Latem ten transfer wydawał się lekko absurdalny. Chłopak bez oficjalnego debiutu w piłce seniorskiej zamieniał jeden wielki klub na inny wielki klub i wydawało się, że w żadnym z nich nie ma wielkich perspektyw na granie. Spodziewaliśmy się, że Marcin Bułka tuż po podpisaniu kontraktu z PSG trafi na wypożyczenie do jakiegoś Nimes czy Amiens. A tu – dzięki szczęśliwemu splotowi okoliczności – już w 4. kolejce zadebiutował w Ligue 1. I, co ważne, zachował czyste konto. – Za dzieciaka grał w dwóch rocznikach – w dwa lata starszym stał na bramce, a w swoim roczniku biegał w polu i strzelał sporo bramek. Młodzi chłopcy nie są chętni do tego, żeby bronić. Marcin fajnie radził sobie w polu i zastanawiał się czy stać między słupkami, czy grać w przodzie – opowiada nam Marek Brzozowski, pierwszy trener Bułki.
Może nie był to debiut w jednym zespole z Neymarem, Mbappe i Cavanim. Może nie było to wyjście na boisko przy hymnie Ligi Mistrzów. Ale tak czy siak tak rychły występ Bułki w barwach mistrzów Francji jest zaskakujący. Chłopak w Chelsea przez dwa lata nie dostał choćby minuty w pierwszym zespole (w oficjalnym meczu, w sparingach grywał), londyńczycy nie chcieli go też puścić na wypożyczenie. – Odszedłem z Chelsea nie tylko z powodu Kepy, ale było też kilka innych aspektów, o których rozmawialiśmy po przygotowaniach do sezonu w zeszłym roku i które nie zostały spełnione. To, co zostało mi powiedziane, spełniło się tylko w kilku procentach. Nie do końca się dogadywaliśmy. Chciałem iść na wypożyczenie, ale też nie zostałem puszczony. Tak wybrałem i zobaczymy, czy będę żałował, czy nie, ale wydaje mi się, że nie będę. Myślałem nad tą decyzją bardzo długo i wybrałem, że po sezonie zostanie mi kontrakt i zostanę wolnym zawodnikiem – mówił na łamach sport.tvp.pl.
No i latem na zasadzie wolnego transferu trafił do Paryża. Podpisał dwuletni kontrakt, ale i skazał się na podobny los, co w Londynie. Czyli grę w rezerwach i czekanie na jakiekolwiek minuty w pierwszej drużynie. Początkowo był trzeci do gry, lecz Kevin Trapp został sprzedany do Frankfurtu i stało się pewne, że Polak będzie “dwójką”. Tymczasem tuż przed końcem okienka w PSG wyszło na to, że dojdzie do zmiany pierwszego bramkarza. Alphonse Areola, dotychczasowy pierwszy golkiper paryżan, trafi do Realu Madryt na roczne wypożyczenie. W drugą stronę na transfer definitywny powędruje Keylor Navas, który miał dość roli rezerwowego i za około 15 milionów euro przeniesie się do Francji. Oba transfery mają zostać dopięte do poniedziałku.
Wobec tego PSG nie chciało ryzykować kontuzją Francuza i w starciu z Metz usiadł na ławce rezerwowych. Wobec tego w wyjściowym składzie pojawił się Bułka. PSG bez problemu wygrało 2:0, a Polak przez półtorej godziny musiał obronić ledwie jeden strzał, gdy w końcówce spotkania sparował kąśliwe uderzenie z rzutu wolnego. – Już ma więcej udanych parad niż Areola w tym sezonie – szyderczo zauważyli kibice PSG na Twitterze.
Tuż po meczu porozmawialiśmy z Markiem Brzozowskim, pierwszym trenerem Bułki, z którym bramkarz PSG pracował najpierw w zespole Stegny Wyszogród, a później w Escoli Warszawa:
– Z Marcinem pracowałem odkąd skończył osiem lat. Grał w dwóch rocznikach – w dwa lata starszym stał na bramce, a w swoim roczniku biegał w polu i strzelał sporo bramek. Młodzi chłopcy nie są chętni do tego, żeby bronić. Marcin fajnie radził sobie w polu i zastanawiał się czy bronić, czy grać w przodzie. Z czasem się przekonał do zakładania rękawic, miał też kapitalne warunki fizyczne, więc łatwiej było go przekonać do bronienia.
– Bardzo się wyróżniał, zdecydowanie. W roczniku 1997 graliśmy w lidze mazowieckiej, w jednym sezonie biliśmy się z Polonią Warszawa o mistrzostwo Mazowsza. Marcin był tam podstawowym bramkarzem, zaczął dostawać powołania. Zainteresowała się nim Legia, byli nim zadowoleni i praktycznie jedną nogą był już w Legii. Ale wtedy otwierała się w Warszawie szkółka Barcelony, Escola Warszawa. Ja się tam przeniosłem i Marcin zapytał, czy jest taka szansa, żeby poszedł tam ze mną. W Legii nie był dobrze przyjęty przez kolegów, nie czuł się tam dobrze. Więc na kolejne lata zostaliśmy razem w Escoli.
– W Wyszogrodzie początkowo Marcin nie miał nawet treningów bramkarskich. Dopiero, gdy zorientowaliśmy się, że pracujemy z ponadprzeciętnym talentem, udało mi się namówić moich kolegów bramkarzy, którzy wcześniej grali na poziomie III ligi, by raz czy dwa razy w tygodniu pracowali z nim indywidualnie. Ale najlepsze szlify zebrał już w Escoli Warszawa pod okiem trenera Hańskiego.
– W Escoli prezes Wilczyński przekazał informację do szkółki Barcelony, która patronowała Escoli, że jest w Warszawie chłopak, którym warto się zainteresować. Byliśmy na obozie w Rybniku i wówczas przyjechał do nas szef departamentu bramkarzy z Barcelony. Obserwował Marcina w treningach, był też na sparingu z Górnikiem Zabrze, w którym Bułka obronił rzut karny. Wrócił do Katalonii z raportem na temat Marcina i po 2-3 tygodniach do Escoli przyszło zaproszenie na trzy dni do Barcelony. Zagrał tam sparing w drużynie rezerw, wrócił do Polski i wtedy do gry weszła Chelsea. W tym czasie Barcelona zaprosiła go ponownie, tym razem na dwa tygodnie. Marcin wrócił zadowolony, ale trochę brakowało mu opieki ze strony Blaugrany, bo tak naprawdę zostawili go samemu sobie. Marcin marzył o grze na Wyspach Brytyjskich, był zdeterminowany, by tam kiedyś zagrać. Pojechał tam na testy, Guus Hiddink po dwóch dniach zaprosił go na rozmowę, przegadali z półtorej godziny, wziął udział w treningach z pierwszym zespołem.
– Londyńczycy byli bardzo zdeterminowani, by ściągnąć Bułkę. Ich skaut od bramkarzy, były golkiper Hilario, przyjechał do Escoli oglądać w treningu. Ale Marcin po pięciu minutach złapał uraz. No to Portugalczyk przyjechał po jakimś czasie jeszcze raz, ale miał jakieś problemy na lotnisku i gdy przyjechał na sparing, to sędzia właśnie skończył mecz. Ale spotkali się na obiedzie i bardzo namawiał go na przyjazd do Londynu. To pokazywało, że nie jest dla nich jednym z wielu, ale że znają go i chcą go u siebie.
– Nie miał problemu z adaptacją w Anglii. To silny psychicznie chłopak. Zawsze grał ze starszymi, miał świetne warunki fizyczne, więc pod tym względem nie odstawał, ale przecież był młodszym chłopcem. Codziennie jeździł ze mną przez trzy lata do Escoli, często musiał czekać w Warszawie jeszcze te 2-3 godziny zanim wróciliśmy do siebie. Był też pomijany w kadrach Mazowsza. To wszystko budowało w nim opór. Dziś mentalnie jest potwornie mocny. Ma ogromne parcie na rozwój, nie ma kompleksów. W Chelsea z dnia na dzień musiał stać się dorosły. Nie ma jeszcze 20 lat, a zachowuje się jak dojrzały facet.
– Do PSG trafił też dzięki trenerowi, który znał go z Chelsea. Giannluca Spinelli pracował z nim w Londynie, a gdy przeniósł się do Paryża i wiedział o statusie Marcina, to zabrał go ze sobą. Dzisiaj około 17:00 napisał mi po odprawie, że zagra. Byłem taki dumny… Trener Tuchel powiedział mu, że są z niego zadowoleni, że bardzo w niego wierzą. W związku ze zmianami w składzie nie będzie miał za bardzo możliwości wypożyczenia, ale rysuje się przed nim perspektywa łapania swoich minut w rotacji – czy to w Pucharze Francji czy Pucharze Ligi.
– Pod względem stylu gry przypomina Marc-Andre ter Stegena. Zwłaszcza pod kątem gry nogami. Gra nimi wzorowo. Przypuszczam, że lepiej niż niejeden piłkarz z pola w Ekstraklasie. Zaproście go kiedyś na siatkonogę, możecie nie mieć szans.
fot. NewsPix