Raz zasieje na konferencji prasowej roślinkę, raz opowie sprośny dowcip. Wyskoczy do kibiców gotów do bitki, podaruje zagranicznemu trenerowi rozmówki polsko-norweskie, ale i zorganizuje za darmo kurs dla trenerów z niższych lig. Ciężko o budzącą regularnie większe emocje postać wśród polskich trenerów. Bo Michał Probierz to gość z osobowością podsypaną kilkoma szczyptami pieprzu cayenne.
Nie ma jednak przypadku w tym, że potężna grupa ligowców zapytana o trenera, z którym najbardziej chciałaby pracować, odpowiada, że właśnie z Probierzem. Bo choć twardy, bezkompromisowy i nie owijający w bawełnę, potrafi wydobyć ze swoich ludzi coś ekstra.
I skoro dziś obchodzi okrągły jubileusz – czterechsetny mecz w roli trenera w ekstraklasie, postanowiliśmy przypomnieć te jego wypowiedzi i zachowania, które najbardziej zapadły nam w pamięć podczas tych 399 spotkań, ale i poza nimi.
Ja, szpieg
Dziś w piłce nożnej przewagę nad rywalem ma dawać Footbonaut, drony latające nad głowami piłkarzy na treningach, pulsometry z GPS. Kiedyś? Kiedyś, w zasadzie nie tak dawno – mniej niż dekadę temu, przewagę nad rywalem zyskiwało się przywdziewając nierzucający się w oczy prochowiec i biorąc do ręki telefon komórkowy.
– Widziałem mecze Arisu na DVD, a dużą część spotkania sparingowego przeciwko Kerkyrze, na którym byłem w Salonikach, nagrałem na telefon. Moi piłkarze dostali więc Aris na tacy – mówił Probierz przed dwumeczem z grecką ekipą.
Inna sprawa, że piłkarze Jagi nie potrafili tego, co było na tacy skonsumować i przegrali 3:4 w dwumeczu. Arisowi jednak Probierz zaimponował na tyle, że niedługo później Grecy postanowili go zatrudnić. Technikami szpiegowskimi czy stylem gry prowadzonego przez niego zespołu? Tego już nie wiemy.
Herzlich willkommen
– Herzlich willkommen in Bialystok. Ich werde Deutsch sprechen und sondern ich werde auch ein anderen Trainer.
…i już wiesz, że Probierz przyszedł dać na konferencji prasowej kolejne show. Gdy wyczyta coś na swój temat, co nie do końca mu się spodoba, można być pewnym, że obecny trener i wiceprezes Cracovii się do tego odniesie. Tak było w przypadku wywiadu, jakiego udzielił Mariusz Piekarski. Stwierdził w nim, że Michał Probierz nie nadaje się do prowadzenia dużego klubu, że cały czas mówi o budowaniu, a to jego budowanie trwa w takim tempie, że życia braknie na dokończenie procesu. Wbił też szpilkę trenerowi mówiąc, że skoro ten tak narzeka na brak lotniska w Białymstoku, to urodzony na Podlasiu Piekarski sprowadził inwestorów nie w rodzinne strony, a do Gdańska, gdzie lotnisko jest.
Dopowiedział później – już po polsku:
– Jak polski trener coś powie, to zawsze jest problem. Jak polski trener opowiada, że trzeba szkolić młodzież, to jest reakcja ‘co on opowiada?’ i zamiast niego daje się trenera niemieckiego. Tak jak dzisiaj czytam wywiad z jednym z menadżerów, który mówi, że nie trzeba w Polsce szkolić, to może zamknijmy wszystkie szkółki, sprzedajmy wszystkich piłkarzy i sprowadźmy z zagranicy?
Probierz-polonista
Że drażni go liczba zagranicznych trenerów ściąganych do Polski? Że wkurza go to, że jak szkoleniowiec powie jakiś truizm w obcym języku, wszyscy traktują to jako prawdę objawioną? Z tym Probierz nigdy się szczególnie nie krył. Bo jego zdaniem w ten sposób blokuje się zdolnych, polskich trenerów.
Henningowi Bergowi symbolicznie podarował więc książkę „Rozmówki polsko-norweskie”. – Zawsze jak gdzieś jedziemy, chcemy być otwarci, pokazywać, że uczymy się języków. Więc fajnie by było, gdyby choć jednego wywiadu trener Berg udzielił po polsku. Ma długi kontrakt, może się trochę pouczyć. Powiedziałem mu, że mam nadzieję, że w przyszłości porozmawiamy w języku polskim.
Cóż, ta przyszłość wciąż nie nadeszła i raczej się nie zanosi.
Walka z wiatra samolotami
Wspomniane przez Piekarskiego lotnisko to leitmotiv przewijający się co jakiś czas w wypowiedziach Probierza za każdym razem, gdy trenował Jagiellonię. Największe zło? Położenie Białegostoku i brak lotniska nawet nie w pobliżu, ale w jakiejś rozsądnej odległości.
– Jesteśmy ciągle w drodze. Po dziesięć, jedenaście godzin. Najbliższy wyjazd do Warszawy, to jest “tylko” 200 kilometrów. Niby wynajęcie lotu czarterowego na wyjazd do Kazachstanu to wygoda, bo leci się bezpośrednio. W przypadku Jagiellonii to nie do końca, bo trzeba na ten samolot dojechać kilkaset kilometrów na lotnisko do Warszawy, Kowna czy Mińska.
Probierz na lotnisko nie czekał, zmienił Białystok na Kraków. A na Podlasiu budowa portu lotniczego przeciąga się w nieskończoność, na Krywianach jest co prawda już pas startowy, ale do otwarcia lotniska wciąż bardzo, bardzo daleka droga.
Paprotka
Lotnisko to wizja daleka, bo lotnisko to nie roślinka, którą się sadzi, zalewa i czeka aż wyrośnie.
Ale Probierz walczy mocno o to, by cierpliwie podejść do wzrostu innej „roślinki”. By siać ziarno szkolenia i dać mu zakiełkować, wyrosnąć. By nie hejtować polskich trenerów, polskiej myśli szkoleniowej, tylko dać dobre warunki pracy, rozwoju. Na konferencji przed Lechem Poznań podszedł do tematu bardzo obrazowo. Wszedł do sali konferencyjnej z doniczką, workiem ziemi, nasionami i po przygotowaniu sadzonki podlał wodą.
– Może za pięć minut coś wyrośnie? Nie rośnie. To jest przykład, jeden z wielu, cierpliwości do tego, co robimy.
Wieszanie na jajach
Mecze z Lechem w ogóle włączają u Probierza tryb ubarwiania konferencji prasowych, bo nim była paprotka, były przyciemniane okulary. W zamyśle – różowe, przez które powinniśmy przestać spoglądać, by dostrzec, na jakim poziomie pracują kluby wyrzucające polskie drużyny z pucharów.
– Wszyscy śmiejemy się z zespołów, które ograły nasze. Z Kazachów, z Azerów, z Macedończyków. Kto przejechał się zobaczyć, jakie warunki mają? Czas wreszcie powiedzieć prawdę, jak polska piłka funkcjonuje. 20 lat temu, jak pierwszy raz prowadziłem młodzież, mówili o mnie, że jestem debilem, bo mówię o bazach, warunkach, trenerach.
A jako, że był to mecz z Lechem Nenada Bjelicy – zagranicznego trenera, więc wiadomo, jaki stosunek może mieć do niego Probierz – padło pytanie i o niego. I znów dziennikarze nie mogli być rozczarowani nudną, sztampową odpowiedzią.
– Bardzo go lubię, bo jest fajnym gościem. Tylko gdyby Probierz prowadził Lecha, przegrał w finale Pucharu Polski, zajął trzecie miejsce i teraz odpadł w pucharach, to by mnie – za przeproszeniem – na jajach powiesili.
Wojownik część 1
Potrafi w swoich piłkarzy przywalić, ale gdy trzeba, staje za nimi murem. I sytuacja po meczu z Podbeskidziem pokazuje to najlepiej, piłkarze często uzasadniają, dlaczego chcieliby pracować właśnie z Probierzem, przywołują to, co działo się po słabiutkim występie Jagi zakończonym 0:3 w Białymstoku.
Kibice zaprosili piłkarzy pod trybuny, po czym wyzywali ich od najgorszych, na co Probierz nie miał zamiaru się zgodzić. Odpalił się do tego stopnia, że wszedł w pyskówkę z jednym z kibiców. W żołnierskich słowach przywołał go do siebie, by stanął z trenerem twarzą w twarz, zaczął szarpać bandę reklamową okalającą boisko, po czym ruszył pod śpiewający „po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie” młyn.
Do rękoczynów na szczęście nie doszło.
MMA z Korunem
Był gotów do bitki z kibicami, ale i na boisku potrafił już zaprezentować chwyty rodem z oktagonu. 12 centymetrów wzrostu, pewnie też kilka, jak nie kilkanaście wagi – te przewagi Urosa Koruna nie zrobiły na Probierzu żadnego wrażenia. Gdy czas gonił, nie namyślał się długo, tylko zaczął się siłować ze Słoweńcem, byle tylko odzyskać trzymaną przez niego piłkę.
Przy Staszku Levym szamotanina zawsze wisiała w powietrzu, podobnie jak odór niebieskiej ambrozji i spalin ze Skody 130L. Tutaj jednak sprawy zaszły jeszcze o krok dalej.
Zabójcza zapalniczka
Odwrócić uwagę od piłkarza i wziąć gównoburzę na siebie. Taktyka stara jak świat, stosowana przez najlepszych menedżerów jak świat długi i szeroki. Niestety, tak jak trudno porównywać Pepa Guardiolę i „polskiego Guardiolę”, taka sama różnica jest pomiędzy umiejętnym zdejmowaniem presji a tym, co wydarzyło się po meczu Lechia – Jagiellonia. Spotkaniu, w którym Bartłomiej Drągowski przed rzutem karnym Lechii dostał zapalniczką i postanowił to wykorzystać, symulują kontuzję.
No więc Probierz, stojący kilkadziesiąt metrów od zdarzenia na swoim Facebooku poinformował, że to jego instrukcją była wspomniana żenująca symulka.
Niestety, ani to wiarygodne, ani wychowawcze.
„Sam jesteś kutas”
– Kiedy jadę na Wielicką i po lewej stronie mijam Tele-Fonikę, to przypomina mi się jedno spotkanie i fraszka Sztaudyngera „Klasa”, która pasuje idealnie do pana Cupiała. Może jak będzie miał okazję, to sobie ją przeczyta – stwierdził Probierz przed jednymi z derbów Krakowa, do których przystępował jako szkoleniowiec Cracovii.
Jeśli Cupiał faktycznie, zgodnie z rekomendacją Probierza, fraszkę przeczytał, to dowiedział się, że…
„Oprócz tego różni nas klasa
Bo pan sam jesteś kutas,
A ja – mam kutasa.”
Stwierdził też wtedy, że profesor Filipiak ma zdecydowanie więcej klasy w stosunkach z trenerami, że u Cupiała każdy szkoleniowiec był po prostu marionetką. Krótko mówiąc – przejechał się po byłym właścicielu Wisły walcem, a potem wrzucił wsteczny i raz jeszcze wcisnął z dużą mocą pedał gazu.
Co staje od głaskania?
A skoro już jesteśmy przy wiadomej części ciała – była jeszcze jedna konferencja, na której Michał Probierz się do niej odniósł. Wiele było wypowiedzi, które jedni uznawali za zabawne, inni za żałosne, tutaj jednak nikt nie miał wątpliwości – no było to burackie.
Ale po kolei. Probierz stwierdził na konferencji przed meczem z Rakowem, że „piłka nożna to są emocje, a od głaskania, to wiadomo, co staje”. Okej, tutaj Probierz stanął z paszportem na granicy dobrego smaku, ale jeszcze dało się zawrócić. Niestety podał dokument celnikowi i ruszył hen, daleko, gdy zauważył, że Anna Kozińska z TVP jest tym stwierdzeniem raczej zmieszana.
– Jak pani może nie wiedzieć, co od głaskania staje? – wypalił natychmiast.
Kilka głębszych
Oj tak, słownik piłkarskiej polszczyzny bez probierzowego „pierdolnąć sobie whisky” po prostu nie istnieje.
Jeśli ktoś nie zna genezy, szybkie nadrabianie zaległości. Jagiellonia gra w sezonie 2014/15 o mistrzostwo Polski, jedzie na Legię w 33. kolejce, do 90. minuty jest 0:0. Wtedy w polu karnym po kontakcie z Bereszyńskim pada Przemysław Frankowski. Gwizdek Pawła Gila milczy. Nie milczy jednak, gdy zawodnik Jagiellonii dostaje w rękę po zagraniu Łukasza Brozia. Karnego na gola zamienia Orlando Sa, zaczyna się jatka. Drągowski pokazuje środkowy palec całej Łazienkowskiej, Madera w wywiadzie po meczu mówi o sędziach, że „są cały czas nasrani”.
A potem konferencja. Probierz wyraźnie wkurzony, ale jednocześnie zrezygnowany, mówi że w takich sytuacjach chce się rzucić trenerkę, bo nie ma ona sensu. I że jedyne, co może zrobić, to po powrocie do domu pierdolnąć sobie whisky.
Hasło stało się tak kultowe, że i Probierz do niego wrócił po meczu z Koroną Kielce (dodał też, że „po czterdziestce coraz więcej ludzi może go w dupę pocałować”), i kibice Jagiellonii na pożegnanie trenera umieścili je na swojej oprawie.
Wróżbita Michał
Probierz to wizjoner. Jednym z jego ulubionych powiedzonek jest to: „kiedy X lat temu mówiłem o (tutaj wstaw: szkoleniu piłkarzy/budowaniu bazy/szkoleniu trenerów), to wszyscy powtarzali, że Probierz wariat”. Na szkoleniowca Pasów nie patrzono też jak na człowieka mającego rację, gdy w styczniu poprzedniego roku mówił: „Jeśli dzisiaj ktoś zapłaci za Krzysztofa Piątka 3-5 milionów euro, to później sprzeda za 30”.
Wróżbita Maciej uzbrojony w karty Tarota nie chciał swego czasu podejmować dyskusji z kibicem Lecha o Janu Zapotoce, wróżbita Michał bez kart wywróżył coś, co już rok później stało się faktem.
*
Nie każdemu Probierz będzie pasował. To nie rosołek, którego smak wszyscy dobrze znają i lubią. Jak pisaliśmy na wstępie – osobowość Probierza jest solidnie podsypana ostrymi przyprawami. Jeden poczęstuje się ze smakiem, drugiemu wypali przełyk i się zrazi. Ale przynajmniej zawsze jest jakiś. Tej często smutnej jak… wiadomo co lidze, dodaje sporo kolorytu.
I, co najważniejsze, to bardzo dobry trener. Panie Michale, graltulujemy czterystu meczów w Ekstraklasie. Życzymy kolejnych czterystu i by postulaty o szkoleniu szybko się spełniły.
fot. FotoPyK