– Będziemy próbować rozciągania gry, przede wszystkim za sprawą grającego przy linii Chiesy, i otwierania waszej obrony właśnie z tamtego miejsca. Nie spodziewałbym się prób przedarcia się środkiem, wielu prostopadłych podań. Włosi będą raczej grać w boczne strefy, próbować stworzyć sytuacje jeden na jeden, gdzie Chiesa czy Orsolini po wygraniu pojedynku próbowaliby dośrodkowania – tak dzisiejszy mecz Polska – Włochy na młodzieżowym Euro widzi Fulvio Santucci, włoski pasjonat piłki młodzieżowej, regularnie publikujący we włoskich mediach, który uważnie śledzi kariery nie tylko reprezentantów Italii, ale też choćby uważnie przygląda się postępom… Filipa Jagiełły czy Kamila Grabary. Co powiedział nam o dzisiejszych rywalach?
Jaki jest dziś, przed meczem z Polakami, główny temat we włoskich mediach?
– Głównym tematem jest szansa, że dzięki wygranej można awansować do półfinału, co oznacza awans na Igrzyska Olimpijskie. O tym wszyscy mówią w tym momencie. Włosi wiążą ogromne nadzieje z tym zespołem, co nie jest regułą, bo ostatnim razem, gdy Italia wygrała Euro U-21, było to w 2004, piętnaście lat temu. Wtedy w składzie było wielu znakomitych graczy jak Daniele De Rossi, mistrz świata 2006.
Jak duże jest zainteresowanie turniejem we Włoszech, mając w pamięci, że po raz pierwszy jesteście jego gospodarzem?
– Bardzo duże. Dzieli się ono pomiędzy reprezentację kobiet, która gra w tym momencie w mistrzostwach świata. Kobiety po raz pierwszy w XXI wieku awansowały na mundial, co dodatkowo podbija zainteresowanie ich grą. Ale jako że turniej U-21 jest we Włoszech, również przyciąga bardzo dużo uwagi. Włosi powołali na niego praktycznie wszystkich swoich najlepszych piłkarzy, którzy spełniają warunki wiekowe, by grać na Euro U-21. Jedynym brakującym graczem jest Gianluigi Donnarumma z Milanu, który od dwóch lat jest w dorosłej drużynie narodowej. Ale cała reszta spośród elity naszych młodych piłkarzy jest w drużynie. Federacja bardzo chce tego mistrzostwa Europy.
Jak postrzegana jest Polska jako rywal w drodze do celu?
Ujmę to tak – dzięki wygranej z Hiszpanią, mecz z Polską nie jest postrzegany jako najtrudniejsza z przeszkód stojących przed tą kadrą. Jeśli mam być szczery, nie za wiele wiemy o waszym zespole, jeśli chodzi o zawodników.
Wygrana z Belgią nie zmieniła we Włoszech postrzegania naszej reprezentacji?
– Wszyscy spodziewali się łatwej wygranej Belgów w pierwszej kolejce. Jedynym graczen, którego kojarzą tutaj wszyscy, jest Dawid Kownacki. Grał w Sampdorii przez niemal dwa lata, nawet jeśli nie rozegrał we Włoszech jakiegoś spektakularnego sezonu, to jego nazwisko fanom calcio już coś mówi. Wiem, że ludzi interesuje też to, jak spisze się Szymon Żurkowski z Fiorentiny, którego debiutu oczekujemy w Serie A. Większość kibiców spojrzy jednak na przeważającą część waszych nazwisk pierwszy raz w życiu.
Widziałem, że przed mistrzostwami Włosi nie wygrali czterech meczów z rzędu. Wygrana z Hiszpanią była z tego powodu odebrana jako niespodzianka, sensacja?
– Szczerze mówiąc, przed turniejem mało kto interesował się reprezentacją U-21, bo najlepsi zawodnicy grali w tym czasie w dorosłej kadrze. Zainteresowanie skoczyło, bo Chiesa, Kean, Zaniolo, Barella, Pellegrini są w drużynie, wcześniej powoływał ich Roberto Mancini. Wygrana z Hiszpanią była więc w pewnym sensie oczekiwana, choć oczywiście były obawy, że może być trudno. Hiszpania w tej kategorii wiekowej była dla Włochów jak przekleństwo. Przegraliśmy dwa finały Euro U-21 przeciwko Hiszpanom, nie pokonaliśmy ich przez trzynaście lat. Z tego punktu widzenia – okej, można to postrzegać jako pewną niespodziankę.
Włosi zaczęli jednak raczej powoli, Hiszpania dominowała, dopiero po jakichś dwóch kwadransach udało się wam tę dominację przełamać. Gdzie tkwił problem, dlaczego zespół nie potrafił od razu wejść na wysokie obroty?
– Włosi mają zawsze duże problemy z zespołami takimi jak Hiszpania, opierającymi grę na posiadaniu piłki, krótkich podaniach. Od kiedy Hiszpanie zaczęli grać tiki-takę, mieliśmy z nimi zawsze ogromne problemu. Ale od pewnego momentu tego spotkania zaczęliśmy grać dużo agresywniej, wykorzystywać swoje warunki fizyczne w walce z Hiszpanami, co moim zdaniem było kluczem do zwycięstwa. Rywale po meczu bardzo na to narzekali, mówili, że Włosi strasznie ich pokopali, ale my tak właśnie lubimy i potrafimy grać. To włoska specjalność. Pozwolić rywalowi mieć inicjatywę, wyczekiwać na jego błąd, kontrować, być zabójczo skutecznym w wykończeniu. Atakowaliśmy każdą piłkę bardzo agresywnie, próbowaliśmy natychmiast po przejęciu grać do przodu. Drugim kluczowym momentem było wejście Cutrone za Keana. Wtedy właśnie Włosi zaczęli różnicować swoje ataki, pojawiła się w nich głębia.
Spotkanie było wielkim popisem Federico Chiesy. Można się było po nim spodziewać aż tak doskonałego spotkania, z dwiema bramkami, w tym pierwszą po fenomenalnym rajdzie od lewej linii bocznej?
– Zdecydowanie tak. W tym momencie nie ma wyżej cenionego młodego piłkarza we Włoszech, jego rynkowa wycena to zdaniem Fiorentiny co najmniej 60 milionów euro. Można się było po nim spodziewać wielkich rzeczy, bo od niemal dwóch lat gra regularnie w Serie A. W pierwszej reprezentacji jest już od roku. Wszyscy liczyli, że zrobi różnicę, on te oczekiwania spełnił. Nie powiedziałbym, że to najlepiej wyszkolony technicznie zawodnik, jakiego znam, ale jest bardzo szybki, nie ma większych wahań formy, idealnie pasuje do takiego meczu, jak ten z Hiszpanią.
Kogo jeszcze powinniśmy się obawiać?
– Moise Kean jest znakomitym piłkarzem. Jest jednym z najsilniejszych fizycznie piłkarzy tej reprezentacji, a jak wiemy, w młodzieżowej piłce to potrafi zrobić ogromną różnicę. Dzięki afrykańskiemu pochodzeniu ma inną gamę umiejętności niż Włosi z dziada pradziada, nie mamy drugiego piłkarza o podobnej charakterystyce. Ma też niesamowity instynkt killera. Przez jakieś dwa miesiące, w okolicach lutego i marca w pewnym momencie tylko on i Cristiano Ronaldo strzelali dla Juve. Wymagania stawiane mu są bardzo wysokie.
Kolejnym, którego możecie się obawiać, jest Nicolo Barella. Pomocnik odpowiedzialny w głównej mierze za rozbijanie gry przeciwnika w drugiej linii. Również jest już uznanym graczem na seniorskim poziomie. Mimo gry w małym klubie, w Cagliari, spodziewamy się, że w ciągu kilku dni podpisze kontrakt z Interem, więc zrobi wielki krok do przodu w swojej karierze.
Czwartym najważniejszym piłkarzem jest Nicolo Zaniolo. Najmłodszy poza Keanem. Zrobił na mnie ogromne wrażenie w Romie. Ostatni sezon był jego pierwszym w seniorskiej piłce, wcześniej grał w Primaverze Interu. Został włączony w transfer Radjy Nainggolana. Natychmiast wskoczył do pierwszej drużyny, miał wielki wkład w jej grę, strzelał już nawet w Lidze Mistrzów. To typowy trequartista, piekielnie kreatywny. Nie spisał się szczególnie dobrze w meczu z Hiszpanią, ale nadal bardzo w niego wierzymy.
Zaniolo zagra? Odniósł w meczu z Hiszpanami kontuzję, z jej powodu zszedł z boiska.
– To nie było nic poważnego. Myślę, że Di Biagio będzie chciał go w pierwszym składzie w meczach z Belgią, w kolejnych spotkaniach turnieju, więc jeśli będzie zagrożenie pogłębieniem się urazu, będzie oszczędzany. Ale z tego, co się mówi, może zagrać i dziś, może nie będzie go na boisku przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Włosi potrzebują jego kreatywności.
Czytałem, że jeśli nie zagra Zaniolo, w jego miejsce wskoczy Riccardo Orsolini. Jak duża różnica w jakości jest między tymi dwoma?
– Orsolini to inny typ zawodnika. To typowy skrzydłowy, wokół którego nakręcono naprawdę duży hype we Włoszech ze względu na znakomitą drugą część sezonu w Serie A w Bolonii. Bardzo pomógł w walce o utrzymanie, był też jedną z wyróżniających się postaci na mistrzostwach świata U-20 w 2017 roku, gdy strzelił pięć bramek w pięciu kolejnych spotkaniach, a Włosi zdobyli brązowy medal. Na pewno dużo naturalniej czuje się na skrzydle niż Zaniolo, gracz Romy woli poruszać się w środkowej strefie. Zaniolo jest też w swoich poczynaniach dużo bardziej nieprzewidywalny niż Orsolini, którego głównym atutem jest ponadprzeciętna szybkość. Na pewno większe szanse, by zrobić kluczową różnicę w meczu, ma Zaniolo.
Wiedząc, jak gra Polska – że lubimy oddać inicjatywę, cofnąć się dość głęboko – myślisz, że Włosi mogą mieć problem ze „złamaniem” nas?
– Spodziewam się, że będziecie się przede wszystkim bronić i to może nam sprawić duże problemy. Raz jeszcze wracamy więc do Zaniolo. W tłoku przed polem karnym to zawodnik zdolny coś wymyślić, choć trzeba przyznać, że ostatnio jest w nieco gorszej formie. W każdym razie myślę, że będziemy próbować rozciągania gry, przede wszystkim za sprawą grającego przy linii Chiesy, i otwierania waszej obrony właśnie z tamtego miejsca. Nie spodziewałbym się prób przedarcia się środkiem, wielu prostopadłych podań. Włosi będą raczej grać w boczne strefy, próbować stworzyć sytuacje jeden na jeden, gdzie Chiesa czy Orsolini po wygraniu pojedynku próbowaliby dośrodkowania. Ci dwaj wiedzą doskonale, jak to się robi. Wciąż nie wiadomo, czy na szpicy zagra Kean, Cutrone, a może ci dwaj obok siebie. Ale jeśli Di Biagio zdecyduje się na dwójkę, tym bardziej myślę, że gra skrzydłami ma w tym wypadku najwięcej sensu.
Gdzie Polacy powinni szukać szansy, gdzie tkwi najsłabszy punkt Włochów?
– Nasza obrona, mimo że to zwykle kluczowy aspekt gry włoskich drużyn, moim zdaniem nie jest najlepsza. Zawodnicy z największym seniorskim doświadczeniem, z występami w dorosłej kadrze, są w linii pomocy i ataku. W defensywie nie mamy nikogo takiego. To, co rzuciło mi się w oczy w meczu z Hiszpanią, to wielkie trudności z rozgrywaniem od tyłu. Żaden ze stoperów nie jest w tym szczególnie dobry, więc jeśli Polacy będą stale zakładać pressing, mogą zmusić ich do jakiegoś prostego błędu.
Na koniec spytam, jaki wynik przewidujesz.
– 3:1 dla Włochów. Strzelicie nam bramkę, bo w meczu z Belgią wyglądaliście bardzo dobrze w ataku, pomocnicy dobrze dostarczali piłkę do napastników. Przyznam się, że od jakiegoś czasu śledzę uważnie trójkę waszych piłkarzy – Sebastiana Szymańskiego, Szymona Żurkowskiego i Filipa Jagiełłę i uważam, że stać ich na to, by rozerwać naszą obronę choć raz. Wyglądaliście jednak nie najlepiej w obronie. Podoba mi się wasz bramkarz, Kamil Grabara, którego kojarzę jeszcze z Liverpoolu, ale dziś może nie dać rady.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. NewsPix.pl