Rozmowa z Czesławem Michniewiczem, sylwetki Karola Fili i Mateusza Wieteski, zapowiedzi, analizy, odniesienia do historii, raport ze stanu kadrowego, felietony… Sobotnia prasa jest wręcz przepakowana treściami pod mecz młodzieżówki. Ale nie narzekamy – to być może najważniejszy mecz w polskiej piłce tego roku.
“SPORT”
Gumny wyleczył już się z problemów żołądkowych, ale czy Michniewicz zdecyduje się na zmianę w miejsce Fili?
Wczoraj biało-czerwoni trenowali w komplecie. Szymański normalnie pracował z zespołem. Podobnie zresztą, jak Robert Gumny. Przypomnijmy, że piłkarz poznańskiego Lecha był pierwszym wyborem trenera Czesława Michniewicza na pozycję prawego obrońcy. Tymczasem już po przylocie do Włoch dopadły go problemy żołądkowe i nie zagrał w inauguracyjnym meczu z Belgią. Na szczęście z zatruciem nasz piłkarz szybko sobie poradził i mógł wystąpić z Włochami. Selekcjoner postawił jednak na Karola Filę, który w obu spotkaniach spisał się zupełnie przyzwoicie. Czy więc opiekun naszego zespołu wróci do Gumnego, czy też zostanie przy rozwiązaniu z dwóch pierwszych spotkań?
Bochniewicz celuje w finał Euro U21. Zwłaszcza, że zostanie on rozegrany na stadionie Udinese, które nie miało do niego zaufania.
Wielkie powody do zadowolenia ma też Bochniewicz. Na długo przed finałowym turniejem, kiedy jeszcze nie było wiadomo czy nasze „Orły” w nim zagrają, mówił. – Moim marzeniem jest zagrać w finale, 30 czerwca w Udine. Przypomniałbym się działaczom i trenerem – podkreślał nie bez powodu. Jest przecież graczem Udinese, które dwukrotnie wypożyczało go do Górnika. Teraz umowa wygasa, więc ważą się jego losy. – Nie chcę rozwodzić się nad tym, co będzie, bo koncentruję się na MME. To jest najważniejsze – tłumaczył krótko przed wyjazdem do Włoch.
Piast nie będzie ściągał stopera tylko po to, by ściągnąć kogokolwiek. Znajdzie się kozak? Okej. Nie znajdzie? Są Byrtek i Korun.
Dyrektor Piasta dał jednak wyraźnie do zrozumienia, że jeśli nie uda się znaleźć naprawdę dobrego następcy, to gliwiczanie na siłę nie będą kontraktowali defensora tylko po to, żeby liczbowo wszystko się zgadzało. – Szukamy obrońcy, ale wiemy, że do gry palą się zawodnicy, których mamy w kadrze. Mam na myśli Damiana Byrtka i Urosza Koruna. W przeszłości dobrze na środku defensywy radził sobie też Marcin Pietrowski. Jak widać wachlarz możliwości jest – mówił nam Bogdan Wilk.
Mateusz Możdżeń odejdzie z Zagłębia Sosnowiec, ale prawdopodobnie zostanie w Ekstraklasie. Ponoć bliski jest transferu do ŁKS-u.
Wczoraj Możdżeń odebrał telefon, ale szybko uciął rozmowę, twierdząc że właśnie zaraz zaczyna trening. Jedno jest pewne nie był to trening Zagłębia, które o tej porze nie miało zajęć. – Nic na siłę. Nikogo do gry w Zagłębiu nie będziemy zmuszać. Mateusz ma ważny kontrakt, jeśli znajdzie jakiś klub, będziemy rozmawiać – tłumaczy Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia. Niewykluczone, że Możdżeń znajdzie zatrudnienie w ekipie beniaminka ekstraklasy, ŁKS-u Łódź.
Foszki Neymara przestają się podobać właścicielowi Paris Saint-Germain. Nasser Al-Khelaifi ma już dość gwiazdorzenia.
– Istnieją umowy, których należy przestrzegać, ale też wymagane jest całkowite zaangażowanie wobec naszego projektu. Nikt go nie zmuszał do podpisania kontraktu, sam przyszedł. Piłkarze będą musieli bardziej niż dotąd przyłożyć się do obowiązków. Muszą zmienić podejście, wziąć na siebie więcej odpowiedzialności. Chcę, żeby gracze byli dumni z noszenia naszej koszulki, a nie tylko wykonywali pracę kiedy chcą. Nie są tu po to, żeby dobrze się bawić. A jeśli im to nie odpowiada, drzwi są otwarte. Ciao. Nie chcę już oglądać gwiazd – oświadczył.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Polacy znów pokażą sztukę bronienia? Z Hiszpanami o awans do Tokio – remis lub zwycięstwo daje biało-czerwonym przepustkę na Igrzyska.
Nawet koledzy z reprezentacji seniorów powątpiewali w ich umiejętności i założyli się z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniewem Bońkiem, że kadra U-21 nie awansuje do igrzysk olimpijskich w Tokio. Wystarczy, że w sobotę unikną porażki, a szef związku wygra zakład. Zespół Michniewicza zamieszkał w Modenie w hotelu Des Arts, co po polsku znaczy: „Sztuka”. Można próbować dopatrzeć się w tym symbolu, ponieważ to, w jaki sposób broni nasza kadra, najlepiej określać mianem sztuki. „Wnukowie Władysława Żmudy przyjechali do naszego domu, by dać nam lekcję organizacji i uzupełniania się w defensywie. Na koniec zasłużyli na to, co mieli w kieszeni, mimo niezliczonych okazji, które niczego nam nie przyniosły” – zachwycano się w najważniejszej włoskiej gazecie sportowej „La Gazzetta dello Sport”.
Rozmowa z Czesławem Michniewieczem. Bez przesadnej pompki, ale ze świadomością celu, jaki stoi przed kadrą.
Wygląda na to, że czuje się pan jak ryba w wodzie w reprezentacyjnym futbolu.
To fakt. Szczerze mówiąc, bardzo podoba mi się ta praca. Na początku brakowało mi codziennych treningów, narzekałem, że niewiele można zrobić, ale szybko nauczyłem się, że sformułowanie „brak czasu” trzeba wyeliminować i pracować inaczej. Dużo jeżdżę, rozmawiam z zawodnikami, pokazujemy im filmiki, analizy, zdjęcia. O, na przykład wczoraj byłem w sklepie i wysłałem im fotkę, że są akumulatory i jeśli ktoś ma rozładowany, to mogę mu dokupić.
Ten luz i żarty są bardzo potrzebne?
Głowa musi odpocząć. Choć my i tak nie mamy jakiejś napinki, to dla nas wszystkich przygoda życia. Przyjechał tutaj prezes Boniek i inni działacze i też mówią, jak bardzo jest tu normalnie. Mamy swojego ochroniarza, fantastyczną obsługę, w hotelu pracuje też kelnerka Polka, pani Magda. Była na meczu z Włochami i bardzo nam kibicowała. Baza nie jest co prawda rewelacyjna, bo trzeba dojeżdżać na stadion i w Polsce pod tym względem sprawy wyglądają lepiej.
Włosi zachwyceni Wieteską. Ale nie ma się co dziwić – gość zagrał we wszystkich kadrach młodzieżowych ponad 70 razy!
Premierowo z opaską wystąpił w maju 2012 w Wilkowicach na Śląsku z Chorwacją (3:1). Wieteska wyprowadził biało-czerwonych na boisko, stanął obok sędziego i razem ze wszystkimi czekał na hymny. Emocje były wielkie, nerwy napięte. Kiedy przeciwnicy śpiewali „Lijepa naša domovino”, stoper… dwukrotnie podskoczył w ramach rozgrzewki. – Miałem setki myśli w głowie, byłem zdenerwowany i jakoś automatycznie to zrobiłem. Na spotkaniu był obserwator z Polskiego Związku Piłki Nożnej. Po zakończeniu podszedł do mnie i powiedział, że nie wypada, by w takiej chwili kapitan zachowywał się w ten sposób. Powinienem stać na baczność. Niefortunny początek, ale potem było już dobrze – wyjaśnia Wieteska.
Karol Fila, bohater drugiego wyboru. Sylwetka zawodnika, który dość niespodziewanie znalazł się w pierwszym składzie na Belgów i Włochów. I nie pękł.
W drużynie Michniewicza zalicza się do tych najcichszych i najspokojniejszych. Jest domatorem, bardzo związanym z rodziną i swoim depresyjnym regionem, leżącym w najniższych punktach ok. dwa metry poniżej poziomu morza. – Znam każdy zakręt, każde miejsce w Nowym Dworze. Często staram się jeździć nad Bałtyk, uwielbiam moje okolice. Jak będę starszy, na pewno tu zamieszkam. Na razie wszystko mi sprzyja, żeby być blisko rodziny. Do Gdańska dojeżdżam szybko – opowiada. Sport był u państwa Filów obecny od dawna. W domu oglądało się każdą dyscyplinę – futbol, tenis czy żużel. Karol jest fanem speedwaya, jeździ na turnieje Grand Prix, wspierał zwłaszcza Jarosława Hampela, choć wspomina i cztery wizyty w Bydgoszczy, triumfy Tomasza Golloba.
Kibu Vicuna prezentuje drużynę naszych rywali. Hiszpanie zagrają bez szóstki, mają problemy ze skutecznością i z bronieniem.
Jak scharakteryzowałby pan tę reprezentację?
To drużyna grająca w bardzo hiszpański sposób. Jej najmocniejszym punktem, jak i wszystkich naszych zespołów, jest środek pola. Zwykle gra tam jeden typowo defensywny pomocnik i dwóch kreatywnych piłkarzy, przed którymi ustawieni są kolejni dwaj tego typu gracze na skrzydłach. Przeciwko Polsce pewnie nie zobaczymy żadnej typowej „szóstki”, bo Luis de la Fuente powinien postawić na bardziej ofensywny wariant. Nasza gra jest bardzo kombinacyjna. Chcemy kontrolować przebieg meczu, tworzymy sobie sporo okazji do pokonywania bramkarza rywali, ale mamy swoje problemy – raz, że jesteśmy nieskuteczni, a dwa, że tracimy dużo goli. Cztery bramki stracone w dwóch spotkaniach na wielkim turnieju to słaby wynik.
Rafael Lopes rok temu mógł trafić do Wisły Kraków i prowadził z nią zaawansowane rozmowy. Ale tego lata trafił do Cracovii i to na niego liczą “Pasy”.
Sam piłkarz rzuca inne światło na zeszłoroczne negocjacje. – Nie przyjechałem wtedy do Krakowa, ale to prawda, że przed rokiem byłem bardzo blisko Wisły – mówi. – Postanowiłem, że wrócę do Portugalii ze względu na syna, który miał wtedy problem z sercem i wymagał operacji. Gdyby nie to, że chciałem być blisko domu, na sto procent poszedłbym do Wisły. Wybrałem rodzinę. To nie był dobry moment na zagraniczne podróże – tłumaczy. Ze zdrowiem dziecka na szczęście wszystko jest już w porządku, dlatego gdy po roku znów pojawiła się możliwość gry w Krakowie, postanowił z niej skorzystać.
Rozmowa z Wołodymyrem Kostewyczem, który – wobec letniej rewolucji w kadrze Kolejorza – wydaje się naturalnym kandydatem do bycia jednym z liderów Lecha. Pytanie jednak – czy ma cechy lidera?
Lech przechodzi rewolucję, kadra mocno się zmieniła i jak sobie policzyłem, nagle stał się pan zawodnikiem z trzecią największą liczbą występów w zespole.
Faktycznie, chyba tylko Darko Jevtić i Maciej Makuszewski mają więcej meczów ode mnie.
To oznacza, że na pana barki spadnie pełnienie roli jednego z liderów zespołu?
Myślę, że to nie do końca działa w ten sposób. Mamy przebudowaną drużynę, są nowi zawodnicy, jesteśmy teraz na obozie i z czasem okaże się, kto wyrośnie na osobę lidera.
Pytam dlatego, że sprawia pan wrażenie dość spokojnej i cichej osoby, a takie cechy z postacią lidera raczej nie współgrają.
Może z zewnątrz tak to wygląda, ale zapewniam, że nie zawsze tak jest.
Argentyna jest przed meczem o wszystko z Katarem, w szatni – nie zgadniecie! – konflikt trenera z piłkarzami. Federacja szuka już następcy Scaloniego.
Przed meczem z Paragwajem (1:1) zdecydował, że Sergio Agüero i Angel Di Maria usiądą na ławce rezerwowych, ale obaj dowiedzieli się o tym dopiero z prasy. Napastnik Manchesteru City przyszedł do Scaloniego z pretensjami. Panowie pokłócili się już, gdy Scaloni był asystentem Sampaolego w drużynie narodowej. Nie mogli na siebie patrzeć i nawet wykluczyli współpracę, ale Agüero wyciągnął dłoń na zgodę. I teraz poczuł się oszukany oraz potraktowany nieszczerze. Po treningu zostało zorganizowane spotkanie, podczas którego Scaloni chciał oczyścić atmosferę. Kamery argentyńskiej telewizji zarejestrowały, że patrzył rozpaczliwie na Messiego, łapał go za rękę, jakby szukając wsparcia. Kapitan miał wtedy powiedzieć: „Nie patrz na mnie, im się tłumacz, a nie mnie”. I to dobitnie pokazuje, jakie poważanie w szatni ma były piłkarz Deportivo La Coruna czy Lazio.
Felieton Krzysztofa Stanowskiego o młodzieżówce, w którą nikt nie wierzył. Łącznie z nim.
Nie ma się co czarować – w sukces na mistrzostwach Europy nie wierzył w zasadzie nikt, niektórzy tylko mówili, że wierzą, bo do tego obliguje ich sprawowana funkcja. Nie wierzyły władze Górnika Zabrze, sprzedając Żurkowskiego przed turniejem. Nie wierzyły władze Legii Warszawa, sprzedając Szymańskiego. I nie będę się tu wymądrzał: sam nie wierzyłem w ogóle. Kibicowałem, ale nie wierzyłem. Teraz jednak myślę sobie, że jeśli masz na rozkładzie Portugalię, Belgię i Włochów, to możesz marzyć nie o samej przygodzie olimpijskiej, ale nawet o medalu – bo niby czemu nie? Najpierw jednak wyjdźmy z tej cholernej grupy. Zaparkujmy autokar pod bramką, spuśćmy powietrze z kół i przeczekajmy hiszpańską nawałnicę.
Tomasz Włodarczyk pisze z kolei o konstruowaniu drużyny przed Michniewicza, którą nazywa “sztuką dawania drugich szans”.
Oprócz wyników rzecz jasna podoba mi się, w jaki sposób selekcjoner zbudował tę grupę. W pełni zaangażowaną w nakreślony przez niego projekt. Jeśli nie wykazywałeś zaangażowania, zostawałeś na bocznicy. Jak Paweł Stolarski czy Bartłomiej Drągowski. W Modenie do ostatniego meczu grupowego z Hiszpanią szykują się piłkarze, który chcieli i dokonali rzeczy ponad przedturniejowe przewidywania. Podoba mi się też, że EURO we Włoszech to jawna sztuka dawania szans. Karola Fili nie było z tą drużyną przez całe eliminacje. Tymczasem gdy wypadł ze składu struty Robert Gumny, obrońca Lechii Gdańsk został wrzucony na głęboką wodę i pływa. Fila skorzystał z faktu, że Stolarskiemu nie odpowiadało pracowanie w kindersztubie Michniewicza, a układ pokarmowy drugiego kolegi postanowił iść na strajk. Mecz z Belgią był dopiero jego trzecim w narodowych barwach, pierwszym o stawkę i nie zmiażdżyła go presja. Wytrzymał.
“GAZETA WYBORCZA”
“Polska gra z Hiszpanią o awans na Igrzyska” – brzmi to jak sci-fi, ale to prawda. Rywal z wysokiej półki, w eliminacjach urządzał sobie demolkę.
Różnica między meczami poprzednimi a sobotnim może polegać jednak na tym, że Polacy zostaną zmuszeni, by grać tak samo, ale „bardziej”. Bronić się do ostatniej kropli potu, niewykluczone, że momentami desperacko. W Hiszpanach drzemie ofensywna moc niezmierzona, stać ich na utrzymywanie się przy piłce totalne, od inauguracyjnego do ostatniego gwizdka. Czerpią z zasobów kadrowych tak rozległych i o takiej charakterystyce, że w każdej kategorii wiekowej są zdolni do urządzenia sobie intensywnej kanonady, zresztą w eliminacjach wbijali przeciętnie 3,1 gola na mecz. To nie przypadek, że najboleśniejszą w minionym półwieczu z okładem klęskę nasza dorosła reprezentacja poniosła właśnie z nimi. Za kadencji Franciszka Smudy uległa 0:6.