Reklama

Arsenal i Manchester zebrały w czapkę. Co słychać w Lidze Europy?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

28 listopada 2019, 23:07 • 4 min czytania 0 komentarzy

Nie był to najszczęśliwszy wieczór z Ligą Europy dla angielskich kibiców. Manchester United przegrał z FC Astaną, Arsenal poległ u siebie w starciu z Eintrachtem Frankfurt, a Wolverhampton Wanderers tylko zremisowali na wyjeździe ze Sportingiem Braga. Co tu dużo mówić – bywało lepiej. Najgorzej mogą się czuć w tej sytuacji kibice „Kanonierów”, którzy wciąż nie są pewni wyjścia z grupy.

Arsenal i Manchester zebrały w czapkę. Co słychać w Lidze Europy?

„Czerwone Diabły” już po dziesięciu minutach spotkania w Kazachstanie prowadziły 1:0 i wydawało się, że nic wielkiego im dzisiaj nie zagrozi. Otwierające trafienie zapisał na swoim koncie Jesse Lingard, był to zresztą naprawdę ładny gol. Warto rzucić okiem na powtórkę. Tym bardziej, że Anglik na jakiekolwiek oficjalne trafienie czekał… prawie rok. Ostatni raz drogę do siatki znalazł 25 stycznia w spotkaniu Pucharu Anglii. Jeżeli chodzi zaś o europejskie puchary, było to dla 26-latka pierwsze trafienie od listopada 2016 roku. Szmat czasu. Co też trochę podsumowuje, jak kulawo się ostatecznie rozwinął talent tego chłopaka.

Tak czy siak, początek spotkania był dla Manchesteru względnie udany, później jednak do głosu doszli gospodarze, którym udało się odgryźć wyżej notowanym rywalom i ostatecznie odwrócić losy spotkania, zwyciężając 2:1. Inna sprawa, że Ole Gunnar Solskjaer nie podszedł do dzisiejszego meczu zbyt poważnie, bo oddelegował na boisko niemal całkowicie rezerwową ekipę. Szansę na odetchnięcie otrzymali od managera właściwie wszyscy podstawowi piłkarze „Czerwonych Diabłów”, włącznie nawet z Davidem De Geą. Przegląd kadr nie wypadł koniec końców zbyt korzystnie, to fakt, choć trzeba przyznać, że angielska drużyna wykreowała sobie w sumie całkiem sporo szans, by jednak zdobyć w Kazachstanie chociaż jeden punkt. A już na pewno wystarczająco wiele, by strzelić więcej niż jedną bramkę.

Najbardziej spektakularnym pudłem popisał się Tahith Chong, który nie wcelował z sześciu metrów do… pustej bramki.

Reklama

Wokół 19-letniego Holendra ostatnio zrobiło się głośno – angielskie media zaczęły donosić, że chłopak ociąga się z przedłużeniem umowy z Manchesterem, a jego agenci sondują rynek w poszukiwaniu nieco ciekawszych opcji do rozwoju. Jakiś czas temu Chong mówił tak: – Aktualnie jestem piłkarzem Manchesteru United, a sezon jest pełen niespodzianek. Skupiam się na tym. Rozmowy kontraktowe przyjdą naturalnie. (…) Jestem otwarty na wszystkie propozycje. Ważne jednak jest to, aby pozostał skoncentrowany. Zobaczymy, w jakim kierunku to zmierza.

Cóż – wygląda jednak na to, że z tą koncentracją u niego jednak nie wszystko gra. Gdyby wykorzystał swoją stuprocentową sytuację, United prowadziliby 2:0 i najpewniej losy spotkania zostałyby rozstrzygnięte na amen. A tymczasem Astana wróciła do gry w wielkim stylu i sprzedała słynnym Anglik prztyczka w nos. A prztyczek jak to prztyczek – poważnych konsekwencji za sobą nie ciągnie, ale boli i drażni.

Wielkiego znaczenia dla losów grupy L ten mecz nie miał – United już wcześniej zapewnili sobie awans do fazy pucharowej rozgrywek. Inaczej sytuacja ma się z Arsenalem. „Kanonierzy” też są oczywiście w bardzo wygodnej sytuacji w swojej grupie, jednak awans cały czas może się im wymknąć z rąk w przypadku jakiejś zupełnej katastrofy na finiszu zmagań grupowych. Wszystko dlatego, że podopieczni Unaia Emery’ego przegrali dzisiaj 1:2 z Eintrachtem Frankfurt. Spotkanie mogło uchodzić za mini-hit tej kolejki Ligi Europy – ostatecznie Arsenal to finaliści poprzednich rozgrywek, zaś Eintracht zakończył je na etapie półfinałów. Niespodziewana porażka londyńczyków przed własną publicznością to dla nich aż siódmy z rzędu mecz bez kompletu punktów. Pod wodzę Arsene’a Wengera nie zdarzyła się „Kanonierom” ani jedna tak nędzna passa. Emery pisze historię klubu, choć pewnie nie tak złotymi zgłoskami, jak sobie zamarzył.

Pierwsza połowa nie zwiastowała wpadki – Arsenal wyszedł na prowadzenie dopiero w doliczonym czasie gry, fakt, ale przewaga gospodarzy była wręcz miażdżąca. 8:1 w strzałach, przewaga w posiadaniu piłki i tak dalej. Po przerwie jednak londyńczycy nie oddali już ani jednego celnego strzału na bramkę przeciwnika, no i przede wszystkim sami poluzowali szyki obronne, dając sobie wcisnąć dwie sztuki. Bohaterem gości został Daichi Kamada – zdobywca obu goli.

Naprawdę rażąca była ofensywna mizeria „Kanonierów” po przerwie – wynik wymknął im się z rąk, ale nie widać było żadnego zacięcia, pasji, chęci odwrócenia sytuacji na własną korzyść. Kompletny paździerz. Od strony mentalnej bardzo kiepsko to wyglądało. Ciekawszy przebieg miało natomiast starcie Sportingu Braga z Wolverhampton. Gospodarze najpierw wyszli na szybkie prowadzenie, by niedługo potem dać sobie wpakować trzy bramki i na przerwę zejść z wynikiem 1:3. W drugiej połowie Portugalczycy zafundowali jednak swoim kibicom kolejny gwałtowny zwrot akcji, odwracając losy spotkania i ostatecznie ustalając wynik na rezultacie 3:3.

Obie ekipy ewidentnie sobie na boisku pofolgowały, jeżeli chodzi o kwestie taktyczne. Ostatecznie jedni i drudzy są już pewni wyjścia z grupy, nie było zatem sensu się za bardzo czaić.

Reklama

Kogo jeszcze możemy wskazać jako pewnego udziału w fazie pucharowej Ligi Europy? Z grup A na pewno wychodzi Sevilla oraz APOEL, zakwalifikowała się również ekipa FC Basel z grupy C. Poza tym wszystko jasne w grupie D, gdzie awans mają już Sporting Lizbona i LASK Linz, a z pucharami żegna się PSV Eindhoven. W grupie E pewny gry w LE na wiosnę jest Celtic, spokojny może być również Espanyol z grupy H. Rozstrzygnięta jest z kolei grupa I, gdzie awans mają już Gent i Wolfsburg. W fazie pucharowej zobaczymy także – jako się rzekło – Wolverhampton, Manchester United, podobnie jak AZ Alkmaar i wspomnianą Bragę.

Reszta rozstrzygnięć dopiero w ostatniej kolejce.

Najnowsze

Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Liga Europy

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

8
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Komentarze

0 komentarzy

Loading...