Reklama

Gol oddany, gol zabrany. Spalony o piksel i Liverpool znów zwycięski

redakcja

Autor:redakcja

29 grudnia 2019, 19:44 • 3 min czytania 0 komentarzy

W świecie bez VAR Liverpool przegrałby dziś pierwszy raz w sezonie 2019/20. Ale w Premier League VAR jest. I to piekielnie drobiazgowy. Stąd wynik brzmi, owszem, 1:0. Ale dla ligowych dominatorów z Anfield.

Gol oddany, gol zabrany. Spalony o piksel i Liverpool znów zwycięski

Gol na 1:0 dla drużyny Juergena Kloppa uznany pierwotnie bowiem nie został. Adam Lallana wykonał ruch ręką do piłki i zagrał ją do Sadio Mane barkiem, czego sędzia nie dostrzegł. Dla niego było to przewinienie, dopiero później dowiedział się, że z golem Senegalczyka wszystko było w jak najlepszym porządku. Idealne długie zagranie Virgila van Dijka z linii obrony aż pod pole karne Wolves, zgranie w tempo Lallany i zabójcze wykończenie Mane.

Wydawało się – sędziemu, nam, piłkarzom – że wszystko było okej także wtedy, gdy Wolves w ostatniej minucie pierwszej połowy wyrównali. Liverpool zdawał się być bezpieczny, gdy rzut rożny Moutinho wybił daleko Mane, ale nic bardziej mylnego. Piłka na prawą stronę, ostre dośrodkowanie, które przemyka obok van Dijka, Firmino, Alexandra-Arnolda, wreszcie dociera do niepilnowanego Neto. 19-letni Portugalczyk (jeden z aż sześciu w podstawowym składzie Wilków) wykończył nie gorzej niż kilka minut wcześniej Mane. Ale, jak miało się później okazać, o milimetry, o jeden, może dwa piksele na maksymalnym zbliżeniu, na spalonym był biorący udział w akcji Jonny.

Drugi raz do siatki Wilkom nie udało się trafić, choć trzeba to powiedzieć – w pierwszej połówce sezonu byli jednym z zespołów, który Liverpoolowi postawił najtrudniejsze warunki. Do ostatnich sekund wataha Nuno Espirito Santo nacierała, próbowała wykorzystać to, że nie najlepiej w obronie dysponowany był czy van Dijk, czy Alexander-Arnold. Holender popełnił na koniec roku, w którym został wybrany drugim najlepszym piłkarzem świata, babola jakiego spodziewalibyśmy się raczej po Rafale Janickim. Wyprowadzając piłkę dał się podejść od tyłu Diogo Jocie, po czym goniąc go wylądował na glebie. Sytuację uratował jednak skuteczną interwencją Alisson. Z kolei angielski prawy obrońca mógł wsadzić swojej drużynie kij w szprychy w samej końcówce, gdy przegrał z kretesem walkę bark w bark z Vinagre i dał pognać na bramkę lewemu wahadłowemu Wolves. Ten jednak przestrzelił.

Sam Liverpool nie wykreował z kolei jakiejś niesamowitej liczby dogodnych sytuacji. Na początku meczu mogło się zdawać, że będzie powtórka z Leicester. Że czerwony walec rozjedzie przyjezdnych. Ale po trzech zmarnowanych okazjach Salaha – strzale z pięciu metrów ponad bramką, zablokowanym uderzeniu po tańcu Egipcjanina w szesnastce i dość marnym woleju ze skraju pola karnego – i dwóch jego partnerów z linii ataku, zrobiło się spokojniej. Po ciszy nie zaczęła się zaś nawałnica, a uderzył tylko jeden piorun, w osobie Sadio Mane.

Reklama

Sztuką jest jednak wygrywać takie spotkania, a Liverpool w ostatnich miesiącach tę sztukę po prostu posiadł. O włos ogrywał Aston Villę czy Leicester, kiedy gole na wagę 2:1 padały w końcówkach. Dziś powtórki swoim kibicom oszczędził, ale zwyciężył bez wybitnej przewagi nad rywalem. Bez epatowania wyższością, bez spokoju w końcówce spotkania.

To jednak sprawia, że z meczem do odrobienia, Liverpool ma już trzynaście punktów przewagi nad Leicester i co najmniej czternaście, a maksymalnie siedemnaście nad mierzącym się w ostatnim niedzielnym meczu z Sheffield United Manchesterem City. Że The Reds są jedynym zespołem w Football League z kompletem zwycięstw na własnym terenie na półmetku rozgrywek. Że na końcu zdania „to jest TEN sezon” po prostu nie wypada już stawiać znaku zapytania.

Liverpool – Wolves 1:0

Mane 42’

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
5
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...