Reklama

Rasizm, list z nabojem i faszystowskie ochraniacze. Inter stał się tureckim serialem

redakcja

Autor:redakcja

15 grudnia 2019, 12:36 • 5 min czytania 0 komentarzy

Inter w tym sezonie jest ulubionym klubem włoskich mediów. Miłujący się w rozdmuchiwaniu skandali koledzy po fachu z południa Europy dzięki Nerazzurrim mają ręce pełne roboty. Jeszcze nie zdążyła ucichnąć burza po okładkowej wpadce Corriere dello Sport z „Black Friday”, a już pod ostrzałem znalazł się Cristiano Biraghi. Wszystko przez… ochraniacze, które stały się prawie tak głośne jak odpadnięcie ekipy Conte z Ligi Mistrzów. Wkrótce na zliczenie medialnych afer związanych z klubem braknie palców u rąk, bo taśmociąg problemów zaczyna przypominać turecką telenowelę.

Rasizm, list z nabojem i faszystowskie ochraniacze. Inter stał się tureckim serialem

Zaczęło się od opery mydlanej z Mauro Icardim i Wandą Narą. Żona-agentka rozpętała w klubie burzę, która ciągnęła się miesiącami. Przeciąganie liny robiło się już komiczne, gdy raz napastnik zapierał się rękami i nogami przed pogodzeniem się z pracodawcą, by zaraz wpychać się do drużyny na siłę, kiedy skreślił go Antonio Conte. Czyste wariactwo.

Argentyńczyka koniec końców zastąpił w zespole Romelu Lukaku, ale zanim Icardi doleciał do Paryża, wybuchła nowa afera. W Cagliari Belg został bowiem przywitany rasistowskimi okrzykami, co zresztą sam nagłośnił. Wtedy do akcji weszli kibice Nerazzurrich, którzy wydali idiotyczne oświadczenie, tłumacząc piłkarzowi, że we Włoszech „jest jak jest”, a on w zasadzie żadnego rasizmu nie doświadczył, bo to była tylko pewna forma dopingu. I generalnie lepiej, żeby się na ten temat nie odzywał. Temat zaczął już przycichać, kiedy do dyskusji włączył się 80-letni Luciano Passirani, ekspert stacji Top Calcio 24. Jak na eksperta przystało, Passirani stwierdził, że Lukaku można zatrzymać tylko w jeden sposób – dając mu do zjedzenia 10 bananów. Nietrudno zgadnąć, że szybko pożegnał się z pracą…

[etoto league=”ita”]

W tym samym czasie Inter notował kapitalną serię, którą udało się powstrzymać dopiero Juventusowi. Dwa tygodnie po porażce z mistrzem kraju ekipa Conte pojechała do Sassuolo. Zgodnie z planem goście szybko objęli prowadzenie, ale gospodarze nie ustępowali. Spokój mediolańczykom miał dać Lukaku, który szykował się do wykonania rzutu karnego tuż przed zejściem na przerwę do szatni. Neroverdim ratunek przyszedł z… nieba. Na boisku wylądował spadochroniarz. Klub z Mediolanu mógł poczuć się jak pierwszoplanowa postać „Serii Niefortunnych Zdarzeń”, ale tym razem było chociaż śmiesznie. Do śmiechu nie było natomiast Antonio Conte, który był adresatem listu z pogróżkami i nabojem. Szkoleniowcowi przydzielono ochronę, a jego żona w mediach społecznościowych wyżyła się na włoskich mediach.

Reklama

Powód? Dziennik „Corriere della Sera”, który nagłośnił sprawę, twierdził, że list trafił do domu byłego trenera Juventusu. W rzeczywistości dotarł on do siedziby klubu. „We Włoszech jest tak, że ludzie rano wstają, wymyślą sobie coś i piszą o tym, nie myśląc o konsekwencjach” – stwierdziła kobieta. Zwłaszcza, że kolejny miesiąc rozpoczął się od skandalu rozpętanego właśnie przez prasę.

„Black Friday” – takim tytułem „Corriere dello Sport” zapowiadał hitowy mecz Interu z Romą. Na okładce znaleźli się Lukaku i Smalling. Piłkarzom, lekko mówiąc, zamysł tej słownej gry się nie spodobał. Mimo tłumaczeń szefa gazety, Ivana Zazzaroniego, który nie widział w tytule nic złego, a nawet „był szczęśliwy z takiego pomysłu”, jego dziennik został wręcz zlinczowany w mediach społecznościowych. A kiedy zdawało się, że w obliczu wpadki w fazie grupowej Ligi Mistrzów, temat rasizmu dotykającego piłkarzy Interu przycichnął, wydarzyło się to.

biraghiochraniacze

Spytacie – w zasadzie co? Piłkarz poprawiający ochraniacze? Nic bardziej mylnego.

Sprawne oko internautów wychwyciło, że Cristiano Biraghi, bohater tej sytuacji, ma na nich napis „Vae Victis” wraz z włoską flagą i spartańskim hełmem. I wcale nie chodzi o to, że „biada zwyciężonym” przypasowała do odpadnięcia Interu z Ligi Mistrzów. W niewinnym obrazku zauważono… propagowanie faszyzmu i rasizmu. Internauci rozpętali burzę, szybko znaleziono też zdjęcia sprzed lat, na których widać tatuaż obrońcy z takim samym mottem, rzymskimi legionistami i antyczną panoramą w tle. Lewicowa „La Repubblica” nazwała Biraghiego faszystą i ignorantem, a sam zainteresowany musiał zablokować komentarze na swoim instagramowym koncie, bo krytyka wylewała się z nich wiadrami.

Mleko się rozlazło, zawodnik nabrał wody w usta, a pożar zaczął gasić jego agent. „To przykre, że wymysły dziennikarzy mogą stworzył fałszywy obraz tego, jakim piłkarzem i człowiekiem jest Biraghi. Poniosła ich fantazja, napis ‘Vae Victis’ nie odnosi się do faszyzmu. Chodzi o film ‘300’ i bitwę Spartan pod Termopilami. Widziałem też, że niektórzy roztrząsali sprawę tatuażu ‘Sara Victoria’. Nie ma w tym drugiego dna, to imiona jego żony i córki” – tłumaczył Mario Giuffredi w rozmowie z TuttoMercatoWeb. 

Reklama

Co jeszcze przyniosą nam mecze Interu? Strach pomyśleć, co wypłynie przy okazji niedzielnego hitu we Florencji. Jednak nawet jeśli na boisku nie wylądują motomyszy z Marsa, a gazety oszczędzą Lukaku, spotkanie Fiorentiny z liderem rozgrywek zapowiada się interesująco.

Ostatnie wizyty Interu w stolicy Toskanii to mecze absolutnie szalone. W lutym wynik już w 16. sekundzie spotkania otworzył samobój Stefana de Vrija. Nerazzurri odrobili straty i do 74. minuty prowadzili 3:1. Wtedy Viola nawiązała kontakt po prawdopodobnie najpiękniejszym golu w karierze Luisa Muriela…

 

… a w 101. minucie meczu rzut karny na gola zamienił Jordan Veretout, ratując gospodarzom punkt. Sześć bramek nie było anomalią, bo dwa lata temu kibice na Stadio Artemio Franchi obejrzeli dziewięć goli. Fiorentina wygrała wówczas 5:4, a główne role zagrali obecni piłkarze Interu – Matias Vecino (2 gole, asysta) i Borja Valero (2 asysty).

W niedzielę „Fiołki” ucieszy zapewne nawet jednobramkowa wygrana, bo gospodarze mają za sobą cztery poważne wpadki. Coraz głośniej mówi się też o zagrożonej posadzie Vincenzo Montelli. Ostrzeżenie wydał już prezydent Rocco Commisso, który przypomniał, że nie kupił klubu, żeby przegrywać. Rozterki mają też kibice Violi, którzy z pewnością nie chcą znowu dostać w łeb, ale nie chcą też Montelli u sterów drużyny, a chyba jeszcze bardziej nie chcą zatrzymywać Interu, który może zdetronizować znienawidzony Juventus. W podobnej sytuacji jest Szymon Żurkowski, który przy obecnym trenerze mógłby jedynie powtórzyć słowa Bartłomieja Drągowskiego o byciu w hierarchii za sprzątaczkami. Polak dostał już nawet zgodę na zimowe wypożyczenie, a tamtejsze media spekulują, że zawodnik mógłby wrócić do Górnika Zabrze. Nowy szkoleniowiec oznacza czystą kartę, więc Żurkowski zapewne po cichu kibicuje rywalom.

Jak widać, nawet bez afer w tle, szykuje nam się konkretne meczycho. 

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...