Reklama

Mecz na dnie

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

19 grudnia 2019, 09:21 • 9 min czytania 0 komentarzy

Gdyby zsumować dorobek punktowy ŁKS-u Łódź i Wisły Kraków, nie wyszłaby z takiej hybrydy nawet drużyna zajmująca miejsce w górnej ósemce. To wiele nam mówi o tym, jaką jesień mają za sobą te dwie ekipy, które na razie wycierają dno tabeli, a jak tak dalej pójdzie, to niebawem mogą nawet zacząć pukać w nie od spodu. Stawka w ekstraklasie generalnie jest niezwykle wypłaszczona, drużyn prezentujących dziadowski poziom zdecydowanie nie brakuje, może jest ich aż nadmiar, a jednak nawet w tak marnym towarzystwie zawodnicy ŁKS-u i Wisły zdołali jesienią wyróżnić się in minus. I w sumie trudno powiedzieć, który z tych zespołów należy ostrzej zbesztać za pierwszą część sezonu. Tym bardziej, że po dziewiętnastu kolejkach ligowych zmagań podopieczni Kazimierza Moskala i Artura Skowronka przystępują do bezpośredniego starcia z… identycznym bilansem punktów i bramek.

Mecz na dnie

ŁKS Łódź. 19 meczów – 14 punktów (4 zwycięstwa; 2 remisy; 13 porażek) – bilans bramek: 18 – 33
Wisła Kraków. 19 meczów – 14 punktów (4 zwycięstwa; 2 remisy; 13 porażek) – bilans bramek: 18 – 33

Zmówili się, czy jak? Można tylko wkleić tego mema z dwoma Spider-Manami.

Dzisiaj w Łodzi obie ekipy poszukają zatem za wszelką cenę zwycięstwa, które naturalnie nie zagwarantuje ani utrzymania, ani nawet spokojnej zimy, ale będzie jednak swego rodzaju miłym akcentem, który pozwoli na przerwę świąteczną udać się w nastroju nieco lepszym niż podły. Słodka wisienka na zakalcowatym torcie – niby całości nie ratuje, ale zawsze lepsze to niż nic. Żaden trener ani zawodnik nie lubi przecież spędzać przerwy w rozgrywkach ze świadomością, że jego zespół znajduje się na samym dnie ligowej tabeli. Że pod nim jest już tylko ten podpis wyjaśniający, ile klubów leci na pysk do I ligi, a ile wchodzi do pucharów.

Zwycięzca dzisiejszego starcia zdoła tak przykrego widoku uniknąć. Przedostatnie miejsce w ekstraklasie też chluby nikomu nie przynosi, no ale jednak gwarantuje tę rozkoszną świadomość, że jest w lidze chociaż jedna jeszcze bardziej ogórkowa ekipa od nas. Można wskazać palcem i powiedzieć: “Nas się czepiacie? To spójrzcie na tych frajerów!”.

ekstraklasa-2019-12-19-04-12-34

Dobra, ale identyczny bilans identycznym bilansem, a jakoś trzeba przecież zmierzyć szanse Wisły i ŁKS-u na zwycięstwo w bezpośrednim starciu, które – jak już ustaliliśmy – z punktu widzenia psychologicznego ma naprawdę niebagatelne znaczenie. Niby można po prostu wspomnieć pierwszy mecz tych drużyn, zakończony triumfem Wisły 4:0. To jednak były jeszcze wakacje, wiele się zdążyło od tamtego czasu w obu klubach pozmieniać. Poszukaliśmy zatem innej metody weryfikującej poziom analizowanych ekip.

Na bazie pieczołowicie dobranych kryteriów ustaliliśmy, której z nich jest – mimo wszystko – bliżej do statusu największych patałachów w lidze, zanim sprawa na dobre wyjaśni się na boisku, po czym wszyscy udadzą się na mniej lub bardziej zasłużony wywczas.

Kategoria pierwsza – piłkarze złapani na dopingu

Wyraźny sukces ŁKS-u na starcie tego mini-plebiscytu. Prowadzenie zapewnia łodzianom Michał Kołba – 27-letni golkiper, który na początku rozgrywek był numerem jeden w układance Kazimierza Moskala, zakładając też kapitańską opaskę na ramieniu. Jeden z bohaterów poprzedniego, zakończonego awansem sezonu. Ekstraklasowa przygoda Kołby zakończyła się jednak gwałtownie po siódmej kolejce, ponieważ w jego organizmie wykryto jakieś zakazane cholerstwo. Bramkarz na łamach “Przeglądu Sportowego” wyznał, że zabronionych substancji nałykał się w grudniu poprzedniego roku, oczywiście nieświadomie. Ale spożywane przez niego środki trzymają strasznie długo. I widać to było na boisku, gdzie ŁKS – z nabuzowanym Kołbą między słupkami – wszedł w sezon jak dzik w żołędzie, notując spektakularną serię dwóch meczów bez porażki z rzędu.

Wisła również ma się kim pochwalić w tej kategorii – nie dalej jak kilka dni temu Artur Balicki, 20-letni napastnik “Białej Gwiazdy”, także dostał od Polskiej Agencji Antydopingowej karę dyskwalifikacji. Jednak Balicki przepisy złamał przebywając na wypożyczeniu w drugoligowej Pogoni Siedlce. Bez podjazdu do Kołby. Dosłownie i w przenośni – nie ta liga, choć oczywiście oddajemy szacunek za walkę o cenny punkt.

WISŁA KRAKÓW 0:1 ŁKS ŁÓDŹ

Kategoria druga – wsparcie dla emerytów i rencistów

Wchodzimy właśnie w okres świąteczny – chyba najpiękniejszy, najbardziej sielski czas w roku. Już za pięć dni zasiądziemy przy wigilijnej wieczerzy, żeby wraz z całą rodziną odśpiewać kolędy, podzielić się opłatkiem i tak napełnić bandzioch, że pasek od spodni trzeba będzie poluzować o dwie dziurki. Dla części z nas będzie to również jedna z niewielu okazji w ciągu roku, by naprawdę sporo czasu spędzić w towarzystwie dziadków. Często w codziennym zabieganiu poświęcamy seniorom zbyt mało uwagi. Tym bardziej warto okazać szacunek klubom, które dbają o piłkarzy będących w podeszłym wieku.

Wisła w tym aspekcie pokazuje wielką klasę. Wystarczy zrobić szybki przegląd jej kadry. 39-letni Marcin Wasilewski, 36-letni Paweł Brożek, 35-letni Rafał Boguski, 34-letni Jakub Błaszczykowski, na dokładkę jeszcze paru trzydziestolatków, którzy na tle wyżej wymienionych prezentują się niemalże jak młodzieniaszkowie. Wszyscy znaleźli w Krakowie bezpieczną przystań, tworząc w ramach Wisły prawdziwy klub seniora. Panowie się nie nudzą, mają z kim pograć w szachy albo uprawiać nordic walking, a wieczorami mogą snuć bez końca kombatanckie opowieści i zastanawiać się co by było, gdyby ten cholerny Zieńczuk nie spieprzył tylu setek z Panathinaikosem. ŁKS na tym tle prezentuje się po prostu biednie i sytuacji nie ratuje nawet spóźnione, choć godne pochwały, zatrudnienie 40-letniego Arkadiusza Malarza.

No dobra, jest jeszcze 34-letni Łukasz Piątek, znajdzie się też paru innych zawodników o sporym doświadczeniu, ale to wciąż za mało, żeby równać się z “Białą Gwiazdą”. Tam piłkarscy weterani mają jak u pana Boga za piecem, chyba tylko na planie “Irlandczyka” mogliby czuć się jeszcze lepiej.

Reklama

WISŁA KRAKÓW 1:1 ŁKS ŁÓDŹ

Kategoria trzecia – liczba piłkarzy ze Słowacji

Każdy szanujący się klub z ekstraklasy powinien mieć w swoim składzie jakiegoś Słowaka. Najlepiej żeby było to tak zwany “stary Słowak”, ale z braku laku może być i młody. Niestety – w tej kategorii oba kluby straszliwie zawodzą. Ani Wisła, ani ŁKS nie mają w tej chwili na usługach żadnego zawodnika ze Słowacji. Ani jednego Słowaka w pierwszym zespole! W czym zresztą należy widzieć jeden z powodów ich katastrofalnej postawy w rundzie jesiennej. Przypomnijmy, że ekipie “Białej Gwiazdy” już w zeszłym sezonie wróżono poważne kłopoty w walce o utrzymanie, ale zespół dowodzony przez Macieja Stolarczyka był jedną z rewelacji rundy jesiennej i ostatecznie pozostał w najwyższej klasie rozgrywkowej, w sumie to nawet bez przesadnej nerwówki, pomimo organizacyjnego armagedonu.

Wtedy rewelacja, teraz czerwona latarnia. Jak wytłumaczyć ten fenomen? Krótko. Martin Kostal, mówi coś państwu to nazwisko? Był Słowak, chociaż przez jedną rundę, to i wyniki się zgadzały.

Podobna historia z łodzianami. W poprzednich rozgrywkach absolutna rewelacja sezonu I ligi, niespodziewany awans. Widowiskowy, a zarazem skuteczny futbol. A teraz jedna sromotna porażka za drugą. Tłumaczyć to mamy gigantycznym przeskokiem między ekstraklasą a jej zapleczem? To tylko oficjalna wersja wypadków. Może prawda leży gdzieś indziej? Może po prostu ŁKS zagubił swój talizman w osobie Lukasa Bielaka? Pochodzący z Rużomberku 33-latek obecnie pyka sobie jak gdyby nigdy nic w Stali Mielec i pruje po kolejny awans do najwyższej klasy rozgrywkowej jak Ondrej Nepela po lodowisku.

W tej kategorii punktu przyznać nie możemy. Wciąż remisowo.

Reklama

WISŁA KRAKÓW 1:1 ŁKS ŁÓDŹ

Kategoria czwarta – najdłuższa passa bez zwycięstwa w lidze

Trzeba zawodnikom ŁKS-u przyznać, że naprawdę powalczyli o punkt w tej kategorii. Ich seria ośmiu spotkań bez wygranej musi robić wrażenie, to jest naprawdę porządnie wyśrubowany wynik. Przypomnijmy, że seria oklepów zaczęła się w trzeciej kolejce, gdy łodzianie przed własną publicznością ulegli Lechowi Poznań 1:2. Potem było już tylko ciekawiej – 0:1 z Piastem, 0:4 z Wisłą, 2:3 z Legią, 0:1 z Pogonią, 1:4 z Arką i 1:3 z Lubinem. Naprawdę imponująca seria. Podopiecznych Kazimierza Moskala warto również docenić za zachowanie pewnego suspensu, jakże istotnego i trudnego do zbudowania w takich okolicznościach. Kiedy już się wydawało, że ŁKS podejmuje walkę z jakimś poważnym przeciwnikiem i lada moment wyjdzie na prostą, to zaraz przychodził tęgi wpierdziel z rąk jakiejś ekipy z dolnych rejonów tabeli.

Ale Wisła to jest jednak Wisła. Marka, z którą trudno się mierzyć. Jedenaście meczów bez zwycięstwa z rzędu, w tym dziesięć porażek poniesionych jedna po drugiej. Po drodze takie rarytasy jak 0:7 z Legią czy 0:4 z Lechem. “Biała Gwiazda” pozostawała bez trzypunktowej zdobyczy od 31 sierpnia aż do 13 grudnia, gdy udało się przełamać w starciu z ówczesnym liderem ekstraklasy, Pogonią Szczecin. Już choćby za samą tę puentę wiślakom należy się kolejny punkt.

[etoto league=”pol”]

WISŁA KRAKÓW 2:1 ŁKS ŁÓDŹ

Kategoria piąta – minuty bez gola w ekstraklasie

Robi się gorąco w Łodzi, bo mamy kolejną kategorię, gdzie z przytupem punktuje Wisła Kraków.

Jeżeli chodzi o najdłuższą passę bez gola w ekstraklasie, bezkonkurencyjny w skali całej ligi jest Maciej Sadlok, który nie strzelił bramki od 110 meczów, a dokładniej licząc: od 9859 minut. Trzeba by było poprosić o pomoc jakiegoś wytrawnego matematyka, który przy pomocy twierdzenia Pitagorasa, wzoru na deltę i kątomierza wyliczyłby, jakie jest prawdopodobieństwo, żeby ani razu nie wpakować piłki do sporawego przecież pudła, przebywając w jego okolicy przez prawie dziesięć tysięcy minut. Coś nam się wydaje, że Sadlok nieźle tutaj oszukuje przeznaczenie.

Piętnastokrotny reprezentant Polski ostatni raz drogę do sieci znalazł w październiku 2015 roku. To było tak dawno, że w zespole “Białej Gwiazdy” grali jeszcze Boguski i Brożek Głowacki i Uryga.

Sadloka twardo ściga jego kolega z formacji defensywnej, Rafał Janicki, pozostający bez gola w ekstraklasie od 7024 minut. Jeżeli chodzi o ŁKS, najgorzej prezentuje się bilans Łukasza Piątka – ani jednej bramki od 2476 minut. Piłkarza łódzkiej drużyny wypada ocenić trochę bardziej surowo niż wyżej wymienionych, w końcu to nie jest obrońca, lecz pomocnik, no ale jego wynik do osiągnięcia Sadloka się zdecydowanie nie umywa.

WISŁA KRAKÓW 3:1 ŁKS ŁÓDŹ

Kategoria szósta – liczba trybun

ŁKS zaczyna odrabianie strat w wielkim stylu – stadion z jedną trybuną to rezultat naprawdę trudny do przebicia w dobie surowych wymogów licencyjnych. Wisła Kraków tutaj jest absolutnie bez szans. Jakkolwiek tego nie liczyć, obiekt przy Reymonta, który przysparza władzom klubu tyle zgryzot, ma aż cztery trybuny i nie chce być ich mniej.

WISŁA KRAKÓW 3:2 ŁKS ŁÓDŹ

screencapture-207-154-235-120-admin-2019-12-19-08_28_44

Kategoria siódma – kontuzje

Zacięta była rywalizacja w tej ostatniej kategorii. Wszystko wskazuje bowiem na to, że po stronie ŁKS-u w pełni sił nie znajduje się dzisiaj wyłącznie Wojciech Łuczak. Do zdrowia, a może nawet wyjściowego składu powraca natomiast Artur Bogusz – piłkarz stanowiący wyjątkowo niebezpieczną mieszankę niewielkich umiejętności i niewyobrażalnego pecha. Jeżeli chodzi o Wisłę Kraków – oficjalna strona klubu potwierdza absencję trzech zawodników. Nie wystąpią z pewnością Kamil Wojtkowski, Krzysztofa Drzazgi i Emmanuela Kumaha. Ponadto, wciąż wątpliwa jest kondycja Davida Niepsuja i Vukana Savicevicia.

Nie no, w sumie to sprawa jest chyba jasna. Skowronek już przed meczem ma z głowy co najmniej kilka tykających bomb, które już parę razy w tym sezonie wysadziły Wisłę Kraków w powietrze. Rzut oka na nasze noty mówi wszystko. Drzazga: 3,00, Wojtkowski: 3,85, Niepsuj: 4,08, Savicević: 4,00. Wszyscy grubo, albo nawet bardzo grubo poniżej oceny wyjściowej.

Tymczasem wielce prawdopodobne, że Moskal taki ładunek wybuchowy w osobie Bogusza (średnia not: 3,14) zamiast na trybunach, umieści na lewej obronie swojego zespołu. Punkt może pójść tylko w jedną stronę.

WISŁA KRAKÓW 3:3 ŁKS ŁÓDŹ

Jasny gwint, no i znowu remis!

Cóż, w pierwszym starciu obu ekip do podziału punktów było bardzo daleko. Oby tym razem bramek też nie zabrakło, choć nie obrazimy się na bardziej wyrównane widowisko. Można być w sumie dobrej myśli – po takiej analizie słynna “klątwa Weszło” powinna skutecznie ożywić paru zawodników, zanim zapadną w zimowy sen, podobnie jak cała liga.

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...