Nie mamy pojęcia, dlaczego West Ham United ponownie skusił się na usługi Davida Moyesa, ale efekty tej współpracy mogą być naprawdę piorunujące. Dzisiejsze starcie “Młotów” z Manchesterem City było po prostu przerażające. Nie sądziliśmy – a przecież hartowała nas Ekstraklasa! – że da się zagrać tak źle, tak fatalnie, w tak beznadziejny sposób, jak dzisiaj podopieczni Davida Moyesa.
Tak, Citizens to nie jest pierwsza łapanka, dzisiaj zwycięstwo gospodarzy było jasne na długo przed pierwszym gwizdkiem, ale zagrać COŚ TAKIEGO?
Zacznijmy od tego, że Moyes wysłał swoją drużynę do boju w ustawieniu 3-5-2, ale z takim doborem nazwisk, że chyba żaden z jego piłkarzy nie czuł się komfortowo. Najdobitniej było to widać w dwóch przypadkach:
– gdy Manchester City sunął z szybszymi atakami, a trójka stoperów rozbiegała się w taki sposób, że praktycznie trzech zawodników ofensywnych rywala było absolutnie bez krycia
– gdy to “Młoty” kontrowały, a jedynym rozwiązaniem każdej akcji był bezradny bieg do przodu tak długo, aż obrońcy Citizens potrajali delikwenta i odbierali mu piłkę
Bez kitu, to był jakiś happening? Artystyczny performens? W pierwszym kwadransie Gabriel Jesus i Kun Aguero CZTEROKROTNIE stawali właściwie oko w oko z Fabiańskim i tylko ich spóźnione reakcje pozwoliły gościom zachować w tym okresie czyste konto. Oglądało się to jak niezły kabaret – mieliśmy momentami wrażenie, że “Młoty” celowo wpuszczają piłkarzy City bez krycia we własne pole karne, bo napastnicy z Manchesteru wydawali się totalnie zaskoczeni wolnością, jaką zaoferowali im przeciwnicy. To było naprawdę śmieszne, gdy Gabriel Jesus wydawał się tak oszołomiony pozostawieniem go bez żadnej asysty na siódmym metrze od bramki, że zaczynał się kiwać z Fabiańskim.
Akcent komediowy narastał z każdą minutą, podczas której West Ham utrzymywał czyste konto – piłkarze z Londynu podawali piłkę do przeciwników na 20. metrze od własnej bramki, psuli kontry beznadziejnymi próbami dryblingu, potykali się o własne nogi, a Citizens kompletnie nie potrafili tego wykorzystać. Fakt, trzeba przyznać – dwukrotnie świetnie ratował kolegów Cresswell, którego interwencje przeszkodziły w egzekucji, przyzwoicie w tym okresie spisywał się Fabiański. Ale pozostałych właściwie mogłoby nie być na boisku.
Tym większy paradoks, że pierwsza wyrwa w tym papierowym murze powstała po dość przypadkowym golu. Wrzutka na pierwszy słupek z rzutu rożnego, zgranie głową i… wychodzi lob za kołnierz Fabiańskiego. Czy polski bramkarz mógł tutaj zachować się lepiej? Być może, choć najwięcej pretensji trzeba mieć oczywiście do krycia, zresztą tak jak i w całym meczu. Dobra wiadomość? Dzięki temu nasz rodak mógł kilka razy pokazać się od naprawdę świetnej strony, wyjmując między innymi bardzo trudne uderzenia Jesusa czy De Bruyne’a. Zła wiadomość? Przy golu na 2:0 dostosował się poziomem do kolegów z defensywy.
De Bruyne, dzisiaj bezsprzecznie najlepszy na murawie, sklepał piłkę z Bernardo Silvą i mocno uderzył tuż obok bliższego słupka. Niestety dla Polaka znalazł tam te kilkadziesiąt centymetrów wolnej przestrzeni, idealnie, by zmieścić futbolówkę. Tak, doszło tam do lekkiego rykoszetu, ale sam Fabiański zapewne się z nami zgodzi – bramkarz nie może tam zostawić prześwitu, nie może i tyle.
Fani Młotów – wiemy, bo sprawdziliśmy w mediach społecznościowych – uznali, że to symboliczny koniec. Skoro myli się już nawet Fabiański, ostatni porządny zawodnik tej przypadkowej zbieraniny, to spadek nabiera realnych kształtów. Na razie Moyes i jego ludzie tracą tylko punkt do Aston Villi, wydostanie się ponad kreskę to żaden wyczyn, ale biorąc pod uwagę ich dzisiejszą grę… Kurczę, obserwowaliśmy uważnie Norwich z Liverpoolem, ostatnią drużynę z liderem – nie ma nawet porównania w jakości gry.
Łukasz, jeśli po tym meczu mielibyśmy coś poradzić – ewakuuj się jak najszybciej.
Co do Citizens – widać było, że momentami wręcz litowali się nad rywalem, może z uwagi na wprowadzenie na boisko Pablo Zabalety. W strzałach 20:3, w celnych 7:0, posiadanie piłki sięgające 80%, ponad 850 podań… Deklasacja, totalna. Właściwie po takim meczu najchętniej też byśmy ich skrytykowali – bo Jesus czy Aguero powinni tutaj skończyć przynajmniej z dubletami, a cały wynik śmiało mógł się zakręcić koło powtórki z oklepania Aston Villi. Mamy jednak sygnał od Guardioli, że pomimo straty do Liverpoolu i pomimo wieści dotyczących nadchodzących kar dla City – nikt w lidze nie zamierza specjalnie odpuszczać. Przewaga nad Leicester w tym momencie rośnie do 4 punktów, czwarta Chelsea jest o 13 “oczek” niżej i trudno sądzić, by Citizens mieli na koniec ligi opuścić podium.
Manchester City – West Ham United 2:0 (1:0)
Rodri 30′, De Bruyne 62′
Fot.Newspix