoska prasa pisała wtedy, że Polak jest motorem napędowym swojej drużyny, „brylantem” – jak określiła go nawet „La Gazzetta dello Sport”.

Co ważne – zaczął też notować liczby. Bajeczna asysta z Barceloną, dogranie do Milika w meczu z Sampdorią. Nie był to już Zieliński, który haruje (choć w jego przypadku było to harowanie specyficznie techniczne) na kolegów, zgarniających gole i asysty. Zaczął dorzucać coś od siebie. Od grudnia widać też wyraźny wzrost w Serie A w statystyce xGChain, która zlicza xG wszystkich sytuacji bramkowych, w które był zamieszany, a więc również te wynikające z jego podań. Dopiero wtedy Polak zaczął notować wyniki wyższe niż 1 na mecz, czterokrotnie przekraczając tę barierę. Napoli odbiło się od dna również dzięki niemu i dzięki niemu mogło powalczyć o Ligę Mistrzów.

7. Cagliari nie zmarnuje przewagi do reszty

Pół żartem-pół serio, bo ekipie Sebastiana Walukiewicza spadku rzecz jasna nie życzymy, ale na Sardynii obserwowaliśmy nietypowy eksperyment. Jak spieprzyć się z ligi, mimo zdobycia 29 punktów w 15 kolejkach? Cagliari podjęło rękawicę. W pewnym momencie o ekipie z wyspy mówiono już nawet kontekście gry w Lidze Mistrzów. Czwarte miejsce w tabeli, trener Rolando Maran noszony na rękach, coraz śmielsze wspominanie, że na 100-lecie klubu można zrobić coś mocnego. Coś, co Cagliari ma we krwi, bo pół wieku temu jubileusz świętowano mistrzostwem, które wspominaliśmy na naszych łamach – TUTAJ.

Co było potem? Potem była seria 11 meczów bez wygranej i wywiezienie Marana na taczkach. Doszło do tego, że Cagliari ma dziś siedem punktów przewagi nad strefą spadkową. Zamiast marzyć o pucharach, na Sardynii myślą więc o ligowym bycie. W zasadzie na podstawie tego, o czym piszemy możecie pomyśleć – zaraz, zaraz, ich ma być szkoda? Przecież oni tam tańczą z radości, że sezon uda się uratować.

Po części macie rację, dlatego wspomniemy o jeszcze jednym przegranym. Joao Pedro w obecnym sezonie zdobył 16 goli i brazylijski pomocnik takiego wyczynu zapewne już nigdy nie powtórzy. 29-latka zdecydowanie będzie nam szkoda.

Reklama

6. Jeremie Boga nikogo już nie przedrybluje

Kim na boga jest Jeremie Boga? Mamma mia, jeśli naprawdę nie wiecie, to nie zdajecie sobie sprawy, ile straciliście! Skrzydłowy Sassuolo to niedoceniany, ale i nieoceniony drybler. Roberto de Zerbi, trener Neroverdich opisywał ostatnio czołowych piłkarzy swojego zespołu. Iworyjczyka skomplementował w ten sposób: „Jeśli chodzi o pojedynki jeden na jednego… okej, w zasadzie jeden na trzech, to Jeremie Boga jest jednym z najlepszych piłkarzy na świecie”. Miał rację! Według WhoScored Boga podejmuje więcej prób dryblingu w przeliczeniu na 90 minut niż… Lionel Messi (Boga 8, Messi 7.8).

Dobra, ale próbować to może i Fabian Serrarens, liczy się efekt. Tutaj Iworyjczyk już Argentyńczykowi ustępuje (5,8 Messiego vs 5,1 Bogi), jednak przed nim jest tylko pięciu zawodników: Adam Traore, Sofiane Boufal, Neymar, Allan Saint-Maxime oraz właśnie Messi. Zresztą, sami zobaczcie, co ten chłopak potrafi.

https://www.youtube.com/watch?v=pmbTRNQAjLw

5. Buffon nie wyprzedzi Maldiniego

Gianluigi Buffon wydłużył karierę i wrócił do Juventusu z dwóch powodów. Po pierwsze: z Cristiano Ronaldo na pokładzie chciał w końcu zaznać wygranej w Lidze Mistrzów. Po drugie: wymarzył sobie, że na koniec kariery zaatakuje rekord meczów w Serie A, który należy do Paolo Maldiniego. Oczywiście numerem jeden w bramce Starej Damy niezmiennie miał być Wojciech Szczęsny, jednak włoski weteran dogadał się z młodszym kolegą, który „oddał” mu kilka występów, potrzebnych do pobicia rekordu. Buffon część okazji do wskoczenia między słupki już wykorzystał, ale… licznik jego gier zatrzymał się na 647.

Ile występów zanotował Maldini? Dokładnie tyle samo.

Jeśli to koniec sezonu, ikona calcio nie zostanie samodzielnym liderem tej klasyfikacji. Choć z drugiej strony… może i dobrze? W ten sposób historia i statystyka doceni dwóch absolutnych herosów, z których każdy zasługuje na pole position.

4. Nie będziemy już podziwiać weteranów

Ale Buffon nie jest jedynym „dziadkiem”, którego będzie nam szkoda. Każdy, kto kocha calcio kocha też tzw. „senatorów”. Tak nazywana jest starszyzna we włoskich szatniach, do której zaliczają się rzecz jasna weterani pola karnego. Historia Serie A zna kilku wielkich, którzy formę strzelecką zakonserwowali nawet po 30-stce. W tym sezonie mieliśmy prawdziwy wysyp bomberów, którym powoli zaczyna siwieć głowa. Zlatan Ibrahimović, Sergio Floccari, Fabio Quagliarella, Rodrigo Palacio, Goran Pandev, Giampaolo Pazzini, Alessandro Matri czy nawet Franck Ribery i Cristiano Ronaldo. To tylko ci, którzy mają już przynajmniej 35 lat!

Jasne, takiego Floccariego pamiętamy dziś głównie z gola przeciwko Juventusowi w finale Coppa Italia 2013, a Matri w styczniu zwolnił miejsce w szatni Sassuolo, jednak pozostali zdecydowanie dawali radę. Przykład? Pandev ładujący takie gole.

Palacio trafił 6 razy, Quagliarella 9, Pazzini pogrążył Juventus, Ribery miał doskonały start sezonu, CR7 – wiadomo, top topów. Jeśli spojrzymy na trochę młodszych kolegów, znajdziemy też Francesco Caputo z Sassuolo, nazywanego nie bez powodu nowym Di Natale oraz Edina Dżeko. Każdy z nich przeżywał świetny czas, dla każdego z nich zegar bije nieubłaganie. Włochy to świątynia futbolu, w której senatorowie są szczególnie czczeni, dlatego każdy miesiąc ich kariery zabrany z powodu zakończenia sezonu, byłby nieodżałowaną stratą.

3. Atalanta nikogo już nie rozjedzie

7:0, 7:1, 7:2, 5:0, 5:0, 4:1. Atalanta Bergamo w obecnym sezonie potrafiła zagrać w ofensywie tak, że brawa mogli bić im nawet rywale. We Włoszech mówiono, że pod względem siły rażenia i bezwzględności dla przeciwników, La Dea nawiązuje do legendarnego Grande Torino. Ich wyniku z sezonu 1947-1948 pewnie nikt już nie pobije, bo turyńczycy zdobyli wtedy 125 bramek. W dodatku legenda głosi, że byłoby ich więcej, ale byki z Piemontu… oszczędzały drużynom upokorzenia, rozgrywając piłkę przed ich polem karnym. Atalanta aż tak się nie bawi, ale banda Gasperiniego po 25. kolejkach ma na koncie 70 bramek, więc niemal cała Italia czekała, aż Królowa Prowincji przekroczy barierę 100 goli w sezonie.

Taki wynik dałby jej pewne miejsce na kartach historii, ale przede wszystkim – dałby sporo radości kibicom. Dobrnięcie do setki oznaczałoby bowiem blisko 3 gole zdobywane przez Atalantę w każdym spotkaniu. Czy faktycznie były na to szanse? La Deę czekały jeszcze starcia z Lazio, Napoli, Juventusem, Milanem oraz Interem. Ale z drugiej strony jesienią ekipa z Bergamo zdobyła w nich 12 bramek, więc wszystko mogłoby się wydarzyć.

2. Ciro Immobile nie będzie najlepszy w historii

Znając włoskie poczucie humoru żart o tym, że dopiero pandemia powstrzymała Ciro Immobile od strzelania goli, przewinął się w rozmowach już setki razy. Napastnik Lazio będzie jednym z największych przegranych sezonu, jeśli nie zostanie on dokończony. Dlaczego, skoro i tak zgarnie tytuł króla strzelców? Bo Ciro był na najlepszej drodze, żeby zostać najlepszym snajperem w historii ligi. Nie chodzi nam rzecz jasna o liczbę strzelonych goli ogółem – pod tym względem Immobile nie jest nawet najlepszy wśród aktywnych graczy. Wspomniana statystyka tyczy się tego, kto uzbierał najwięcej trafień w trakcie pojedynczego sezonu.

Liderów zestawienia jest dwóch – Gino Rosetti i Gonzalo Higuain, którzy załadowali po 36 goli. Obecny wynik Ciro to 27 bramek, ale istniały poważne szanse, że Włoch dołoży do tego wyniku 10 kolejnych trafień. Włoskie media były wręcz o tym przekonane, patrząc na jego dotychczasową dyspozycję. Spójrzcie sami:

  • średnia goli: 1,03 na mecz
  • regularność: 1,22 gola na mecz

O co chodzi z regularnością? Ta statystyka uwzględnia przestoje między zdobytymi bramkami. Prosty przykład: jeśli strzelisz trzy gole w meczu, a w dwóch następnych nie, średnia wynosi 1 gol na mecz. Natomiast regularność to 0,7 gola na mecz. W każdym razie – do końca sezonu zostało 12 kolejek, więc według matematyki Ciro strzeliłby 39 lub nawet 41 goli. A jeśli liga zostanie anulowana, rekord przejdzie mu koło nosa.

1. Lazio nie zdetronizuje Juventusu

Kibice Interu w tym punkcie zapewne się przyczepią – hej, a co z nami? Nikomu rzecz jasna nie chcemy odbierać szans na tytuł, ale po porażce w Turynie to Lazio było bliżej Scudetto. Punkt straty i mecz bezpośredni przed sobą? Idealna sytuacja. Jasne, Juventus ma szerszą kadrę i to on na finiszu byłby w lepszej sytuacji. Jasne, mogło się wydawać, że Lazio jedzie już na oparach, a ostatnie kolejki będą powtórką z nieudanej pogoni Napoli. Ale mimo wszystko ekipa Simone Inzaghiego wciąż mogła namieszać. W Rzymie nie mówiono o tym głośno, wciąż lepiej było zachować rozwagę. Ciężko było jednak wyzbyć się myśli o tym, że jest to sezon, w którym Bianconeri mogą stracić koronę. Również dlatego, że Biancocelesti jesienią dwukrotnie powieźli Juventus, wygrywając w lidze i superpucharze 3:1. Jeśli ten sezon zakończy się przedwcześnie, w Rzym stanie się nie tylko „Wiecznym Miastem”. Będzie miastem, którego błękitna część będzie wiecznie płakać, żałując straconej szansy.

***

A czego wy będziecie żałować najbardziej, jeśli liga włoska nie wróci już do gry? Może tego, że żaden spadochroniarz nie wyląduje już na boisku? Dajcie znać w komentarzach, jak wyglądałaby wasza dziesiątka!

SZYMON JANCZYK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

8 komentarzy

Loading...