Sport to bardzo potężne narzędzie, po które politycy sięgają właściwie od zawsze, różni się co najwyżej natężenie oraz sposób wykorzystania rywalizacji na boiskach, ringach i w halach. W historii bywał obecny jako dopełnienie “chleba” w popularnym haśle Juwenalisa, jako przedłużenie wyścigu zbrojeń czy jako ośrodek jednoczenia ludzi określonej o określonej tożsamości.
Tymi przykładami można strzelać jak z karabinu, skacząc po wiekach, dyscyplinach sportowych i szerokościach geograficznych. Tutaj na Weszło pisaliśmy setki razy choćby o Sherrifie Tyraspol z Naddniestrza, który stał się emanacją potęgi tego regionu w lidze mołdawskiej. Pisaliśmy o Albańczykach, którzy tworząc istotną i dość hałaśliwą mniejszość w Macedonii Północnej zgromadzili się wokół Shkendiji Tetowo, otwarcie manifestującej przywiązanie do Albanii, nie do państwa, w którego lidze rozgrywa swoje mecze. Poruszaliśmy temat derbów Mostaru, gdzie boszniacki Veleż mierzy się z chorwackim Żrinjskim. Pisaliśmy o roli Karabachu Agdam, który nie gra w Agdamie i nie rezyduje w regionie Karabachu, ale cały czas przypomina Azerom, że ich państwo utożsamia się z tym spornym terytorium.
Nawet ostatnio wspominaliśmy o autokarze Crvenej Zvezdy, który został zawrócony na granicy serbsko-kosowskiej i nie zdołał rozegrać meczu Pucharu Serbii z Trepcą, drużyną serbską, ale pochodzącą z miasta znajdującego się w granicach Kosowa. Serbowie zapewniali, że chcieli po prostu zagrać mecz. Kosowo zapewniało, że meczowi towarzyszyłyby pro-serbskie manifestacje, które mogłyby wywołać zamieszki w Mitrowicy. Wszyscy osiągnęli swój polityczny cel – Serbowie przypomnieli światu, że w Kosowie mają nie tylko korzenie, ale też istniejący klub, Kosowo przypomniało światu, że może nie wpuścić do Mitrowicy Serbów, nawet jeśli są to uczestnicy obecnej edycji Ligi Mistrzów.
To oczywiście z punktu widzenia zachodniej części Europy jakieś nieistotne przepychanki na końcu świata, ale przecież i tego sportu z pierwszych stron gazet polityka dotyka dość często. W czasach, gdy bardziej istotne niż poglądy czy recepty dotyczące palących problemów, stają się dla polityka wizerunek i PR, w naturalny sposób rośnie rola sponsoringu. Odwiedź Katar. Odwiedź Azerbejdżan. Przeleć z nami Tureckimi Liniami Lotniczymi. Odwiedź Dubaj. Reklamy państw aspirujących do roli światowych potęg w polityce znajdują się na koszulkach światowych potęg w sporcie. Jest oczywiście grono wariatów, do których należy na przykład The Guardian, którzy potem czepiają się: Pep Guardiola broni aresztowanych w Katalonii, ale zapomina o aresztowanych w Abu Zabi, choć w tym drugim przypadku w roli reżimu występuje rodzina jego pracodawcy.
Generalny przekaz jest jednak taki, że “visit Emirates” i tyle.
Świadomość roli, jaką może odegrać sport na styku polityki i biznesu prowadzi momentami do przedziwnych konfiguracji i mariaży. Weźmy taką Slavię Praga, do której zjechał słynny chiński kapitał. Niektórzy twierdzą, że Slavia zaimponowała Chińczykom swoją infrastrukturą, oddaniem kibiców oraz pięknym herbem. Inni mówią wprost: nie jest przypadkiem, że prezesem został były minister obrony, a w krótkim czasie po wejściu kapitału do stołecznego klubu, rozpoczęto szereg działań mających zacieśnić współpracę na linii Czechy-Chiny. Pisała o tym m.in. Polityka.
Otóż w Chinach, w obecności prezydenta republiki, Petr Kellner podpisał z firmą Huawei deklarację o wzajemnej współpracy technologicznej i budowie w Czechach nowoczesnej sieci internetowej 5G. A półpaństwowy energetyczny koncern CzEZ tego samego dnia zawarł z Huawei potężny kontrakt na dostawy technologii informatycznych. Podobną umowę podpisała już całkowicie państwowa Dyrekcja Autostrad i Dróg.
Jak w “Chłopaki nie płaczą”, chodzi o zrobienie dobrego gruntu pod interesy, to właściwie banał i truizm. Przykuwa natomiast uwagę, że w przeciwieństwie do wielu innych branż, na razie nie ma, albo raczej nie było, tej drugiej strony monety. Przecież gdzie pojawia się tak intensywny PR, musi się pojawiać też czarny PR. Gdzie pojawia się propaganda, tam musi dotrzeć i propaganda tej drugiej strony.
Dlatego z wyjątkową uwagą powinniśmy obserwować Katalonię i to, co właśnie dzieje się wokół najbliższego El Clasico. Pierwszy termin już minął, co właściwie z miejsca udowodniło światu: nie ma takiej imprezy piłkarskiej, której nie da się odwołać. To nie jest jakiś meczyk Pucharu Serbii z udziałem pół-amatorskiego składu, to nie są derby w jakimś bośniackim miasteczku. To jest spotkanie, za którego transmisję grube miliony zapłacono we wszystkich walutach świata, od euro po jeny. To jest mecz z udziałem najlepszego piłkarza w historii najpopularniejszego ze sportów. To jest starcie dwóch przedsiębiorstw o globalnym zasięgu, które docierają do swoich klientów pod każdą szerokością geograficzną. Tak, to “tylko” mecz ligowy, ale jednak – chyba najważniejszy ze wszystkich meczów ligowych świata.
Marca grzmi z okładki, że El Clasico 18 grudnia znów jest zagrożone, bo zwolennicy niepodległości Katalonii nawołują do zablokowania stadionu i jego okolic. Jeśli udało się ostatnio, właściwie czemu miałoby się nie udać teraz? Jeśli ostatnio zakładany efekt: nagłośnienie problemów i pragnień całego regionu udało się osiągnąć, bo o przełożonym meczu pisał cały świat, czemu miałoby nie wypalić w tej chwili?
Właściwym pytaniem wydaje się raczej: dlaczego dopiero teraz? Przecież to tak naturalna droga wyniesienia danych problemów politycznych na czołówki portali od Ameryki Północnej po Kazachstan, że naprawdę dziwne jest wprowadzenie tego rodzaju politycznej walki dopiero na dwa tygodnie przed rozpoczęciem lat dwudziestych XXI wieku.
Moim zdaniem tym razem El Clasico się odbędzie, hiszpańskie media panikują. To sprawa zbyt prestiżowa, by dwukrotnie się ugiąć. Być może całości będą towarzyszyć walki na ulicach i kolejne filmiki z bandyckim zachowaniem policjantów, ale “koszt” takich rys na wizerunku będzie mniejszy niż koszt polityczny ewentualnego odwołania meczu. Rodzi się jednak pewien problem, który z czasem może być wykorzystywany coraz częściej i w coraz bardziej spektakularny sposób. W końcu swoje interesy do rozegrania w świecie piłki nożnej mają wszyscy: Chińczycy i ci, którzy Chińczykom chcieliby podstawić nogę, państwa Bliskiego Wschodu i ci, którzy najchętniej usunęliby ten region świata z mapy, globaliści i antyglobaliści.
Na razie do przełożenia meczu o wartości dziesiątek milionów dolarów doprowadził spór Katalończyków z Hiszpanią. Czas pokaże, czy podobnego paraliżu nie zapragną inne organizacje, firmy czy grupy społeczne. Euro 2020 grane m.in. w Baku czy Petersburgu, z udziałem Ukrainy czy Rosji, ciągle przed nami.