Derby Trójmiasta, które miały odbyć się w ten weekend, mogły być wyjątkowe nie tylko z uwagi na brak kibiców. Piłkarze Arki zdawali sobie sprawę, że ten mecz może być ich ostatnim występem w Ekstraklasie, choć nie dopuszczali do siebie myśli, że o ich spadku zadecyduje 26. kolejek. Jakub Wawszczyk opowiada nam o tym, jak zawodnicy walczyli o zawieszenie rozgrywek i ma nadzieję, że jemu i jego kolegom z szatni dane będzie powalczyć również o utrzymanie w lidze. Póki co jednak ekipę z Gdyni czekają przymusowe urlopy.
***
W weekend mieliście grać z Lechią. Ciężko było przygotowywać się do derbów w takich okolicznościach?
Derby Trójmiasta to coś wyjątkowego. Wiedzieliśmy, że z powodu sytuacji z koronawirusem, ten mecz może być nawet ostatnim w lidze, więc tym bardziej chcieliśmy wygrać. Do meczu może i dało się przygotować, ale co to są za derby? Nikt cię nawet z boku nie wyzwie (śmiech).
A mówiąc poważnie, nie podoba mi się piłka w takim wydaniu. Brak kibiców na stadionie, nie czuć atmosfery, nie czerpiemy z tego żadnej przyjemności. Mieliśmy z tyłu głowy dobro nasze i naszych rodzin. Kiedy nie możesz nawet przywitać się z kolegą z szatni, piłka traci cały klimat. Dla mnie to była dziwna sytuacja, wchodzisz do szatni, sprawdzają temperaturę, patrzysz spod byka jak ktoś kaszlnie…
Czyli decyzję o zawieszeniu rozgrywek przyjęliście z ulgą.
Ta decyzja jest dobra, lepiej to przeczekać, niech ludzie zostaną w domach, nie wychodzą i może sytuacja się poprawi. Od początku wiadomo było, że zawodnicy nie będą zadowoleni z faktu, że trzeba dalej grać w lidze. Kapitanowie poszczególnych drużyn przekazali sobie odczucia, Kuba Błaszczykowski zresztą zabrał głos publicznie i wydaje mi się, że cała ta sytuacja z zawieszeniem rozgrywek, wyszła od nas. Koszykówkę, siatkówkę, hokej odwołali, a piłkarze to co, cyborgi, nic się im nie stanie? Każdy martwił się o swoje bezpieczeństwo.
Wy tę sytuację odczuliście wcześniej, bo władze Gdyni zamknęły obiekty sportowe.
Braliśmy to na dystans, bo przykładowo dzisiaj jeszcze trenowaliśmy na obiektach miejskich. Na dobrą sprawę te boiska nie są zamknięte, ale wiedzieliśmy, że sytuacja jest specyficzna. Nie wiem, jak to będzie wyglądało w przyszłości. Jutro i pojutrze mamy tylko potwierdzić swoją obecność w klubie, czekamy do poniedziałku, jak sytuacja się rozwinie.
Tylko potwierdzić obecność, nie trenujecie?
Musimy się jedynie stawić w klubie. Każdy zawodnik Arki ma zostać w Gdyni na weekend, w poniedziałek zapadną kolejne decyzje. Nie mamy jeszcze żadnych rozpisek, siedzimy w domach. Martwi mnie tylko to, że w poniedziałek może zostać ogłoszony stan wyjątkowy i wiele osób może nie wrócić do rodzinnych domów. Nie chcę tej decyzji krytykować, ale obawy są. Martwię się o siebie i rodzinę.
Rozgrywki teraz zawieszono, ale istnieje zagrożenie, że nie zostaną dokończone. Dla was oznaczałoby to spadek. Jakbyś to odebrał?
Zostalibyśmy skrzywdzeni, gdyby liga skończyła się teraz. Mamy świadomość, że mieliśmy 26 kolejek, żeby nie być w grupie spadkowej. To prawda, zajmujemy teraz przedostatnie miejsce. Liczyliśmy jednak na szansę. Mecz derbowy, nowy trener, nowe rozdanie, myśleliśmy, że może teraz się odbijemy. Nie godzimy się na to, żeby kończyć sezon teraz, chcemy walczyć do samego końca, a to nie jest zależne od nas. Jestem tutaj sześć lat, też nie chcę, żeby Arka spadła. Ten klub jest dla mnie ważny, czuję się za niego odpowiedzialny. Dużym błędem byłoby to, gdybyśmy spadli bez możliwości walki.
Moim zdaniem to idealny moment, żeby wprowadzić 18 zespołów. Dwa zespoły wchodzą, nikt nie spada, bo czemu mamy być poszkodowani? Jeśli spadniemy, będę czuł ogromną niesprawiedliwość.
Rozmawiał Szymon Janczyk