Reklama

Górnik – Piast, czyli derby kochające absurdy

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2019, 10:16 • 8 min czytania 0 komentarzy

Derby Górnika Zabrze z Piastem Gliwice to teraz największe starcie śląskich klubów w Ekstraklasie, ale historycznie nawet nie mają podjazdu do meczów Górnika z Ruchem Chorzów. Wystarczy przytoczyć fakt, że na najwyższym szczeblu zaczęły się dopiero w 2008 roku. Nie znaczy to jednak, że mało się w tych spotkaniach dzieje, że jest nudno, że nie ma czego wspominać. Tutaj wręcz przeciwnie – zawsze działo się dużo, nie tylko na samym boisku. Można wręcz uznać, że to derby kochające absurdy i już jesteśmy ciekawi, co tym razem się wydarzy. A na razie przypomnijmy sobie największe kurioza z przeszłości.

Górnik – Piast, czyli derby kochające absurdy

Końskie łajno

Wydarzenie najświeższe, z marca ubiegłego roku, ale chyba nic go nie przebije. Kibole Piasta okazali się najzabawniejszymi chuliganami świata. Pod koniec meczu, przy prowadzeniu swojej drużyny 1:0, najpierw napierali na bramę, aż w końcu ją wyważyli i… zgłupieli. Co dalej robić, tego nie było w planie, może jednak to naprawimy? No stali chłopy i nie wiedzieli, po co w sumie to wszystko. Policja wjechała na murawę – również na koniach, a te konie uznały w pewnym momencie, że każde miejsce jest dobre na toaletę, więc postanowiły nawozić boisko. Scenki jak z jakiegoś dzikiego kraju. Skończyło się na zakończeniu zawodów przed czasem i walkowerze dla Górnika.

Piast mentalnie długo się po tym wszystkim zbierał, utrzymanie zapewnił sobie dopiero w ostatniej kolejce. Grupa kibicowska Piastoholicy miała natomiast pretensje do klubu, że… współpracował z policją. Ogłoszono trwający blisko rok bojkot, który jednak był prawie niezauważalny jeśli chodzi o frekwencję. Skończyło się na zawieszeniu broni przed rundą wiosenną ubiegłego sezonu.

Reklama

Górnik nawet u siebie nie jest teraz faworytem derbów z Piastem. W ETOTO kurs na wygraną zabrzan wynosi 2,80. Na wygraną Piasta – 2,75

Jajka i kurczaki

Wracamy do samego początku, do 14 września 2008 roku, gdy Górnik po raz pierwszy zmierzył się z Piastem w Ekstraklasie. Zabrzanie wygrali 1:0 po szybkim golu Piotra Madejskiego, a w 23. minucie Tomasz Hajto zmarnował rzut karny. Najwięcej działo się jednak dookoła. Pod koniec pierwszej połowy sędzia przerwał mecz na 12 minut z powodu zamieszek na trybunach. Właśnie w tym czasie chuligani Górnika, którzy nazywali kibiców Piasta „kurczakami”, obrzucili sektor gości z Gliwic jajkami, a na bieżnię okalającą murawę wypuścili… kilka żywych kur, które spokojnie zwiedzały sobie teren. Folklor w pełnej krasie. Kontrola przy wejściu musiała być bardzo dokładna.

gornik piast multi multi

Pocięta oprawa

W listopadzie 2013 na Piaście przeprowadzono zbiórkę na derbową oprawę. Były szumne zapowiedzi, a skończyło się na tym, że… służbom oprawa się nie spodobała i ostatecznie zaprezentowano tylko jej fragment. Znajdujący się w sektorze gości kibice Górnika mieli używanie i mogli śpiewać „oprawa roku, no kurwa oprawa roku!”.

Reklama

Przynajmniej na boisku wszystko się dla gliwiczan zgadzało, Piast po golach Rubena Jurado (już w 1. minucie) i Kamila Wilczka wygrał 2:0.

Szmatuła nie wytrzymał

Dwa lata temu Górnik w pierwszym meczu po powrocie do elity pokonał Piasta po jednym z najbardziej żenujących karnych, które podyktowano w Ekstraklasie w ostatnich sezonach. Igor Angulo symulował tak perfidnie, że powinien zapaść się pod ziemię jeszcze będąc na murawie, ale na jego padolino dał się nabrać sędzia Piotr Lasyk i wskazał na wapno. Wściekli zawodnicy gości ruszyli z pretensjami do arbitra, a najbardziej aktywny był w tym Jakub Szmatuła. Pociągnął Lasyka za ramię, co skończyło się czerwoną kartką.

Szmatuła później tłumaczył, że chciał zadbać o… bezpieczeństwo sędziego. Przy całej sympatii, nie przekonał nas ani wtedy, ani teraz. – Za to pana sędziego przepraszam, bo poniosły mnie nerwy. On za to co zrobił, powinien przeprosić całą naszą drużynę. Ten pierwszy rzut karny to jest „Kino-Oko”. I niech się później nie dziwi, że są nerwy bo sami do tego doprowadzają. To są derby, mecz na remis, a on po takim czymś wskazuje rzut karny.  Trochę mnie poniosło, ale mi jako kapitanowi nie powinien dać mi czerwonej kartki. Ja tylko chciałem go lekko odsunąć, uchronić przed resztą chłopaków, bo widziałem „pianę” jaką wszyscy mieli. Przecież nie odepchnąłem go i nic mu nie mówiłem. Nie przeklinałem i nie powiedziałem na niego złego słowa, ale tylko go zabrałem na bok. W jego interpretacji naruszyłem jego cielesność. Może zrobiłem to troszeczkę za mocno, ale nie miałem nic złego na myśli. Jeżeli jednak tak to widział, ja go za to przepraszam – mówił doświadczony bramkarz, cytowany przez oficjalną stronę.

To były jeszcze te podłe czasy, w których nie było VAR-u na każdym meczu i akurat wtedy go zabrakło. Angulo z tego oszukanego karnego strzelił zwycięskiego gola. W doliczonym czasie już w pełni legalnie mógł trafić z jedenastu metrów, ale wtedy górą był wchodzący za Szmatułę Dobrivoj Rusov.

Mecz życia Gergela i koszmary Osyry

W tamtym sezonie Górnik zleciał z Ekstraklasy, a Piast wszedł do pucharów. No ale 1 grudnia 2015 to w Zabrzu było święto. Gospodarze do przerwy przegrywali 1:2, za to po przerwie zmiażdżyli rywala i skończyło się na 5:2. Na tym meczu przez kolejne dwa lata jechał Roman Gergel. Zdobył cztery bramki, do tego przed świętami strzelał jeszcze Jagiellonii i Zagłębiu Lubin, więc wydawało się, że oglądamy narodziny nowej gwiazdy. Nic bardziej mylnego – Słowak wiosną do siatki trafił już zaledwie raz, a po przejściu do Termaliki przez dwa sezony na najwyższym szczeblu głównie rozczarowywał. Liczby Gergela ponownie stały się lepsze dopiero po zjeździe klubu z Niecieczy do I ligi, w której siedzi do dziś.

Jeden się wtedy wypromował, drugi zakopał. Tamten mecz w praktyce był końcem Kornela Osyry przy Okrzei. Zastępował w obronie Heberta, ale nawet nie dotrwał do końca, został zdjęty w 68. minucie. Radoslav Latal nie zamierzał gryźć się w język i na konferencji grzmiał: – Tak grać jak dziś Osyra po prostu nie można!

Trwa promocja w ETOTO! Twoje środki na grę zostaną potrojone. Bonus 200% od pierwszego depozytu, aż do 200 zł! 

Rok temu rozmawialiśmy z Osyrą również o tamtych przeżyciach, dla niego wyjątkowo nieprzyjemnych. Co ciekawe, częściowo przyznawał rację Czechowi.

Hiszpana zastąpił Radoslav Latal i dość długo u niego miałeś pewny plac. Aż nadszedł 1 grudnia 2015 roku i przegrany 2:5 mecz z Górnikiem Zabrze…
– Nasze relacje nigdy nie były mega ciepłe. Trzy miesiące wcześniej wykryto mi problemy z przepukliną, mimo to starałem się dociągnąć do grudnia i dopiero w przerwie zimowej przejść zabieg. Umówiliśmy się z trenerem, że gdyby po drodze przytrafił się jakiś fatalny występ, to przejdę operację wcześniej. Ale tamten mecz z Górnikiem przelał czarę goryczy. To był chyba mój najsłabszy występ w Ekstraklasie, może mi się śnić do teraz. Tam z kolei wypromowałem Romana Gergela, śmialiśmy się w Niecieczy, że wybił się na tym jednym błysku i dlatego Termalica go wykupiła. Chyba zacznę pobierać jakieś procenty, bo wychodzi, że tylko innych kreuję na gwiazdy, a nic z tego nie mam.

Latal nie zachował się zbyt lojalnie. Niedługo po spotkaniu z Górnikiem powiedział na konferencji: – Po każdym meczu rozmawiam z Kornelem. Pokazuje mu te błędy na wideo, ale to on musi się zmienić. Ja za niego nie zagram. Jeśli wciąż będzie popełniać te same błędy, to odczuje to cała drużyna. On o tym wie i musi sobie z tym poradzić. O przepuklinie nie wspomniał.
– Tak jak mówiłem, jakoś szczególnie nigdy nie było nam ze sobą po drodze. Latal przeważnie stosował ustawienie z trójką stoperów, więc dużego wyboru nie miał, musiał na mnie stawiać. Co nie zmienia faktu, że mecz w Zabrzu zawaliłem strasznie i od tego momentu nasze relacje jeszcze bardziej się ochłodziły, a w zasadzie zanikły. Leczyłem się, pojechałem na obóz, ale zimą przyszło pięciu czy sześciu nowych zawodników i większość z miejsca wskoczyła do składu. W tamtym czasie potrzebowaliśmy spokoju i stabilizacji. Gdybyśmy poszli w tę stronę, mistrzostwo Polski byłoby w naszym zasięgu.

Nie czułeś się zdradzony tamtą wypowiedzą z konferencji?
– Nie, akurat w tej kwestii byliśmy dogadani, że gram na własną odpowiedzialność. To ja podjąłem decyzję, że czekam z operacją. Nie oczekiwałem, że trener po jednym fatalnym meczu zacznie mnie tłumaczyć problemami z przepukliną, z którymi wcześniej rozegrałem przecież wiele dobrych spotkań. Obaj podjęliśmy ryzyko, które długo się opłacało. Ale tak jak mówię, Górnik był momentem zwrotnym. Wiosną wystąpiłem już zaledwie cztery razy i latem sobie podziękowaliśmy.

A same uwagi wypowiedziane wtedy pod twoim adresem były słuszne?
– Każdy widzi pewne rzeczy po swojemu, tak, jak chce. Trener akurat miał takie spostrzeżenia. Wydaje mi się, że nie było aż takiego dramatu, inaczej ze mną na boisku nie wygralibyśmy w pierwszej rundzie kilkunastu meczów. Nie zamierzam jednak mocno polemizować. Wiem, że trener miał do mnie uwagi, wiem, o jakie sytuacje chodzi.

O jakie?
– Chodziło mu o powielanie błędów. Może jego zdaniem odstawałem taktycznie czy fizycznie. Z ostatnim punktem mogę się zgodzić, miałem wtedy takie problemy.

Swojski trash talk

A o tym pisaliśmy już ostatnio. Tak jak na przykład kluby Bundesligi na Twitterze potrafią sobie wbijać ostre szpileczki, jednocześnie uderzając w takie struny, by było to wszystko zabawne i wysmakowane, tak zabrzańsko-gliwicki „trash talk” był taki no… że trzeba w sumie czytać wypowiedzi po kilka razy i dzwonić do CKE po klucz, by załapać, gdzie tam są większe złośliwości. I tak Artur Płatek zaczepiał: – My nie jesteśmy Piastem, który latem mocno się wzmocnił i ma dwudziestu gotowych zawodników. Obecnie gliwiczanie dysponują nawet lepszą kadrę niż w poprzednim sezonie.

A Bogdan Wilk odpowiadał: – Doszły nas słuchy, że inni wyznaczają nam cele na ten sezon. Nie ukrywamy, że trochę się tym zdziwiliśmy – mówi nam dyrektor sportowy mistrzów Polski, Bogdan Wilk, który odniósł się do kilku aspektów stawianych w mediach tez. – Jeśli chodzi o cele i o to, o co ma walczyć Piast, to uważam, że każdy powinien skupić się na sobie. Każdy ma swoje problemy. Wygląda to jakby chciano pomniejszyć naszą ewentualną wygraną w derbach, albo w razie wygranej drugiej strony jeszcze bardziej ją uwypuklić.

Normalnie cios za cios jak w pojedynku o pas wagi ciężkiej. Górnik ostatnio podbił jeszcze stawkę pytając w swoim miniserialu „Jadymy durś”, czy skoro część Gliwic kibicuje Górnikowi, to mecze Górnika z Piastem to nadal derby.

To już fajniejsze, ale mimo wszystko raczej Karkonosze niż Himalaje uszczypliwości.

***

Jak widzicie, po meczach tych drużyn rzadko nie ma o czym mówić. Już jesteśmy ciekawi, co nam dziś zaserwują, ale piłkarze – nie kibice. Oni niech poza normę lepiej nie wychodzą.

gornik piast grafa przedmeczowa

Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...