Grzebaliśmy, szukaliśmy i… no nie ma. Nie było w naszej lidze przypadku, gdy na czternaście meczów przed końcem zespół miał do bezpiecznego miejsca tak dużą stratę jak ŁKS i się utrzymał. Dlatego jeśli od dziś, od meczu z rywalem, który boleśnie zlał ich w Łodzi, podopieczni Kazimierza Moskala uskutecznią wielką ucieczkę, uda im się coś, czego nie dokonał w XXI wieku jeszcze żaden zespół z naszej ligi.
Historia jest tak bardzo przeciwko ŁKS-owi, jak tylko się da. W dziewiętnastu poprzednich sezonach tylko cztery razy zdarzyło się, by ostatni zespół ligi na czternaście kolejek przed końcem rozgrywek się utrzymał. W ostatnich siedmiu sezonach – nawet mimo podziału punktów w latach 2013-2016 – udało się to tylko Pogoni Szczecin. Która dramatycznie źle rozpoczęła sezon 2017/18, ale pod wodzą Kosty Runjaicia udało się wyjść z kryzysu i wspiąć aż na 11. miejsce z dziewięcioma „oczkami” zapasu nad strefą spadkową.
Osiem lat temu powodzeniem zakończyła się zaś próba wygramolenia się z dna ligowej tabeli Zagłębia Lubin. Mało tego, Miedziowym zabrakło dwóch punktów, by znaleźć się na koniec sezonu w górnej połówce tabeli. Nic w tym jednak dziwnego, skoro w rundzie wiosennej byli najlepszym zespołem ligi, w 13 meczach zbierając 27 punktów. Zaufano Pavlowi Hapalowi, z którym przetrwano problemy i utrzymano się w lidze. Później jednak drużyna Hapala stała się jedną z najbardziej bezpłciowych w kraju. Ale pierwszy sezon na pewno trzeba mu zapisać na wielki plus.
Rzecz w tym, że uratował Zagłębie mające stratę do bezpiecznego miejsca pięć razy mniejszą niż ta, jaką ŁKS miał przed trwającą kolejką. A ta – wobec remisu Wisły Kraków – urosła jeszcze o jeden punkt.
Jeszcze skromniejszą stratę od Miedziowych miał na samym początku XXI wieku miał Ruch Chorzów, któremu udało się to, co o włos wyszło Zagłębiu Hapala – załapał się nawet do pierwszej ósemki.
Jeśli więc kimś miałby się ŁKS inspirować, to wyłącznie Cracovią z sezonu 2010/11, która po 16 kolejkach – na 14 serii przed końcem – miała dziewięć punktów straty do bezpiecznego miejsca. Wszystkim – włącznie z nami – wydawało się, że to nie ma prawa się udać. Ba, nawet Pasy nie wykonały do końca założenia trenera Jurija Szatałowa, według którego wiosną potrzebne mu będą 24 punkty. Udało się uzbierać 21, ale fatalnie punktowały wtedy Arka Gdynia i Polonia Bytom – ci pierwsi poza domem nie wygrali ani jednego meczu, zdobywając na wyjazdach zaledwie 3 gole w 15 spotkaniach.
Rzecz w tym, że Pasy zakończyły sezon na 14. miejscu – wtedy bezpiecznym, dziś już nie. Z ogromną, ośmiopunktową stratą do 13. Korony Kielce. Stąd pocieszenie, jakie z przykładu Cracovii może czerpać kibic ŁKS-u, ma mimo wszystko gorzki posmak.
Łodzianie zaczynali tę kolejkę z dziesięciopunktową stratą do 13. Wisły Kraków. Na czternaście meczów przed końcem rozgrywek nikt w XXI wieku nie miał dwucyfrowej straty do pozycji gwarantującej utrzymanie. Dlatego ŁKS może iść w tym momencie tylko w jednym z dwóch kierunków. Pierwszy to napisanie bezprecedensowej historii. Drugi – wiadomo. I liga. Nic pomiędzy.