Spadochroniarz lądujący na murawie w trakcie meczu, trybuny grożące zawaleniem, małpy w kampanii antyrasistowskiej – to wszystko w Serie A już było. Ale jeśli myśleliście, że włoska liga już niczym nas w tym sezonie nie zaskoczy, byliście w błędzie.
Tym razem okazało się, że we Włoszech nie potrafią nawet namalować linii na boisku, ani zadbać o stan murawy. O ile pierwsza z wpadek przyniosła sporo śmiechu, tak druga miała wpływ na dwie potworne kontuzje w meczu Romy z Juventusem. Włoski folklor przestaje być zabawny i jest już nieco męczący.
Niedziela w Weronie miała być dość przyjemna. Kibice i piłkarze szykowali się do meczu Hellasu z Genoą i nikt nie spodziewał się, że za chwilę o mało istotnym z punktu widzenia postronnych fanów spotkaniu, zacznie mówić cały świat. Tymczasem na niedługo przed planowanym pierwszym gwizdkiem, wydano komunikat: mecz opóźniony o 15 minut z powodu… krzywych linii.
The game between Hellas Verona and Genoa in Serie A has been delayed to repaint the lines of the penalty area, which are wonky 😂 pic.twitter.com/qcZtA80pxe
— B/R Football (@brfootball) January 12, 2020
Nie, to nie pomyłka, to naprawdę się stało. Na poziomie włoskiej ekstraklasy ktoś wyznaczył linie boiska tak, jak „panowie kierownicy” z brzuszkiem robią to w okręgówce. Takie wpadki nie zdarzają się zbyt często na szczeblu amatorskim, a co dopiero w czołowej lidze w Europie? W erze social mediów szybko podłapano temat i Serie A zyskała kolejną rysę na wizerunku, który i tak nie jest najlepszy.
Nie był to przecież pierwszy absurdalny incydent w obecnym sezonie. Zaliczyliśmy już mecz, który trzeba było przełożyć z powodu zalanego boiska. Inne spotkanie natomiast przerwał spadochroniarz lądujący na murawie, jak gdyby nigdy nic. Nie wspominamy już o licznych opóźnieniach, bo to tradycja. Można wręcz powiedzieć, że anomalią jest, gdy mecz zacznie się punktualnie.
Ale braki organizacyjne we Włoszech mają też swoje mniej zabawne konsekwencje. W miniony weekend po raz pierwszy od lat obydwa rzymskie kluby rozgrywały domowy mecz w tej samej serii spotkań. Powodem tej niecodziennej sytuacji jest Euro 2020 i konieczność szybkiego oddania Stadio Olimpico do użytku UEFY. Pech chciał, że w drugim ze starć, w którym Roma mierzyła się z Juventusem, doszło do dwóch poważnych kontuzji. Zarówno Merih Demiral, jak i Nicolo Zaniolo zerwali więzadła krzyżowe. Początkowo urazów nie wiązano z eksploatacją murawy na rzymskim obiekcie, ale Diego Perotti w mixed zonie zwrócił na to uwagę. – To nie jest murawa, na jakiej gra się w Serie A. Wszędzie można było natknąć się na dziury. Murawa była fatalna i według mnie ona była powodem obu kontuzji – przyznał gracz Giallorossich.
Problemy związane z obiektami w Italii to nie nowość. Całkiem niedawno media informowały, że część stadionu w Neapolu może się zawalić. Przed meczem z Parmą burza uszkodziła konstrukcję dachu, więc spotkanie rozegrano z opóźnieniem i sporym ryzykiem – nie wiadomo było, czy nagle konstrukcja nie runie kibicom na głowy. Zresztą Stadio San Paolo to temat na dłuższą rozprawkę. Aurelio de Laurentiis wprost porównał obiekt, na którym występuje jego klub do kibla, a Carlo Ancelotti grzmiał, że miasto nie zdołało nawet wyremontować szatni, które są w opłakanym stanie. A z trybun – jeśli już uda się uniknąć spadających odłamków dachu – można… spaść.
This part in Napoli’s San Paolo stadium seating … seems dangerous, especially for kids. pic.twitter.com/GFLCSbir76
— Luis Mazariegos (@luism8989) September 19, 2018
Do śmiechu nie jest kibicom, piłkarzom, a nawet agentom. Kiedy jakiś czas temu Serie A zdradziła pomysł na antyrasistowską kampanię, w której motywem przewodnim były małpy umalowane w klubowe barwy, menedżer Romelu Lukaku nie szczędził słów krytyki. Mocno przejechał się po władzach ligi, które jego zdaniem psują wizerunek rozgrywek na świecie i nie potrafią niczego zrobić porządnie, nawet zadbać o szacunek do zawodników trafiających na południe Europy.
Patrząc na powyższe przykłady, można się tylko podpisać pod jego słowami. Rozumiemy, że Włochom te absurdy nie za bardzo przeszkadzają, ale może jednak przyda się trochę powagi? Co jakiś czas mówi się o tym, że Serie A chciałaby wrócić do lat świetności i konkurować z bogatą Premier League, ale kto chciałby sponsorować taki cyrk? Kto wyłoży pieniądze na to, żeby jego firma reklamowała kompromitujące wpadki organizacyjne?
Jasne – my mieliśmy na murawie konie i totalnie idiotyczny konkurs w Białymstoku, który zakończył się rozsypaniem węgla na boisku, ale my na razie nie aspirujemy do miana ligi poważnej. To Włosi kupują od nas piłkarzy za grube miliony, którzy na miejscu zastają taki cyrk na kółkach.
Fot. FotoPyK