Bayern ewidentnie nie chciał się dziś przemęczać przed ciężkim tygodniem z Pucharem Niemiec w tle. Pół godziny, a potem odpoczynek i uważanie, by nie złapać urazu. Przed dwoma ważnymi meczami – zwłaszcza hitem z RB Lipsk – mistrzowie Niemiec otrzymali jednak ostrzeżenie, żeby nie nosić głowy w chmurach. Z kolei pretendenci ze stajni Red Bulla mogli dokładnie zobaczyć, jak wielki wpływ na grę swoich kolegów ma Robert Lewandowski.
Plan Hansa Flicka na to spotkanie zakładał chyba pół godziny jazdy na szóstym biegu i godzinę toczenia się na luzie. W 30 minut Bayern zamknął mecz. Strzelił trzy gole i mógł już myśleć podróży do domu. Duże zasługi w skutecznym blitzkriegu miał Robert Lewandowski, który szybciutko ustawił Mainz w szeregu. Ósma minuta gry, praktycznie pierwsza szansa dla Bawarczyków. Pavard wrzuca na nos, Polak się nie myli i mamy 1:0. Przy okazji mały jubileusz – była to 150 bramka kapitana biało-czerwonych dla Bayernu w Bundeslidze.
Chociaż w sumie, dla niego to już zwykły dzień w pracy.
„Lewy” w dalszej części spotkania skupił się raczej na obsługiwaniu kolegów. Drugi gol? Robert wpadł w pole karne, trochę się zakręcił w pojedynku z Robinem Zentnerem, nawet zderzył się z bramkarzem Mainz, ale o jedenastce nie było mowy, bo skorzystali na tym Goretzka i Muller. Pierwszy mu podał, drugi podwyższył wynik spotkania.
Trzecia bramka? Lewandowski w polu karnym, przytomnie wycofał piłkę, ta za moment trafiła do Thiago Alcantary, a Hiszpan okrutnie zabawił się z rywalami, tańczącym krokiem wpadając między nich.
GOLAÇO DO THIAGO! pic.twitter.com/QzqZvuGS00
— MIA SAN MIA (@HomeFCB) February 1, 2020
3:0, łatwo poszło. Bayern przeszedł do klepania bez większej spinki i tak się nam ten mecz toczył. Gospodarze chyba byli lekko w szoku po takim gongu, co potwierdziło zachowanie Pierra Kunde, który po zmianie nie podał ręki trenerowi. Manuel Neuer z kolei wiele roboty nie miał i już pewnie doliczał sobie kolejne minuty do swojej passy – Bayern nie stracił bramki w trzech poprzednich spotkaniach Bundesligi – kiedy został zaskoczony przez własnego zawodnika.
Pechowo, to fakt, ale Leon Goretzka miał tego pecha w zasadzie od pierwszych minut. Najpierw minimalnie chybiał przy strzałach na bramkę Mainz, a tuż przed przerwą St. Juste tak trafił piłkę głową, że ta odbiła się rykoszetem od karku Goretzki i wpadła do bramki Bayernu.
Pierwszy celny strzał, pierwszy gol. Ale ok, luz, przewaga była jeszcze spora i z takim nastawieniem mistrzowie Niemiec wyszli na drugą połowę. Mogło okazać się to zgubne, bo po zmianie stron gra Bayernu wyraźnie siadła. Goście oddali tylko jeden celny strzał, mimo że Lewandowski uwijał się jak w ukropie. Podawał, dogrywał, sam też próbował skompletować dublet, jednak bezskutecznie.
Znacznie bliżej zdobycia bramki byli gospodarze, którzy poczuli wiatr w żaglach. Widać to było zwłaszcza po końcówce spotkania, w której Adam Szalai zmarnował kapitalną setkę, a chwilę później Mainz zaliczyło jeszcze obicie słupka.
Na szczęście dla Bayernu na więcej nie było dziś rywali stać, jednak był to ważny sygnał przed pucharową konfrontacją z Hoffenheim i przede wszystkim ligowym hitem z Lipskiem. W tych spotkaniach ekipa Flicka nie będzie mogła sobie pozwolić na taki spacerek, jaki urządziła sobie w drugiej części dzisiejszego meczu.
Mainz – Bayern 1:3
St. Juste 45′ – Lewandowski 8′, Muller 14′, Alcantara 26′
Fot. FotoPyK