– Wszyscy to wiemy – ja pewnie nieco lepiej niż inni, ponieważ go trenowałem – że czasami popełnia błędy. Popełnia je wtedy, gdy jego koncentracja spada na niski poziom. Jednak kiedy zmieniasz klub, masz coś do udowodnienia, to pomaga i dlatego uważam, że przejście do Arsenalu to dobry ruch dla Davida.
Te słowa wypowiedział po pierwszej ligowej kolejce Jose Mourinho w studio Sky Sports. David Luiz musiał się więc bardzo szybko zaaklimatyzować na The Emirates – na pierwsze piekielnie kosztowne wtopy czekaliśmy bowiem zaledwie do trzeciej serii gier. Dziś maczał paluchy po same knykcie przy dwóch bramkach Liverpoolu w przegranym 1:3 spotkaniu na Anfield.
W systemie Luiza pierwsze zwarcie nastąpiło tuż po przerwie, kiedy kompletnie bez sensu – szczególnie w erze VAR – łapał za koszulkę wybiegającego w tempo do zagrania Firmino Salaha. Drugie – gdy ten sam Salah oszukał go po raz kolejny, obracając Brazylijczyka tak, że ten nie miał już prawa włączyć się do obrony w tej właśnie sytuacji. Egipcjanin nie miał za grosz litości – karnego wykorzystał pewnym uderzeniem po widłach, rajd rozpoczęty wkręceniem Luiza skończył pewnym strzałem w swoim stylu. Zejście z prawego skrzydła na lewą, płaskie uderzenie, kompletnie poza zasięgiem Bernda Leno.
To były dwa ciosy, po których Arsenal po prostu nie miał już prawa się podnieść. Bo gdy w pierwszej części spotkania napoczynał Kanonierów Joel Matip po dziewiątej asyście w dziesiątym kolejnym meczu na Anfield Trenta Alexandra-Arnolda, można było się jeszcze łudzić. Adrian bowiem znów nie wyglądał najpewniej, tym razem nie strzelił gola przeciwnikiem, ale był bliski asysty. Gdyby tylko Aubameyang nieco skuteczniej go lobował, wynik otwarty zostałby nie przez Liverpool, a Arsenal.
To, czego nie udało się dokonać Aubie, mógł zrobić debiutujący dziś Nicolas Pepe, który dwa razy – jeszcze nim Matip trafił na 1:0 – miał okazję uciszyć Anfield w piekielnie efektowny sposób. Uderzenie zza pola karnego minęło jednak bramkę o milimetry, a rajdowi po błędzie Hendersona zabrakło tylko wykończenia. Andrew Robertsona jednak jutro będą jeszcze boleć kostki po zakosie Iworyjczyka, gdy ten znalazł się z nim jeden na jeden.
Nie udało się jednak ani Pepe, ani Aubameyangowi, dopiero rezerwowy Lucas Torreira znalazł sposób na zepsucie nieco wieczora Adrianowi i milionom graczy Fantasy Premier League, którzy postawili na tego czy innego zawodnika z niezwykle w tej grze popularnej defensywy Liverpoolu. Nie zmienia ten gol jednak statystyki wybitnie niekorzystnej. Arsenal dziś nie wygrał bowiem 23. kolejnego starcia na boisku rywala z Big Six.
The Reds stają się zaś “Liderpoolem”, pozostając ostatnią ekipą w Premier League z kompletem zwycięstw – udało się bowiem ograć drugi aspirujący do tego miana zespół.
Liverpool – Arsenal 3:1
Matip 41′, Salah 49′, 59′ – Torreira 85′
fot. NewsPix.pl