Reklama

Klub Zero. Przyszli latem i… na razie to tyle

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2019, 11:10 • 10 min czytania 0 komentarzy

Wiadomo, jaką ekscytację wywołują u transfery. Każdy kibic chce wierzyć, że oto jego klub dokopał się jakimś cudem do perełki, która zachwyci, a którą potem uda się sprzedać za siedmiocyfrową sumę. Latem trafiło do naszej ligi jednak kilku zawodników, dla których dzień podpisania umowy był ostatnim, gdy znaleźli się na jednym obrazku z koszulką nowego zespołu. Szesnaście kolejek, a oni nadal w Klubie Zero. Zero minut w ekstraklasie.

Klub Zero. Przyszli latem i… na razie to tyle

Takich piłkarzy ściągnęło aż osiem naszych klubów. Połowa ligi ma na liście płac zawodnika (niektórzy nawet zawodników), którzy na ekstraklasowych boiskach byli widziani co najwyżej podczas przechadzki ze słuchawkami na uszach, kilkadziesiąt minut przed meczem. O kim mowa? Sprawdźcie poniższe zestawienie.

Uwaga techniczna – w zestawieniu nie uwzględniamy piłkarzy nastoletnich, jak Przemysław Bargiel ściągnięty przez Śląsk Wrocław z Włoch czy piłkarz Lechii, a wcześniej gracz Evertonu, Paweł Żuk.

IVAN OBRADOVIĆ (LEGIA WARSZAWA) – 0 minut

Sprawa to wszystkim doskonale znana, rozważaliśmy nawet nazwanie tego zestawienia Klubem Obradoviciów. Ale się nasłuchaliśmy, że gość jest półkę wyżej niż Mladenović, że jak wjedzie w lewą obronę to pozamiata lepiej niż szkolna sprzątaczka klasę drugiej A. Odzwierciedlają to zarobki – około 400 tysięcy euro rocznie.

Reklama

No to teraz trochę chronologii:

Lipiec – Serb trafia na Łazienkowską.

Sierpień – gra w dwóch meczach rezerw, by być wkrótce gotowym do występu w pierwszym zespole. Zaczyna jednak narzekać na problemy mięśniowe. Traci miesiąc.

Wrzesień – trzy kolejne występy w rezerwach, Obradović pojawia się też wreszcie w ekstraklasowej kadrze meczowej. Przygląda się z boku, jak jego koledzy zbierają od Wisły Płock, Lechii Gdańsk i Piasta Gliwice (ten ostatni mecz już w październiku).

Najzabawniejsze miało dopiero nadejść. Słyszeliśmy opinie, że to piłkarz który przez karierę idzie ramię w ramię z kontuzjami. Ale że wróci z urazem pleców z Hiszpanii, gdzie nie jechał gonić się z bykami, tylko składać w sądzie wyjaśnienia w sprawie rzekomego ustawiania meczów? No tego to by scenarzyści Jasia Fasoli i Benny Hilla nie wymyślili podczas wspólnej burzy mózgów.

Ale, niespodzianka, ostatnio Obradović znów trenuje. Czy powtórzy cykl: dojście do siebie – dochodzenie do formy w rezerwach – kontuzja? Nie życzymy, ale i nie wykluczamy.

Reklama

MATYAS TAJTI (ZAGŁĘBIE LUBIN) – 0 minut

Cracovia - Zaglebie LubinOd lewej: Rok Sirk i Matyas Tajti

Pamiętamy, co na jego temat mówił nam Tomasz Mortimer, węgierski dziennikarz, założyciel portalu HungarianFootball.com:

– Tajti jest pomocnikiem, który ma świetny balans ciała i bardzo duże możliwości. Potrafi uderzyć, pokonywać rywali w grze jeden na jeden, dobrze gra po ziemi, nie unika dośrodkowań. Jest dokładnie takim typem zawodnika, jakiego spodziewać się można, gdy widzi się akademię Barcelony w jego życiorysie.

Pamiętamy i bardzo chcielibyśmy się o tym przekonać, tylko nie bardzo mieliśmy okazję. Ani w lidze, gdzie środek pola zacementowali Tosik ze Sliszem. Ani nawet w Pucharze Polski, gdzie na przykład miał okazję się pokazać sprowadzony razem z nim w ostatnim dniu okienka transferowego Asmir Suljić.

MICHAŁ KOPCZYŃSKI (ARKA GDYNIA) – 0 minut

Pechowiec numer jeden.

Nie zdążyła się jeszcze zacząć liga, a już było wiadomo, że na debiut Kopczyńskiego w Arce trzeba będzie poczekać kilka miesięcy. Sparing z Omonią Nikozja, zderzenie z przeciwnikiem, natychmiastowy zjazd do bazy z kontuzją barku. Koordynator sztabu medycznego Arki przewidywał, że minimalna przerwa przy urazie barku to 4-6 tygodni, ale może być dłuższa, w zależności czy doszło do zwichnięcia, pęknięcia czy naciągnięcia więzadeł.

Niestety, wygrała opcja pesymistyczna. Konieczna była operacja, po niej długa rehabilitacja, w efekcie na „Kopę” choćby w kadrze meczowej cały czas czekamy.

SANTI SAMANES (ARKA GDYNIA) – 0 minut

Pechowiec numer dwa.

13 grudnia stuknie mu pół roku w Gdyni i prawdopodobnie uda mu się sztuka nielicha – nie rozegrać w tym czasie ani jednej minuty. Jego jednak z obecności w tym towarzystwie tłumaczy marne zdrowie – wchodził w sezon z urazem, wykurował się, po czym znów musiał się udać na leczenie do Hiszpanii, w związku z przewlekłym stanem zapalnym kości. Choć nawet wtedy, gdy był do grania, zaledwie raz załapał się do kadry meczowej na Cracovii, gdzie Arka dostała trzy sztuki.

No i okej nie chcemy go skreślać, bo tutaj jednak zdrowie pokrzyżowało szyki. Tylko że skoro Jacek Zieliński wpuścił wtedy w Krakowie z ławki trzech graczy ofensywnych, a pozostawił na niej, musząc gonić wynik, dwóch obrońców, defensywnego pomocnika, Kamila Antonika i Samanesa właśnie, no to to nie jest najlepsza recenzja dla hiszpańskiego skrzydłowego.

Na pewno nieprzystająca do tego, co on sam powiedział o sobie w dniu, gdy podpisał kontrakt z Arką.

– Będę w tym klubie królem asyst.

Swoją drogą nie świadczy o Arce za dobrze, że do samodzielnego objęcia tronu dziś wystarczyłyby mu trzy.

ekstraklasa-2019-11-29-09-11-21

SAMU ARAUJO (ARKA GDYNIA) – 0 minut

Pecho…

A nie, tutaj mamy do czynienia z przykładem zawodnika mającego być wzmocnieniem lewej obrony, a przegrywającego rywalizację z każdym, kogo akurat trenerzy Arki Gdynia wymyślali na tę pozycję.

Cztery razy na starcie rozgrywek zagrał Marciniak, ale zaprezentował się fatalnie, był ewidentnie bez formy. W piątym spotkaniu Jacek Zieliński wymyślił na lewej obronie Helstrupa i pozostawił go na tej pozycji także w 6. kolejce. Następnie był powrót na dwa mecze do Marciniaka, sześć spotkań z Wawszczykiem, i ostatnio dwukrotnie Marciniak.

Marciniak za występy na lewej obronie wykręcił u nas średnią not 3,25, Wawszczyk – 4,00, Helstrup – 4,50. Ani Zielińskiemu, ani Rogiciowi przez myśl nie przeszło jednak wstawić do składu Samu Araujo.

KRSEVAN SANTINI (JAGIELLONIA BIAŁYSTOK) – 0 minut

Jeszcze nie zdążyliśmy wyjść ze zdziwienia, że po bramkarza wyglądającego na papierze tak marnie sięga mająca duże aspiracje Jagiellonia, a już Piotrek Wołosik doniósł, że Santini wyląduje na liście transferowej i zimą opuści Białystok wraz z Ognjenem Mudrinskim i Marko Poletanoviciem.

Zresztą nim Santini w ogóle pojawił się na boisku (nadal się to nie stało), to już podjęto próby rozwiązania jego umowy. Jemu było to jednak nie w smak, nie wierzył w zatrudnienie gdziekolwiek, skoro wystartowały już wszystkie ligi.

Cóż, nie tylko z niego taki niedowiarek. My na przykład nadal nie wierzymy, że zatrudniono go w Jadze.

NEMANJA MILETIĆ (KORONA KIELCE) – 0 minut

Jeden z niewielu piłkarzy Korony, których nazwisko nie wyglądało jak zawodnik stworzony w zespole spoza naszej bazy danych w Football Managerze, a wskazywało na spore międzynarodowe doświadczenie.

Serio, w Koronie w ostatnich latach grali zawodnicy o tak pokręconych CV, że ten tutaj wyglądał na Pana Piłkarza. 100% minut w fazie grupowej Ligi Europy 17/18 dla Partizana, 100% minut dla tego klubu w eliminacjach do kolejnej edycji, zakończonych jednak niepowodzeniem. 97 meczów przez trzy lata w Belgradzie, w pierwszym sezonie król lewej obrony jak lew jest król dżungli, w drugim większość meczów, w trzecim zresztą też – choć liczby te malały.

Do tej pory kopał jednak tylko w III-ligowych rezerwach, po wyleczeniu urazu. Potwierdzenia, że Korona Kielce faktycznie ściągnęła serbskiego lewego obrońcę do gry w pierwszym zespole doczekamy się może już w ten weekend, bo za kartki wisi Gardawski. Ale Mirosław Smyła może też postawić na Daniela Dziwniela – w tym sezonie mistrza dośrodkowań do nikogo – i przykuć Mileticia na dłużej do jego miejsca w Klubie <100.

LUKA KUKIĆ (KORONA KIELCE) – 0 minut

Tutaj z kolei typowy przykład zawodnika z Pro Evolution Soccer, z klubu na którego użycie gra nie ma licencji.

Lampka ostrzegawcza zapaliła się nam natychmiast. Gość z drugiej ligi chorwackiej? Z ośmioma meczami dla nie najmocniejszego w tamtym kraju NK Osijek w pierwszej lidze i 31 spotkaniami dla rezerw tego klubu? Czy to brzmi jakkolwiek poważnie? No nie. Poważne nie są też chyba umiejętności Kukicia, skoro w tym sezonie w Koronie broniło dwóch golkiperów, a jemu nie dano choćby jednej szansy.

Dostał je jednak w rezerwach. I dał sobie na przykład wsadzić taką sztukę lobem z kilkunastu metrów w meczu z Siarką Tarnobrzeg (pierwszy gol na filmie):

Coś nam podpowiada, że najciekawszym epizodem tego ananasa w Koronie, będzie już zawsze przebieg jego transferu. Otóż miał zostać prezesowi Zającowi polecony przez znajomego bośniackiego menedżera Josipa Kupreskicia, w którego stajni jest między innymi Ivan Jukić czy sprowadzony latem do rezerw kielczan Zvonimir Petrović. Prezes zaufał mu na tyle, że nie kazał Kukicia zaopiniować trenerowi bramkarzy. Ten miał dowiedzieć się o nowym podopiecznym już po fakcie.

DANIEL KAJZER (ŚLĄSK WROCŁAW) – 0 minut

Po transferze Kajzera do Śląska mieliśmy wreszcie mieć okazję przekonać się, co w kontekście ekstraklasy oznacza status jednego z najlepszych bramkarzy w lidze bułgarskiej. No bo taką markę wypracował sobie tam golkiper wytransferowany z II-ligowego ROW-u Rybnik. Trzynaście czystych kont w klubie takim jak Botew Płowdiw, a więc szóstym (na dwanaście) zespole ligi bułgarskiej, robiło wrażenie. W sezonie zasadniczym nie było w tamtejszej lidze golkipera z większą liczbą spotkań na zero z tyłu (tyle samo miał znany z Korony Kielce Vytautas Cerniauskas broniący w CSKA Sofia).

No ale się nie przekonaliśmy. Trzy tygodnie po podpisaniu umowy z Kajzerem, Śląsk skorzystał z okazji i wziął do siebie Matusa Putnockiego z Lecha. A gość wszedł na taki poziom, że Kajzer nie miał szans, by choć powąchać murawę. Już w pierwszej kolejce Słowak utwierdził w przekonaniu o słuszności ustanowionej przez Vitezslava Lavickę bramkarskiej hierarchii.

PAMIĘTAJCIE O PROMOCJACH W ETOTO!

[etoto league=”pol”]

PAWEŁ ŻUK (LECHIA GDAŃSK) – 0 minut

Wiadomym było, że Żuk będzie mieć mocno pod górkę, by się przebić. Karol Fila to dziś w zespole Lechii Gdańsk absolutny pewniak. Grał od dechy do dechy w Lidze Europy z Broendby, w Superpucharze z Piastem, do tego w 14 na 16 ligowych kolejek.

Szansa otwierała się w drugiej kolejce, ale wtedy z Wisłą zagrał Kobryn, a także w kolejce piętnastej, ale zamiast na któregoś z młodych, nominalnych prawych obrońców, Piotr Stokowiec postawił na Tomasza Makowskiego. Fakty są takie, że 18-latek póki co do grania jest nie tylko za Filą i Kobrynem, ale i za przestawionym ze środka pomocy Makowskim.

Z tym, że on ma jeszcze czas, by pokazać, czemu cztery lata temu Everton pozyskał go z Oldham płacąc 450 tysięcy funtów. Lechia to bowiem jego pierwsze zetknięcie z seniorską piłką.

– Nie powiem, kiedy liczę na oficjalny debiut w Lechii. Nie można od razu przyjść i liczyć na “11”. Trzeba czasu. Tym bardziej, że w drużynie juniorów Evertonu tak ciężko nie trenowałem jak tu. W seniorach wszystko jest inne. Nie tylko więcej się biega, ale także większe są wymagania i oczekiwania. Ale to dobrze. Ja lubię mocno pracować – mówił w rozmowie ze sport.trojmiasto.pl przed rozpoczęciem ligowego sezonu.

PRZEMYSŁAW BARGIEL (ŚLĄSK WROCŁAW) – 0 minut

Ruch Chorzow - Slask II Wroclaw

– Do wszystkich młodzieżowców apeluję o cierpliwość. Cieszę się, że Przemek ją nie tylko ma, ale pokazuje też coraz więcej na treningach oraz w meczach drugiego zespołu. Widać, że miał kontakt z naprawdę profesjonalną piłką. Jest bardzo ułożony taktycznie i widać to na tle jego rówieśników – odpowiadał Lavicka Michałowi Guzowi z „Przeglądu Sportowego” na pytanie o to, kiedy Bargiel dostanie od niego szansę gry w pierwszej drużynie.

Póki co nie ma się co na to nastawiać – Śląsk wygrywa mecz za meczem, a w zwycięskim składzie nie ma co na siłę mieszać. Ale Bargla, podobnie jak Żuka, nie goni jeszcze czas. PESEL wciąż świadczy o mleku pod nosem. Nie zmienia tego garść występów w ekstraklasie dla Ruchu Chorzów tuż po szesnastych urodzinach, dzięki którym znalazł się na radarze Milanu.

SERAFIN SZOTA (WISŁA KRAKÓW) – 0 minut

Z młodych w zestawieniu, jego zero to największe zaskoczenie. Ile to nasłuchaliśmy się o wielkim potencjale Szoty, że skoro najpierw z Namysłowa wyskautowała go Akademia Lecha, a potem wyrwało go klubowi z Poznania Zagłębie, to zaraz będzie z niego kawał piłkarza. Dwie najlepsze szkółki piłkarskie w Polsce nie mogą się przecież mylić.

Było w jego przypadku przetarcie w seniorskiej piłce, bo w zeszłym sezonie rozegrał 21 meczów w Odrze Opole. Było otrzaskanie się na arenie międzynarodowej – kilkanaście występów w kadrze U-20 Jacka Magiery, na czele z kompletem meczów w pierwszym składzie na mundialu w Polsce.

A jednak targana problemami Wisła, której znaczną część składu z niektórych neczów Stanisław Czerczesow niewątpliwie nazwałby przedszkolem, nie dała Szocie okazji choćby do debiutu, do marnej minutki na placu gry. Zamiast Szoty, tę otrzymał… Szot. Najpierw na defensywnym pomocniku z Pogonią, później na stoperze – wobec urazu Rafała Janickiego – z Lechem.

WOJCIECH MUZYK (LEGIA WARSZAWA) – 0 minut

Od początku było wiadomo, w jakim celu jest sprowadzany do Legii – być trzecim bramkarzem, grać w rezerwach, a w razie jakichś kłopotów ze zdrowiem Majeckiego wskoczyć między słupki, by nie trzeba było na siłę wystawiać młodzieżowca w polu. Stąd zastanawialiśmy się, czy chłopaka w ogóle w zestawieniu ujmować. Przeważyło to, że trzeba za niego było Olimpii Grudziądz zapłacić około 50 tysięcy euro. Jego stojący w miejscu licznik minut to jednak najmniejsze zaskoczenie z wymienionych.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...