Ani się obejrzeliśmy, jeszcze nawet nie zdążyliśmy zapłakać za Rayo Vallecano, a tu już kolejny sezon LaLiga za pasem. A wraz z nim garść nowych, ale i powracających po zagranicznej tułaczce postaci. Aby zorientować się, na kim warto zawiesić oko, wybraliśmy najciekawszą, naszym zdaniem oczywiście, dyszkę. Nie chcieliśmy się jednak zamykać w transferach do Realu, Barcelony i Atletico – wbrew pozorom LaLiga na nich się nie kończy – więc poza czterema nazwiskami z tych trzech klubów, postawiliśmy na sześć nieco mniej oczywistych, spoza – nazwijmy to – mainstreamu.
No to co? Lecimy!
EDEN HAZARD – LEWOSKRZYDŁOWY – REAL MADRYT
Ciągnącej się od zeszłego mundialu love story z Hazardem i Realem w dwóch rolach głównych brakowało tylko filmu w reżyserii Antoine’a Griezmanna. Szczęśliwie zamiast na takie rozwiązanie, Belg zdecydował się na ostatni rok bycia gwiazdą londyńskiego kina akcji, zostawiając po sobie jeszcze trochę fajnych wspomnień i puchar Ligi Europy, gdzie został bohaterem meczu finałowego.
Media w Hiszpanii – jeszcze nim pierwszy raz kopnął piłkę w LaLiga – zdążyły mu już zarzucić nadwagę, średnio przykładając wagę do tego, że Eden Hazard nigdy sylwetkowo Diego Forlanem nie był. Zdążyły też posądzić Belga o nadludzką genetykę, bo ich zdaniem podczas urlopu dał radę przytyć aż siedem kilo.
Tłumaczył to już raz i drugi Kristof Terreur, a więc jeden z czołowych belgijskich dziennikarzy, który zresztą widział się z Hazardem po powrocie do treningów. Tak, skrzydłowy zwykle przybiera nieco na wadze podczas wakacji, ale nie, nie siedem kilo. I nie, nie ma to wpływu na jego formę. Na tych kilka wolnych dni Belg ze sportowca staje się prostym człowiekiem, który jak widzi żarcie, na które ma ochotę, to to żarcie zjada. Tym samym czyści głowę z wszystkich nakładanych codziennie na sportowca obostrzeń i wraca… no głodny. Ale wyzwań.
A potem – ze zdecydowanie większą gracją niż burgera w zestawie z frytkami – zjada kolejnych przeciwników. I sprawia, że to obrońcy próbujący go dogonić czy połapać się w jego dryblingu wyglądają tak, jakby to oni opędzlowali wszystkie gofry Belgii.
FRENKIE DE JONG – ŚRODKOWY POMOCNIK – FC BARCELONA
Może nawet bardziej barceloński niż tapasy i Park Guell razem wzięte. Piłkarski Adam Sztaba, prawdziwy boiskowy dyrygent, brakujący element ekipy, która ma wreszcie w półfinale Ligi Mistrzów wypracować sobie taką zaliczkę, z którą będzie można na spokoju jechać do Rzymu, Liverpoolu czy gdziekolwiek jeszcze rzuci Barcę los.
Oglądając go ma się czasem wrażenie, że ma na boisko podgląd z lotu ptaka – tak doskonale dostrzega partnerów i przewiduje nie tylko, gdzie powinien zagrać, ale też w jaki sposób takie, a nie inne podanie może napędzić akcję. Bo de Jong to nie maszynka do goli czy asyst, ale właśnie do asyst drugiego czy trzeciego stopnia, najważniejszych zagrań, których jednak nikt raczej nie odnotowuje. Za to, jak znakomicie rozumie i czyta grę, nie pochwaliła go już chyba tylko Maryla Rodowicz na dachu fabryki czekolady.
– Podczas wywiadu dla strony Willem II pytano mnie o ulubionego piłkarza. Większość trenerów wymieniała Ronaldo lub Messiego, ale ja powiedziałem: Frenkie de Jong – rzucił jakiś czas temu jeden z pierwszych trenerów de Jonga, Jos Bogers, przesuwając granice podlizywania się hen daleko. No ale robiąc to postawił na właściwego konia, bo de Jong wygląda na gościa zdolnego, by kiedyś podlecieć całkiem blisko niedostępnej dla śmiertelników planety Ronaldo i Messiego.
JOAO FELIX – COFNIĘTY NAPASTNIK – ATLETICO MADRYT
Ma być najlepszym Felixem w hiszpańskiej piłce od czasu Jorge Felixa. Wiadomo, to ryzykowny osąd, ale jesteśmy zdania, że to ma prawo się udać. Technicznie nienaganny, doskonale odnajdujący się jako wsparcie wysuniętego napastnika, wolny elektron za plecami bezwzględnego snajpera – w tej roli występować będą najczęściej Diego Costa lub Alvaro Morata. Jedyna obawa jest taka, że będzie się jeszcze odbijał od tęższych od siebie, ale na największych gladiatorów obrony wpaść nie wpadnie, bo tych zawsze ma u siebie Cholo Simeone.
Jak Joao wjechał w rywali Atleti w przedsezonowych sparingach, to nie było co zbierać. Wiecie, jak w meczu, w którym występuje Cristiano Ronaldo, bohaterem spotkania jest Portugalczyk wychowany w jednym z dwóch wielkich klubów Lizbony, no to zakłada się z góry, że to musi być CR7. A tu – zonk, po mniej niż godzinie gry Felix zjechał do bazy z dubletem, Ronaldo – na zero z przodu.
Oczekiwania muszą być spore, skoro Felix nim pozamiatał w sparingach, wbił się do piątki najdroższych graczy w historii. Rozsiadając się wygodnie obok dwóch piłkarzy, którzy znudzili się Barcelonie w mniej niż dwa lata, jednego, który stroi fochy rozmiarów Wieży Eiffela, żeby do tej Barcelony wrócić i tylko jeden z tego grona zdaje się być względnie normalny, choć co jakiś czas łapie czerwone kartki będące tej względnej normalności totalnym zaprzeczeniem.
Co więc może pójść nie tak?
MARTIN ODEGAARD – OFENSYWNY POMOCNIK – REAL SOCIEDAD
Janczyk, Adu, Odegaard.
Oj, znana to wyliczanka każdemu, kto choć przez moment zagościł na znanej i lubianej grupie facebookowej – Piłkawce. Najbardziej hajpowane talenty ostatnich kilkunastu lat i niestety, ale największe rozczarowania. Odegaard jednak ani nie wylądował w rynsztoku (i mamy szczerą nadzieję, że to raczej Janczyk się z niego wygrzebie), ani nie był zmuszony sprzedawać odkurzaczy, a Transfermarkt wycenia go wciąż na kilkanaście milionów więcej niż czapka gruszek i dwa wygazowane Harnasie. No i coś tam kopał ostatnio w Eredivisie, skoro skończył sezon w Vitesse z 9 bramkami i 12 asystami.
Real Madryt najwidoczniej nadal wierzy, skoro tylko wypożyczył Odegaarda, a nie skreślił definitywnie. Szczególnie tego lata, gdy bez skrupułów deptane są nawet największe świętości. Patrz: związek Carla Jenkinsona z Arsenalem.
ROBERTO SOLDADO – NAPASTNIK – GRANADA CF
Ktoś kiedyś w Londynie wpadł na świetny pomysł i postanowił wydać 1/3 kasy zarobionej za Garetha Bale’a na gościa, który w Realu Madryt nie potrafił zostać nawet kimś na miarę Alvaro Moraty. Okazał się więc niewiele bardziej potrzebny niż Krzysztof Król, to fakt, ale jednak w Getafe i Valencii ładował jak zły. Kilka tysięcy metrów nad ziemią pomiędzy Barajas a Heathrow wgrano chyba jakiegoś trojana do systemu Hiszpana. No i w efekcie po przylocie do Anglii Roberto Soldado zamiast usadzić na wieki wieków Harry’ego Kane’a, z międzylądowaniem w Villarrealu pognał do Turcji. Gdzie w zeszłym sezonie w klasyfikacji strzelców wyjaśnił go między innymi pamiętany tylko przez najbardziej hardcore’owych fanów ekstraklasy Danijel Aleksić.
Tak, Soldado ma dużo do udowodnienia. I tak, będzie to cholernie trudne biorąc pod uwagę, że będzie wykańczał akcje drużyny, która w drugiej lidze hiszpańskiej strzeliła tylko o cztery gole więcej niż najgorsza w LaLiga2 Cordoba.
MATIAS VARGAS – LEWOSKRZYDŁOWY – RCD ESPANYOL
Espanyolowi zdarzało się parę razy biorąc piłkarza bezpośrednio z Argentyny trafiać jak Ronnie O’Sullivan do łuzy. Success stories? A no choćby Mauricio Pochettino, Maxi Rodriguez, Pablo Zabaleta…
Z Vargasem w stolicy Katalonii liczą na kolejne. W końcu gość na skrzydle w Velezie czarował naprawdę regularnie. No i wiecie, jak na koncie na YouTube o nazwie „Brazil Scout” ktoś zatytułował kompilację o Vargasie „Argentinian Hazard?”, nie wypada przejść obok Vargasa obojętnie. Sami rozumiecie – wychodzi na to, że Madryt i Katalonia tego lata dostały po jednym Hazardzie. Gwiazdka przyszła wcześniej i to w dodatku dwa razy.
Espanyol to oczywiście nie jest zespół, który rywali będzie obijał jak karki gruszkę w Mielnie, ale gdyby komuś przyszło do głowy ich lekceważyć, to w Lidze Europy niedawno rozjechali siedmioma golami Stjarnan. Co – jak doskonale wiemy – nie jest taką znów kaszką z mleczkiem.
Na razie Vargas bilans ma zacny, taki argentyński Paweł Tomczyk. 81 minut, 1 gol, 2 asysty.
JULES KOUNDE – ŚRODKOWY OBROŃCA – SEVILLA
Transfery sygnowane nazwiskiem Monchiego, w których sprzedającym jest klub z Ligue 1 to mniej więcej takie samo zaskoczenie, jak tłumy w kinie na Walentynki. Dyrektor sportowy Sevilli nie raz i nie dwa podkreślał, że uwielbia sięgać do Francji, ze względu na konkurencyjność w dziewiętnastozespołowej lidze, z której regularnie zawczasu wypisuje się PSG. Tego lata na jego WhatsAppie było zdecydowanie więcej bonjour niż wiadomości od żony. Tu Rony Lopes, tam Lucas Ocampos, w międzyczasie Diego Carlos.
Rekord transferowy Sevilli został jednak pobity dla kogoś innego. Imię może być mylące, bo Jules Kounde to nie żaden żul. Raczej ekskluzywny menel, któremu Bordeaux przypięło metkę z kwotą: 25 milionów euro.
Spytacie: za co? Cóż, na pewno nie za wzrost, bo chłopak ma 184 cm, co jak na stopera nie jest jakimś imponującym wynikiem. Za porównania jego stylu gry do jednego z najlepszych na świecie na swojej pozycji – Toby’ego Alderweirelda? Już cieplej. Francuz ma tę samą co Belg umiejętność zagrywania wymierzonych co do centymetra długich podań rozciągających ustawienie rywala. Jasne, jest jeszcze diamentem nieoszlifowanym, ale na oszlifowane – Monchi w świetnym materiale „The New York Times” na swój temat za przykład podał Joao Felixa – Sevilli po prostu nie stać.
KIERAN TRIPPIER – PRAWY OBROŃCA – ATLETICO MADRYT
Fryzura jak od garnka i zabójcze wrzutki z pierwszej piłki – to dwa jego znaki rozpoznawcze. W Atletico mają nadzieję, że z gruntu angielskiego na hiszpański przeniesie przede wszystkim to drugie. Trippier lubi przygrzmocić z wolnego, co Diego Simeone na pewno będzie próbował wykorzystać. Lubi też pobiegać od linii do linii, co Simeone z pewnością zdążył mu już obrzydzić.
Na dzień dobry Anglik kupił sobie nieco czasu i sporo sympatii stwierdzając, że ostro ciśnie z hiszpańskim – pięć razy w tygodniu po dwie godziny. Czyli o jakieś dziesięć godzin tygodniowo więcej niż Gareth Bale.
Do Hiszpanii Trippier rusza przede wszystkim szukać zaginionej formy, my jednak na jego miejscu szukalibyśmy jej gdzieś w Rosji, bo to tam ostatni raz konkretnie błysnął – w półfinale mundialu z Chorwacją. Ostatni sezon? Do zapomnienia. Ale że w dobrej dyspozycji to czołowy boczny obrońca Europy, w Madrycie mogą mieć z niego sporo pociechy.
NABIL FEKIR – OFENSYWNY POMOCNIK – REAL BETIS
Dogadany pięcioletni kontrakt, odbyta sesja zdjęciowa w czerwonej koszulce z charakterystycznym, choć nieistniejącym w rzeczywistości ptakiem na piersi, przelew na 52 miliony funtów oczekujący na zatwierdzenie. Dwanaście miesięcy temu zdawało się, że nic nie powstrzyma Nabila Fekira przed złożeniem autografu na umowie z miłościwie nam panującymi królami piłkarskiej Europy z Liverpoolu.
Nie pierwszy raz zdrowie stanęło pomiędzy Nabilem Fekirem a jego marzeniami. Lekarzom klubu z Anfield nie spodobał się stan prawego kolana magika z Lyonu. Werdykt? Zużyte jak sprowadzane z Niemiec Audi z sześciocyfrowym przebiegiem.
Z jednej strony Betis biorąc tegoż Fekira ryzykuje – nie sposób przewidzieć, kiedy znów padnie na murawę i nie będzie mógł na nią wyjść przez kilka tygodni, co jest scenariuszem doskonale wszystkim kibicom Ligue 1 znanym. Z drugiej – dzięki powiadomieniu świata wszem i wobec o felerze pomocnika przez klub z Anfield, Verdiblancos wyciągnęli prawdziwego sztukmistrza za frytki, bo tak trzeba traktować kwotę ponad trzy razy niższą niż zeszłoroczna oferta The Reds.
Życzymy jak najlepiej. Fekir w formie to bowiem gość, dla którego warto przełączyć kanał nawet wtedy, gdy równolegle futbolowe delicje serwuje Ekstraklasa.
A skoro o niej mowa, to tej listy inaczej skończyć po prostu nie możemy:
ALEKSANDAR SEDLAR – ŚRODKOWY OBROŃCA – RCD MALLORCA
Lubicie zabawę datami i pokazaną w ten sposób absurdalnie długą drogę przebytą przez piłkarza w ciągu roku, prawda? No to lecimy.
7 grudnia 2018 – Aleks Sedlar robi, co może, by zatrzymać trio Bohar-Tuszyński-Pawłowski. Nie wychodzi najlepiej, bo Piast traci dwa gole, dwa udaje się jednak też strzelić.
7 grudnia 2019 – Aleks Sedlar będzie się szykował do zatrzymania trio Griezmann-Suarez-Messi.
Serb decydując się na grę na Majorce wiedział, że żeby poczuć się jak na wakacjach, będzie musiał tylko wyjść przed dom. Nie wiedział natomiast, czy przyjdzie mu grać na zapleczu LaLiga, czy może w najwyższej lidze hiszpańskiej. Wciąż do rozegrania pozostawały baraże, w które jego nowy klub był uwikłany. Zakręcił jednak kołem fortuny i wygrał, drugi raz w ciągu kilku tygodni. Wcześniej przyfarcił przecież, gdy Jakub Szmatuła wyratował go po sprokurowaniu drugiego karnego w meczu z Jagiellonią.
No więc teraz mamy okazję się przekonać, czy tytuł najlepszego obrońcy Ekstraklasy w poważnej piłce coś tam jednak znaczy, czy jest wart niewiele więcej niż tytuł najlepszego działkowca powiatu kaliskiego.
SZYMON PODSTUFKA
fot. FotoPyK/400mm.pl/Newspix.pl