Wielokrotnie narzekamy na to, że pojedyncze zachwyty nad Ekstraklasą są grubo przesadzone. Sami jesteśmy w gronie tych, którzy zdecydowanie częściej psioczą na ligę, poszczególne mecze czy pojedynczych piłkarzy. Natomiast gdy trzeba kogoś docenić, to z miłą chęcią to robimy. Oto dziesiątka piłkarzy, którzy pozostają nieco w cieniu, a którzy powinni zostać docenieni. Wśród nich są nieźli piłkarze, o których wcale się nie mówi. Albo tacy, który zaszufladkowano jako przeciętniaków, a mają za sobą całkiem przyzwoitą rundę. Kto łapie się w Ekstraklasie pod pojęcie “niedocenianego”?
David Jablonsky – Cracovia
Moment może dość kiepski na wrzucanie go do zestawienia najbardziej niedocenianych zawodników, bo dopiero co wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Natomiast w przekroju całej rundy to czołowy stoper Ekstraklasy. Cracovii nie ogląda się przyjemnie, niemniej trzeba przyznać Pasom, że bronią nadwyraz rzetelnie. A dyrektorem tej obrony jest właśnie Jablonsky. Zmieniają się koledzy uzupełniający ten duet stoperów – gra Helik, grał Dytiatjew, grał Datković, bywały wymuszone eksperymenty z Siplakiem, a najlepszy wciąż jest Czech. Widać, że sroce spod ogona nie wypadł, przed transferm do Cracovii miał ponad 200 meczów na poziomie seniorskim. Pewny w defensywie, całkiem niezły przy stałych fragmentach gry w ataku. W dobie stoperów, których jedyną zaletą jest „dobre wyprowadzanie piłki”, trzeba zauważyć też takiego Jablonskiego, który po prostu potrafi bronić.
Tom Hateley – Piast Gliwice
Coś nam się wydaje, że nie ma przypadku w tym, że Joel Valencia mając za plecami Hateleya wykręca życiówkę, a gdy Valencię zastąpił na tej pozycji Jorge Felix, to nagle i jego talent eksplodował. Słyszymy to niejednokrotnie od zawodników ofensywnych – że o wiele przyjemniej gra się skrzydłowemu, rozgrywającemu czy napastnikowi, gdy wie, że ma za plecami zabezpieczenie. Hataley nie tylko bardzo dobrze radzi sobie w destrukcji, ale i nieźle rozdziela piłki do ataku. Fajnie rolę Hateleya podkreślał w programie „Weszłopolscy” Piotr Malarczyk, który z kolei Anglika ma na boisku przed sobą. – To, że tak dobrze bronimy, nie jest zasługą wyłącznie naszej czwórki z defensywy. Wielokrotnie dużo czarnej roboty odwalają nasi pomocnicy, którzy potrafią utrzymać przeciwnika na dystans, nie dają mu pograć przed naszym polem karnym – tłumaczył obrońca gliwiczan. Piast bardzo dobrze potrafi wyłączać kozaków rywali. A gdy Hateleya brakuje, to myszy harcują. Przykład? Mecz z Lechem Poznań, gdy koncert zagrał Pedro Tiba, którego nie miał kto postraszyć, bo Hateley narzekał na drobny uraz.
Łukasz Wolsztyński – Górnik Zabrze
Mimo tego, że w tym sezonie gra niewiele, to i tak należy do zabrzańskiej czołówki w poszerzonej klasyfikacji kanadyjskiej. Zerknijmy na liczby:
– Igor Angulo – 7 goli, 2 asysty, 2 kluczowe podania
– Jesus Jimenez – 7 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań
– Łukasz Wolsztyński – 2 gole, 3 asysty, 3 kluczowe podania
Dalej jest dopiero Janża, Sekulić (boczni obrońcy), Matuszek z dwoma golami, Bainović z jedną asystą… Sam Wolsztyński ma więcej punktów w kanadyjce od Kopacza, Manneha, Baidoo, Zapolnika, Matrasa, Bauzy, Bainovicia, Ściślaka i Matuszka razem wziętych. A trzeba pamiętać, że 25-latek z Knurowa nie jest etatowym zawodnikiem wyjściowej jedenastki. Na 1720 minut możliwych do rozegrania w tym sezonie, zaliczył tylko 1012 minut. Czyli poniżej 60%.
Może Wolsztyński nie jest kozakiem, o którego lada moment będą zabijać się Legia, Lech i Pogoń. Niemniej mamy wrażenie, że niedoceniany także w samym Górniku, gdzie daje mu się mniej minut od chociażby Dawida Kopacza, który totalnie nie zasługuje na to, by grać na poziomie Ekstraklasy.
Andre Martins – Legia Warszawa
Pewnie niektórych może dziwić fakt, że umieszczamy go w gronie niedocenianych. Niemniej co jakiś czas słyszymy lub czytamy opinie o tym, że może i Portugalczyk fajnie gra w piłkę, ale co z tego, skoro nie wykręca żadnych liczb. A naszym zdaniem to teza mocno krzywdząca dla pomocnika, który stanowi być może kluczowy element układanki Aleksandara Vukovicia.
Martins w tym sezonie oddaje nieco pole do popisu Luquinhasowi, Wszołkowi czy Gwilii, natomiast każdy, kto śledzi mecze Legii nie tylko na FlashScorze widzi, że to zawodnik niezbędny w fazie budowania ataków. Ścisły top Ekstraklasy pod względem dojrzałości taktycznej, mądrości w regulowaniu tempa gry i przede wszystkim techniki. Przeglądamy tak na szybko wszystkie mecze wicemistrzów Polski od początku sezonu i… no, po prostu nie sposób znaleźć kiepskiego występu Portugalczyka. Nawet wtedy, gdy Legia cieniowała, trudno było mieć do niego jakiekolwiek zarzuty.
Adnan Kovacević – Korona Kielce
Dobrze znacie nasze nastawienie do kieleckich wynalazków. Czasami dziwimy się sami sobie, że magazynujemy te nazwiska w pamięci, bo przecież za rok i tak do Korony zjedzie wagon kolejnych totalnie bezużytecznych zawodników. Zalazary, Lioie, Djuranovicie… Na co to komu, a komu to potrzebne?
Kovacević jednak wyraźnie wyłamuje się z tego klucza i od naprawdę wielu miesięcy wygląda nadwyraz rzetelnie. W Kielcach go doceniają, dostał opaskę kapitańską, jest absolutnie podstawowym ogniwem defensywy, natomiast mamy takie przekonanie, że nie jest wystarczająco doceniany przez ogół kibiców Ekstraklasy czy kluby ze ścisłej czołówki ligi. Czy widzielibyśmy go w takiej Jagiellonii czy Lechu? O, panie, jeszcze jak. Nie byłby tam ciekawą ozdobą ławki, ale realnym kandydatem do gry w wyjściowym składzie.
Biorąc pod uwagę, że latem kończy mu się kontrakt z Koroną, a on sam mówi otwarcie, że chciałby spróbować większych wyzwań, to na miejscu dyrektorów sportowych szukających stopera nazwisko Kovacevicia podkreślilibyśmy ze trzy razy. Jak mawiał klasyk – wężykiem, wężykiem.
Wojciech Golla – Śląsk Wrocław
Przed długi czas uważany za biegający agregator prądu, bo – przyznajemy to sami – miewał mecze kuriozalne, w których wyglądał jak podłączony pod 220V. Niemniej na przestrzeni ostatnich miesięcy (dokładniej – w tej rundzie) wygląda bardzo rzetelnie. Dobry w powietrzu, niezły w pojedynkach na ziemi, przyzwoicie wyprowadza piłkę. Tak naprawdę przyczepić się możemy chyba tylko do tego występu z Jagiellonią u siebie, gdy złapał żółtą kartkę i bał się faulować po raz kolejny, a Patryk Klimala robił w końcówce z nim co tylko chciał.
Oczywiście nie robimy z Golli kandydata do gry w kadrze. Zwłaszcza, że mieliśmy już w poprzednich sezonach takie zwyżki formy, które relatywnie szybko się kończyły (chociażby za przykład może tu robić Paweł Bochniewicz), ale mamy wrażenie, że dzisiaj to jeden z pewniejszych stoperów w lidze. A jego dobra forma przechodzi nieco niezauważona.
Petr Schwarz – Raków Częstochowa
Dominik Furman, Jakub Błaszczykowski, Robert Pich, Zvonimir Kozulj, Gerard Badia, Dani Ramirez, Walerian Gwilia, Arvydas Novikovas, Kamil Jóźwiak, Pedro Tiba, Michał Nalepa. Co łączy tych gości? Fakt, że każdy z nich jest dobrym lub bardzo dobrym piłkarzem. I fakt, że do tej pory ustępują Petrowi Schwarzowi w poszerzonej klasyfikacji kanadyjskiej, która obejmuje gole, asysty i kluczowe podania.
Jeśli mielibyśmy kogoś wyróżnić po tej jesieni w Rakowie, to właśnie Czecha ściągniętego w zeszłym roku z Hradec Kralove. Nieźle wyglądał już na poziomie I ligi i udowodnił, że przeskok o jedną klasę rozgrywkową nie będzie dla niego szokiem. Wśród zawodników beniaminka z Częstochowy plus trzeba też zapisać przy nazwisku Miłosza Szczepańskiego, ale jeśli ktoś był mniej chimeryczny i bardziej konkretny, to właśnie był to Schwarz.
Oczywiście mamy na uwadze to, że trzy z czterech goli strzelił z rzutów karnych, ale chodzi nam bardziej o jego grę. A ta wygląda po prostu przyzwoicie. Sami jesteśmy ciekawi, jak wyglądałby w lepszym otoczeniu niż z Babenko i Nouvierem obok siebie. Być może zadziałałby tu efekt „brzydszej koleżanki” i w gronie lepszych zawodników Schwarz nie prezentowałby się tak dobrze. Natomiast na tle przeciętnej pomocy Rakowa jest jak orzeszek w mało smacznej czekoladzie.
Jose Kante – Legia Warszawa
Zapewne narażamy się na gniew Wojtka Kowalczyka, ale nie sposób pominąć w tym zestawieniu napastnika Legii. Oczywiście mamy swoje zastrzeżenia co do Gwinejczyka – bywa nieskuteczny, a gdy gra sam na szpicy, to często wybiega poza pole karne i później brakuje go przy wykończeniu. Też jakoś nie do końca cenimy tę jego waleczność, bo często jest tak, że robi dużo szumu, a niewiele konkretów.
Natomiast odnosimy wrażenie, że w duecie napastników może funkcjonować świetnie. To nie jest rzecz jasna typ egzekutora, bardziej pasuje mu rola napastnika wspomagającego egzekutora. Dobrze czuje się w grze kombinacyjnej, kuma grę na jeden kontakt, a jeśli gra na tej pozycji „ni to dziewiątka, ni to dziesiątka”, to nie jest aż tak potrzebny w polu karnym, bo tam zawsze będzie czekał kolega z ataku.
Sześć goli, dwie asysty, dwa kluczowe podania, trzykrotnie wybierany do jedenastki kozaków w naszych zestawieniach. Można się zżymać na to, że Carlitosem to on nigdy nie będzie, ale może faktycznie Legia potrzebuje w obecnej sytuacji kogoś, kto jest w stanie popracować na poczet zespołu, a nie ma być gwiazdą, wokół której ten zespół jest budowany?
Michał Nalepa – Arka Gdynia
Ostatnio trochę śmieszkowaliśmy z tego, co Michał opowiadał na łamach „Przeglądu Sportowego”, że w sumie dałby sobie radę w zespołach z dołu tabeli Premier League. Nie świadczy to jednak o tym, że mamy go za jakiegoś totalnego badziewiaka. Po prostu jesteśmy przekonani, że różnica między Ekstraklasą, a dołem angielskiej ekstraklasy jest tak duża, że nie ma przypadku w tym, że na przestrzeni ostatnich lat wysłaliśmy tam tylko jednego piłkarza.
Ale w skali Ekstraklasy Nalepa to jeden z najlepszych środkowych pomocników. Będący w cieni zagranicznych gwiazdek typu Jevtić, Ramirez, Imaz czy Felix, pewnie nawet w cieniu Starzyńskiego, niemniej mający za sobą bardzo udaną jesień. O ile słowa o tym, że poradziłby sobie w ogonach Premier League trącą absurdem, o tyle w tezę, że dałby sobie radę w czołówce klubów Ekstraklasy już w pełni wierzymy.
Liderem Arki miał być Marko Veijnović, który jest absolutnie najlepiej zarabiającym piłkarzem w klubie i jednym z lepiej zarabiających piłkarzy w całej lidze. Liczono na Busuladzicia, na Serrarensa, na Budzińskiego, a za lejce chwycił Michał Nalepa, który był jesienią najlepszym piłkarzem zespołu obok Davita Skhirtladze. Cztery gole, asysta i trzy kluczowe podania – Nalepa stawiał swój stempel dokładnie na połowie goli gdynian strzelonych w tych dziewiętnastu kolejkach.
Adrian Klimczak – ŁKS Łódź
Jesienią jedyny dobry obrońca łodzian. Biorąc pod uwagę, że mówimy tu o 22-latku pozyskanym za darmoszkę z Arki Gdynia, który nigdy na poważnie nie zaistniał w Ekstraklasie, to tym bardziej robi to wrażenie. Nie ma przypadku w tym, że obrona ŁKS-u wyglądała najrzetelniej na początku sezonu, gdy Klimczak grał po 90 minut – zwycięstwa nad Cracovią czy Koroną, remisy z Lechią czy Górnikiem, przyzwoity mecz z Lechem.
Było widać przepaść w ocenach lewych obrońców, gdy z konieczności na boku obrony Klimczaka musiał zastąpić Bogusz. Gość wyglądał jak Jonasz. Albo jak odwrócony Midas, który każde dotknięcie piłki zamieniał w zamieszanie pod własną bramkę. Oczywiście daleko nam do robienia z Klimczaka drugiego Karbownika, bo raz – gra jednak gorzej, dwa – nie ma liczb w ofensywie, trzy – jest starszy. Natomiast widzimy w nim potencjał na coś więcej niż bieganie obok Rozwandowicza czy Sobocińskiego w tej dramatycznej obronie łodzian.
W kontekście niedoceniania Klimczaka istotne jest tez to, że mówimy o lewej obronie, gdzie w Ekstraklasie wciąż jest kiepsko. O ile możemy tam wyróżnić Janżę, Siplaka, Mladenoviia czy Stigleca, to wśród dobrych Polaków na tej pozycji widzimy w tym momencie jedynie rzeczonego już Karbownika. Pestka dopiero pod koniec rundy wrócił do wyjściowego składu Cracovii, Matynia w Pogoni nie zachwyca, Sadlok obniżył loty. Przy Klimczaku stawiamy skautingową adnotację „do dalszej obserwacji” i zaznaczamy, że jesienią – gdy grał – to wyglądał całkiem przyzwoicie.
fot. FotoPyk