Korona Kielce znalazła się w dołku sportowym, do tego doszedł ciągnący się od dłuższego czasu – nazwijmy rzeczy delikatnie – kryzys wizerunkowo-tożsamościowy, więc naturalną koleją rzeczy jest diagnozowanie palących problemów. Osoby rządzące świętokrzyskim klubem wreszcie przejrzały na oczy: współwinni całego zła są dziennikarze!
Niemalże wszyscy!
Nawet Canal+!
Wątków w sprawie jest dużo, więc pozwólcie, że… zaczniemy od początku.
Polityka medialna Korony Kielce nie powinna nas dziwić od momentu, w którym pierwszy raz na konferencji prasowej pojawił się zaniepokojony złą prasą wokół klubu Andreas Hundsdörfer, właściciel większości akcji. Wystosowany przez niego apel można sprowadzić mniej więcej do słów: Korona jest super, wy sobie coś ubzduraliście, przestańcie zadawać trudne pytania, bo wszystko u nas jest cacy. Szkodzicie.
Po kilku miesiącach budzimy się w sytuacji, w której…
a) dziennikarzom odbierane są akredytacje,
b) Canal+ nie został wpuszczony do klubu,
c) prezes Korony prowadzi publiczną wojenkę z Michałem Siejakiem, czyli człowiekiem, który przez lata tworzył świetny wizerunek kieleckiego klubu.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w tym tygodniu była koncepcja nagrania z C+ "Mikrocyklu" na Koronie. Po wstępnym zapytaniu u rzecznika, oddzwonił wiceprezes klubu, informując, że klub nie zgadza się na materiał, jeśli ja będę uczestniczył w jego współtworzeniu.
— Michał Siejak (@michal_siejak) October 19, 2019
Zamieszanie powstałe w ostatnich dniach spowodowane jest odebraniem akredytacji prasowej Siejakowi i niewpuszczeniem go do klubu z ekipą C+, która chciała nakręcić w Kielcach “Mikrocykl”, format kojarzony z Ligi+ Ekstra. Sieja znacie doskonale – przez lata budował świetny wizerunek kieleckiego klubu tworząc KoronaTV, w której pokazywał m.in. Bandę Świrów. Kilka miesięcy temu Korona zorientowała się, że przez lata nie zapewniła sobie praw autorskich do filmów kręconych przez klubową telewizję, więc uznała, że wymusi przeniesienie ich praktykami w stylu wicie-rozumicie – np. podstawieniem pod nos umowy z zapisami, o których nikt wcześniej nie informował. Finał jest taki, że Siejak nie godził się na takie traktowanie i dziś w oczach prezesa Korony Kielce jest wrogiem publicznym numer jeden. Sam Siejo musiał szukać nowego pomysłu na siebie, więc założył internetową telewizję traktującą o Koronie i znalazł pracę w Canal+.
Odebranie Siejakowi akredytacji klub skomentował oświadczeniem…
Na które odpowiedział po chwili sam zainteresowany.
Moje oświadczenie w związku z dzisiejszą publikacją @Korona_Kielce na stronie internetowej klubu.
Ocenę pozostawiam Wam. pic.twitter.com/BmrVV2irJa
— Michał Siejak (@michal_siejak) October 21, 2019
Kto ma rację – oceńcie wy, ale nietrudno wyczuć, kto ma po swojej stronie silne argumenty, a kto gra szefa.
Abstrahując jednak od całego konfliktu – jakim cudem o tym, czy do klubu zostanie wpuszczona kamera telewizji, która za pokazywanie ligi PŁACI KLUBOM OGROMNE PIENIĄDZE, decyduje to, czy prezes lubi jakiegoś operatora, czy jednak nie? Czy w Koronie Kielce ktokolwiek wie w ogóle, skąd w klubowej kasie biorą się pieniądze? Bo może myślą, że sieją tam ziarna i kiełkują? Spadają z drzewa? Rozmnażają się? Nasze zdanie jest jasne – skoro Canal+ wykłada tak wielkie środki za pokazywanie tej wątpliwej jakości ligi, wpuszczanie ich gdzie tylko chcą jest psim obowiązkiem każdego z klubów. Tak funkcjonuje to na całym świecie. A jeśli ktoś nie jest w stanie tego pojąć, widocznie nie pasuje do ekstraklasowego towarzystwa.
Na odebranie akredytacji dla SiejoTV zareagowali inni lokalni dziennikarze, którzy napisali protest, pod którym w geście solidarnościtrzy osoby złożyły swoje akredytacje. Inicjatorem protestu był Mateusz Żelazny z Radia eM: – Decyzję o napisaniu listu i złożeniu akredytacji podjęliśmy spontanicznie po meczu z Wisłą, ale to nie znaczy, że była nieprzemyślana. Wiemy, że klub już kilkukrotnie próbował odebrać akredytacje lokalnym dziennikarzom, między innymi mi za to, że nie byliśmy klakierami każdego pomysłu Krzysztofa Zająca. Póki w klubie funkcjonowało poprzednie biuro prasowe z Pawłem Jańczykiem czy Krzyśkiem Węglarczykiem na czele, rozsądek zwyciężał. Dla nas jest jasne, że Siejo stracił akredytację ze względu na roszczenia wobec klubu, co potem zresztą potwierdziła sama Korona w oświadczeniu. To niedopuszczalne i niezgodne z prawem. Jeśli milczelibyśmy w sytuacji, kiedy odbiera się akredytacje jednemu z najlepszych łączników pomiędzy klubem a kibicami z jakichś pozamerytorycznych względów, to nie mamy żadnej gwarancji, że za mówienie prawdy nie zaczęłyby spadać za chwilę kolejne głowy. Żyjemy w wolnym kraju, nie na Białorusi czy w Korei Północnej. Takie rzeczy muszą być piętnowane, wiec protest był czymś naturalnym.
– Reszta dziennikarzy nie chciała oddawać dokumentu, ale zdecydowanie popierała protest, co wyraziła poprzez podpisanie listu. Kiedy wręczałem go Rafałowi Kielczykowi (rzecznik prasowy – red.), wyraźnie zaznaczyłem, że tylko trójka dziennikarzy oddaje akredytacje, a reszta podpisuje się wyłącznie w ramach poparcia. W środę dowiedzieliśmy się jednak, że prezes – pewnie tracąc kontrolę nad emocjami – pozbawił akredytacji każdego, kto podpisał list. To już był chwyt poniżej pasa.
Na znak solidarności inni dziennikarze zaczęli oddawać swoje akredytacje.
W zaistniałej sytuacji z redaktorem @DlugoszMarcin i Red. Okłą uznaliśmy, że nie byłoby właściwym utrzymywanie stałych akredytacji, jeśli nie mają ich dziennikarze znacznie bliżej Klubu. Więcej w zdjęciu poniżej. pic.twitter.com/0Jc4EaDcMU
— Kuba Waśko (@Kuba_Wasko) October 22, 2019
Odbieranie akredytacji – rany, co to w ogóle jest za praktyka. Czy ktokolwiek w Koronie myśli, że oglądanie jej meczów z trybun to nagroda? Nobilitacja? Przyjemność? Ukarać dziennikarza zakazem przychodzenia na mecze to mniej więcej tak, jakby ktoś usłyszał, że nie musi już jeździć na śmieciarce, bo został przeniesiony do pracy za biurkiem. No naprawdę, żadna to strata.
Czy ktokolwiek z lokalnych dziennikarzy jest w ogóle uprawniony do wchodzenia na mecze Korony? Żelazny: – Ktoś pewnie został, ale to reprezentanci małych fanpejdży fejsbukowych czy amatorskich redakcji z niewielkim zasięgiem. Jeśli chodzi o duże redakcje i zawodowych dziennikarzy – akredytacje stracili wszyscy. Zostaliśmy poinformowani, że jedynym sposobem na otrzymanie akredytacji jest wysłanie osobnego maila z odpowiednią ilością czołobitnego kajania się przed majestatem prezesa.
Większość komentarzy popierających politykę klubu i uderzających w Sieja, dziennikarzy czy osoby krytykujące zarząd, które zalewają portale, pisane są z jednego miejsca. Ktoś zapomniał, że mamy XXI wiek. Kilka kliknięć i mamy cię 🙂 Co mieści się pod tym adresem? Agencja PR 😎
— Mateusz Żelazny (@mateuszzelazny) October 22, 2019
Normalnie moglibyśmy przyzwyczajać się do faktu, że o Koronie będzie pisać tylko biuro prasowe, ale… tego w Kielcach też już w zasadzie nie ma. Od kiedy z klubu zwolniono hamującego zapędy prezesa Korony Pawła Jańczyka, polityka medialna wygląda uroczo. I co tu ukrywać – lecimy po popcorn, czekamy na kolejne odsłony walki “prezes Korony kontra klasa i zdrowy rozsądek”.
Fot. 400mm.pl