– Moim zdaniem Lech jeszcze nie umie się zdecydować, czy chce sprzedawać młodych, czy chce mistrzostwa, czy chce zarabiać dużo… Wszystko to było dziwne. Ludzie rządzący klubem chcieli i mistrzostwa, i wygranej w Pro Junior System. To jest bardzo ciężko pogodzić moim zdaniem. Bardzo, bardzo ciężko. A oprócz tego chcą zarabiać duże pieniądze na młodych. Czasami wręcz z góry mówią, że musi grać młody, bo chcą go sprzedać. Temu się najbardziej dziwię – w moim odczuciu Lech nie umiał dokładnie określić, czego tak naprawdę chce – mówi w rozmowie z Weszło, w której podsumowuje swój okres w Lechu, ale też start ligi w barwach Śląska, jeden z najlepszych golkiperów początku sezonu – Matus Putnocky.
Który bramkarz w tym sezonie jest najlepszy w ekstraklasie?
– Wielu broni naprawdę dobrze, ale jakbym miał wskazać jednego, to byłby to ten z Pogoni. Stipica, tak? Skoro stracił najmniej bramek (rozmawiamy przed Pogoń – Wisła Płock 1:2 – przyp. red.), to chyba on.
Nie Matus Putnocky?
– Nie mogę powiedzieć, że jestem najlepszy. Jest kilku bramkarzy, którzy weszli w ten sezon na dobrym poziomie. Mnie się wydaje, że ponad poziom pozostałych wzniósł się Stipica.
Ale chyba czujesz, że miałeś parę trudnych interwencji, które bardzo pomagały zespołowi?
– Nie będę mówić, że źle się czuję – czuję się bardzo dobrze, cały zespół zaczął rozgrywki świetnie.
Z której z dotychczasowych interwencji jesteś najbardziej zadowolony?
– Było ich naprawdę sporo. Wiesz, ktoś, kto się nie zna, powie, że jakieś uderzenie, jakieś dośrodkowanie jest łatwe. Tylko bramkarze wiedzą, jak wiele jest trudnych sytuacji w trakcie meczu, które nie uchodzą za wymagające dla widza.
To inaczej – która była dla ciebie najtrudniejsza z nich wszystkich?
– Trudna była ta interwencja z drugiej połowy meczu z Wisłą, gdy z bliska strzelał Krzysztof Drzazga. Nie powiem, miałem szczęście, że napastnik we mnie trafił, bo mógł zrobić w tej sytuacji więcej i nie miałbym szans. W końcówce meczu z Piastem był też strzał rezerwowego (Steczyka – przyp.red.) z bliskiej odległości. Ale wiedziałem, że może skierować piłkę w tym kierunku. Mimo tego wyczucia oczywiście obrona nadal była trudna, ale udało się. Zresztą mógł nam i tak strzelić, ale głową minimalnie spudłował. Tam nie miałbym żadnych szans, byłby gol jak nic.
Ogółem jak oceniasz swój bilans interwencji? Więcej umiejętności czy szczęścia?
– Myślę, że… Napisz, że pół na pół! (śmiech)
O trenerze Lavicce mówi się, że to przede wszystkim świetny organizator gry w obronie. Na ile to pomaga ci być tak skutecznym między słupkami?
– Bardzo. Dla mnie jest ważne, żeby każdy wiedział, co ma robić. Żeby nie było chaosu w obronie. Zresztą nie tylko w obronie, a w całym zespole. Jak ktoś nie wie, co ma robić, to jest bardzo źle. Trener zwraca uwagę nie tylko, gdy mamy zajęcia taktyczne, ale na każdym treningu. Jak widzi, że coś jest źle, od razu nam o tym mówi. To mała rzecz, a bardzo potrzebna.
Na mecz z Lechem w Poznaniu czekałeś ze szczególną niecierpliwością?
– Jak przyszedłem tutaj, pierwsze co zrobiłem, to popatrzyłem, kiedy gramy z Lechem. Ale nie nastawiałem się na ten mecz jako na jakąś zemstę, jako okazję do pokazania Lechowi, że zrobił błąd, bo nie podpisał ze mną nowej umowy. Podszedłem do tego spotkania spokojnie, patrzyłem na siebie. Oczywiście chciałem wygrać, udało się.
Mimo wszystko podejrzewam, że najszerszy uśmiech na poznańskim stadionie tego wieczora miał pewien słowacki bramkarz…
– (śmiech) Może i miałem. Dobrze się czułem, zagraliśmy świetne spotkanie.
W wywiadzie dla “Przeglądu Sportowego” jakieś pół roku po przejściu do Lecha powiedziałeś, że przychodziłeś z nastawieniem, że będziesz drugim bramkarzem, przynajmniej na początku. A z jakim podejściem pojawiłeś się we Wrocławiu? W jednym okienku przyszedłeś i ty, i Daniel Kajzer.
– Przyszedłem nie mając pojęcia, czy będę bronić ja, czy Daniel, czy Darek Szczerbal. Nie chciałem wejść w ten sezon z jakimiś wielkimi oczekiwaniami. Powiedziałem sobie, że jak będzie, tak będzie. Zależało mi, aby pokazać się z jak najlepszej strony w meczach kontrolnych. Robiłem w nich to, co umiem najlepiej. Trener przed pierwszym spotkaniem powiedział nam, kto będzie bronił i tyle. Bardzo się cieszyłem, że postawił na mnie. Ale wcześniej nie nastawiałem się na to, czy będę pierwszy, czy drugi.
Ajax ponownie zremisuje z APOEL-em? Zagrał w ETOTO po kursie 7,50!
Na ile przed meczem pierwszej kolejki z Wisłą dowiedziałeś się, że jesteś jedynką?
– Jeden albo dwa dni przed meczem, dokładnie nie pamiętam.
Pytam, bo we wspominanym wywiadzie z Jarkiem Kolińskim wspominałeś, że twoim zdaniem bramkarz powinien co najmniej 24 godziny przed spotkaniem wiedzieć, czy gra, czy siedzi.
– Dalej tak uważam. To jest moim zdaniem minimum. Nie lubię, jak trenerzy zmieniają bramkarza i mu o tym nie mówią. Tak było ostatnio w Lechu i bardzo mi się to nie podobało.
U których konkretnie trenerów?
– Przez cały ostatni rok. U trenera Djurdjevicia, Nawałki i Żurawia.
Mam jeszcze jeden cytat, tym razem z trenera Nenada Bjelicy. „O wiele lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby presja była o wiele mniejsza i Lech pogodził się z rolą klubu, który jest za Legią, który jest przy niej outsiderem. Te oczekiwania źle wpływają na Lecha”. Zgadzasz się z jego słowami?
– Myślę, że tak. Coś w tym jest, presja w Poznaniu była bardzo duża. Jest w tym też wina dziennikarzy.
Czyli zgadzasz się też z trenerem Bjelicą w tym, że dziennikarze powinni pomóc Lechowi wygrać mistrzostwo.
– Tak, zgadzam się. Dziennikarze mają wpływ na atmosferę, jaka tworzy się wokół klubu. Ale uważam też, że klub powinien przygotować piłkarzy na mierzenie się z takimi oczekiwaniami. Już sprowadzając zawodników, Lech powinien sprawdzać, czy są gotowi, by zetknąć się z tak ogromną presją.
Jak miałby według ciebie to robić?
– Selekcjonować zawodników pod kątem tego, czy w swojej karierze rozgrywali już tak trudne mecze, czy grali w zespole mierzącym się z podobną presją.
Jak dużo było takich piłkarzy w Lechu, którzy przy okazji dużego meczu sobie po prostu nie radzili?
– Ciężko powiedzieć. Kurczę, z drugiej strony piłkarsko mieliśmy w Lechu bardzo dobrych zawodników. Wydaje mi się, że to też klub podejmuje bardzo dziwne decyzje, jeżeli chodzi o sprawy kadrowe. Moim zdaniem Lech jeszcze nie umie się zdecydować, czy chce sprzedawać młodych, czy chce mistrzostwa, czy chce zarabiać dużo… Wszystko to było dziwne. Ludzie rządzący klubem chcieli i mistrzostwa, i wygranej w Pro Junior System. To jest moim zdaniem bardzo ciężko pogodzić. Bardzo, bardzo ciężko. A oprócz tego chcą zarabiać duże pieniądze na młodych. Czasami wręcz z góry mówią, że musi grać młody, bo chcą go sprzedać. Temu się najbardziej dziwię – w moim odczuciu Lech nie umiał dokładnie określić, czego tak naprawdę chce.
Uważasz, że zwolnienie Nenada Bjelicy na dwie kolejki przed końcem sezonu 17/18, kiedy mieliście szansę na mistrzostwo, było błędem?
– Moim zdaniem tak. Na pewno tak. Nie wiem dlaczego, ale zwolnili go i teraz pokazuje, że w Zagrzebiu potrafi osiągać sukcesy natychmiast po przyjściu. Życie zwróciło mu z nawiązką, tu go zwolnili, tam został mistrzem i zdobywcą pucharu w pierwszym sezonie. Super mi się z nim pracowało. Dla mnie to był jeden z trzech trenerów, którym zawdzięczam najwięcej w całej mojej karierze, którzy byli najlepsi w swojej robocie. Byliśmy poukładani, każdy wiedział, co ma robić w obronie, w ataku. Ja lubię, jak nie ma chaosu na boisku, a u niego na nic takiego nie było miejsca. Był przede wszystkim ludzki, komunikacja z nim była bardzo dobra. Taktycznie też było super.
Czego w takim razie brakło wtedy, żeby zostać mistrzem? Po 32 kolejkach przecież nadal byliście liderem.
– Długo o tym myślałem. O tym sezonie, dlaczego on się tak dla nas skończył. Nie wiem, co tam się takiego wydarzyło. Zastanawiałem się nad tym, czy nie za bardzo wsłuchaliśmy się w to, co mówili o nas dziennikarze. Liczono nam, jak długo nie przegraliśmy meczu u siebie, wychodził tego ponad rok. Wszyscy uważali, że w takim wypadku mecz u siebie to mecz wygrany, cokolwiek by się działo. Może jako zawodnicy popełniliśmy błąd, że za bardzo braliśmy to pod uwagę. Zakiełkowała w nas bardzo groźna myśl – że wszystko przyjdzie już samo. Kurczę, byliśmy tak blisko, a skończyliśmy najgorzej, jak mogliśmy. Było nam bardzo ciężko, głowa miała dość.
Mówiłeś, że lubiłeś uporządkowanie na boisku, jakie było za trenera Bjelicy. Za Ivana Djurdjevicia wkradł się chaos? Mi jego miesiące kojarzą się z ciągłym poszukiwaniem optymalnej taktyki, przejściem na trzech, czterech obrońców, kombinowaniem.
– Powiem tak: system mnie osobiście nie przeszkadzał. Czy trójka, czy czwórka w obronie. Początek mieliśmy super. U trenera Djurdjevicia przeszkadzało mi najbardziej co innego. Że była bardzo zła komunikacja z zawodnikami.
To znaczy? Co konkretnie nie funkcjonowało?
– Bardzo wiele. Było nam ciężko. Jednemu trener mówił, że będzie grał i w meczu nie grał. Drugiemu powiedział: przygotuj się na mecz. Przychodzi spotkanie – nie gra. Pracy z trenerem Djurdjeviciem nie wspominam więc szczególnie dobrze.
Cluj odrobi straty i zagra w Lidze Mistrzów? Kurs 5,65 w ETOTO!
Najgorsze, co można zrobić, to okłamać zawodnika.
– Nie chcę tego nazywać kłamaniem. Ale no, nie możesz powiedzieć piłkarzowi, że będzie grał, kiedy potem nie ma go w pierwszej jedenastce. Po prostu nie możesz.
Djurdjevicia zmienił jeszcze jesienią Nawałka. Wydawało się, że to najlepsze dostępne nazwisko pośród polskich trenerów. Tymczasem okazało się, że największy szum był nie wokół jego wyników, tylko różnych dziwactw, jak niedopuszczanie, by dwa dni z rzędu były podawane takie same owoce, jak zraszanie boiska przez wozy strażackie…
– Czy to takie dziwne? Dla nas to jest tylko lepiej, że ktoś dba o takie sprawy z takim zapałem.
Sprowadzenie wozu strażackiego, żeby trawa była lepiej zroszona?
– Śmialiśmy się z tego i my, piłkarze. Ale na treningu było okej, boisko było polane i super. dużo lepiej się trenuje, jak jest boisko zroszone. Dla mnie to nie było nic złego. Trener ma swoje przyzwyczajenia. Jest jaki jest.
Co w takim razie nie zagrało? Dlaczego trener, który zachwycał w Górniku, który zrobił wynik na Euro 2016 z reprezentacją, u was nie wytrwał nawet pół roku?
– Nie graliśmy tak, jak trener chciał. Ja się czułem za trenera Nawałki bardzo dziwnie. Nie, że nie grałem, ale po prostu… No dziwnie. Wtedy w klubie była bardzo ciężka atmosfera.
Podobno nie bardzo dogadywałeś się z Jarosławem Tkoczem, trenerem bramkarzy w sztabie Nawałki.
– Skąd macie takie informacje?
Mamy.
– No miałem trochę inne spojrzenie na to, jak trenowaliśmy.
Podobno po jednej pyskówce do Tkocza zostałeś definitywnie skreślony, co by się zgadzało z twoim bilansem na wiosnę. U Nawałki – 0 meczów, dopiero Dariusz Żuraw wystawił cię w dwóch spotkaniach.
– Może on to odebrał jako pyskówkę, a ja wcale nie chciałem, żeby tak pomyślał. Ja bym sobie świadomie na pyskówkę nie pozwolił. Może powiedziałem coś ubierając to w złe słowa. Nie wiem, naprawdę, nie wiem.
Parę razy duża grupa z pierwszej drużyny była oddelegowywana do rezerw. Jak ty do tego podchodziłeś? Wcześniej, nawet gdy Jasmin Burić był jedynką, ty jako ten drugi nie schodziłeś do drugiej drużyny i nie występowałeś w jej meczach ligowych, zmieniło się to dopiero za trenera Nawałki.
– Na pewno było to cenne dla młodych piłkarzy z drugiego zespołu. Natomiast ja nie byłem do tego przyzwyczajony, trochę mnie to dziwiło, ale nie robiłem z tego problemu. Po prostu szedłem do rezerw i grałem. Ale przedtem długo nikt nie kazał mi występować w drugiej drużynie, więc nieco mnie zaskoczyło.
16 kwietnia tego roku na stronie Lecha pojawiła się lista zawodników skreślonych przed kolejnym sezonem. Wiedziałeś, że nie dostaniesz nowej umowy zanim poszedł ten komunikat?
– Dowiedziałem się o tym z mediów.
W ogóle nie było rozmowy z tobą na ten temat?
– Nie. Rozmowa była potem, jak już wszystko zostało ogłoszone. Kolejna bardzo dziwna decyzja. Kibice chcieli rewolucji, to od razu klub musiał ogłosić, z kim kończy współpracę. Takie coś ogłasza się po sezonie, a nie, gdy rozgrywki trwają. W pewien sposób rezygnujesz wówczas z walki w pozostałych meczach.
Trener Żuraw powiedział później, że ta lista została opublikowana przez klub, bo ona i tak wypłynęła w niektórych mediach.
– Rozumiem, że tłumaczył to w ten sposób, ale pytanie, czy klub w ogóle musiał komentować te pogłoski.
Pamiętasz reakcję chłopaków po ogłoszeniu tej listy?
– Śmialiśmy się, że czas się żegnać, że niedługo spotkamy się w innych klubach. Najlepsze, co mogliśmy zrobić, to obrócić to w żart. Nie da się odłączyć głowy od tego, co na boisku, ona zawsze pracuje. To nie była dobra informacja dla nikogo z nas. Mieliśmy się jeszcze bardziej męczyć, dobijać? No więc pożartowaliśmy z tego trochę i powiedzieliśmy sobie, że dla nas to nie jest koniec. Klub może sobie tak uważać, jego sprawa. My walczymy o swoje nowe kontrakty. To, że nie dostaniemy ich w Poznaniu – trudno.
Mówisz, że walczyliście o swoją przyszłość, ale z drugiej strony nikt ze skreślonych nie miał już zamiaru dać sobie połamać nóg za zwycięstwo, gdy zbliża się dla niego ważne lato.
– Pewnie, że tak. Chcieliśmy walczyć, pokazać się. Nie odpuściliśmy, nie przestaliśmy walczyć. Ale każdy mógł mieć z tyłu głowy, żeby nie przyszła jakaś kontuzja, bo będzie bardzo duży problem, by znaleźć pracodawcę. Dlatego z perspektywy czasu uważam, że błędem klubu było, że coś takiego pojawiło się w tamtym momencie.
Z Lechem pożegnałeś się w meczu z Piastem w najgorszy możliwy sposób – błędem na wagę mistrzostwa Polski dla gliwiczan. Mówiło się, że podłożyliście się Piastowi, by Legia nie została mistrzem.
– Przed meczem wiele osób mówiło, że się położymy na boisku. Ludzie, nam się kończą kontrakty, kto nas zatrudni, jeśli się Piastowi podłożymy? Wiem, że zrobiłem w tym meczu wielki błąd, ale mówienie, że specjalnie… Ja naprawdę nie chciałem kończyć kariery po tym spotkaniu, a więc nie mogłem sobie na coś takiego pozwolić.
Club Brugge wygra z LASK Linz? Zagraj w ETOTO po kursie 1,76.
Nie pomyślałeś sobie wtedy na boisku, że choć – jak mówisz – tego nie chciałeś, to zrobiłeś razem z Rafałem Janickim dokładnie to, czego od was oczekiwano?
– Gdy piłka wpadła do bramki, pewnie że o tym pomyślałem. Tak wyszło. Co mogłem w tamtej chwili z tym zrobić? Nic.
My jednak braliśmy ciebie w obronę pokazując, że nie pierwszy raz w poprzednim sezonie zdarza ci się takie wyjście.
– Wiem, widziałem jak napisaliście, że wyszedłem na grzyby.
Czyli widziałeś swoje zdjęcie podczas grzybobrania?
– Tak, koledzy pokazali mi to jakiś miesiąc później.
Jak zareagowałeś? Wkurzeniem czy podszedłeś z humorem?
– Ani z humorem, ani specjalnie mnie to nie wkurzyło. Po prostu nie do końca mi się to podobało.
Tamto wyjście podsumowało twój – powiedzmy to wprost – słaby sezon. Skąd wynikał ten zjazd? W pierwszym sezonie w Lechu byłeś najlepszym bramkarzem ligi, w trzecim trudno było znaleźć wielu słabszych.
– Ta niepewność, o której mówiliśmy i inne decyzje, jakie podejmowano względem mnie w klubie.
Czy błędem Lecha, gdy byłeś w tym klubie, było twoim zdaniem również to, że przesadzono z liczbą różnych narodowości? Lato 2017/18 – przychodzi Szwed, Chorwat, dwóch Polaków, Austriak, Duńczyk, Łotysz, Argentyńczyk, Czarnogórzec; zima 2017/18 – Polak, Ukrainiec, Bośniak, Norweg; lato 2018/19 – dwóch Portugalczyków, Grek, Hiszpan, dwóch Polaków. W najlepszym sezonie, za Nenada Bjelicy, sześciu spośród siedmiu zawodników z największą liczbą minut stanowili Polacy. W najgorszym – tym ostatnim – tylko dwóch na siedmiu plus Jasmin Burić, który dostał w trakcie sezonu polskie obywatelstwo.
– Myślę, że to nie jest aż taki problem. Dziś wiele klubów sprowadza piłkarzy z zagranicy. Na Słowacji w Slovanie Bratysława nie wiem, czy gra dwóch Słowaków. A jednak zdobył mistrzostwo, bardzo dobrze zaprezentował się w eliminacjach pucharów. To nie jest problem, gdy wie się, czego oczekuje się od zespołu.
Biorąc to wszystko pod uwagę – czy Lech Poznań jest twoim zdaniem dobrze zarządzanym klubem?
– Jest to bardzo dobry klub. Organizacja pod kątem zawodników była na najwyższym poziomie spośród moich dotychczasowych zespołów. Było mi tam dobrze, Lech pracuje dobrze, ale podejmowane są dziwne decyzje.
Dziwnych decyzji było też multum w twoim innym byłym klubie, Ruchu Chorzów, który dziś jest w opłakanym stanie.
– Boli mnie, że ludzie obecni przy klubie pozwolili, by doszło do takiego upadku. Mam sentyment do Ruchu, bo to mój pierwszy polski klub, bardzo dobrze się w nim czułem, ludzie byli niesamowicie otwarci, serdeczni. Kibice byli fantastyczni, do dziś nie zapomnę tego, co działo się po meczu z Górnikiem Zabrze. Moje najpiękniejsze wspomnienie związane z polską piłką. Przed meczem fani mówili, że jak wygramy, to będą nas nosić na rękach. Tak, jasne. Wiadomo, jak się podchodzi do takich słów, nie bierze się ich na poważnie. A oni faktycznie to zrobili.
Jak duże były już problemy, kiedy ty tam grałeś?
– Im dalej, tym gorzej. Były trzy-czteromiesięczne opóźnienia w wypłatach. Taka sytuacja jest bardzo trudna, bo nie mówimy o klubie, gdzie piłkarze dostają wielkie pieniądze. Młody chłopak, który przez cztery miesiące zostaje bez pensji, musi szukać pożyczki od rodziców, od kogoś innego. Ja byłem w o tyle lepszym położeniu, że po podpisaniu kontraktu dostałem wypłatę za pierwsze dwa miesiące z góry. Pomyślałem sobie: “okej, to na co tu wszyscy narzekają?”. Ale kolejna była opóźniona o miesiąc, następna o dwa, wreszcie kolejna o trzy. I już wiedziałem, że koledzy z szatni mają rację.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. 400mm.pl, NewsPix.pl
Jeśli wpłacisz 50 złotych, dostaniesz dodatkową stówkę i na grę będziesz miał 150 złociszy. Jeśli wpłacisz stówkę, otrzymasz 200 złotych i grać będziesz mógł za 300. Bonus 200% od pierwszego depozytu, aż do 200 złotych w ETOTO!