Widzieliśmy, że przyjechałeś do Berlina, że uśmiechałeś się na pierwszych zdjęciach w nowym mieście, że kosztowałeś sporo pieniędzy, że wszyscy tam mają wobec ciebie wielkie oczekiwania, że liczysz na poprawę swojej sytuacji względem mediolańskich podbojów. I było miło, ale widzieliśmy ciebie też w to sobotnie popołudnie. Dostaliście 0:5 z FC Koeln, w twojej ekipie nie klei się nic, ty tej gry też nie zmieniłeś.
Tyle tej apostrofy. Hertha była – po prostu – beznadziejna. Powiemy więcej: niewiele widzieliśmy w tym roku na europejskich boiskach tragikomiczniejszych występów niż ten Herthy z domowego meczu z przyjezdnymi z Kolonii. A przynajmniej z pierwszej połowy. Gospodarze najlepiej wyglądali, kiedy przy wyniki 0:3 kontuzji doznał Rafael Czichos i z medycznych powodów mecz przerwano na dobre kilka minut, żeby odpowiednie służby mogły przetransportować świetnie dysponowanego stopera w bezpieczniejsze miejsce.
I zresztą na Czichosie zamyka się cała historia występu Krzysztofa Piątka z pierwszej połowy. W kilku pierwszych akcjach Polak dostał od niego kilka porządnych kuksańców, kilka porządnych szarpnięć, kilka porządnych i umiejętnych pociągnięć za koszulkę, co zaowocowało tym, że niemiecki stoper ustawił sobie swojego rywala.
Koeln zagrało spektakl piłki mądrej. Oddało przeciwnikom inicjatywę, pozwoliło klepać bezmyślnie i bezcelowo, a samemu zabójczo wykorzystywało kontry. Najpierw – po fatalnie wyegzekwowanym wolnym przez Herthę – Kainz zagrał dwójkowo z Cordobą i było 1:0, potem Cordobę fenomenalnym dośrodkowaniem na główkę obsłużył Jakobs, a ostateczne nadzieje stołecznej ekipy zamknął Kainz do spółki z fatalnie interweniującym Jarsteinem. Trzy kontry, trzy gongi i było właściwie po wszystkim.
Żeby nie było, że jesteśmy gołosłowni i tylko stwierdzamy, że ekipa Alexandra Nouriego grała źle, to wypiszemy po kolei. Wspomniany norweski bramkarz to tykająca bomba. Podobnie jak Boyata, który pożyteczny jest tylko w polu karnym rywali, ale nie ma za wielu okazji do pokazania swoich umiejętności strzeleckich, bo talenty pomocników Herthy w zakresie dośrodkowań są tematem na piękną farsę. Ale to co wyprawiał Maximilian Mittelstadt, to już absolutny absurd. Koledzy mogli mu krzyczeć, pokazywać, wychodzić, stawiać znaki drogowe, a on i tak pakował piłkę tam, gdzie nie powinien. Serio, jeśli ktokolwiek tego gościa pakował kiedykolwiek w koszulkę reprezentacji Niemiec, to pomylił odwagę z odważnikiem.
Duet Piątek-Cunha? Przepraszamy bardzo, ale to na ten moment żaden duet. Żaden. Mogą deklarować wspólne treningi, próby wypracowania porozumienia, ale na razie nie da się na to patrzeć.
Niby gra Herthy trochę poprawiła się po wejściu Lukebakio, który w pięć minut wykreował tyle sytuacji strzeleckich swoim kolegom, ilu nie mieli w kilku poprzednich meczach, ale to dalej było za mało. Choć faktycznie momentami zapaliło się światełko w tunelu. Na przykład wtedy, kiedy Piątek doszedł do dogodnej sytuacji, ale zamiast strzelać podał i zmarnotrawił ją pierwszorzędnie. Jakoś mamy przeświadczenie, że rok temu (notabene 22 lutego 2019 strzelił gola Empoli w barwach Milanu) w tej samej sytuacji urwałby siatkę, ale nie ma co gdybać, tyle o Piątku.
Wielkie brawa dla Koeln za umiejętność wykorzystywania słabości przeciwników. Wspaniałe show rozgrywał Uth, który powinien mieć dwie asysty z dośrodkowań przy rzutach wolnych z bocznych rejonów boiska, ale jego koledzy pudłowali w absolutnie stuprocentowych sytuacjach. Sprawiedliwość jednak istnieje i Uth dołożył sobie przepiękną brameczkę z rzutu wolnego. Wcześniej – jakie zaskoczenie – po kontrze doppelpacka skompletował Kainz i było po zabawie.
5:0.
Pogrom w Berlinie.
Nie będziemy mydlić oczu: okres ochronny się kończy i już doskonale widać, że ta Hertha Berlin jest fatalna, a co więcej – nie zanosi się na żadną poprawę tej sytuacji wiosną. Właśnie przegrali mecz z bezpośrednim sąsiadem w tabeli, grając katastrofalnie i nie poprawiając nic w swojej grze. Nic a nic.
Hertha Berlin 0:5 FC Koeln
Cordoba 4′, 22′, Kainz 37′, 62′, Uth 69′
Fot. Newspix