Jeszcze w 75 minucie spotkania wydawało się, że Hertha Berlin ma już właściwie w kieszeni awans do ćwierćfinału Pucharu Niemiec. Nie można rzecz jasna powiedzieć, by stołeczna ekipa utrzymywała przebieg wyjazdowego meczu z Schalke 04 Gelsenkirchen pod całkowitą kontrolą, ale dwubramkowe prowadzenie na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem sędziego to jest taka przewaga, jakiej po prostu nie wypada wypuścić z rąk. A jednak – berlińczykom się ta sztuka udała. Co tu dużo mówić, podopieczni Jurgena Klinsmanna wykazali się niebywałym frajerstwem, które gospodarze bez litości wykorzystali.
W efekcie debiutancki gol Krzysztofa Piątka w barwach Herthy nie smakuje na pewno Polakowi tak słodko, jak powinien.
Generalnie mecz od początku mógł się podobać. Żywe, szybkie tempo, bardzo otwarta gra z obu stron, sporo stykowych zagrań, napięta atmosfera. Widać, że obie strony miały wielką ochotę, aby rozstrzygnąć kwestię awansu już w trakcie podstawowego czasu gry, bez konieczności grania dogrywki. No i – trochę niespodziewanie – o wiele lepiej z tej początkowej wymiany ciosów wyszła Hertha. Goście już po dwunastu minutach wyszli na prowadzenie, a po czterdziestu mieli na swoim koncie aż dwa gole zaliczki. Właśnie tę drugą bramkę ustrzelił Krzysztof Piątek, otwierając tym samym licznik trafień na niemieckiej ziemi. Polak wykończył dwójkową kontrę, jaką przeprowadził z Pascalem Kopke, swoim partnerem z linii ataku, autorem otwierającego trafienia. Dwaj napastnicy bez większego wysiłku rozmontowali kompletnie zdezorganizowaną defensywę Schalke, a Piątek płaskim strzałem wturlał futbolówkę do siatki, pomimo rozpaczliwej interwencji Aleksandra Nubela. Wydaje się zresztą, że golkiper powinien zrobić w tej sytuacji więcej, ale to już nie jest zmartwienie Krzyśka.
A jak spisał się nowy napastnik Herthy poza bramkową akcją?
Cóż, na dwoje babka wróżyła. Widać, że – co jest zresztą absolutnie naturalne – brakuje mu jeszcze porozumienia z partnerami. Piątek sporo piłek dostał nie w tempo, często sam też odgrywał kolegom futbolówkę nieprecyzyjnie, trochę hamując rozwój akcji, zamiast go przyspieszyć. Ale trzeba Polakowi oddać, że był niezwykle aktywny, waleczny, przynajmniej dopóki starczyło mu sił.
No i miał też szansę, by załatwić drużynie awans drugim trafieniem, ale zabrakło mu paru centymetrów do wciśnięcia futbolówki za linię bramkową w szalonym zamieszaniu pod bramką gospodarzy. Niemniej – Piątek podtrzymuje serię kapitalnych startów w nowych klubach. W Genoi i Milanie jego początki były niezwykle imponujące i pełne goli. W Berlinie też zapowiada się obiecująco, choć – jako się rzekło – trochę czasu jeszcze na pewno upłynie, nim Polak złapie boiskową chemię z resztą zespołu. Na razie sporo jest takich momentów na boisku, gdy Krzysztof ma w głowie jakiś plan na akcję, urywa się, wykonuje ruch bez piłki, ale nikt za jego pomysłem nie podąża.
Na przerwę goście z Berlina zeszli zatem z dwubramkową przewagą. I po wznowieniu gry nadal naciskali, kontratakując dziurawe dziś w defensywie Schalke. Jednak im dalej w las, tym bardziej na murawie rysowała się przewaga ekipy z Gelsenkirchen. Wreszcie defensywa Herthy padła. W 76 minucie przyjezdnych napoczął Daniel Caliguri, wciskając piłkę przy krótkim słupku. Uderzenie absolutnie do wyłapania, Rune Jarstein nie popisał się jeszcze mocniej niż wcześniej Nubel.
Parę minut później zrobiło się już 2:2. Tym razem Caliguri dogrywał, a akcję wykończył Amine Harit. Jak to się pięknie zwykło określać, w 86 minucie mecz zaczął się od nowa.
Czy z podopiecznych Jurgena Klinsmanna już wtedy zeszło powietrze? Chyba nie, ale na pewno Hertha nie miała na dzisiejsze spotkanie taktycznego planu B, dlatego utrata zdobytego dość szybko prowadzanie kompletnie skonfundowała berlińską drużynę. Mało tego – po dziesięciu minutach dogrywki czerwoną kartkę obejrzał Jordan Torunarigha, obrońca Herthy. Jak informują niemieckie media, czarnoskóry 22-latek przez całe spotkanie był lżony i wysłuchiwał kibiców, którzy każdy jego kontakt z piłką kwitowali udawaniem małpich odgłosów. W końcu chłopak nie wytrzymał i po ostrzejszym starciu z przeciwnikiem wyładował swoją frustrację na bidonach z wodą, odpychając jednocześnie Davida Wagnera, trenera Schalke. Arbiter wyrzucił z boiska i Torunarighę i… Wagnera, choć Bogu ducha winny szkoleniowiec pomagał po prostu obrońcy w podniesieniu się na nogi. Absurdalna decyzja.
Grająca w dziesiątkę Hertha walczyła już tylko o przetrwanie i dowiezienie remisu do 120 minuty gry. W drugiej połowie dogrywki goście wyglądali już na naprawdę wyczerpanych. No i dali się zaskoczyć. Na pięć minut przed końcem spotkania Benito Raman solową akcją zamknął mecz, przepuszczając piłkę między nogami naprawdę kiepsko dysponowanego dziś Jarsteina i pieczętując awans Schalke do ćwierćfinału Pucharu Niemiec.
Trochę szkoda, bo długo wyglądało na to, że Piątek i jego koledzy będą dziś mogli świętować. A tak? Cóż, premierowy gol Polaka na pewno cieszy, ale wypuszczenie awansu z rąk jednak trochę to pozytywne wrażenie zaciera.
SCHALKE 04 3:2 HERTHA BSC (D. Caliguri 76′, A. Harit 82′, B. Raman 115′ – P. Kopke 12′, K. Piątek 39′)
fot. NewsPix.pl