– To jedna z moich ulubionych anegdot – wyznał kilka lat temu Gonzalo Higuain. – Przeżywałem w Realu Madryt trudne chwile, nie potrafiłem przełamać swojej strzeleckiej niemocy. Wtedy Ruud van Nistelrooy powiedział mi coś, co dobrze zapamiętałem. Bo to święta prawda. Są w życiu napastnika takie okresy, gdy bardzo się starasz, ale po prostu nie wychodzi. A gole są jak keczup. Kiedy naciskasz zbyt mocno, nie wylecą, ale gdy już zaczną, to wszystkie naraz.
Czy keczupowa teoria van Nistelrooya sprawdzi się również w przypadku Luki Jovicia?
LUKA JOVIĆ ZDOBĘDZIE DZIŚ GOLA Z BETISEM? KURS: 1.90 W ETOTO!
21-letni reprezentant Serbii trafił do Realu Madryt przed startem bieżącego sezonu za około 60 milionów euro. Nie jest to kwota, która w dzisiejszych realiach transferowych zwala z nóg, ale nadal mówimy o sporych pieniądzach. Tym bardziej, że Jović nie jest przecież jeszcze zawodnikiem o wielkim dorobku i doświadczeniu. Fakt faktem – poprzedni sezon miał po prostu kapitalny. W barwach Eintrachtu Frankfurt rozegrał aż 32 mecze w Bundeslidze, notując 17 goli i dorzucając do tego kilka asyst. Błyszczał też na poziomie Ligi Europy, gdzie w czternastu występach strzelił 10 bramek. To był jednak pierwszy aż tak imponujący sezon w jego wykonaniu. Absolutnie zasadnym było zatem pytanie, czy nie jest dla Jovicia po prostu na grę w Realu za wcześnie.
Predrag Mijatović już w trakcie okienka transferowego przestrzegał: – Real ściąga przede wszystkim piłkarzy na ławkę. Nie mam pewności, czy Zidane dokładnie obserwował Jovicia przed tym zakupem. Ten chłopak potrzebuje sporo czasu na dostosowanie się do nowych realiów. Sam znam go bardzo dobrze. Jest młodym, świetnym strzelcem. Może być w przyszłości przydatnym zawodnikiem dla Realu. Ale apeluję, nie wymagajmy od niego od razu dwudziestu bramek w sezonie.
Cóż – rzeczywiście, Jović do Realu trafił po prostu jako alternatywa dla Karima Benzemy. Ale alternatywa wartościowa, a nie pozorna. Tak już w zespole „Królewskich” przed laty bywało, że francuski napastnik – piłkarz wielkiej klasy, lecz jednak trochę chimeryczny i podatny na strzeleckie przestoje – miał w zespole niezwykle groźnego konkurenta do miejsca w wyjściowej jedenastce. Kiedyś był to cytowany Gonzalo Higuain, potem choćby Alvaro Morata. Piłkarze z olbrzymią ochotą na to, by Benzemę po prostu posadzić na ławce. Obaj zresztą w poszukiwaniu regularnych występów wyfrunęli prędzej czy później z Estadio Santiago Bernabeu. Co tu zresztą dużo wspominać – mistrzowski tytuł Realu w 2017 roku to był w dużej mierze efekt niespotykanej głębi składu, jakim zarządzał wówczas Zinedine Zidane, stosując swój słynny system rotacji. Transfer Jovicia miał być jednym z ruchów, mających na celu zagwarantowanie menedżerowi „Królewskich” szerokiego pola manewru.
Można się jeszcze cofnąć pamięcią do 2012 roku i mistrzostwa z Jose Mourinho u steru. Cristiano Ronaldo zdobył wtedy w lidze 46 goli, lecz nie należy zapominać, iż Higuain oraz Benzema również strzelali jak szaleni. Ten pierwszy skończył sezon z 22 bramkami na koncie, drugi zdobył o jednego gola mniej. Konkurując napędzali się strzelecko.
POWYŻEJ 3.5 GOLA DLA REALU MADRYT W DZISIEJSZYM MECZU? KURS: 3.05 W ETOTO!
– Czy Jović jest wystarczająco dobry, by pełnić taką rolę, jak kiedyś Morata? – zastanawiał się przed sezonem Nando Vila z The Athletic. – Jego sezon w Niemczech był znakomity. Jeżeli spojrzeć na zdobywane przez Serba bramki, można dojść do wniosku, że jest on groźny właściwie z każdej pozycji na boisku. Jednak gra na szpicy w Realu Madryt wymaga nieco więcej umiejętności niż tylko dobre wykończenie akcji. Dziewiątka Realu musi być pod grą. Dlatego często napastnicy, którzy sporo strzelają w małych klubach wyglądają potem przeciętnie w towarzystwie najlepszych zawodników świata. Mariano w Lyonie też strzelał sporo, ale nigdy nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w składzie Realu. Ponadto trzeba pamiętać, że Zidane jest wyznawcą Karima Benzemy. Tylko kontuzja może na stałe wykluczyć go z gry.
Cóż, no i tak to właśnie wygląda. Choć Zizou – mimo wszystko – zagwarantował Joviciowi na starcie sezonu sporo minut. Reprezentant Serbii ma już na koncie osiem występów w La Lidze (284 minuty; trzy występy od początku) i dwa starty w Champions League (28 minut). Kilka poważniejszych szans żeby się pokazać jak najbardziej dostał.
Sęk w tym, że prawie wszystkie w nędznym stylu zmarnował i znalazł się w ogniu krytyki ze strony hiszpańskich mediów. Wytyka się mu nawet obyczajowe zawirowania, które mają niekorzystnie wpływać na jego boiskową dyspozycję.
Największym rozczarowaniem w wykonaniu Jovicia był chyba wrześniowy mecz z Osasuną. Zidane trzymał Serba na boisku przez 90 minut – spotkanie było w pełni pod kontrolą „Królewskich”, więc nadarzyła się wymarzona wręcz okazja, by trochę rozpędzić nowego napastnika, dać mu szansę na zaskarbienie sympatii trybun. Ostatecznie mecz zakończył się jednak skromnym rezultatem 2:0 dla Realu, a Serb ani razu nie wpisał się na listę strzelców. Prawda, udało mu się wpakować piłkę do siatki, lecz był akurat na ofsajdzie. Poza tym – partaczył dogodne okazje na potęgę. A to był mecz z kategorii tych, które napastnik Realu Madryt po prostu musi kończyć z minimum jednym trafieniem na koncie. Jović popracował trochę w defensywie, był aktywny, ale gdy mecz toczony jest do jednej bramki, snajpera rozlicza się z zebranych skalpów. Pozostałymi elementami gry można zabłysnąć na tle poważnych przeciwników, a ligowych średniaków trzeba po prostu golić.
Przełamanie nadeszło dopiero w ostatniej kolejce. Zidane kolejny raz udowodnił, że zależy mu na dobrym samopoczuciu nowego napastnika. W 69 minucie meczu z Leganes, Karim Benzema podwyższył prowadzenie Realu na 4:0. Minutę później na boisku już go nie było – manager „Królewskich” postanowił, że końcówka powinna należeć do Jovicia. I tym razem Serb nie zawiódł – w doliczonym czasie gry dobił rywala golem na 5:0.
REAL STRZELI DZIŚ BETISOWI CZTERY GOLE LUB WIĘCEJ? KURS: 2.85 W ETOTO!
– Znalazłem się pod olbrzymią presją, ale nie przestałem wierzyć w moje umiejętności – komentował po meczu Jović. Napastnik miał jeszcze doskonałą okazję na wbicie szóstej bramki, lecz z najbliższej odległości trafił futbolówką w rozpaczliwie interweniującego bramkarza. Nie zmąciło to jednak jego satysfakcji z przełamania. – Wiedziałem, że bramki przyjdą z czasem. Motywowało mnie pragnienie udowodnienia wszystkim, że sprowadzenie mnie do największego klubu na świecie nie było błędem. Zdobycie gola to dla mnie ulga, bo ostatnie tygodnie były bardzo trudne. Kibice byli surowi. Mam nadzieję, że mi zaufają.
Niewielu było w najnowszej historii Realu napastników, którzy rozpędzali się aż tak wolno. Można sobie przypomnieć choćby debiut Brazylijczyka Ronaldo, który premierowe trafienie dla „Królewskich” w La Lidze zaliczył po minucie spędzonej na boisku. W przypadku Cristiano Ronaldo oczekiwanie na otwarcie strzeleckiego licznika potrwało nieco ponad pół godziny. Na pocieszenie dla Serba można jednak przypomnieć przykład Higuaina, który pierwszy sezon w Realu zakończył z bilansem 19 występów i dwóch goli. Na pierwszego czekał 436 minut.
W końcu jednak tubka z keczupem ustąpiła i summa summarum Argentyńczyk zdobył dla Los Blancos 122 gole. Pewnie nikt w Madrycie nie będzie narzekał, jeżeli Jović kiedyś się do takiego dorobku zbliży.