Przez całe długie lata Legia Warszawa nie miała szczęścia do zagranicznych skrzydłowych. Do tego stopnia, że aż dostajemy gęsiej skórki, gdy przypomnimy sobie wszystkich Langilów, Aleksandrowów czy innego Hildeberto. Mieliśmy pewne podstawy, by sądzić, że sprowadzony latem Luquinhas wpisze się w tę transferową tradycję klubu ze stolicy, ale coraz więcej wskazuje na to, że Brazylijczyk może wypalić. Co prawda skrzydłowy Luquinhas był piłkarzem bardzo irytującym, ale ofensywny pomocnik Luquinhas może dać Legii dużo radości.
No wydaje się, że trafił blisko środka tarczy z tym manewrem Aleksandar Vuković. Na razie to oczywiście tylko kilka meczów, ale przesunięcie tego piłkarza do środka trochę kojarzy nam się z tym, co Waldemar Fornalik zrobił z Joelem Valencią – przeciętny skrzydłowy za napastnikiem został gwiazdą Ekstraklasy.
Czy Luquinhas może podążyć tym samym szlakiem? Na pewno zgadza się to, że na boku nie potrafił uwolnić swojego potencjału. Nie trzeba było mieć licencji UEFA Pro, by zauważyć, że 23-latek potrafi grać w piłkę, zgubić przeciwnika nawet samym balansem ciała czy świetnie zyskiwać przestrzeń, ale pojawiał się problem wtedy, gdy Brazylijczyk mijał linię szesnastki. Zazwyczaj podejmował złe wybory dotyczące strzału czy podania, a do wykonania również można było się przyczepić. W dodatku zdradzał – mówiąc wprost – wkurwiającą tendencję do lądowania na ziemi przy niemal każdym kontakcie w poszukiwaniu karnego lub przynajmniej wolniaka. Efekty jego starań były dość mizerne, bo ograniczały się do: asysty z Cracovią, która sprowadzała się do tego, że został nastrzelony przez rywala i futbolówka odbiła mu się od tyłka, asysty w końcówce pucharowego starcia z Puszczą i wywalczonej jedenastki z Rakowem.
Jak na siedemnaście występów – to żenująco mały wkład w dorobek drużyny.
Pomysł przestawienia go na dziesiątkę pojawił się w trakcie ostatniej przerwy na kadrę i związany był z coraz większą konkurencją na skrzydłach po dojściu do drużyny Pawła Wszołka, a także potrzebą poszukania alternatywy dla Waleriana Gwilii. Gruzin był rzecz jasna jednym z najlepszy graczy Legii na początku sezonu, ale z ostatniego zgrupowania swojej reprezentacji wrócił przed czasem i z urazem.
Luquinhas wskoczył na kierownicę w meczu z Lechem i wyglądał w nim, a także w kolejnych spotkaniach, tak dobrze, że został do dziś i chyba teraz to on na stałe będzie pierwszym wyborem na tej pozycji. Może imponować jego ruchliwość, współpraca z wychodzącymi na pozycje napastnikami i to, jak rozrywa szyki obronne przeciwników. Oczywiście nie sposób uciec również od mówienia o konkretach, dlatego podkreślamy, że jako dziesiątka jest z nimi lepiej. W meczu z Wisłą Kraków Brazylijczyk zanotował premierowe trafienie w barwach Legii i wywalczył rzut karny, a przeciwko Arce zaliczył asystę.
Ale powinno być tego znacznie więcej i – abstrahując od jego pudła w dogodnej sytuacji z Widzewem – są to sprawy od Brazylijczyka niezależne. On kreował kolegom świetne sytuacje, oni je partaczyli. Z asyst okradli go:
– Jose Kante w meczu z Lechem,
– Jarosław Niezgoda w meczu z Lechem (padł z tej akcji gol Novikovasa),
– Jose Kante w meczu z Wisłą Kraków,
– Paweł Wszołek w meczu z Widzewem,
– Jose Kante w meczu w Widzewem (szczególnie bolesna sprawa, bo Brazylijczyk przed dograniem minął w tej akcji trzech rywali),
– Artur Jędrzejczyk w meczu z Arką.
A wymieniliśmy tylko te bardzo dogodne sytuacje, bo gdybyśmy chcieli być szczególarzami, to byłoby tego znacznie więcej. To musiało się skończyć obecnością piłkarza Legii w naszej jedenastce kozaków. Po raz pierwszy, ale teraz powinien pojawiać się częściej.
Już przy okazji wyboru Szczawika wspomnieliśmy wam, że to nie była kolejka młodzieżowców, ale równie dokładnie widać to na przykładzie jedenastki badziewiaków. Mamy sześciu! Stanowią aż ponad połowę składu, a Jan Sobociński wyrósł na króla tej drużyny. Nie ma w tej lidze piłkarza, który byłby w niej częściej niż stoper ŁKS-u.
Fot. FotoPyK
Jedenastkę kolejki, wraz z słuchaczami, wybieramy także w magazynie Weszłopolscy.