Barcelona podczas wyjazdowych meczów fazy pucharowej Ligi Mistrzów od dłuższego czasu straszy głównie nazwą. Dzisiaj katalońska ekipa z bardzo przeciętnej strony zaprezentowała się na Stadio San Paolo i zremisowała starcie z Napoli, choć włoski klub – delikatnie rzecz ujmując – nie przeżywa ostatnio zbyt udanych miesięcy. Ale trudno ten podział punktów traktować jako potknięcie, wypadek przy pracy. Nieudane wyjazdy stały się bowiem dla Katalończyków smutną normą.
Umówmy się – gdyby Barca dzisiaj przegrała, to też nie mogłaby się czuć pokrzywdzona przez los.
W fazie grupowej wyjazdowe batalie Katalończyków wyglądają jeszcze z reguły w miarę przyzwoicie. Choćby w tym sezonie Barca wygrała między innymi z Interem na San Siro. Jednak kiedy rozgrywki przepoczwarzają się w play-offy, z wyjazdową formą Barcy dzieje się coś naprawdę niedobrego. Podsumujmy sobie ostatnie sezony:
- 2018/19: remis 0:0 w Lyonie (w rewanżu zwycięstwo 5:1), zwycięstwo 1:0 w Manchesterze z United (w rewanżu zwycięstwo 3:0), porażka 0:4 w Liverpoolu (w pierwszym meczu zwycięstwo 3:0).
- 2017/18: remis 1:1 w Londynie z Chelsea (w rewanżu zwycięstwo 3:0), porażka 0:3 w Rzymie (w pierwszym meczu zwycięstwo 4:1).
- 2016/17: porażka 0:4 w Paryżu (w rewanżu zwycięstwo 6:1), porażka 0:3 w Turynie (w rewanżu remis 0:0).
- 2015/16: zwycięstwo 2:0 w Londynie z Arsenalem (w rewanżu zwycięstwo 3:1), porażka 0:2 w Madrycie z Atletico (w pierwszym meczu zwycięstwo 2:1).
Klęska w Madrycie, klęska w Paryżu, klęska w Turynie, klęska w Rzymie, mega-klęska w Liverpoolu. Ledwie cztery strzelone bramki. To wszystko naprawdę nie jest przypadek. Czasem oczywiście uda się zorganizować sensacyjną remontadę, tak jak w niezapomnianym dwumeczu z PSG przed trzema laty. Tylko co jeśli rewanż trzeba zagrać na wyjeździe?
Pozostaje trząść portkami ze strachu i liczyć, że rywal nie będzie miał dobrego dnia w ofensywie.
Swoją drogą – w La Lidze nie wygląda to dużo lepiej. W tym sezonie Barca, jeśli wziąć pod uwagę tylko spotkania wyjazdowe, jest zaledwie czwarta w tabeli. Ma na koncie pięć zwycięstw, trzy remisy i cztery porażki. Bilans bramek 18:17. Plasuje się nie tylko za Realem Madryt, ale również Sevillą i Getafe. U siebie? Zupełnie inny zespół. Bilans 12-1-0.
W Lidze Mistrzów trzeba się cofnąć aż do sezonu 2014/15, żeby dokopać się do Barcelony z łatwością narzucającej naprawdę topowym rywalom swoje warunki gry na ich obiekcie. Blaugrana pobiła wtedy Manchester City na Etihad Stadium i zwyciężyła z PSG w Parku Książąt. Potem – już na etapie półfinału – przytrafiła się wprawdzie porażka 2:3 z Bayernem w Monachium, ale tam dwumecz był już rozstrzygnięty po pierwszym spotkaniu, więc sukces Bawarczyków nie miał wielkiego znaczenia. Gdyby goście musieli, to by w Niemczech wygrali, tak to wyglądało.
Jeśli komuś umknęło z pamięci – właśnie w 2015 roku Barca ostatni raz wygrała całe rozgrywki. Od tego czasu zmieniali się na Camp Nou trenerzy, jedne gwiazdy odchodziły, zastępowały je inne. Ale wyjazdowe kłopoty jak trwały, tak trwają. Zwłaszcza przeklęta stała się dla Barcy włoska ziemia.
Dzisiejszy remis z Napoli to oczywiście pikuś w porównaniu ze sromotnymi porażkami zaznanymi z rąk Romy i Juventusu.
Jednak starcie z neapolitańczykami z całą pewnością zwiastuje dalsze męczarnie.
Jasne – teraz rywalizacja przeniesienie się na Camp Nou i tam pewnie gospodarze rozstrzygną mecz na swoją korzyść. Messi błyśnie raz i drugi, ter Stegen pokaże klasę. Barca wciąż jest murowanym faworytem do awansu, tego statusu jej nie odbieramy. Bramkowy remis wypracowany na wyjeździe to w pewnym sensie rezultat wygodny, dobry. Niemniej – Napoli w tym sezonie jest jednym z najsłabszych zespołów, które dotrwały do fazy pucharowej Champions League. To drużyna targana olbrzymimi kłopotami wewnętrznymi, całkowicie rozchwiana. Z trenerem, którego kompetencje są notorycznie podważane.
Tymczasem dzisiaj Gennaro Gattuso taktycznej batalii z Quique Setienem z całą pewnością nie przegrał.
Przed hiszpańskim szkoleniowcem ogrom, naprawdę ogrom pracy. Bo Barcelona nie tylko dzisiaj nie wygrała. Nie tylko kończyła mecz w dziesiątkę. Katalończycy oddali zaledwie jeden celny strzał na bramkę rywala! Fajnie, że wymienili ze sobą przeszło siedemset podań. Tylko ile realnego zagrożenia z tego wynikało pod bramką Ospiny? Bardzo niewiele. Goście mogą się cieszyć, że w ogóle udało im się neapolitańczyków napocząć, bo wtedy sytuacja przed rewanżem aż tak różowo by nie wyglądała.
W dwumeczu z Napoli tak nędzna postawa jeszcze może – choć wcale nie musi – ujść na sucho. Później na horyzoncie pojawią się jednak znacznie poważniejsze przeszkody. Nie zanosi się w tej chwili na to, żeby Katalończycy byli zdolni, by je przeskoczyć. Tak dysponowana Barca może wygrać Champions League tylko pod warunkiem, że wszystkie mecze w rozgrywkach będą się odbywały na Camp Nou.
fot. NewsPix.pl